A jak akceptacja

   Zanim się dojdzie do przysłowiowej kropki nad i wielu czeka bardzo długa i bardzo wyboista droga. Nie każdy po prostu budzi się z pewnością co do swojej uległości a czy dominacji. Zazwyczaj jest to proces cokolwiek bardziej złożony i wielu potrafi się wyłożyć już przy pierwszym A… narażając się na poważne obrażenia (nie)stety natury głównie emocjonalnej. Dużo bardziej dotkliwe i bolesne niż wymarzone być może obicie dupci. Bo to nie ból nas najbardziej przeraża a INNOŚĆ i idące z nią w parze niezrozumienie otoczenia. Rodziny, znajomych ale również i samych siebie. W ekstremalnych zaś sytuacjach, niestety dość częstych, odrzucenie i ostracyzm. Inność w naszym świecie nie jest na topie choć to właśnie ta inność tworzy jego piękno. Prościej, bezpieczniej i bardziej komfortowo jest nie wyróżniać się z otaczającego nas tłumu. Wielu więc polegnie już na samym początku nie znajdując w sobie dość odwagi aby wziąć się za barki z tą swoją innością a tym bardziej aby wziąć ją na barki i jeszcze do tego kroczyć dalej przez życie z dumnie uniesionym czołem.

   Ale nie ubiegajmy faktów. Zacznijmy od A. A jak akceptacja.

   Większość, zwłaszcza kobiety zacznie zapewne od pytania „dlaczego”. „Dlaczego ja?”. „Dlaczego mnie?” a w przypadku osób pozostających w stałym związku, które doświadczają tego w ich mniemaniu „za późno” najboleśniejszym może być pytanie „Dlaczego teraz?”. Poza może ostatnim pytania te są tyleż naturalne co bezcelowe bo czasu nie cofniemy.

   Uległość nawet w swojej najbardziej masochistycznym wydaniu nie jest co prawda chorobą chyba, że do całego naszego życia podchodzić będziemy jak do „śmiertelnej choroby przenoszonej drogą płciową”. Uległość, ta prawdziwa, nie będąca tylko chwilową fanaberią, tak jak śmiertelna choroba jest jednak nieuleczalna co większość czuje już na samym początku jako wręcz pewnik a przynajmniej na tyle silne przeświadczenie, iż będzie to dla nich wręcz fatum, karą za grzechy czy w najlepszym bądź razie sytuacją na tyle stresującą i niekomfortową, iż nasza podświadomość potraktuje to w podobny sposób właśnie jak wieść o nieuleczalnej chorobie. W ten czy inny sposób stawiane pytania a zwłaszcza odpowiedzi na te pytania są ni mniej ni więcej tylko kolejnymi etapami prowadzącymi przez naturalny proces. Poprzez zaprzeczenie, gniew, targowanie się i depresje a do tego jeszcze częste poczucie winy. I to nie tylko wobec obecnego partnera. Procesami niejednokrotnie tym boleśniejszymi im bardziej podchodzi się do tego jak do choroby. I to bardzo wstydliwej choroby.

   Uległość choć nie jest chorobą to jednak wielu/wiele próbuje z nią walczyć jak z chorobą. Najczęściej z dość opłakanym skutkiem tak samo jak osoby walczące z „odbiegająca od normy” preferencją seksualną z tą jednak różnicą, że odrzucający swoją prawdziwą orientacje seksualną w myśl zasad czy „spraw ważniejszych” mają większe szanse na sukces biorąc pod uwagę, że uległość obejmuje nie tylko naszą seksualność  z której można na upartego zrezygnować lub którą można w sobie stłumić a zatacza najczęściej dużo szersze kręgi rzutując na sprawy podstawowe relacji męsko-damskich. Budzić to może tym większą frustrację. Tym większy ból niespełnienia i niezrozumienia im mniej dotyczy to tylko spraw łóżkowych. Klimatyczny seks dla wielu może być tylko swoiście rozumianym bonusem do czegoś o wiele ważniejszego i pełniejszego i to właśnie te osoby mogą przechodzić przez to najciężej i najboleśniej. Najczęściej na domiar złego samotnie co tym bardziej komplikuje sprawę.

