Kochanie?… na kolana Suko!

  
   Szczęśliwi Ci, którzy uległość lub dominacje odkryją w sobie w momencie niezaangażowania w związek. Tak przed podjęciem zobowiązań mniej lub bardziej formalnych wobec partnera/partnerki, lub po rozpadzie poprzedniego związku. Odpadają im dylematy moralne w stosunku do partnera. Mogą więc w pełni poświecić się odnajdywaniu prawdziwego siebie.
 

  

   Mnie od początku interesował szczególnie aspekt ludzi którzy swoje prawdziwe preferencje w tym i BDSM odkryli pozostając w stałym związku. Zapewne głównym powodem tego było, że i ja znalazłem się właśnie w takiej sytuacji. To moja eks pierwsza wyciągnęła w pewnym sensie ten temat. Chciała zrealizować swoją fantazje bycia potraktowaną jak dziwka i/lub być zgwałconą. Ja zaś jako zakochany po uszy młody żonkoś… cóż… poddałem się temu jej pragnieniu. A potem szybciutko poleciałem szukać czegoś na ten temat bo jeszcze wtedy zasadniczy błąd popełniałem starając się zrozumieć moją kobietę. Wpadłem przy tym jak śliwka w BDSM i tak mi już zostało do dzisiaj . Jej zaś szybko przeszło. Nie tylko to zresztą. :)

   Wiem więc z własnego doświadczenia jakie to bywa frustrujące. Wiem też ile błędów popełniłem. I jakie to były błędy. A to już chyba coś? :D

   Prawda zaś jak zwykle była prozaiczna… nie pamiętam kto to powiedział, lecz szło to jakoś tak, że nie ważne z kim się żenimy (za kogo wychodzimy)… następnego dnia okazuje się ona/on i tak zupełnie inną osobą. Innymi słowy wiążemy się bardziej z naszymi wyobrażeniami o tej osobie a nie z jej rzeczywistym wizerunkiem. Mało z nas zadaje sobie trud prawdziwego i dogłębnego poznania naszego partnera. O pewnych sprawach, głównie seksie w sumie w ogóle się nie rozmawia przed a i równie mało w trakcie. Do tego dochodzi jeszcze i to, że choć według mnie z pewnymi predyspozycjami do bycia dominującym bądź uległym już się rodzimy, to jednak nasza dominująca natura czy potrzeba uległości pojawić może się dość późno i to w najmniej oczekiwanym momencie. Pojawia się wówczas mały problem co z tym „fantem” zrobić.

   Zapomnieć? I to jakieś wyjście . Niemniej jednak poświęcanie samego siebie dla drugiej osoby nawet bardzo kochanej, choć oczywiście bardzo „szlachetne” to jednak jest polityką dość krótkowzroczną. Niewielu z nas znajdzie w sobie dość siły aby to w sobie stłumić. Prędzej czy później może to w nas wybuchnąć a im dłużej to w sobie tłumiliśmy, tym wybuch ten może być potężniejszy. Do tego stopnia, że poddając się temu zniszczymy wszystko co z takim trudem osiągnęliśmy. Nawet zaś jeśli temu się nie poddamy, to rosnąca w nas frustracja niezaspokojenia odbijać się będzie na naszym związku.

   Szukać spełnienia? Ale jak i gdzie… u swojej partnerki lub partnera czy też poza związkiem?

   Faceci mają w tej kwestii zdecydowanie łatwiej. Łatwiej nam bowiem przychodzi rozgraniczenie seksu od miłości. Ba. Równie często rozgraniczenie to będzie wręcz oznaczało, że z naszą kobietą a tym bardziej matką naszych dzieci będziemy się tylko (?) kochać i to po Bożemu a seksu którego tak na prawdę pragniemy szukać będziemy gdzie indziej. Syndrom Madonny, czy jak to zwał dość dobrze przedstawiony w „Depresji Gangstera”…

   Nie wypowiadam się odnośnie uległości mężczyzn bo jest to dla mnie temat i obcy i nie do końca w sumie zrozumiały. Tak jednak przy męskiej potrzebie ulegania a tym bardziej potrzebie dominowania, powinniśmy sobie najpierw odpowiedzieć chyba na dwa pytania. Po pierwsze, czy te nasze fantazje dotyczą naszej partnerki/żony a jeśli tak to czy przypadkiem nie jest już za późno na szukanie naszego spełnienia pragnień w związku, bo wszystko w międzyczasie spieprzyliśmy?

