Pozostawiając Wam samym ocenę co dla Was jest ekscytujące… życzę spełnienia tego w nowym 2011.
Pozostawiając Wam samym ocenę co dla Was jest ekscytujące… życzę spełnienia tego w nowym 2011.
Osobiście odcinam się dość stanowczo od wszelkiego fatalizmu, „wpływu gwiazd” czy nawet genetycznej „teorii spiskowej”. Może i coś w tym jest. Niemniej jednak dla mnie są to przede wszystkim mniej lub bardziej wiarygodne oraz mniej lub bardziej wygodne wymówki aby nic nie robić lub robić to bez brania na siebie pełnej odpowiedzialności.
Skłonny byłbym się jednak zgodzić w pewnym sensie z tymi, którzy twierdzą, że z preferencjami takimi a nie innymi po prostu się rodzimy. Z tym, że wolałbym to rozpatrywać raczej w ramach predyspozycji. Czy staną się one naszymi rzeczywistymi preferencjami czy zostaną tylko predyspozycjami, zależeć będzie w dużej mierze od kwestii wychowawczo-środowiskowych. I od naszych późniejszych wyborów.
Jeśli znajdziemy w sobie dość odwagi lub przynajmniej ciekawości aby to COŚ w nas tkwiące zrozumieć i nazwać po imieniu. Dając sobie spokój z takim trudem, lub w myśl zasad i obowiązków odsuwając to od siebie, nigdy nie wyjdziemy poza ramy predyspozycji. Mogą nas one tylko czasami kluć i powodować niezrozumiały niepokój lub niepełne samozadowolenie. Można z tym w każdym bądź razie żyć i tylko pojawiające się fantazje będą mam przypominały, że coś może nie jest do końca tak jakby być powinno. Może to być nic więcej w sumie niż tylko „sen” o oddaniu i uległości…
Fantazje mają jednak to do siebie, że są tylko podniecającym dodatkiem do życia podsuwanym nam przez naszą podświadomość. Według mnie są też bardzo często oderwane od rzeczywistości i zazwyczaj nie przedstawiają naszych rzeczywistych potrzeb czy choćby tylko pragnień. Zwłaszcza w naszych fantazjach erotycznych, fantazjujemy bowiem bardzo często o tym czego w realnym życiu nie chcielibyśmy przeżyć. Lub przynajmniej nie chcielibyśmy przeżyć na danym etapie. W momencie bowiem pojawienia się chęci przeżycia tego na jawie fantazja przestaje być tylko fantazją a staje się mniej lub bardziej upragnionym marzeniem.
Ponoć ten kto nie ma marzeń nie żyje na prawdę. Według mnie dotyczy to również naszych marzeń i fantazji seksualnych. Rożnica zaś pomiędzy nimi jest bardzo płynna i wielu już się na niej wyłożyło. Nie potrafiąc lub nie chcąc dostrzec różnicy miedzy fantazją którą to niekoniecznie tak na prawdę chcielibyśmy doświadczyć na własnej skórze a marzeniem rzeczywistego tego doświadczenia. Wiele kobiet fantazjuje na przykład o zdradzeniu własnego partnera w jakimś namiętnym romansie, o „gwałcie” lub oddaniu się w niewole, itp. Jest to i normalne ponoć i bardzo częste. Co nie znaczy, że miewając takie fantazje chciałyby rzeczywiście to przeżyć lub gotowe byłyby to przeżyć. Tylko cześć z nich zacznie się nad tym poważniej zastanawiać i rozpatrywać taką możliwość. Jeśli jednak taka czy inna fantazja padnie na podatny grunt na przykład ich predyspozycji seksualnych, może się łatwo zamienić w marzenie. Posiadanie „wyśnionego” tylko do tej pory Pana zamienić się może u nich w marzenie aby kiedyś tam… i w być może… zostać czyjaś suczką, suką lub niewolnicą… czyjąś własnością…
I na marzeniach bardzo często się cała sprawa skończy. Bo obowiązek, bo miłość, bo przecież tak nie wypada… Powodów tyleż ile osób. Pozostaje zamkniecie oczu i pomarzenie o tym jakby to było gdyby… Nasze predyspozycje mogły być nie wystarczająco silne lub poczucie obowiązku lub przyzwoitości od nich silniejsze. Tyle, że w takim przypadku bez większych problemów potrafimy nad tym zapanować. Zadowalamy się i to w pełni tylko naszymi marzeniami i fantazjami. Głównie dlatego, że cała reszta naszego życia dostarcza nam innych, przynajmniej równie ważnych jak i nie ważniejszych powodów do samozadowolenia… powiedzmy, że na naszym „podatnym gruncie” zakwitło już tyle pięknych czy absorbujących nas kwiatków, że jeszcze jeden trudno by było nam wcisnąć lub nie jest on nam tak na prawdę potrzebny do szczęścia. A i pozostaje też jeszcze kwestia jak często i jak nachalni bywają ludzie odwiedzający nasz ogródek. I czy podczas zaglądania do niego , nie depczą nam grządek..:)))
Całkiem jednak inaczej rzecz się będzie miała gdy w naszym życiu nie wszystko pachnie różami lub gdy nic nam jeszcze nie przeszkadza w podejmowaniu nowych wyzwań. Zdecydowanie łatwiej podążyć za marzeniami osobom bez zobowiązań a tym bardziej dopiero poszukującym samych siebie. U nich marzenie może się bardzo szybko przerodzić w szczere pragnienie wypróbowania. Z osobami pozostającymi w mniej lub bardziej sformalizowanych związkach rzecz ma się oczywiście trudniej. O ile oboje partnerzy nie poszukują jednocześnie, to aby marzenie stało się pragnieniem przeżycia tegoż zazwyczaj najpierw coś musi się zacząć psuć.
