tylko mnie… kochaj?

 

   Czy naprawdę jest tak, że nam dominującym facetom nie zależy na miłości naszej Uległej? Pragniemy rzeczywiście tylko jej uległości i oddania a jej miłość jest dla nas tylko i wyłącznie komplikacją? Czy sami nie potrafimy się w niej zakochać? A może tylko zakochać się w niej nie chcemy choćby nie wiem jak się ona przed nami otwierała i jakie pokłady swojej własnej miłości i uległości nam oddawała? Aż tak „twardzi” i niewzruszeni jesteśmy czy tylko na takich niewzruszonych twardzieli pozujemy bo takim niby powinien być dominujący? A może po prostu otrzymując od niej wszystko to co ma ona najcenniejszego i to jak na tacy, rzeczywiście zbyt leniwi lub zbyt wygodni jesteśmy aby wziąć na siebie odpowiedzialność za nią nie tylko jako za naszą sunie czy niewolnice… ale również wziąć na siebie odpowiedzialność za kobietę?

     A może… a może jest tak, że pomimo całego szacunku, akceptacji i zrozumienia jej potrzeb winne wszystkiemu jest właśnie postrzeganie jej jako Uległej? I choćbyśmy ani na moment nie zapominali, że jest również i kobietą… to jednak widzimy w niej przede wszystkim Uległą, która nigdy nie przestaje być kobietą a nie kobietę o uległej naturze? I nawet pragnąc od życia i kobiety czegoś więcej , to jednak nie widząc w naszej Uległej właśnie KOBIETY o uległej naturze a „tylko” Uległą zawsze będącą kobietą… oddając jej całą swoją pasje, szacunek a nawet i opiekę… to jednak… kobiety na całe życie będziemy szukać gdzie indziej?

     I może przez te niby nic, nie tylko istnieje tak skromna ilość par czy wręcz małżeństw BDSM-owych ale i z samym szacunkiem wobec Uległych jest jak jest? Może więc pragnąc więcej lub nie chcąc przynajmniej być skrzywdzonymi i wykorzystanymi, Uległe od początku występować powinny jako KOBIETY o uleglej naturze? I ani na chwilę, tak przed jak i po oraz pomiędzy, nie pozwalać nam zapomnieć, że są kobietami skoro my sami miewamy z tym problemy?

     A może i one same zapominając, że są przede wszystkim i w pierwszym rzędzie kobietami a dopiero później Uległymi właśnie tym robią sobie największą krzywdę? Może takim podejściem właśnie stawiają się na z góry przegranej pozycji? I już nie tyle nawet, że nie mając co liczyć na miłość ale wręcz prowokują i inne nieszczęścia? Może nie występując jako kobiety a suczki, suki i niewolnice, same sprowadzają się tylko i wyłącznie do roli suczki, suki lub niewolnicy?

   I nie tylko, że nic więcej nie otrzymają to jeszcze postrzegane będą w negatywnym świetle jakże często towarzyszącym tym określeniom?