sama sobie lub niespodzianka dla Pana

  

   W odpowiedzi na wiele pytań w mailach na temat Shibarii zaproponuje na początek wiązanie o tyle atrakcyjne w swojej prostocie co mogące dostarczyć niezapomnianych wrażeń. I to nie tyle na samych sesjach nawet co i na co dzień bo każda z Was bez problematycznie sama może to wykonać. Choćby tylko dla sprawdzenia czy rzeczywiście sznurki mogą jej przynieść satysfakcje. :))

 

    Jedną z głównych atrakcji ma być w tym wiązaniu oczywiście lina wżynająca się w to kobiece najczulsze i najdelikatniejsze miejsce a efekt ten można wzmocnić mocniejszym naciągnięciem liny lub dodając jeden lub kilka supełków w newralgicznym miejscu :)

 
 
  
   Zrozumiały niekiedy strach przed tak bezceremonialnym potraktowaniem najczulszego miejsca można złagodzić stosując modyfikacje tego wiązania dodając za to efekt oplecenia i uniesienia pośladków.
 

 
lub po prostu prowadzać line na zewnątrz cipki :))
 
 
  
zamiast supełków w przedniej części wiązania można zastosować przełożenia sznura nie różniące się niczym od pierwszego kroku przy wiązaniu sznurówek…
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
i powielić ten
krok
 
 
 
a im więcej zrobimy tych przełożeń czy supełków na przodzie tym efekt oplecenia ciała będzie bardziej odczuwalny i tworzący coś na kształt gorsetu
 

 

   I co może dla wielu z Was będzie dodatkową atrakcją… wiązanie to nie ogranicza się wyłącznie do sesji ale może być stosowane i na co dzień. Można w nim więc iść na zakupy dla Waszej własnej przyjemności…

 
 
lub sprawić niespodziankę Panu udając się na spotkanie w takim własnoręcznie wykonanym stroju :D

 

Kinbaku Shibari

  

   Japończycy oprócz swojej , powszechnie znanej „pokrętności” i niezrozumiałego dla nas stylu życia i filozofii, charakteryzują się również i tym, że ze wszystkiego chyba potrafią uczynić sztukę… Nie inaczej ma się w sferze erotyzmu jako takiego a w szczególności w najbardziej wizualnej z praktyk BDSM jaką jest wiązanie prowadzące bezpośrednio lub pośrednio do zniewolenia.

 

   Nie należy jednak zapominać o dość brutalnych korzeniach Kinbaku Shibari wywodzącego się z samurajskiej sztuki wiązania i torturowania jeńców zwanej Hojojutsu stosowanej zresztą później jako jedna z kar. Złagodzone jej elementy przeszły następnie do Shibari i wykorzystywane są nadal nie tylko przez japońską policje.

   Wielowiekowa tradycja Shibari dość późno jednak nabrała czysto erotycznego wymiaru stając się dziś nam znanym Kinbaku lub w ostateczności Kinbaku Shibari bo samo Shibari to po prostu wiązanie i tyle. Dopiero jednak w erotycznym wykorzystaniu, czyli w Kinbaku zawładnęło światem i stało się niesłusznie i krzywdząco wrzucone do jednego worka z bondage.

 
   Kinbaku Shibari, pomimo jego nastawienia na zniewolenie strony uległej koncentruje się na takim założeniu więzów oraz takim umiejscowieniu supełków aby wywoływało to efekt podniecenia czysto seksualnego, gdyż to odczucia wiązanego mają szczególne znaczenie.

   Szczególny nacisk kładziony jest też na estetykę wykonania. I choć w tej masie sznurków i supłów często można się pogubić, są one jednak w założeniu dodatkiem do piękna ludzkiego ciała. Mając je wyeksponować przy okazji zniewalając.

 
 
   O ile jednak samo Shibari w wersji artystycznej cieszy się co raz większym i rosnącym zainteresowaniem i na tym polu to Europejczycy zaczynają nie tylko nadrabiać zaległości ale nawet co raz częściej wysuwają się na czoło o tyle samo Kinbaku Shibari schodzi poniekąd na psy i nawet w Japonii co raz częściej przybiera formę tandety i pójścia na łatwiznę a piękne i wyrafinowane sploty zastępowane są bylejakością nie odbiegającą od zwykłego bondage lub jest zastępowane gadżetami z sex-shopów.
 

tylko mnie… kochaj?