Według mnie, to na etapie przeradzania się marzenia w pragnienie, następuje proces naszej najgłębszej samooceny i samoakceptacji naszych potrzeb i pragnień. To w tym momencie dochodzą one najmocniej do głosu. A przynajmniej dojść powinny. W sposób naturalny poprzez młodzieńczą chęć poznawania życia w rożnych jego aspektach. Lub wtórnie po wyrwaniu się spod okowów wychowawczo-społecznych jak również zmiany naszego postrzegania obowiązku na przykład. Na tym też etapie walczymy z własnym strachem i obawami.
Walkę tą możemy tak wygrać jak i przegrać. Nie będę kusił się nawet w określanie co być może zwycięstwem a co porażką. Nie mogąc ani przyklasnąć ani do końca odciąć się od stwierdzenia, że lepiej żałować za coś co się zrobiło niż żal czuć, że się czegoś nie zrobiło, każdemu z osobna pozostawiam ten wybór. Sami z sobą musimy stoczyć tą walkę a od jej wyników zależeć będzie to czy znajdziemy w sobie dość odwagi aby od rozważań przejść do czynów… czy poprzestaniemy na gdybaniach, czy też przynajmniej skosztujemy wyśnionego owocu…
U wielu w tym właśnie momencie pojawi się pytanie czy to wszystko jest właśnie seksualna preferencja do której jakże często jest się nam wstyd przyznać i to nawet przed samym sobą… czy też może jest to tylko chwilową fascynacją. Taki ot wybryk tylko… nic jeszcze nie znaczący i do niczego tym bardziej nie zobowiązujący…
Cóż… Dla wielu łatwiejsze będzie podchodzić do tego jak właśnie do tylko fascynacji i to z wielu powodów. I z równie wielu powodów na etapie tylko fascynacji się zatrzymają. Fantazjując, marząc i pragnąc, nie zdecydują się jednak na wykonanie tego ostatecznego kroku. I to nie tylko w realne poznanie ale choćby tylko i wyłącznie w poznawanie siebie do samego końca. Po prostu wygodniej i bezpieczniej będzie im do swych pragnień podchodzić jak do fascynacji. Może będą ją w sobie tylko pielęgnować… a może zechcą sprawdzić bez „większych krępacji” bo uleganie fascynacji będzie dla nich tylko zabawą i po prostu spełnieniem jeszcze jednej zachcianki? Dla wielu może być bowiem niczym więcej niż tylko zachcianką.
Fascynacja w każdym bądź razie prędzej czy później przemija. I rzeczywiście przeminąć może choć osobiście uważam, że jeśli już do etapu fascynacji doszliśmy to jednak COŚ jednak w nas tkwi. I w dużej mierze od tego kto pojawi się na naszej drodze zależeć będzie czy ta fascynacja ulotni się bezpowrotnie, czy będzie dalej tylko tkwiła w nas i uwierała, czy tez opromieni nas pełnią ognia i żaru. A że i największy ogień kiedyś może wygasnąć? I w tym nie ma nic strasznego jeśli od początku uważać będziemy aby w nim nie spłonąć. Lub też ktoś odpowiedzialny będzie uważać za nas… Oddając naszą fascynację w niepowołane ręce ryzykujemy nie tylko tym, że możemy się sparzyć ale i tym również, że może się to przemienić w naszą najszczerszą potrzebę i nic już dla nas nie będzie takie samo i być może już na zawsze staniemy się „niewolnikami” naszych własnych fantazji, pragnień i potrzeb.
