Zaczynając prawie od końca…

   Jak słusznie i trafnie zauważa jedna z czytelniczek w swoim komentarzu pod jednym z wcześniejszych postów:

„Generalnie każdy ma kompleksy, niezależnie od płci czy wieku. A to za małe cycki, a to za duże, rozstępy, cellulit, za duży brzuch, krzywe zęby itp… Facet nie wszystko to widzi, baa on tego nie widzi, tylko kobieta swoim gadaniem zwraca uwagę na siebie i na owy problem. Właśnie zwraca uwagę, często żalimy się żeby usłyszeć, że jesteśmy piękne, mamy ładną pupę, wspaniałe piersi. Szukamy słowa które Nas dowartościuje i pozwoli zaakceptować siebie. O wiele łatwiej Nam walczyć z kompleksami, słysząc komplementy, utwierdzać się, że dla męża, chłopaka, Pana jesteśmy piękne, wyjątkowe.”

 I chociaż sam pewnie bym tego lepiej nie ujął to ostatnia bardzo intrygująca konwersacja z pewną słodką Anią sprawiła, że postanowiłem temat klimatycznych praw i zasad zacząć właśnie od tego punktu. Bo chociaż dla twórcy listy tychże znalazło się na to miejsce dopiero na 21 pozycji to moim zdaniem może wręcz należałoby zacząć właśnie od tego, co w dużej mierze zahacza o początki każdej, mniej lub bardziej mającej szanse na spełnienie znajomości. O czym zawsze warto pamiętać choćby tylko po to aby później nie było żadnych niedomówień. że to:

   

 

Pan ma zawsze racje”

  

  

   I chociaż będą tacy i takie, którzy będą się z tym kłócić zwłaszcza z akcentowaniem tego, że „zawsze” to jednak w tej jednej konkretnej sprawie ma on racje ZAWSZE a wszelkie marudzenia w tej kwestii, tak częste i w sumie naturalne u kobiet w „normalnych” związkach czy relacjach, przy próbie przeniesienia tego na grunt D/U mogą a zazwyczaj kończą się dla „delikwentki” dość boleśnie. I mała bieda jeśli tylko przełożeniem przez kolano. :)

   Nie ważne jest czy to Ty pozwalasz się znaleźć i sobą zawładnąć czy też w ten czy inny sposób zostałaś znaleziona bo to on w ostatecznym rozrachunku stawia kropkę nad i, zakładając Tobie obroże.. Tak tą z prawdziwego zdarzenia jak i choćby tylko taką mentalną, którą to możesz pożądać nawet bardziej zwłaszcza jeśli interesuje Ciebie nie tylko aby zawładnął Twoim ciałem ale także i umysłem a nawet i duszą. To do niego należeć będzie ostatnie zdanie: „Jesteś teraz moja”. Dopiero po tym Ty możesz zacząć być dla niego „wszystkim i niczym”.

   Nie ważne jest też co TY sama myślisz o niedoskonałościach swojego ciała bo chociaż szczerość w tym temacie jest jak najbardziej wskazana i pożądana ale nawet jeśli jest to tylko kokieteryjne „wymuszenie” zaprzeczenia to jednak bezpieczne tylko do momentu założenia Tobie obroży. Bo już przed jej założeniem zostałaś oceniona a także i wyceniona. Zostałaś wybrana a co za tym idzie zaakceptowana taką jaka jesteś.

   I nawet jeśli już na początku w jego głowie zrodzi się pomysł wprowadzenia odpowiednich korekt co do Ciebie samej jak również Twojego ciała to świadczyć to będzie tylko o tym, że jesteś idealnym materiałem do modelowania. Diamentem, który najpierw trzeba odpowiednio oszlifować czy też może czystą kartką papieru która najpierw trzeba nie tylko zapisać ale też i odpowiednio przyozdobić? Albo odpowiednio ułożyć jak w origami? :)

   Oczywiście, zwłaszcza na początku masz prawo do swoich kompleksów. I tych wyimaginowanych zrodzonych z niepewności. Ale nawet mając rzeczywiście te kilka kilo według Ciebie za dużo musisz liczyć się z ryzykiem, że oko które przykujesz należeć będzie do „prawdziwego” faceta nie zarażonego modą na „chodzące wieszaki” lub po prostu nie lubiącego się stresować, że tuląc połamie lub poobija się o wystające kości. A do tego zdeklarowanego sadystę wolącego aby po odpowiednim potraktowaniu Twojej dupci to bardziej ona była spuchnięta a nie jego dłoń.