 

   Czy naprawdę jest tak, że nam dominującym facetom nie zależy na miłości naszej Uległej? Pragniemy rzeczywiście tylko jej uległości i oddania a jej miłość jest dla nas tylko i wyłącznie komplikacją? Czy sami nie potrafimy się w niej zakochać? A może tylko zakochać się w niej nie chcemy choćby nie wiem jak się ona przed nami otwierała i jakie pokłady swojej własnej miłości i uległości nam oddawała? Aż tak „twardzi” i niewzruszeni jesteśmy czy tylko na takich niewzruszonych twardzieli pozujemy bo takim niby powinien być dominujący? A może po prostu otrzymując od niej wszystko to co ma ona najcenniejszego i to jak na tacy, rzeczywiście zbyt leniwi lub zbyt wygodni jesteśmy aby wziąć na siebie odpowiedzialność za nią nie tylko jako za naszą sunie czy niewolnice… ale również wziąć na siebie odpowiedzialność za kobietę?

     A może… a może jest tak, że pomimo całego szacunku, akceptacji i zrozumienia jej potrzeb winne wszystkiemu jest właśnie postrzeganie jej jako Uległej? I choćbyśmy ani na moment nie zapominali, że jest również i kobietą… to jednak widzimy w niej przede wszystkim Uległą, która nigdy nie przestaje być kobietą a nie kobietę o uległej naturze? I nawet pragnąc od życia i kobiety czegoś więcej , to jednak nie widząc w naszej Uległej właśnie KOBIETY o uległej naturze a „tylko” Uległą zawsze będącą kobietą… oddając jej całą swoją pasje, szacunek a nawet i opiekę… to jednak… kobiety na całe życie będziemy szukać gdzie indziej?

     I może przez te niby nic, nie tylko istnieje tak skromna ilość par czy wręcz małżeństw BDSM-owych ale i z samym szacunkiem wobec Uległych jest jak jest? Może więc pragnąc więcej lub nie chcąc przynajmniej być skrzywdzonymi i wykorzystanymi, Uległe od początku występować powinny jako KOBIETY o uleglej naturze? I ani na chwilę, tak przed jak i po oraz pomiędzy, nie pozwalać nam zapomnieć, że są kobietami skoro my sami miewamy z tym problemy?

     A może i one same zapominając, że są przede wszystkim i w pierwszym rzędzie kobietami a dopiero później Uległymi właśnie tym robią sobie największą krzywdę? Może takim podejściem właśnie stawiają się na z góry przegranej pozycji? I już nie tyle nawet, że nie mając co liczyć na miłość ale wręcz prowokują i inne nieszczęścia? Może nie występując jako kobiety a suczki, suki i niewolnice, same sprowadzają się tylko i wyłącznie do roli suczki, suki lub niewolnicy?

   I nie tylko, że nic więcej nie otrzymają to jeszcze postrzegane będą w negatywnym świetle jakże często towarzyszącym tym określeniom?

inny wymiar Bondage

  

   W wydaniu obecnym Bondage to już nie tylko wiązanie jako takie ale często w swojej formie przemienia się w artystyczne sploty co pokazywałem w zeszłym tygodniu. Może też mieć wymiar bardziej „praktyczny” czego przykładem są choćby już pokazywane poprzednio majteczki… choć ze sznurka można upleść oczywiście również inne części „garderoby” :)

 

.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
choć niewątpliwie największym zainteresowaniem i popularnością cieszą się gorsety.
.

                   

                        

 

 

 

 

 

 

 

 

a później… coś w sam raz na klimatyczne party :)))

 
 

„miłosna” prowokacja…

  

   Nawiązanie do miłości z powodu przypadającego akurat święta zakochanych było oczywiście celową prowokacją z mojej strony i miałem nadzieje, że cześć Uległych przystanie… pomyśli… i dostrzeże analogie pomiędzy miłością właśnie a fascynacją prowadzącą do uzależnienia BDSM i Panem. Uczucia to bardzo pokrewne, często mylone… ale o ile miłość może być piękna i piękno niosąca, pomimo fascynacji nim sobą niosącej i tylko źle ulokowana i zdradzona rani, o tyle fascynacja powodowana uległością, najczęściej niestety może mieć destrukcyjny wpływ.