Jeśli jednak nie „urodziliśmy się” z pewnością, że TO a nie nic innego jest naszą prawdziwą potrzebą czy wręcz „powołaniem”, nie dowiemy się czy nasze pragnienia są naszymi potrzebami, nim po prostu nie spróbujemy. Dopiero w prawdziwym ogniu oddania czy dominacji będziemy mogli dokonać pełnej i w miarę niepodważalnej oceny tego co jest czym tak na prawdę.
Byle z głową. Na etapie realnego odkrywania siebie czy to w czynnej uległości czy dominacji lepiej odkrywać swoje potrzeby wolniej niż nieopatrznie pomylić fantazje z marzeniami a te z pragnieniami i potrzebami. Choćby tylko dlatego, że tak do końca nigdy nie będziemy tego pewni. Tak jeśli chodzi o interpretacje naszych własnych „demonów” jak i tym bardziej błąd możemy popełnić w poznawaniu drugiej osoby.
Częściej jednak błąd ten popełniamy we własnej samoocenie. :)))
Pytanie to nierozerwalnie jest powiązane z początkami odkrywania BDSM. Nie każdy przez ten dylemat co prawda musi przechodzić. Niektórzy odkrywają bowiem w sobie uległość bądź dominacje w połączeniu z przeświadczeniem i pewnością, że to jest właśnie TO. Trawiące ich już wcześniej „przeczucia” co do ich preferencji i pragnień po prostu zostają w pewnym momencie odpowiednio nazwane i sprecyzowane. I samo to nazwanie ich po imieniu będzie dla nich wystarczającym powodem aby wkroczyć w ten świat. Wkroczyć dość pewnym krokiem nawet w przypadku osób uległych. Świadomie więc i pewnie zechcą one złożyć swoją uległość w czyjeś ręce…
Nadal jednak będzie duża liczba osób u których ten dylemat będzie spędzał sen z powiek. Może jeszcze po prostu nie sprecyzowały swoich rzeczywistych preferencji i pragnień. Zbyt wielkie w ich przypadku mogą być bowiem naleciałości wychowawczo- środowiskowe. Zagłuszające ich prawdziwą naturę lub ją przynajmniej przekłamujące. Nie bagatelną role może też pełnić w tym niezdecydowaniu strach. Strach nie tylko przed czystym skrzywdzeniem lub ośmieszeniem choć i on nie jest bagatelny, ale też strach przed przyznaniem się samemu sobie przed posiadaniem preferencji tak odbiegających od „normy”. Ten drugi rodzaj strachu bywa nawet bardziej paraliżujący. Zwłaszcza w środowisku gdzie trudno o tolerancje a sam temat seksu czy seksualności nadal jest tematem tabu…
Powinniśmy więc zacząć zdecydowanie od rozważenia czy to nie strach przed samym sobą nam w tym przeszkadza. Lub strach przed samą sobą bo to właśnie najczęściej kobiety mają z tym największy problem. Postrzeganie kobiety jakie jest każdy przecież wie. Takie jest nadal niestety wychowywanie, że Wasza seksualność bardzo często przedstawiana jest w negatywnym wręcz świetle. A choć oczywiście są i ZŁE „dziewczynki” to jednak jest wielka a wręcz kolosalna różnica miedzy tymi ZŁYMI w pełnym tego słowa znaczeniu a tymi co tylko tą drogę WYBRAŁY w poszukiwaniu prawdziwych siebie i tkwiącego w nich piękna. Te pierwsze z cala pewnością od Mikołaja rózgi pod choinkę nie dostają :D
BDSM co prawda samo w sobie seksem nie jest ale w wielu przypadkach będzie się opierać na czystej seksualności. Nawet traktując je całkowicie jako filozofie życia czy też sposób na życie, w tych samych kryteriach, w mniejszym lub większym stopniu powinniśmy rozpatrywać nasze nim zainteresowanie. Musząc sobie odpowiedzieć na te same pytania, bo nasza rola i samookreślenie się w BDSM zależeć będzie od samookreślenia siebie samego również w zakresie naszej seksualności.