   Większość w tym momencie nieświadomie przeskoczy od razu do punktu B. Podejmie walkę dziwiąc się z co raz silniejszych nawrotów niekiedy wręcz bolesnego pragnienia czy potrzeby. Rozpoczynają walkę z pozycji zaprzeczenia samej sobie, niejednokrotnie siły napędowej do tej walki szukając w gniewie. W gniewie na fatum… i na samą siebie. Albo godzą się z tym fatum targując się z samą sobą na ile mogą obie pozwolić lub obwiniając siebie za swoją inność popadają w depresję. W obu przypadkach już na starcie ustawiając się na straconej pozycji bo nie da się przejść do punktu B nadal tkwiąc w punkcie A.

   Jak można walczyć z kimś lub czymś nie wiedząc nawet z czym się walczy? Z samą sobą przecież wygrać nie można zwłaszcza waląc na oślep zamieniając walkę z swoim prawdziwym ja na walkę z wiatrakami. I to najczęściej z tymi nie istniejącymi. Aby pokonać wroga trzeba go najpierw poznać jak mówi stare przysłowie. Jeszcze inne mówi aby wrogów trzymać bliżej siebie nawet niż przyjaciół. Równie dobrze może się przecież okazać i tak, że karmienie swojego największego wroga własna piersią może w zupełności zaspokoić Twoją masochistyczna naturę? :)

   Tak wiem. Ludzie się zmieniają. Nie jest jednak możliwe zmienić siebie. Możemy tylko odrzucić część siebie mogąca ranić nas samych lub naszych bliskich. Aby tego jednak dokonać a co najważniejsze aby w tej zmianie wytrwać najpierw musimy sobie uświadomić gdzie leży „problem”. Uświadomić sobie najpierw, że nie jesteśmy doskonali. Że jesteśmy inni. Poznać i zaakceptować nasze słabe i mocne strony. Nie walczyć sami z sobą czy z częścią nas samych a jak już to tylko z efektami jakie mogą one powodować. Bo to w naszej niedoskonałości i inności może tkwić i najczęściej w nich właśnie tkwi nasze piękno. Oraz nasza siła bo to co w jednych okolicznościach może być wadą odpowiednio wykorzystane w innych może okazać się zaletą. I na odwrót.

   Tak wiem. Samo przyznanie się przed sobą do swojej uległej natury… samo zaakceptowanie swojej uległej natury niczego nie zmienia. Samo w sobie niczego zmienić nie może. Pozwala jednak poznać samą siebie. Poznać „chorobę” I walczyć z nią skutecznie albo pozwolić się jej rozłożyć :)

   Bo pomijając już wszystko inne… jak można oczekiwać akceptacji partnera samą siebie nie akceptując. Jak można oczekiwać pełnego odczuwania miłości partnera skoro sama siebie nie będziesz  potrafiła pokochać a co za tym idzie nie będziesz w stanie pokochać go całą sobą?

   I mniejsza już jaką decyzje podejmiesz w punkcie B. Ważne abyś podjęła to całą sobą. W zgodzie z samą z sobą?

 

kropka nad i

   Ideały nie istnieją bo idealne mogą być tylko chwile. Niestety również i te, które niejednokrotnie przemykają nam koło nosa jakże często niezauważalne w codziennej gorączce albo te przez nas tworzone z perwersyjną wręcz premedytacją… Jakże często jeden niby zwykły gest, jedno słowo, jedno spojrzenie może rozjaśnić szarą codzienność przytłaczającą nas obowiązkami i problemami. Nawet takie małe niby nic przypominające tylko kim jesteśmy… gdzie jest nasze miejsce… do kogo należymy… co daje nam szczęście lub spełnienie. Dające nam siłę wytrwania czy to poprzez ogień podniecenia lub pożądania czy tylko poprzez rozgrzewającą nas od środka świadomość przynależności lub posiadania.

   Niewielu może sobie pozwolić na realne doświadczanie tego codziennie a tym bardziej non stop. Niewielu byłoby w stanie to przeżyć i to bez względu po której stronie przysłowiowego bata się znajdują. Dla wielu takie niby nic czy nawet tylko sama wizja tego jest lub może być prawdziwą kwintesencją posiadania lub przynależności. Nie same „sesje” czy okazję gdy możemy pójść na całość i to bez nerwowego zerkania na zegarek a właśnie to wszystko „pomiędzy”…  takie właśnie „niby nic” ukradzione szarej codzienności.

