Nawiązanie do miłości z powodu przypadającego akurat święta zakochanych było oczywiście celową prowokacją z mojej strony i miałem nadzieje, że cześć Uległych przystanie… pomyśli… i dostrzeże analogie pomiędzy miłością właśnie a fascynacją prowadzącą do uzależnienia BDSM i Panem. Uczucia to bardzo pokrewne, często mylone… ale o ile miłość może być piękna i piękno niosąca, pomimo fascynacji nim sobą niosącej i tylko źle ulokowana i zdradzona rani, o tyle fascynacja powodowana uległością, najczęściej niestety może mieć destrukcyjny wpływ.
I choć może pokrętnie się do tego zabrałem, to jednak to ta fascynacja BDSM i Panem, była głównym tematem poprzedniego postu. Bo do samej miłości nic nie mam i uważam ją za coś pięknego. Zgadzam się tez z tym, że nie da się nad nią zapanować.
Podobnie ma się niby też sprawa z zafascynowaniem. Pojawia się po prostu i na to wpływu nie mamy. Przynajmniej jeśli chodzi o zafascynowanie samym BDSM. Jeśli już chodzi o zafascynowanie Panem, o zafascynowanie nami to wiedząc o jego istnieniu i jego potędze, od samego początku znajomości powinniśmy być świadomi, że możne się ono pojawić, wiec tym bardziej nie powinniśmy robić najmniejszych nawet nadziei czy złudzeń, jeżeli sami nie jesteśmy pewni, czy chcemy i możemy ponieść ciężar takiej odpowiedzialności za Uległą. Już bowiem w okresie poznawania się możemy zawładnąć jej myślami do tego stopnia, że wszystko inne przestaje się liczyć.
A właśnie to wszystko inne powinno się liczyć dla niej przede wszystkim a my, BDSM, jej własna uległość… powinno być tylko pięknym dodatkiem do codzienności. Bo to powinien być właśnie dodatek właśnie. I jak mi to niedawno jedna Uległa napisała:
„…to dodatek, lecz nie „tylko” ale „aż” bo bez niego życie jest jak potrawa bez przypraw.. Ale z drugiej strony same przyprawy znowu nie są jadalne, wiec muszę to wyśrodkować i do tzw zwykłego życia, sukcesów, spełniania marzeń i rozwoju materialnego dodać duchowa szczyptę chilli, z umiarem, żeby było dobrze doprawione, ale jadalne…
…na samym chilli długo się nie przeżyje :)” M
I o tym ostatnim jej zdaniu zawsze pamiętać powinniśmy. I zawsze pamiętać, że to w odpowiedzialności dominującego leży, aby Uległa zbytnio nie zatraciła się w fascynacji. Bo o ile fascynacja ta podczas spotkań i sesji jest piękna to nie upilnowana i przenosząca się na całokształt życia może życie to rujnować lub przynajmniej takich problemów nastręczać, że i podczas sesji trudno później o prawdziwą spontaniczność.
I mała jeszcze bieda, jeśli przy Uległej w zbytnie uzależnienie wpędzonej stoi Pan, który na to miano zasługuje a przez niewiedze tylko dopuścił do rozpasania się tej jej fascynacji bo jest on przy niej i przy niej będzie. Doprowadzanie do takiego uzależnienia i jego wykorzystanie staje się zaś często celem samym w sobie. Jest jak uwiedzenie kobiety… jest sposobem na uwiedzenie kobiety uległej… uwiedzenie… wykorzystanie… a później dla „jej dobra” zostaje ona porzucona… i cierpi tym bardziej, że nagle zawalił się jej cały świat.
Panom więc, zwłaszcza tym początkującym przypominam raz jeszcze, że to oni ponoszą odpowiedzialność za wypalenie się przedwczesne ich Uległych a najprostszą do tego drogą może być właśnie dopuszczenie do zbytniej fascynacji i wręcz chorobliwego uzależnienia…
Uległym zaś, i to nie tylko tym początkującym, przypominam, że tak właśnie możecie być uwiedzione i wykorzystane więc choć to trudne, to jednak od samego początku starajcie się nie ulegać tej fascynacji za mocno i nie uzależnić się od niego, nim nie upewnicie się co do intencji dominującego. I nim nie będziecie miały pewności, że to On przejął odpowiedzialność za Was w pełnym tego słowa znaczeniu i na tym polu…
A nim się upewnicie? Cóż… traktujcie go jako zdobycz… a jeszcze lepiej jako jednego z pretendentów do obdarowania Waszym najcenniejszym darem :)