Na początek zaś wystarczyłoby znalezienie w sobie przynajmniej tyle odwagi aby o to czy inne zapytać. Lub o naszych wątpliwościach w tej sprawie zacząć rozmawiać. Zwłaszcza, że anonimowość na necie daje nam tu przewagę nad „poprzednimi pokoleniami”. I nie chodzi mi bynajmniej o zasięganie czyichś opinii czy rad. Samo tylko mówienie bardzo często wystarcza abyśmy to my sami zdołali sprecyzować co jest naszymi preferencjami czy też choćby tylko predyspozycjami. Pozwoli również rozgraniczyć nasze potrzeby od pragnień i fascynacji a zwłaszcza od marzeń i fantazji.
Naszym życiem bowiem rządzą, czy tego chcemy czy nie, preferencje(predyspozycje), potrzeby, pragnienia, marzenia, fascynacje i fantazje. Tak w sferze czysto erotycznej jak i również poza nią. Rozróżnienie zaś, co jest czym, sprawia nam często największe problemy. Bywa to i trudne i pracochłonne w stosunku do samego siebie a tym bardziej jeśli chodzi o drugą osobę. Niemniej jednak chcąc się jak najpełniej odnaleźć tak w życiu jak i w BDSM, musimy zadać sobie trud nie tylko co do samookreślenia siebie samego ale też i w określeniu prawdziwej natury partnera. Zwłaszcza Uległej bo wchodząc w związek z takową bierzemy za nią przecież pełną odpowiedzialność. Pamiętać o tym trzeba zwłaszcza w przypadku niedoświadczonych i dopiero odkrywających w sobie uległość.
Oczywiście… nigdy nie będziemy mieli tak do końca pewności nim tego „na własnej skórze” nie odczujemy. Nim to nie nastąpi wszystko w mniejszym bądź większym stopniu będzie tylko gdybaniem. Tym bardziej więc wybór pierwszego Pana jest tak ważny a często Uległe od razu rzucają się na głęboką wodę dając z siebie wszystko. Samych siebie uczą się na własnych błędach. Jakże często bolesnych. Może więc lepszym dla nich wyjściem byłoby szukanie nie tyle Pana co Nauczyciela? Kogoś doświadczonego mającego raczej pomóc im odkryć i zrozumieć ich uległość niż tą ich uległość „wykorzystywać” i konsumować? Może nie spełniłoby to od razu na samym początku ich wszystkich pragnień i potrzeb czy też raczej ich wyobrażenia o tychże potrzebach i pragnieniach. Bez seksu czy nagości nawet… byłoby na pewno jednym z najbezpieczniejszych rozwiązań… tylko czy w ogóle znalazłby się facet gotowy na takie wyzwanie i na taka odpowiedzialność? Nie mówiąc już o Uległej nie chcącej wszystkiego od razu? Tyle, że w sumie… i na lanie trzeba sobie najpierw zasłużyć :)
… ciąg dalszy (najprawdopodobniej) nastąpi… :)
Su słusznie przypomniała, nie po raz pierwszy zresztą, że BDSM to nie seks… na pewno nie jest to niestety tylko seks, bo wtedy przynajmniej dużo prościej byłoby podejść do wielu spraw. A choć zgadzam się z nią, że to głównie powinno być dbanie oraz branie i DAWANIE… to daleki byłbym od pomijania czysto seksualnego aspektu BDSM. Odnośnie miłości nie będę się wypowiadał w tym momencie, bo chociaż często pojawia się ona w relacjach D/U to jednak równie częste będą związki oparte na innych, choć równie ważnych relacjach. Będę nawet upierał się przy tym, że szacunek, bezpieczeństwo i szczerość są ważniejsze. Tylko na nich bowiem można zbudować odpowiedzialne relacje. Miłość bywa ważna. Bezsprzecznie. I piękna. Niestety równie często bywa ślepa…
Tak. BDSM to nie tylko seks… W każdym bądź razie nie w czystym przynajmniej tego słowa znaczeniu. W relacjach D/U, zwłaszcza na S/M bardziej bazujących w ogóle może nie dochodzić do zbliżenia seksualnego. Również w typowym spankingu, seks nie wchodzi w rachubę a nawet często nie dochodzi tu nawet do obnażenia lub jak już to skończy się to na zsunięciu majtek. Bijący w każdym bądź razie koncentruje się na „laniu” bez dotykania sfer intymnych i ich stymulowania.
