„Strach przed zaangażowaniem” czyli tematy z e-maili do mnie

    

   Miłość do Pana… Czasami wręcz ślepa… Albo przynajmniej takie nim zauroczenie, że aż boli. Bardzo często to właśnie można znaleźć na blogach Uległych. Może nawet na większości ich blogów?

     Jest to oczywiście tylko jedna strona medalu i nie będę się kusił na gdybanie ile kobiet wchodzi w klimat z innych zgoła pobudek. Nie afiszując się z nimi bo w odróżnieniu od swoich zakochanych koleżanek je od razu okrzyknięto by dziwkami i to najgorszego kalibru i bez chwili wahania przypięto łatkę zboczenia.

     Nie każda kobieta wchodząca w klimaty szuka w nich spełnienia emocjonalnego i stałego związku opartego na BDSM w mniejszym lub większym stopniu. Śmiem nawet twierdzić, że większość zaczyna dla spełnienia swoich fantazji i szukając tu wrażeń i doznań o jakich mogą tylko pomarzyć w normalnych związkach i waniliowych relacjach. Jakaś tam część z nich wręcz nie chce lub nie może pozwolić sobie na tworzenie głębszych relacji z przyczyn osobistych a część po prostu szuka dobrej zabawy i ostrego rżnięcia?

     Będą też i takie , które będą bać się właśnie takiego zaangażowania uczuciowego w związek z dominującym. Jest to dosyć częste zwłaszcza na początku drogi w uległość. Bardziej niż bólu fizycznego czy upokorzenia mogą się bowiem bać odrzucenia i skrzywdzenia emocjonalnego. Bycie porzuconą nie jest miłym doznaniem bez względu na relacje pomiędzy partnerami. Tym boleśniejsze im bardziej się w daną relację zagłębimy emocjonalnie. Tym boleśniejsze im więcej sobą damy… A ulegając kobieta daje z siebie przecież wszystko?

     Być może racje mają więc Ci którzy wręcz zalecają dopiero odkrywającym ten świat kobietom aby tym bardziej nie szukały na początku swojej drogi związku a raczej doznań. Aby poznawały siebie dla siebie a nie dla jakże często nie zasługującego na to faceta?  Aby  potraktowały  to  jako  „wakacyjną przygodę”  i  to koniecznie bez zobowiązań?  Aby pod okiem kogoś doświadczonego i niekoniecznie tego wymarzonego ale za to znającego się na rzeczy sprawdziły na spokojnie czy to o czym śnią i fantazjują jest rzeczywiście tym co potrzebują? Czy wymarzone liny oplatające ich ciała w realu będą rzeczywiście podniecały czy tylko raniły? Czasami rzeczywiście lepiej to ocenić bez „zbędnego” bagażu emocjonalnego? Może rzeczywiście zdrowiej a na pewno bezpieczniej było by zaczynać swoją drogę w uległość od tzw „sesji pokazowych” gdzie krok po kroku dominujący pokazuje, tłumaczy i oswaja z tym co może choć  nie musi w kobiecie siedzieć?

     Osobiście jednak znam niewielu dominujących chcących się „bawić” w takie „wprowadzanie”. Większość woli od razu „założyć obrożę” a jeszcze więcej „dominujących” zaczyna od stawiania Uległej wymagań… Co nie najlepiej niestety świadczy o nich samych ale to już inna bajka…

     Niepewnym swojej uległości oraz tym nie chcącym się zaangażować choćby tylko przypadkiem pozostaję więc chyba tylko spisanie kontraktu i to koniecznie kontraktu terminowego. Na jeden weekend. Na 2-3 spotkania… Ilość, długość i częstotliwość tych spotkań to rzecz względna Najważniejsze jest tu bowiem jasne określenie terminu końcowego. Po którym to oczywiście można przystąpić do dalszych „negocjacji” :)

     A ponadto, co według mnie jest równie ważne a może wręcz ważniejsze to fakt, że kobieta domagająca się kontraktu występuje w roli osoby stawiającej wymagania a nie tylko i wyłącznie ślepo poddającej się wymaganiom drugiej strony? A to przecież właśnie strona uległa ma prawo stawiać wymagania i zastrzeżenia na początku znajomości. Dla własnego zresztą dobra. I bez znaczenie pozostaje fakt czy szuka się partnera na stałe i na „poważnie” czy tylko dla”zabawy” i sprawdzenia samej siebie.