   I choć może pokrętnie się do tego zabrałem, to jednak to ta fascynacja BDSM i Panem, była głównym tematem poprzedniego postu. Bo do samej miłości nic nie mam i uważam ją za coś pięknego. Zgadzam się tez z tym, że nie da się nad nią zapanować.
    
   Podobnie ma się niby też sprawa z zafascynowaniem. Pojawia się po prostu i na to wpływu nie mamy. Przynajmniej jeśli chodzi o zafascynowanie samym BDSM. Jeśli już chodzi o zafascynowanie Panem, o zafascynowanie nami to wiedząc o jego istnieniu i jego potędze, od samego początku znajomości powinniśmy być świadomi, że możne się ono pojawić, wiec tym bardziej nie powinniśmy robić najmniejszych nawet nadziei czy złudzeń, jeżeli sami nie jesteśmy pewni, czy chcemy i możemy ponieść ciężar takiej odpowiedzialności za Uległą. Już bowiem w okresie poznawania się możemy zawładnąć jej myślami do tego stopnia, że wszystko inne przestaje się liczyć.

   A właśnie to wszystko inne powinno się liczyć dla niej przede wszystkim a my, BDSM, jej własna uległość… powinno być tylko pięknym dodatkiem do codzienności. Bo to powinien być właśnie dodatek właśnie. I jak mi to niedawno jedna Uległa napisała:


   „…to dodatek, lecz nie „tylko” ale „aż” bo bez niego życie jest jak potrawa bez przypraw.. Ale z drugiej strony same przyprawy znowu nie są jadalne, wiec muszę to wyśrodkować i do tzw zwykłego życia, sukcesów, spełniania marzeń i rozwoju materialnego dodać duchowa szczyptę chilli, z umiarem, żeby było dobrze doprawione, ale jadalne…

…na samym chilli długo się nie przeżyje :)”     M

 

   I o tym ostatnim jej zdaniu zawsze pamiętać powinniśmy. I zawsze pamiętać, że to w odpowiedzialności dominującego leży, aby Uległa zbytnio nie zatraciła się w fascynacji. Bo o ile fascynacja ta podczas spotkań i sesji jest piękna to nie upilnowana i przenosząca się na całokształt życia może życie to rujnować lub przynajmniej takich problemów nastręczać, że i podczas sesji trudno później o prawdziwą spontaniczność.

   I mała jeszcze bieda, jeśli przy Uległej w zbytnie uzależnienie wpędzonej stoi Pan, który na to miano zasługuje a przez niewiedze tylko dopuścił do rozpasania się tej jej fascynacji bo jest on przy niej i przy niej będzie. Doprowadzanie do takiego uzależnienia i jego wykorzystanie staje się zaś często celem samym w sobie. Jest jak uwiedzenie kobiety… jest sposobem na uwiedzenie kobiety uległej… uwiedzenie… wykorzystanie… a później dla „jej dobra” zostaje ona porzucona… i cierpi tym bardziej, że nagle zawalił się jej cały świat.

   Panom więc, zwłaszcza tym początkującym przypominam raz jeszcze, że to oni ponoszą odpowiedzialność za wypalenie się przedwczesne ich Uległych a najprostszą do tego drogą może być właśnie dopuszczenie do zbytniej fascynacji i wręcz chorobliwego uzależnienia…
  
   Uległym zaś, i to nie tylko tym początkującym, przypominam, że tak właśnie możecie być uwiedzione i wykorzystane więc choć to trudne, to jednak od samego początku starajcie się nie ulegać tej fascynacji za mocno i nie uzależnić się od niego, nim nie upewnicie się co do intencji dominującego. I nim nie będziecie miały pewności, że to On przejął odpowiedzialność za Was w pełnym tego słowa znaczeniu i na tym polu…

   A nim się upewnicie? Cóż… traktujcie go jako zdobycz… a jeszcze lepiej jako jednego z pretendentów do obdarowania Waszym najcenniejszym darem :)

 

po pierwsze…. nie kochaj

  

   Większość świata, w tym i tego wirtualnego zaczerwieniła się od serduszek a i zewsząd atakują nas też pluszowe misie… i inne takie tam jeszcze… świat dziś żyje miłością.