Nawet jednak i w tych podanych powyżej przykładach nie da się jednak do końca pominąć czysto seksualnego aspektu sprawy. Z tej prostej przyczyny, że nawet zwykle „lanie” czy tez inne rodzaje tortur będą albo sposobem na rozładowanie seksualnego napięcia lub też rodzajem seksualnej stymulacji. To drugie jest nawet częściej spotykane. Master w trakcie sesji nie będzie co prawda źródłem zaspokojenia wzbudzonego w ten sposób pożądania. Może ono nastąpić nawet i po kilku godzinach w wyniku masturbacji lub seksu z kimś innym. Seks a w każdym bądź razie zaspokojenie seksualne i tu występuje.
Przeważa jednak w Uległych potrzeba zaspokajania potrzeb seksualnych tak swoich jak i partnera. Jest to nie tylko potrzeba czysto fizycznego zaspokojenia ale również wynika z więzi jaka się tworzy pomiędzy Panem a jego Uległą. Nierozerwalnie wręcz związana z uległością potrzeba służenia swojemu Panu całą sobą. Ta potrzeba jest i w Uległych, które trzeba „zmuszać” i „gwałcić” i tylko wyraża się ona u nich w inny sposób. Również i masochistkom, tylko torturami podczas sesji zainteresowanym też nie jest ta potrzeba obca. Może po prostu dotyczyć nie tyle ich Mastera co na przykład stałego partnera.
Są też oczywiście i Masterzy odżegnujący się od zbliżeń seksualnych ze swoją Uległą. Tłumacząc to choćby tym, że po tak wielkim oddaniu siebie i swojego bólu podczas sesji przez Uległą, byłoby brakiem szacunku z ich strony wobec Uległej tak po prostu wykorzystać ją później czysto seksualnie. Większość dominujących mężczyzn będzie jednak w BDSM widziało i szukało seksu. Taka i nasza męska natura i równie często takie pojmowanie nie tylko BDSM samego w sobie ale i związku z kobietą jako takiego.
Seks i seksualność jest wiec nierozerwalnie z BDSM związana, czy tego chcemy czy nie chcemy. Możemy tylko nie chcieć aby dochodziło do rzeczywistego zbliżenia w trakcie sesji. Najważniejsza więc będzie próba samookreślenia się w tym względzie Uległej już na początku. Przynajmniej wstępne samookreślenie się a nawet i ono może nie być łatwe i również nie ostateczne. Każdy ma przecież prawo do zmiany zdania. :))
Może to być oczywiście frustrujące dla obu stron, jeśli Uległa w trakcie sesji czy też pomiędzy sesjami, zmieni swoje zdanie i zechce zrezygnować z seksu jako takiego… Lepiej więc na początku określić się zbyt ostrożnie a w miarę poznawania i bycia z sobą pozwalać sobie na więcej.
Największy problem z samookreśleniem się będą miały oczywiście początkujące Uległe. I tu jest wielkie pole do popisu dla jej potencjalnego Pana. Poznawać i nauczać. Budując przy tym szacunek, zaufanie i poczucie bezpieczeństwa. To jest wręcz jego obowiązek.
I nie tylko zresztą jej potencjalnego Pana. W pogoni za własnym szczęściem a niekiedy i zapatrzeni we własne związki, zapominamy, że publikując cokolwiek na blogach, chcąc czy nie chcąc, bierzemy odpowiedzialność za tych wszystkich którzy dopiero wkraczają na tą drogę lub dopiero zaczynają szukać swojej drogi… Twórzmy im więc bardziej odpowiedzialny wizerunek związków D/U. Pokazując ich piękno nie zapominajmy i o ciemnych stronach…
Znajomy zwrócił mi tylko co uwagę, że do lata to jeszcze daleko i powinniśmy się więc raczej skoncentrować na atrakcjach jakie do wykorzystania daje nam zima. :))
To, że za oknem biało można a nawet powinno się wykorzystać i nie trzymać na siłę naszej Uległej w domu. Mamy teraz bowiem jeden z najlepszych momentów aby naszą „Sunie” na spacer wyprowadzić dostarczając jej przy tym dodatkowych, ukrytych chociażby doznań. Możemy też oczywiście tak ubranej kazać przyjść do nas na sesje :)))
…tudzież innych Waszej pomysłowości pozostawionych. Również i takich zdecydowanie baaaaaaaaaaaaardziej rozgrzewających :)))
W tym punkcie dojdziemy oczywiście do nieuniknionego dylematu, czy najpierw rozgrzać i schłodzić pozwolić , czy też ciekawszą wersją jest schłodzoną uprzednio dupcie rozgrzewać… nie zdołaliśmy niestety dojść do konsensusu wiec miłośnikom i miłośniczkom kompleksowego zajmowania się wypiętym tyłeczkiem pozostawiamy to do wyboru :)))
Kilka dni temu zaledwie napisałem, że szczęśliwi Ci, którzy odkrywają w sobie uległość nie będąc jeszcze lub już w stałym związku. A choć dodałem też, że ta potrzeba może się niestety pojawić w najmniej oczekiwanym momencie to jednak mimo wszystko muszę swój punk widzenia zweryfikować, po tym co znalazłem wczoraj u siebie na blogu…
Pod moim poprzednim postem pojawił się komentarz będący w sumie tylko zaproszeniem na inny blog choć już w samej formie był i ogłoszeniem uleglej szukającej Pana. Samo zaproszenie pewnie bym zostawił nie wnikając za bardzo kto jest autorką. Nie chcąc jednak aby mój blog zamienił się w anonse, chciałem przed wykasowaniem tegoż napisać do autorki z wyjaśnieniami i prośbą o zamieszczenie jak już to mniej narzucającego się komentarza. Wszedłem wiec na jej blog i…
ja taki ponoć wygadany a tylko to ze mnie się wydobyło !!! :(
Nie zwykłem oceniać ludzi zwłaszcza po ich preferencjach i potrzebach seksualnych. Jest jednak kilka spraw na które moja tolerancja nie tylko, że się nie rozciąga lecz do których podchodzę z odrazą i wręcz bezwzględnością.
