Bardzo często można się spotkać ze stwierdzeniem czy też może raczej z przeświadczeniem, że Uległe (wszystkie?) to zakompleksione „kobiety” albo nie znające swojej prawdziwej wartości albo po prostu nic sobą nie reprezentujące i przez to na nic więcej nie zasługujące…. Kolejny mit i niedomówienie bo chociaż i takich kobiet niestety nie brakuje to stanowią one raptem znikomą cześć. Wręcz może nawet marginesową a z całą pewnością cześć przynajmniej w pewnym sensie patologiczną choć najczęściej niestety nie stają się takimi z własnej winy i w sumie bardziej zasługują na miano ofiar a nie uległych.
Obok tego uogólnienia, według mnie krzywdzącego nawet i te kobiety, które rzeczywiście tak podchodzą do swojej uległości, równolegle można spotkać się ze stwierdzeniem, że tylko kobieta silna emocjonalnie, pewna siebie i znająca swoją prawdziwą wartość, może i potrafi ulegać w pełnym tego słowa znaczeniu. Ulegać najpełniej i najpiękniej i jedynie prawdziwie gdyż czynić to będzie z całą świadomością czym uległość być powinna. Ciężko co prawda taką zdobyć i jeszcze trudniej taką ujarzmić ale gdy już swoje miejsce odkryje to nic wspanialszego nie może się przytrafić facetowi, który zdołał nad nią zapanować. Innymi słowy chodzący ideał… Ba. Jedynie poprawny ideał i jedynie prawdziwa uległość.
I tak się tylko zastanawiam, która z tych dwóch przytoczonych „prawd oczywistych” czyni więcej szkód. Ta, uznająca Uległe zakompleksionymi i nic nie wartymi, czy też ta stawiająca na piedestale jedną tylko z grup a „cala resztę” wpędzająca w kompleksy lub, co niestety też się zdarza… wprost lub pośrednio tym, które to do tego ideału się nie podciągają odmawiająca wręcz prawa nazywania się Uległymi czy też niewolnicami, suczkami, sukami czy jak tam to komu bardziej pasuje…
Dróg prowadzących do uległości jest zaś przecież tak wiele… tak wiele jest powodów dla których w uległości kobieta zaczyna szukać swojego szczęścia i spełnienia. I wchodzi w to oczywiście z całym bagażem dotychczasowych doświadczeń lub po prostu może być dopiero na początku drogi… nieuformowana… jeszcze nie odkryta… a już za zakompleksioną ją uważają lub co częsta bywa nawet gorsze, już na starcie odmawia się jej prawa do bycia ideałem?
A może jeszcze tylko nie jest siebie w pełni świadoma… może rzeczywiście ma jeszcze opory spowodowane jakimiś tam, często i wyimaginowanymi ale dla niej bolesnymi kompleksami i przez to nie potrafi się w pełni na doznania otworzyć… może jeszcze nie poczuła w pełni czym uległość być dla niej samej powinna a tym samym nie potrafi tego w pełni wyrazić tak słowem jak i samą sobą… może jeszcze nie poznała tego kogoś kto potrafił w niej piękno dostrzec i to piękno jej samej pokazać lub co gorsza spotkała kogoś kto nie tylko, że nie potrafił jej „budować” ale swoją ignorancją lub brakiem chęci i zainteresowania nie tylko nie pokazał jej, że i ona może być ideałem ale spieprzył to najprościej mówiąc lub co gorsza utwierdzał ją w przekonaniu iż jest nic nie warta?
A może po prostu jest jeszcze „brzydkim kaczątkiem” i potrzebuje jeszcze trochę czasu i odmawiając jej prawa do bycia ideałem sprawimy, że ten prawdziwy dla nas ideał, choć jeszcze ideałem nie będący, przeleci nam przed nosem i ktoś inny będzie się z niego mógł cieszyć i nim się rozkoszować?