   I w tej kwestii my faceci mamy o wiele prościej. O wiele prościej zaszczepić nasze pragnienia w partnerce i sprawić, że się nimi zainteresuje i to szczerze, niż zmusić faceta do odrobiny inwencji i w pewnym sensie poświęcenia się swojej partnerce. Jednym z głównych powodów tak obecnie sporego zainteresowania kobiet BDSM są bowiem nie tyle same techniki jakie można tu znaleźć co atencja jaką partner jej okazuje tak w trakcie, jak i przed i po. Zainteresowanie jej potrzebami i jej rozkoszą co jest rzadko niestety spotykane w „normalnych” związkach gdzie seks szybko przeradza się wręcz w mechaniczny obowiązek. Służący bardziej zaspokojeniu potrzeb faceta niż rzeczywistym potrzebom i pragnieniom kobiety. Nas satysfakcjonuje sam akt do tego stopnia, że oddzielamy współżycie od dnia codziennego.  Kobiety zaś podchodzą do tego jednak bardziej kompleksowo i dla nich nasze wylegiwanie się przed telewizorem ma bezpośrednie przełożenie na jej pragnienie seksu. Nie mają jakiegoś przełącznika, który po przejściu progu sypialni z żony czynić je będzie kochankami i tylko kochankami. W odróżnieniu do nas do łózka idą z pełnym bagażem mijającego dnia (w najlepszym bądź razie tylko jednego dnia) i „głupie”, z naszego punktu widzenia 5 min ociągania się w wyrzuceniu śmieci o którym już zapomnieliśmy, ją może niestety przyprawiać o „ból głowy”. Chcąc więc zmienić coś w seksie z naszą ukochaną, musimy nie tylko zadbać o odpowiednią atmosferę w sypialni zmieniając nasze podejście do niej z „brania” na „dawanie” ale „grę wstępną” zaczynać trzeba już od progu po powrocie z pracy bo cudów nie ma. A już na pewno nie na zamówienie. Aby mieć coś… najpierw trzeba coś dać.

   Niestety większość z nas będzie po prostu za leniwa aby chociażby uszanować inne podejście kobiet do współżycia a dla wielu zmiana tego przekraczać będzie ich zdolności. Nawet zdolność zwykłego pojmowania i kojarzenia faktów. Tacy na pewno pójdą na łatwiznę i poszukają sobie kochanki dla spełniania swoich fantazji erotycznych. O kochankę przecież nie trzeba dbać aż tak jak o żonę. Zwłaszcza o taką Uległą bo jak nie zrozumie swojego miejsca to się ją po prostu wymieni na inną.

   I sporo jest Uległych w pełni akceptujących takie a nie inne miejsce dla siebie. Nie zdziwmy się jednak gdy i nasza partnerka tak samo do tego podejdzie i również poza związkiem szukać będzie swojego spełnienia.

   Tym „leniwym” pozostaje wiec tylko wznieść toast: „za nasze żony i kochanki…. oby się nigdy nie spotkały”.

   A jeśli już się jednak spotkały to aby wyrozumiałością się wykazały choć tekst z poniższego obrazka raczej nie jest zbyt przekonujący. :)

 
 
   Osobiście jednak uważam, że zdrada jest ostatecznością do której namawiać nikogo nie zamierzam. Najpierw warto przynajmniej spróbować w kobiecie swojej odnaleźć tą „doskonałość” lub też pozwolić jej tą „doskonałość” w sobie odnaleźć aby była i „damą na salonach i dziwką w łóżku”. Lub Suką. Jak kto woli i jak potrzebuje. A w swym facecie móc odnaleźć Pana i Władcę, nie zabijając w nim przy okazji partnera. Zwłaszcza, że już przy tej pierwszej próbie możemy się bardzo przyjemnie zdziwić. :)
  
   Trudne to ale nie niemożliwe. Zwłaszcza, że na początku, nawet i tylko namiastka dominacji lub uległości z dodatkiem prawdziwego uczucia może wynieść was na najprawdziwsze wyżyny. I wtedy już dużo łatwiej na pewne kompromisy i poświecenia. Ale o tym już w kolejnej części…   c.d.n.