Każdy zaś na jej blog zaglądający mimowolnie narazić się może na pomówienie o pedofilie biorąc pod uwagę, że zamieszczone tam jej zdjęcia są niczym innym jak dziecięcą pornografią. Ich autorka zaś jeśli ukończyła rzeczywiście te 13 lat to sama już podciąga się pod prokuratora za ich upublicznienie. Każdy zaś kto się z nią skontaktuje w ten czy inny sposób pedofilem będzie z całą pewnością. Innymi słowy… choćby nie wiem jak pięknych i wzniosłych słówek będzie używać i jakie to powody podjęcia kontaktu by nie podawał, to w niczym nie zmienia to faktu, że w myśl prawa jest przestępcą a według mnie wręcz ZBOCZONYM DEGENERATEM zasługującym jedynie na wykastrowanie. Przynajmniej na wykastrowanie !!!
Mnie od początku interesował szczególnie aspekt ludzi którzy swoje prawdziwe preferencje w tym i BDSM odkryli pozostając w stałym związku. Zapewne głównym powodem tego było, że i ja znalazłem się właśnie w takiej sytuacji. To moja eks pierwsza wyciągnęła w pewnym sensie ten temat. Chciała zrealizować swoją fantazje bycia potraktowaną jak dziwka i/lub być zgwałconą. Ja zaś jako zakochany po uszy młody żonkoś… cóż… poddałem się temu jej pragnieniu. A potem szybciutko poleciałem szukać czegoś na ten temat bo jeszcze wtedy zasadniczy błąd popełniałem starając się zrozumieć moją kobietę. Wpadłem przy tym jak śliwka w BDSM i tak mi już zostało do dzisiaj . Jej zaś szybko przeszło. Nie tylko to zresztą. :)
Wiem więc z własnego doświadczenia jakie to bywa frustrujące. Wiem też ile błędów popełniłem. I jakie to były błędy. A to już chyba coś? :D
Prawda zaś jak zwykle była prozaiczna… nie pamiętam kto to powiedział, lecz szło to jakoś tak, że nie ważne z kim się żenimy (za kogo wychodzimy)… następnego dnia okazuje się ona/on i tak zupełnie inną osobą. Innymi słowy wiążemy się bardziej z naszymi wyobrażeniami o tej osobie a nie z jej rzeczywistym wizerunkiem. Mało z nas zadaje sobie trud prawdziwego i dogłębnego poznania naszego partnera. O pewnych sprawach, głównie seksie w sumie w ogóle się nie rozmawia przed a i równie mało w trakcie. Do tego dochodzi jeszcze i to, że choć według mnie z pewnymi predyspozycjami do bycia dominującym bądź uległym już się rodzimy, to jednak nasza dominująca natura czy potrzeba uległości pojawić może się dość późno i to w najmniej oczekiwanym momencie. Pojawia się wówczas mały problem co z tym „fantem” zrobić.