   Na pokaz i sztucznie zazwyczaj, niemniej jednak dajemy się ponieść tym emocjom… i dołączamy do owczego pędu?

     A ja mówię… nie kochaj !!!
.
   Nie ma nic piękniejszego niż miłość kobiety… Połączona z darem jakim jest uległość… z potrzebą przynależności… z fascynacją… uzależnia… Uzależnia do tego stopnia, że może być wręcz destrukcyjna.

   Bo uległość jest jak miłość. Z tym, że uległość jeszcze bardziej potrafi uzależnić i jeśli do tego dojdzie jeszcze fascynacja NIM… Uzależnicie się do tego stopnia , że już nic więcej nie będzie miało znaczenia. A niestety nadal niewielu dominujących zdaje sobie sprawę jak to uzależnienie może być destrukcyjne. Co raz częściej odnoszę nawet wrażenie, że najlepiej zdają sobie z tego sprawę ci faceci, którzy nie mają najmniejszego prawa podszywać się pod BDSM i to uzależnienie w Was celowo będą podsycać abyście stały się jeszcze łatwiejszym łupem… upadek i wywołane tym rany będą więc siłą rzeczy jeszcze boleśniejsze… bo uległość jest w pewnym sensie miłością właśnie… i jest jak miłość właśnie… bywa ślepa i nigdy o tym nie zapominajcie bo zbyt łatwo możecie zostać skrzywdzone. Na początku nigdy zaś nie będziecie miały pewności w czyje ręce to składacie…

   I oby nie były to łapy demona, który Wami zawładnie…. wykorzysta… i zniszczy… :(

 

 

   Uległość i zafascynowanie NIM to odczucie na pograniczu transu… więc nigdy w ten trans wpaść nie powinnyście. W tym tkwi odpowiedzialność jaką dominujący powinien przyjmować za Uległą od pierwszego maila. Bo najważniejszą rolą Pana nie jest Wasza tresura… nie jest Wasze szkolenie… nie jest dostarczanie Wam nieziemskich wrażeń ale PRZEDE WSZYSTKIM nie dopuszczenie aby Wasza fascynacja BDSM i nim samym przekroczyła pewne granice. W jego odpowiedzialności leży aby nie przerodziło się to w Was w uzależnienie i nie doprowadziło do Waszej destrukcji !

   Niestety… problem największy tkwi tu w tym, że to Wy musicie być tego świadome i to Wy na obecnym etapie w jakim wiedza o BDSM u nas funkcjonuje musicie zadbać aby nie stać się ofiarami tak celowych działań jak i czyjejś niewiedzy bądź niefrasobliwości :(

   To na Was zrzucono ten obowiązek, który powinien spoczywać na barkach dominujących. To Wy więc musicie się wykazać rozsądkiem w nowych znajomościach… i to Wy musicie zadbać aby się nie zakochiwać a nawet nie dopuścić do zbytniego zafascynowania… :(

   … wiec nie kochajcie… nie oddawajcie się pełne wiary… niech to on sobie najpierw na to zasłuży. Nie tym, że nazwie się Waszym Panem… a tym, że weźmie za Was pełną i świadoma odpowiedzialność.

   Bo BDSM ma być czymś pięknym a nie niszczącym a uległość zawsze winna być darem a nie przekleństwem. Może więc lepiej będzie jak na początku przynajmniej, będziecie do tego podchodziły tylko jak do pasjonującej i wyuzdanej przygody… jeśli już musicie to oddajcie mu swoje ciało… z oddaniem duszy wstrzymując się możliwie jak najdłużej…

 

sznura czar i piękno…

 

Dla jednych będą to małe dzieła sztuki…   dla innych tylko wyższa szkoła jazdy…

 

 

bez względu jednak jak to będziemy postrzegać…

 

                            