   W pogoni za wisienką na torcie często zapominamy o samym torcie. Traktując naszą seksualność przedmiotowo lub podmiotowo i przekładając to niestety również na naszego partnera jakże często grę wstępną ograniczamy do „sypialni” i kojarzymy ją tylko z seksem oralnym ślepi na to, że nawet z samej nazwy jest to tylko wstępem do samego zbliżenia . Dobieraniem się do miodku lub śmietanki a nie procesem mającym bezpośrednie przełożenie na jakość tego miodku lub śmietanki? :)

   Dobry seks oczywiście nie jest zły… tym bardziej szybki numerek i to nawet taki na pograniczu gwałtu gdy bierzemy co nasze i co nam się „należy” :)

   Nie można tylko zapominać, że na jego jakość tudzież „efektywność” często większy wpływ może mieć nie tyle intensywność ruchów posuwisto-tłocznych a to co zrobiliśmy nawet kilka godzin wcześniej sprawiając, że to co się nam należy zostanie nam dane z wręcz bolesną świadomością, iż do nas należy oraz niekwestionowaną potrzebą i pragnieniem dania nam tego całą sobą?

   A choć kobiety mają w tej kwestii dużo prościej to jednak i im zdarza się niestety często zapominać, że samo wypięcie dupci czy rozłożenie nóg jest tylko kropką nad „i”. Mogącą podniecić każdego faceta ale przecież ON nie jest każdym. czyż nie? :)

   Ideały nie istnieją. Ideały się tworzy… tworzy się je wspólnie…

 

rattan

   Tu ponoć zaczyna się hardcore choć stopień znielubienia będzie oczywiście różny w zależności od indywidualnego przypadku.. albo półdupka :)

   Bardziej boleśnie ukarać można tylko ponoć bambusem lub pejczem. Osobiście dodałbym jeszcze naszą rodzimą leszczynę choć w sumie to najważniejszą kwestią bywa nie to czym się karę wymierza a to jak się to robi?

   Niemniej jednak rattan w roli narzędzia kary ma już wiekową tradycję. Łatwo i szybko przyjął się więc również i w BDSM mając wręcz zagorzałych zwolenników i to po jego obu stronach. Tak z powodu swojej efektywności jak i dla uzyskiwanych dzięki niemu efektów wizualnych również :)

 

  

   Przede wszystkim wykorzystywany jest w plecionkarstwie i meblarstwie i to bynajmniej nie tylko rodem z Ikea choć akurat i w ich asortymencie można znaleźć mebelki jakby stworzone do wykorzystania w domowym zaciszu dla „ugoszczenia” naszej suczki. :)

 

  

   Mniej kłopotliwe do wytłumaczenia niż typowo psie legowisko zwłaszcza jeśli się psa nie posiada a i dużo praktyczniejsze bo można je wykorzystać jeszcze i w inny sposób. :)

 

 

I to niekoniecznie w takiej akurat pozycji ale to już pozostawiam Waszej inwencji :)

 

wieczór przy świecach

   Przewalający się w poniedziałek nad wyspami huragan Ophelia zafundował mi romantyczny aczkolwiek samotny wieczór przy świecach. Przypominając przy okazji o nieodległych już Andrzejkach i konieczności uzupełnienia zapasu świeczek. Niestety nie z naturalnego i zdrowego wosku…

   Parafina też co prawda ma ponoć właściwości lecznicze ale nie umywa się oczywiście do wosku. Nigdy też nie można mieć pewności co do jej prawdziwego składu a co za tym idzie jaki będzie jej efekt w zetknięciu ze skórą. Każda świeczka, nawet od tego samego producenta może spalać się z  ciut inną temperaturą. Pierwsze krople lepiej więc aplikować z większej wysokości aby nie sparzyć i aby cała mogąca towarzyszyć temu rozkosz nie spaliła na panewce. To znaczy na zbyt wrażliwej skórze :)

   Zwłaszcza, że nigdy tak do końca nie wiadomo gdzie spadnie kolejna kropla. Co ma oczywiście swój dodatkowy urok i to dla obu stron spektaklu a doświadczane w ten sposób ciałko ma naturalną tendencję do napinania się przed każdą spadającą kroplą. Drży. Albo wierci się aż się prosząc o związanie :)