Zapomnieć? I to jakieś wyjście . Niemniej jednak poświęcanie samego siebie dla drugiej osoby nawet bardzo kochanej, choć oczywiście bardzo „szlachetne” to jednak jest polityką dość krótkowzroczną. Niewielu z nas znajdzie w sobie dość siły aby to w sobie stłumić. Prędzej czy później może to w nas wybuchnąć a im dłużej to w sobie tłumiliśmy, tym wybuch ten może być potężniejszy. Do tego stopnia, że poddając się temu zniszczymy wszystko co z takim trudem osiągnęliśmy. Nawet zaś jeśli temu się nie poddamy, to rosnąca w nas frustracja niezaspokojenia odbijać się będzie na naszym związku.
Szukać spełnienia? Ale jak i gdzie… u swojej partnerki lub partnera czy też poza związkiem?
Faceci mają w tej kwestii zdecydowanie łatwiej. Łatwiej nam bowiem przychodzi rozgraniczenie seksu od miłości. Ba. Równie często rozgraniczenie to będzie wręcz oznaczało, że z naszą kobietą a tym bardziej matką naszych dzieci będziemy się tylko (?) kochać i to po Bożemu a seksu którego tak na prawdę pragniemy szukać będziemy gdzie indziej. Syndrom Madonny, czy jak to zwał dość dobrze przedstawiony w „Depresji Gangstera”…
Nie wypowiadam się odnośnie uległości mężczyzn bo jest to dla mnie temat i obcy i nie do końca w sumie zrozumiały. Tak jednak przy męskiej potrzebie ulegania a tym bardziej potrzebie dominowania, powinniśmy sobie najpierw odpowiedzieć chyba na dwa pytania. Po pierwsze, czy te nasze fantazje dotyczą naszej partnerki/żony a jeśli tak to czy przypadkiem nie jest już za późno na szukanie naszego spełnienia pragnień w związku, bo wszystko w międzyczasie spieprzyliśmy?
I w tej kwestii my faceci mamy o wiele prościej. O wiele prościej zaszczepić nasze pragnienia w partnerce i sprawić, że się nimi zainteresuje i to szczerze, niż zmusić faceta do odrobiny inwencji i w pewnym sensie poświęcenia się swojej partnerce. Jednym z głównych powodów tak obecnie sporego zainteresowania kobiet BDSM są bowiem nie tyle same techniki jakie można tu znaleźć co atencja jaką partner jej okazuje tak w trakcie, jak i przed i po. Zainteresowanie jej potrzebami i jej rozkoszą co jest rzadko niestety spotykane w „normalnych” związkach gdzie seks szybko przeradza się wręcz w mechaniczny obowiązek. Służący bardziej zaspokojeniu potrzeb faceta niż rzeczywistym potrzebom i pragnieniom kobiety. Nas satysfakcjonuje sam akt do tego stopnia, że oddzielamy współżycie od dnia codziennego. Kobiety zaś podchodzą do tego jednak bardziej kompleksowo i dla nich nasze wylegiwanie się przed telewizorem ma bezpośrednie przełożenie na jej pragnienie seksu. Nie mają jakiegoś przełącznika, który po przejściu progu sypialni z żony czynić je będzie kochankami i tylko kochankami. W odróżnieniu do nas do łózka idą z pełnym bagażem mijającego dnia (w najlepszym bądź razie tylko jednego dnia) i „głupie”, z naszego punktu widzenia 5 min ociągania się w wyrzuceniu śmieci o którym już zapomnieliśmy, ją może niestety przyprawiać o „ból głowy”. Chcąc więc zmienić coś w seksie z naszą ukochaną, musimy nie tylko zadbać o odpowiednią atmosferę w sypialni zmieniając nasze podejście do niej z „brania” na „dawanie” ale „grę wstępną” zaczynać trzeba już od progu po powrocie z pracy bo cudów nie ma. A już na pewno nie na zamówienie. Aby mieć coś… najpierw trzeba coś dać.
Niestety większość z nas będzie po prostu za leniwa aby chociażby uszanować inne podejście kobiet do współżycia a dla wielu zmiana tego przekraczać będzie ich zdolności. Nawet zdolność zwykłego pojmowania i kojarzenia faktów. Tacy na pewno pójdą na łatwiznę i poszukają sobie kochanki dla spełniania swoich fantazji erotycznych. O kochankę przecież nie trzeba dbać aż tak jak o żonę. Zwłaszcza o taką Uległą bo jak nie zrozumie swojego miejsca to się ją po prostu wymieni na inną.
I sporo jest Uległych w pełni akceptujących takie a nie inne miejsce dla siebie. Nie zdziwmy się jednak gdy i nasza partnerka tak samo do tego podejdzie i również poza związkiem szukać będzie swojego spełnienia.