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
nie zapominajmy nigdy, że pod sznurem mamy delikatną i wrażliwą osobę…
 

 

dla której może nie być to sztuka dla sztuki a tylko jednym z wyrazów jej uległości…
i to nie tym najważniejszym…
ale…

ŻYCZĘ MILEJ ZABAWY  :)

 

dar uległości…

 

   Prawda jest taka, że to ULEGŁE mają ten wspaniały dar, który mogą nam ofiarować. I, że to facet musi sobie na to zasłużyć. To właśnie Uległe mają prawo stawiania na początku warunków. I tylko ten kto te warunki uszanuje i bezwarunkowo je spełni, może zasługiwać sobie na ich „bezwarunkowe” oddanie.

   Uległość to piękny dar. Nie pozwólcie więc nigdy i nikomu go w Was zniszczyć. To WASZ dar. Powód do dumy… i bez znaczenia jest jak później traktowane być chcecie i pragniecie, to powinnyście czuć dumę. I stawiać dumnie warunki od samego początku… Uważając aby dar ten nie wpadł w niepowołane ręce… Uważając od samego początku i na każdym etapie poznawania…

   Czy tego chcemy czy nie internet zawładnął naszym światem. Jest i będzie też głównym źródłem poznawania nowych ludzi. Tak jednak do jego anonimowości jak i powszechności dostępu powinniśmy podchodzić z wyczuciem. Nie zapominając, że po drugiej stronie też siedzi człowiek. Niekiedy czyhający na ofiarę… niekiedy ofiarą być mogący… niebezpieczny… albo po prostu wrażliwy którego możemy skrzywdzić czasami nieopatrznie rozbudzając płonne nadzieje.

   Może być piękny… ten świat… o ile odpowiedzialnie i ostrożnie do niego podejdziemy. W całym tym gąszczu ludzi znaleźć możemy tych , którzy nas zafascynują i z którymi zechcemy za czas jakiś nawiązać realną znajomość. Upewnijmy się jednak, że i im chodzi o to samo. Nie spiesząc się… nie rzucając się na każdą okazję… nie oddając siebie za pierwsze słowo mile łechcące nasza próżność lub/i potrzebę przynależenia… Poznawajmy. Najpierw mailowo… potem dopiero na GG lub Skype przechodząc… Traktując to dokładnie tak samo jak każdą inna realną znajomość. Może z większą tylko jednak ostrożnością. Czyha tu na nas niestety wiele niebezpieczeństw ale nie zgodzę się z Pati, że „wirtualizm nigdy nie przekłada się na realne znajomości a raczej to psuje”. Internet to tylko środek komunikacji… winni są zaś ludzie, którzy go wykorzystują niezbyt odpowiedzialnie lub zgoła podstępnie. Poznając odpowiedzialnie, możemy jednak spotkać kogoś komu rzeczywiście będziemy mogli zaufać…

   Wirtualna znajomość, zwłaszcza na dominacji lub uległości się opierająca nigdy oczywiście nie zastąpi realnych spotkań i realnej dominacji i uległości. I nie to jest zresztą celem wirtualnej dominacji. Ma ona być… powinna ona być, tylko dopełnieniem relacji budowanych w realnym poznaniu się i „docieraniu”. Wirt ma więc być tylko narzędziem a nie środkiem …

   Dodatkiem. Choć oczywiście już na etapie wirtualnego poznawania się często następować może „założenie obroży” o którym wspomniała Ami. Ważne jest jednak aby na tym się nie skończyło. I nawet jeśli nie mogło by to z rożnych powodów przerodzić się dalej w realne doznania, bo i tak bywa, to jednak przed daniem z siebie czegoś więcej radziłbym jednak realne poznanie tej osoby a przede wszystkim upewnienie się co do jej intencji. Czyli znowu nic na szybkiego… Nie zabezpieczy to nas do końca ale większość oszołomów ma to do siebie jednak , że szybko się zniechęca i po pierwszych „problemach” leci szukać łatwiejszej ofiary, czyż nie?

