Jak słusznie zauważyła Fantasmagoria w swoim komentarzu pod poprzednim postem, efekt działania endorfin i ich uzależniającego oddziaływania, może się pojawiać nie tylko w przypadku „ostrej sesji”. Choć tu produkcja endorfin jest oczywiście rekordowa tak więc i ryzyko uzależnienia jest największe. W mniejszym lub większym stopniu ich uzależniające działanie i oddziaływanie spora część z nas miała okazje poczuć na własnej skórze właśnie w trakcie takiego „szczenięcego zauroczenia”.
Kto miał kiedykolwiek okazje przeżyć to „szczenięce zauroczenie”, ten doskonale pamięta towarzyszące mu emocje. Emocje zaś, bardziej nawet niż bodźce zewnętrzne wpływać mogą na produkcje endorfin. Czy też raczej na ich nadprodukcje. Zwłaszcza te emocje będące same w sobie przyjemnymi. I tak na przykład, nie tylko sam śmiech powoduje zwiększoną produkcje endorfin ale również myślenie o śmiechu. W dużo mniejszym stopniu niż sama „sesja” tak i myślenie o niej też będzie podnosiło poziom endorfiny we krwi. Do tego stopnia nawet, że dość często do zaspokojenia „głodu” emocji i wrażeń jakie niesie z sobą uległość, kobiecie wystarczy sama świadomość, iż partner MOŻE to zrobić i w każdym momencie skorzystać z tej jej wobec niego uległości. Nie musi nawet tego robić. Do wzbudzenia w Uległej odpowiedniego „poziomu szczęścia” i zaspokojenia jej potrzeb ulegania wystarczać może sama „aura dominacji” jaką wobec niej roztacza. Nie musi przekładać ją przez kolano. Aby poczuć „gdzie jest jej miejsce” i czuć się szczęśliwa wystarcza jej świadomość iż partner może i nie zawaha się ją przez kolano przełożyć. Przynajmniej do pewnego momentu. :)))
Samo myślenie „o tym” oczywiście nie wystarcza na dłuższą metę ale pomiędzy kolejnymi spotkaniami powoduje, że nasycenie endorfinami z „sesji” utrzymuje się nadal na wysokim poziomie a „wspominanie” tego co już zaszło i marzenia o kolejnych wprowadzić mogą… co tu dużo gadać. Kobieta i to nawet doświadczona życiowo i ustabilizowana emocjonalnie nagle może zacząć zachowywać się jak zauroczone dziewczę. :)))
I to niekoniecznie w negatywnym tego słowa znaczeniu. Zauroczenie to może być przecież również budujące a co najważniejsze daje jej poczucie szczęścia i tylko od niej zależeć będzie ile w tym będzie prawdziwego szczęścia a ile działania tych czy innych hormonów.
Stan takiego „suczego zauroczenia” bardzo często dopada Uległe a równie często mylone jest z miłością. Bo chociaż objawy rzeczywiście bywają podobne to jednak nie jest to jeszcze głębsze uczucie. Może łatwo się w nie przerodzić oczywiście, zwłaszcza jeśli jej związek z dominującym będzie budowany również na zaufaniu i przyjaźni. Miłość chodzi jednak swoimi drogami i może równie dobrze nie pojawić się nigdy. Nawet jednak i bez niej, samym owym zauroczeniem żyjąc i jemu się poddając, Uległa może zakwitnąć i to tak jak sobie tego nawet nie wyobrażała. A przy tej okazji wszystko wokół niej bo jak wiadomo szczęście bywa zaraźliwe :)))
I tego „rozkwitu” w dniu dzisiejszym właśnie Wam życzę. Przynajmniej tym z Was, które na to sobie mogą pozwolić. I mniejsza już czy to aż Miłość będzie czy tylko owo „zauroczenie” :)))