   Mogące być wręcz niezbędnym a w każdym bądź razie wskazanym. Skrępowanie i całkowite zdanie się na jego łaskę połączone z efektem kropel powoli aczkolwiek nieubłaganie zbliżających się do co raz bardziej wrażliwych miejsc i świadomość tego co za chwilę może nastąpić… niepewność połączona z pewnością nieuchronności… rodząca nieubłagany i powracający za każdym razem dylemat czy potęgować tą niepewność zasłaniając delikwentce oczka czy też do woli rozkoszować się tą jedyną w swoim rodzaju mieszanką niepewności, ufności, oddania i zafascynowania w jej szeroko rozszerzonych źrenicach…

   To co dla jednych jest nadal niespełnionym marzeniem lub najgorszym koszmarem dla innych będzie zaledwie rozgrzewką czy wręcz stratą czasu. Ograniczeni czasem albo swoimi preferencjami biedą woleli zacząć z grubej rury. I to w dosłownym tego słowa znaczeniu :)

    Grubsze świeczki, znicze czy kuchenne podgrzewacze dostarczyć mogą jednorazowo dużo większą porcję doznań zamieniając piekące ukłucia spadających jedna po drugiej kropli w prawdziwe smagnięcie lanego wosku lub parafiny. Rozlewające się falami po całym ciele a przy wykorzystaniu różnych kolorów tworzące na ciele prawdziwe, małe dzieła sztuki :)

   Z własnych doświadczeń odradzam jednak stosowanie świeczek zapachowych i dużo większą ostrożność przy stosowaniu kuchennych podgrzewaczy. Te ostatnie są dość tanie i dość szybko przechodzą w stan płynny bo zazwyczaj wykonane są z gorszej jakości parafiny rozgrzewającej się do znacząco wyższej temperatury mogącej nawet spowodować poparzenia. Chemicznie aromatyzowane świeczki też mogą być bardziej gorące a do tego zapach może być tak intensywny, że aż głowa boli. Polewającego również :)

   Najbezpieczniejszy jest oczywiście wosk choćby i dlatego, że działa dezynfekująco więc jeśli nawet dojdzie do poparzenia to zostanie ono automatycznie odkażone co oczywiście nie zwalnia polewającego z odpowiedzialności. Dużo lepiej nadaje się jednak do zafundowania naszej „ofierze” polewania pełną gębą a w każdym bądź razie pełnymi kubkami o ile oczywiście stać nas na zafundowanie sobie takich atrakcji bo na (nie)szczęście wosk bywa dość drogi.

   Świeczki i tym podobne można też oczywiście wykorzystać na inne sposoby i oprócz stymulowania czy torturowania mogą posłużyć również do ćwiczenia cierpliwości. Wieczór przy świecach może wówczas nabrać całkiem innego znaczenia. :)

   Zwłaszcza jeśli świece umieścimy nie na bioderku a w którejś dziurce naszej Uległej. Sobie zapewniając cudowne atrakcje wizualne a jej.. no cóż.. spływające z palącej się świecy strużki będą dla niej na pewno niezapomnianym przeżyciem :)

 

sposób na Pana?

MądryPan ubiegł mnie z tematem w swoim ostatnim poście:

http://madrypan.blog.pl/2017/10/04/ulegla-pasywna-czy-aktywna/

muszę przeredagować swój tekst na nowo a z kilku powodów jest to problematyczne…

dzisiaj więc tylko pokuszę się o hmm… małą prowokację w temacie prowokacji? :D

 

ale i tak „tylko” też działa :D

 

nie skorzystanie z takiego zaproszenia to po prostu… sami wiecie, rozumiecie… i już najmniej ważne czy będzie to za karę czy w nagrodę? :D

 

sposób na nudę

„Noszenie bielizny jest nudne :P”  ~Sarah

  Wiele kobiet miewa wręcz awersję do noszenia bielizny a zwłaszcza majtek i to nie tylko w zaciszu domowym a jeszcze większa grupa kobiet lubi od czasu do czasu zaszaleć i wyjść z domu „zapominając” o nich. I mniejsza już o powody takiego postępowania lub nastawienia. Da się to pewnie jakoś pogrupować w logiczny sposób ale osobiście uważam. że zamiast zawracać sobie głowę powodami dla których kobieta nie ma majtek ważniejsze jest to, jak wykorzystać ten fakt dla obopólnej przyjemności?