   Tak samo działać na nich będzie Wasza pewność siebie i swoich pragnień… cóż… zachowując się jak potulna ofiara bo taka Uległa być niby powinna, niczym więcej niż ofiarą zazwyczaj nie będzie. Dając przyzwolenie na wszystko, bo tak Uległa postępować powinna, wszystko zostanie Wam odebrane i nie dostaniecie nic w zamian…

   Bycie „wykorzystaną” może i być Waszym marzeniem… ale niech nigdy nie przemieni się to w bycie ofiarą…

 

w Sieci… zawsze znaleźć się może pająk…

  

   Prawdą jest, że nie powinno zaczynać się od tyłu jak to ujął Nemo. Jeszcze kilka lat temu nie widziałbym ku temu przeciwwskazań a może nawet i radziłbym początkującym Uległym najpierw wypróbować swoje oddanie w uległości wirtualnej.

   Przez te kilka lat namnożyło się jednak tak wielu oszołomów żerujących właśnie na początkujących, że dziś stanowczo to jednak odradzam. I nie tyle chodzi tu o naiwność być może choć i niekiedy ona właśnie jest powodem, co o nieprzepartą potrzebę uległości i przynależności , która to niekiedy zagłusza niestety zdrowy rozsądek. Nie zapominajmy też o tym, że choć nazywam ich tu oszołomami, to bardzo często nie są to bynajmniej głupi faceci i do perfekcji opanowali manipulowanie słowem… Mamią więc Uległą wykorzystując tak jej skłonność do uległości jak i również wykorzystując niewiedzę lub błędne stereotypy, których tak wiele można znaleźć w necie o BDSM. I zanim ofiara spostrzeże się w ogóle, że jest ofiarą… wpada w ich sidła i nawet zdrowy rozsadek nie na wiele już się jej zdaje…

 

 

 

   Niestety, jak w przypadku wielu innych popularnych i pociągających spraw, tak i wokół BDSM namnożyło się masę patologii z którymi zdecydowanie trzeba walczyć. Piętnować i ostrzegać aby takiego piękna jakie w uległości i oddaniu kobieta może odnaleźć nie zamieniły do końca w jeden wielki śmietnik.

   Nie tylko zresztą kobiety narażone są na ryzyko w wirtualnym świecie. Oczywiście nie można porównać ośmieszenia jakiego my możemy doznać, gdy okazuje się, iż napaliliśmy się na uległą będącą w rzeczywistości jakimś dowcipnisiem… z bólem oszukania, wykorzystania i porzucenia jakie może spotkać Uległą. Nam wystarczy udawanie, że się też dobrze bawiliśmy i tyle. Na zdrowym rozsądku zaś opierajmy całą resztę bo i dziewczyny też się zdążają niegrzeczne a i zwykłych naciągaczek też całkiem sporo możemy spotkać na swojej drodze…

   Niestety wiele osób myli anonimowość z przyzwoleniem na wszystko. A także i z bezkarnością. Krótkowzroczne to ale niestety nim się prawda wyda zdążą już zniszczyć niejedno życie lub zabić w kimś jej piękno. Nie zmieni się to jednak, jeśli my sami się najpierw nie zmienimy. Nie namawiając do całkowitego braku zaufania i nieufności do każdego nowo poznawanego w sieci… nie oddawajmy mu jednak tego co w nas być może najcenniejsze. A już na pewno nie tak bezkrytycznie… Traktujmy to wirtualne życie jak dodatek i uzupełnienie a nie jako środek na spełnienie…

   I choć na szczęście zdarzają się jednak wyjątki to jednak wirtualnej tresurze i dominacji, poddawajcie się drogie Uległe dopiero po realnym poznaniu i upewnieniu się co do intencji faceta które zazwyczaj są wiadome. Pamiętając też, że zazwyczaj raptem połowa z tego co mówi jest prawdą?

 

włącz kamerkę Mała…

  

   Nie jestem tak do końca przeciwnikiem dominacji wirtualnej. Sam jej zresztą też nie unikam ale zdecydowanie inaczej rozumiem czym być powinna. A według mnie powinna być dopełnieniem a nie sposobem na dominowanie samym w sobie. Sposobem na bycie z drugą osobą pomiędzy spotkaniami. Rodzaj zaś i intensywność praktyk jakie zechcemy stosować powinniśmy dostosowywać do potrzeb i co najważniejsze chęci naszej Uległej. Nie każda zaś Uległa będzie tym zainteresowana i nie każda będzie się potrafiła w tym po prostu odnaleźć.