Tym „leniwym” pozostaje wiec tylko wznieść toast: „za nasze żony i kochanki…. oby się nigdy nie spotkały”.
A jeśli już się jednak spotkały to aby wyrozumiałością się wykazały choć tekst z poniższego obrazka raczej nie jest zbyt przekonujący. :)
Gdy słucham lub czytam o ZASADACH jakie w BDSM (ponoć) są to nie wiem czy się śmiechem zanosić czy łzy ronić… :(
Uległe są rożne i rożne mają potrzeby… Ok. Znaczy to tyle tylko, że będą i takie które wręcz będą potrzebować i pragnąć zdominowania wręcz totalnego. A przynajmniej konkretnego pokazania im gdzie jest ich miejsce. Z całą masą „odpowiedniego” słownictwa, zasad i rytuałów.
I niech im będzie obojgu jak najlepiej. Szczerze !!! Problem w tym tylko taki malutki, że Ci którzy tak twardo trzymają się tych wszelakich rytuałów zapominają, że nie wszystkim mogą one odpowiadać. To co jednym będzie wręcz niezbędne do szczęścia i samookreślenia i doprowadzi ich na wyżyny podniecenia u innych może powodować oziębłość lub nawet niesmak. Lub pusty śmiech. Na przykład u par znających się przed odkryciem BDSM i próbujących je zaadoptować do własnego związku.
Zwłaszcza tym ostatnim powielanie wzorców znalezionych u innych często nie wychodzi na dobre. A już wręcz staną na straconej pozycji jeśli zamiast zrozumienia własnych potrzeb i pragnień bazować będą na zaczerpniętych skądś tam zasadach…
W BDSM jest ich zaś tylko kilka. Poznanie, zrozumienie, akceptacja, szczerość, szacunek, zaufanie i bezpieczeństwo. I TYLKO TE choć osobiście bardziej bym je odbierał jako prawa a nie jako zasady. Cała reszta to już tylko dodatki które należy dobierać UMIEJĘTNIE I Z WYCZUCIEM w ten sposób aby to NAM sprawić mogły jak największą przyjemność. Sztuka BDSM nie polega na powielaniu czyichś wzorców a na znajdowaniu własnej, oryginalnej drogi… Bo nie ma czegoś takiego jak jedynie właściwa droga… jedynie właściwa tresura i jedynie właściwie ułożona Uległa.
A właściwie to jest. Tyle ze dla każdego inna. :)
Szukanie zaś jakichś tam zasad na blogach u innych… cóż… niesie za sobą spore ryzyko. Zwłaszcza dla początkujących. Moja dobra znajoma tak mnie swego czasu zachęcała do rozpoczęcia pisania mojego bloga:
” … szkoda, że nie piszą takich teoretycznych blogów, i szkoda, że czasami psują głowę nowym mężczyznom i początkującym kobietom… a czasami taki młody mężczyzna czytając blog uległej, może mu się wydawać, że on też tak musi. mieć kobietę bezwzględnie uległą, która będzie go traktowała jak Boga, a jak trafi się na jakąś przeszkodę, może wtedy albo się zrazić albo gorzej; popaść w kompleksy lub poczuć porażkę, także to chyba działa w dwie strony, nie tylko trzeba uświadamiać przyszłe suki, ale też ostrzegać przyszłych masterów przed tym, że nie wszystko jest tak jak piszą na blogu czy o tym mówią na internecie :))))… Monika”
Nie ma wiec czegoś takiego jak ZASADY które można by znaleźć na blogach u innych. Są tylko… hmm… wzorce? Nie wszystkie do zaakceptowania. Nie wszystkie do nas pasujące. A i te które u nich się super sprawdzają innym mogą wszystko popsuć.
Osobiście unikam powielania wszelkich schematów. Nie daje też nigdy rad a tylko pewne wskazówki. Przed „zasadami” i schematami zaś wręcz ostrzegam. A także przed ludźmi, którzy wiedzą najlepiej (!) jak Sukę należy traktować i tresować. Problem z nimi bowiem jest taki, że jak już swoją „odpowiednio” wytresują to zaczynają się na inne przerzucać. I mala jeszcze bieda jak się tylko z „dobrymi radami” wyrywają… A są i tacy „guru” co potrafią tych nie poprawnych zjechać, ośmieszyć a ich Uległe wyzywać od źle wychowanych…
eh… nie ma to jak EGO, czyż nie? Ciekawi mnie tylko dlaczego tak często zmieniają Uległe… przecież były tak WSPANIALE I POPRAWNIE wychowane… sorki… wytresowane… :)