   I choć majteczki mogą rzeczywiście to i owo komplikować lub utrudniać to jednak z drugiej strony sam proces ich pozbywania się czy to przez samą kobietą czy zdejmowanie ich z kobiety ma swoje uroki a dla wielu jeszcze większy urok ma ich dość brutalne z kobiety zdzieranie.

   Osobiście ująłbym sprawę więc ciut inaczej. To noszenie nudnej bielizny jest/bywa nudne. Modele pokazane w ostatnim poście same w sobie mogę być swoistą rozrywką podnoszącą temperaturę nie tylko w sypialni. Mogą wręcz być wyzwaniem dla noszącej. Kwestia odpowiednio dobranego napisu prowokującego do utulenia, mniej lub bardziej konkretnego potraktowania właścicielki czy zgoła do bycia „zgwałconą”. O ile oczywiście adresat umieszczonego tam przekazu umie czytać. I to czytać ze zrozumieniem. :)

   Formę przekazu można oczywiście uprościć jednocześnie upraszczając „to i owo” a przy okazji w dość znacznym stopniu zmniejszając ryzyko zbyt częstej konieczności inwestowania w nowe majtki. Nie jest to więc model mogący przypaść do gustu osobom lubującym się zrywaniem lub przynajmniej zdejmowaniem tej części kobiecej garderoby. :)

   Niby są a ich nie ma. Przynajmniej w tym najkonkretniejszym miejscu, co zdecydowanie nie wzbudzi zainteresowania osób widzących w majteczkach również narzędzie stymulacji czy wręcz tortur. Odpowiednio naciągnięte i wżynające się w tą najczulszą część kobiecego ciała mogą stanowić zaprawdę rozkoszną podnietę czy wręcz torturę. Zwłaszcza w miejscu publicznym gdzie „ofiara” nie może za bardzo nic z tym fantem zrobić.

 

    Podobny choć łagodniejszy efekt osiągnąć można wykorzystując tak uwielbiane przez wiele kobiet perły. :D

   Wystarczy tylko dobrać odpowiednio do indywidualnej wrażliwości kobiety tak ilość jak i wielkość pereł lub koralików aby zapewnić właścicielce nieprzerwane atrakcje.  Estetyczne też bo modeli jest bez liku więc łatwo wybrać taki w którym kobieta będzie się czuć atrakcyjnie i pięknie.

   Jeśli stymulacja perełkami jest niewystarczająca lub zbyt mało hardkorowa albo nie nazbyt dogłębnie „uświadamiająca”, zawsze można zafundować sobie pełne wypełnienie. I to nie tylko cipki.

 

   I chociaż to samo niby można osiągnąć stosując zwykłe dildo czy korek analny to jednak takie majteczki raz, że lepiej trzymają się na dupci i tym samym w dziurkach to mogą jednocześnie spełniać rolę swoistego pasa cnoty. :)

   Sam dobór materiału z którego wykonane są majteczki może mieć kolosalne znaczenie w uatrakcyjnianiu ich noszenia o czym chyba najlepiej wiedzą fani lateksu. Już samo wystawienie cipki na jego działanie może dawać rewelacyjne wprost „skutki uboczne” a przecież producenci odzieży z lateksu i tym podobnych prześcigają się wprost w wymyślaniu co raz to nowych modeli i udogodnień. Można więc z łatwością znaleźć wariacje wcześniej wspomnianych a w przypadku wypełniania dające jeszcze możliwość zwiększania objętości dildo i/lub pluga. Są też modele tak męskie jak i dla kobiet dzięki którym nie trzeba zawracać sobie głowy prezerwatywami :)

   Będę się więc upierał, że wcale nie musi to być nudne, choć zdaje sobie sprawę iż pikanterii i sensu dodaje temu świadomość, że nosi się te lub inne majteczki dla kogoś. Lub dla kogoś się ich nie nosi co tym bardziej dodaje dodatkowego smaku. Najważniejsze w tym wszystkim zazwyczaj jest jednak to aby się tym dobrze bawić? :)