  Na początku swojej drogi w BDSM uważałem wirtualną dominacje za być może najlepszy sposób na sprawdzenie czy się jest w ogóle dominującym lub uległym. Dawało mi to wyobrażenie bezpieczeństwa zwłaszcza dla strony uleglej. Jaki głupi i naiwny bylem…

   Szybko zacząłem odradzać takie właśnie postępowanie. Rana zadana batem prowadzonym przez nieodpowiedzialną rękę goi się szybciej niż rana zadana na duszy. Wypaczyć i zniszczyć można zaś równie łatwo wirtualnie jak i realnie. Niestety, co raz więcej pojawia się zaś oszołomów żerujących na naiwności i niedoświadczeniu początkujących kobiet. Sporo zaś z nich wyspecjalizowało się w wykorzystywaniu dominacji wirtualnej wmawiając swoim ofiarom, że to przecież dla ich bezpieczeństwa. Dla ich dobra… że najpierw trzeba sprawdzić się wirtualnie aby móc zaufać, móc zrozumieć … zdobyć pewność , że to jest właśnie to i , że to on jest właśnie tym…

   Bardzo logiczne i prawdziwe, nie uważacie? Sam tak też kiedyś niestety myślałem. Tyle, że ja traktowałem to jako szczerą chęć poznania i jako sposób na poznawanie. Często dość spora odległość od Uległej nie pozostawiała mi zresztą zbyt wielkiego wyboru. Przestałem jednak i to nawet robić aby uniknąć najmniejszych nawet porównań i insynuacji.

   Prawda zaś jest taka, że co raz częściej początkujące Uległe są w ten sposób jedynie wykorzystywane. Jest co raz więcej oszołomów wykorzystujących wirtualną dominacje jako sposób na rozładowanie swoich i tylko swoich potrzeb. Bawią się Uległymi nakłaniając je do kolejnych wyczynów przed kamerką, dobrze się przy tym bawiąc a ją mamiąc słowami i zapewnieniami o rychłym spotkaniu.

   Do którego zapewne nigdy nie dojdzie. Bo ich nie interesuje znajomość realna niosąca za sobą tyleż piękna co jeszcze więcej odpowiedzialności za Uległą. Im wystarczy zwalenie konia przed ekranem a kobietę która im zaufa traktują jak jedną z wielu aktoreczek porno. Tym atrakcyjniejszą, że odgrywa ona pod ich dyktando rolę przez nich dla niej napisaną…

   Jeśli dodać do tego fakt, że z kamerki dość łatwo taki filmik sobie na „zaś” nagrać, mała bieda jeśli tylko na oszusta one trafią, który po znudzeniu się nimi lub gdy zaczną za bardzo napraszać się o spotkanie, znajdzie pretekst aby się ich pozbyć. Dla ich własnego dobra oczywiście, lub z jej winy bo nie nadaję się na sukę. Bolesne jak cholera ale może być jeszcze gorzej. Ktoś po drugiej stronie może Was nie tylko nagrać ale nawet potem szantażować.

   Nie dajcie się więc zwieść zapewnieniom, że to dla Waszego bezpieczeństwa i dla Waszego dobra. Poznanie Was przed pierwszym spotkaniem jest koniecznością i kto tego nie robi nie powinien zasługiwać na Wasze zaufanie. Ale jest wiele innych sposobów aby poznać Was i Wasze predyspozycje a kamerka internetowa nie powinna do nich należeć. A przynajmniej nie powinna być wstępem do dominacji nad Wami a jak już to tylko dopełnieniem.

   Kto zresztą tak na prawdę mogąc i chcąc się Wami zając przedkłada kamerkę nad realne spotkania? No chyba, że więcej i realnie nie możecie siebie ofiarować i w grę wchodzić może w Waszym wypadku tylko wirtualna tresura. Nawet wtedy jednak miejcie świadomość, że osoba po drugiej stronie, może w Was widzieć tylko zabawkę lub ofiarę a nie Uległą szukającą spełnienia siebie i swoich pragnień.