okiem chemika

 

…bo najważniejsze aby pojawiła się … „chemia”

  

   Nie zamierzając przyłączać się do tych, co widzieć w nas chcą tylko i wyłącznie zbiory molekuł lub/i związków chemicznych i to o niewielkiej w dodatku wartości rynkowej…  może naiwnie i trochę po staroświecku czegoś głębszego wypatrując, muszę to jednak przyznać, że chemia rządzi nami czy tego chcemy czy nie. Zwłaszcza (o zgrozo) relacjami damsko-męskimi. A w każdym bądź razie rządzi ich intensywnością. Z osławionym testosteronem na czele i dorównującą mu kroku endorfiną :)

   A konkretnie to endorfinami bo diablątek jest kilka rodzajów produkowanych tak w samym mózgu jak i w rdzeniu kręgowym. Potocznie nazywane hormonami szczęścia są z założenia naturalną obroną naszego organizmu przed bólem głównie ale także i przed stresem czy też innymi sytuacjami lub odczuciami uznanymi przez nasz organizm jako dyskomfortowe. Są też wzmocnieniem doznań przyjemnych i radosnych a ich pojawienie się w organizmie powoduje doskonałe samopoczucie i zadowolenie z siebie a nawet stany euforii. Szczególnie ich działanie wyczuwalne jest podczas seksu gdy to poziom endorfin we krwi potrafi wzrosnąć o 200% :)))

   A może nawet i jeszcze więcej? Nie wiem czy wzięto w tych danych pod uwagę zwykły seks czy też są one już podane z poprawką wziętą na duuuużo intensywniejsze doznania jakie dać może „sesja” BDSM  :D

   Szczególnie właśnie sprzyjająca produkcji endorfin przez nasz organizm i pompowania ich do krwi. I to nie tylko jako reakcji na ból zadawany podczas sesji… również jako „obronę” przed „stresującym doświadczeniem” jakim jest niepewność tego co może Was za moment spotkać z ręki Pana gdy czekacie na jego kolejny ruch zniewolone więzami lub tylko z zasłoniętymi oczkami… \ podsycane dodatkowo radością bycia z nim i dla niego… a jeśli jeszcze do tego dojdzie radość z bycia poddawaną jego wymaganiom a tym bardziej duma z sprostania tym wymaganiom… tworzyć to może razem mieszankę doprawdy wybuchową bowiem tutaj każdy bodziec tylko napędza spirale „zmuszając” Wasze organizmy do produkcji kolejnych porcji endorfin… I to w takich ilościach, iż ich efekt na organizm potrafi utrzymywać się nie tylko przez kilka lub kilkanaście godzin jak po „waniliowym” seksie ale nawet całymi dniami. Ba. Nawet i tygodniami. 

   Ot…  takie „podładowanie akumulatorów” potocznie nazywane „niezłym hajem” lub „hormonalnym kopem”  :))))

   Mniejsza zresztą jak to zwał. Nie jest tajemnicą przecież, iż kobieta szczęśliwa a zwłaszcza kobieta szczęśliwa i zaspokojona rozkwita i aż tryska… energią lub szczęściem. To po prostu widać, słychać i czuć. Czasami to „szczęście” i idąca w parze z nim duma…  zwłaszcza w przypadku kobiet uległych…  no co tu dużo gadać… porywające to jest i już :D

   Taka kobieta…  idąca na kolejne spotkanie ze swoim Panem…  ehhh…  aż się serce kraje, że bajkę trzeba przerwać w tym momencie i kawę na ławę wyłożyć. Powinienem więc co wrażliwszym odradzać a co bardziej romantycznym wręcz zakazać czytania dalszej części…

   Endorfiny zwane są bowiem nie bez przyczyny także wewnętrzną morfiną. Są niczym innym jak narkotykiem. Co prawda jedynym legalnym i naturalnym, to niemniej jednak swoim działaniem i właściwościami przypominają działanie morfiny. Potrafią więc uzależniać i to nawet w bardzo znacznym stopniu co tłumaczy między innymi potrzebę przełamywania kolejnych barier mogącą być niekiedy tylko potrzebą co raz większych dawek endorfin oraz trudność z rezygnacji z „silniejszych doznań” gdy się już raz ich zaznało. Nadmiar spożywanej czekolady nie zawsze jest zaś wystarczającą odtrutką.

   Wzmocnione dodatkowo działaniem adrenaliny powodować mogą, że Wasze organizmy będą się wspinać na wyżyny swoich możliwości. Tak w przyjmowaniu bólu z ręki Pana jak i w samym odczuwaniu rozkoszy przez co jest ona dużo intensywniejsza. Wręcz na granicy wytrzymałości. I na granicy pojmowania również tak więc często spotkać można porównanie tego do transu w którym liczy się tylko dana chwila. Bez wnikania nawet w konsekwencje tego co się z Wami dzieje choć aby to zaistniało musi dojść do tego zaufanie pokładane w stronie dominującej.

   Bez względu jednak czy stan ten nazywać będziemy euforią czy transem, raz przeżyty domagać się będzie powtórek. Kolejnych dawek endorfiny w organizmie. Najczęściej też co raz silniejszych, bo taka a nie inna jest specyfika każdego narkotyku bez względu na jego pochodzenie czy siłę wyjściową uzależniania. Oraz od naszej indywidualnej podatności na działanie wszelkiego typu specyfików a także od naszej silnej woli i świadomości „zagrożenia”.

   A nie mówiłem aby dalej nie czytać? Z drugiej jednak strony…  to jak się już od czegoś uzależniać to najlepiej chyba właśnie od …szczęścia?  Jakby na to nie patrzeć…  endorfiny też dla ludzi. :)))

   Nie należy tylko zapominać iż uzależnienie to może być groźne głównie wtedy gdy nie zostaną zachowane odpowiednie i odpowiedzialne relacje D/U. Trochę czekolady i szczypta zdrowego rozsądku i nadal można się cieszyć i życiem i doznaniami…  nadal też (albo i ciągle) może być i pięknie i pasjonująco. I to bez względu ile w tym wszystkim będzie chemii… lub „chemii” :)))