W swoim ostatnim poście Docile poruszyła dwa dość ważne tematy. Ważniejszym dużo jest ten o przyjaźni jaka powinna być tworzona w relacjach D/U. Ale o tym już przecież pisałem i choć pewnikiem do tego jeszcze nie raz będę musiał powrócić, to dziś jednak „przyczepie” się do innej sprawy…
Czy Domini pozostający w stałych związkach, wobec swoich żon rzeczywiście bywają takimi „pantoflarzami”? Uległy wobec żony a przynajmniej wobec niej spolegliwy, czy nie szuka więc tylko wyżycia się na innej kobiecie? Może więc raczej szuka odreagowania stresu, że ze ślubną nie może tak jakby chciał i na domiar złego nie miał nawet odwagi wspomnieć jej o swoich preferencjach? Czy nie jest to dla niego więc tylko łatwy seks z pikantnymi szczegółami? A może potrzebuje poczuć się kimś wyjątkowym w oczach kobiety? Kimś, kim już dawno przestał być w oczach swojej żony a frustracja narastająca w nim z tego powodu niekiedy przez lata sprawiła, że to pragnienie stało się przewodnim i już nie wystarcza mu „zwykła miłość” ale właśnie takiego wręcz zaślepienia sobą potrzebować będzie a to przecież najprościej znaleźć właśnie u Uleglej? Bo przecież gdyby był rzeczywiście dominującym facetem to byłby nim od początku także i wobec swojej żony a skoro nad ślubną nie potrafił zapanować i jej zdominować, to co? Znalazł po prostu głupszą, która się na jego niby dominacje dala nabrać bo jeszcze go poznać nie zdołała?
Wielu facetów nadal myli i mylić będzie dominowanie nad kobietą ze zwykłym się nad nią znęcaniem. Będą u Uległych szukać odreagowania swoich problemów nie tylko z małżonką ale i wszelakich innych. Taki model, gdzie Uległa jest w sumie ofiarą nie jest bynajmniej zarezerwowany dla facetów pozostających w stałych związkach. Wiele innych frustracji mogą oni zechcieć na Uleglej wyładować choć zazwyczaj tylko wobec Uległych są takimi „macho” a w życiu codziennym ta ich „siła i dominacja” jest jak bańka mydlana… Najprościej rzecz ujmując… czując się nieudacznikami w życiu codziennym będą się chcieli dowartościować kosztem Uległej. Będą więc na jej uległości i oddaniu żerować i się nim tuczyć. Sami swoje ego podbudowywać, nic w zamian tak na prawdę Uległej nie dając. Choćby tylko dlatego, że będą od początku do końca przeświadczeni, że Uległa potrzebuje do szczęścia takiego a nie innego traktowania. Nie będą więc w niej widzieć drugiego człowieka którego trzeba budować a tylko obiekt seksualny do spełniania swoich zachcianek i do podbudowywania swojego ego… Są więc niczym jak pijawka wysysająca to co w Uległej najpiękniejsze…
Nie zawsze jednak musi być aż tak bo jest i inna strona medalu. Nie ma się co okłamywać i większość z nas do BDSM przyciągnął łatwy seks, chęć dowartościowania się, chęć spełnienia swoich perwersyjnych nawet zachcianek lub po prostu czysta ciekawość jak to jest „poczuć się Panem i Władcą Absolutnym”. Nie ma w tym nic złego o ile tylko oczywiście nauczymy się dostrzegać w Uległej kobietę… osobę, która ma swoje prawa a jednym z nich jest prawo do szacunku. Gdy oprócz „Ja” zaczynamy dostrzegać też i Uległą, jej potrzeby, jej uczucia i jej pragnienia.
I jeśli tego „czegoś”, opartego na szacunku do Uległej zabraknie niczym nie będziemy się różnić od tej całej masy pseudo dominów. A różnić się warto. Nie dla samej świadomości, że jednak tworzymy a nie, że jesteśmy tylko oszołomami żerującymi na naiwności, niewiedzy i potrzebach innych. Tworząc… budując… otrzymujemy przecież w zamian coś o czym taki oszołom, frustrat czy inny „macho” nawet nie będzie mógł marzyć…