   Jako typowy facet może też mieć niekiedy po prostu problemy z odpowiednim tego wyartykułowaniem i będzie wolał czynami sprawiać, abyś nie musiała nigdy się w ten sposób utwierdzać o swojej dla niego atrakcyjności bo dla niego jest to oczywiste przez sam fakt wybrania Ciebie. Może po prostu uważać, zresztą jak najbardziej słusznie, że oddając mu siebie i swoje ciało oddajesz mu tym samym całkowite prawo do decydowania o tym ciele. W tym także a może wręcz przede wszystkim o jego atrakcyjności. To trochę tak jakbyś tym samym zrezygnowała z prawa przeglądania się w lustrze mając prawo tylko (aż?) do przeglądania się w jego oczach?

   Jako typowy facet może być zaś rzeczywiście ślepy na pewne sprawy a przynajmniej ich nie zauważać lub dostrzegł piękno w Tobie , które Tobie po prostu umknęło lub którego jeszcze nie nauczyłaś się okazywać. Może więc rzeczywiście nie ma sensu ani potrzeby kłuć go po oczach czymś więcej niż sam zobaczył? :)

    Wyjątkiem od tego może być pewna odmiana relacji DD/LG gdzie kokieteryjne zachowanie nastawione na prowokowanie dopuszcza do marudzenia nawet na temat swojej urody lub relacje oparte na upokarzaniu gdzie prawdziwe bądź wyimaginowane niedoskonałości Uległej będą pożywką i/lub pretekstem do wytykania jej tego w trakcie sesji.

   O ile jednak nie kręci Ciebie bycie wyzywaną od „grubych suk” itd. itp. to jednak lepiej ugryźć się w język bo nic tak nie irytuje faceta, nawet tego najbardziej cierpliwego jak wmawianie mu, że się myli i że nie ma racji. Może on bowiem dojść do wniosku, że rzeczywiście nie ma… nie miął racji… i zafundować Tobie kompleksowo klimatyczne odchudzanie z batem jako motywatorem? :D

   Ale o tym konkretniej może już innym razem…

 

House Rules

   Od zarania pierwszych cywilizacji a nawet i jeszcze wcześniej, człowiek nieustannie tworzy prawa, reguły, protokoły i zasady mające nam ułatwić współegzystencję. Ewoluujące wraz z nami i zachodzącymi w nas zmianami czy to w postrzeganiu świata czy naszej roli w świecie, społeczeństwie i rodzinie. Określające nasze prawa i obowiązki. Co raz płynniejsze zważywszy szybkość zachodzących wokół nas zmian. Natłok tych zmian i próbujący je dogonić natłok co raz to nowych i innych reguł budzi w nas częsty sprzeciw. Wewnętrzny bunt. I nostalgie za „starymi dobrymi czasami” gdy facet był facetem a kobieta była kobietą.

   Wpadamy też przy tym w sami na siebie zastawiona pułapkę dualizmu gdzie z jednej strony stawiamy kobiety na piedestale, uczymy je być silne, niezależne i twarde. „Wyzwalamy” je i to również seksualnie choć to akurat przychodzi nam najtrudniej. Potępiamy wszystkich którzy mają inne zdanie na temat roli kobiety, sami co raz częściej i otwarciej szukając kobiet ciepłych i kochających. Koniecznie uległych a przynajmniej uległych w łóżku.

   I bynajmniej nie jest to czysto męska przywara bo i te silne, niezależne i twarde kobiety co raz częściej i otwarcie szukają „męskiego-dominującego wiedzącego co potrzeba kobiecie””, „czułego brutala co to bez skrupułów przez kolano przełoży i przytuli jak trzeba” i nawet te wypatrujące księcia z bajki co raz częściej marzą aby nie tylko przybył i porwał do swojego zamku ale przy tej okazji nie omieszkał porządnie zgwałcić. Najlepiej wielokrotnie :)

   Nie umniejszając zdobyczy naszej cywilizacji w kwestii praw człowieka to może jednak zaczynamy podświadomie wyczuwać, że w pewnych sprawach, prawach i zasadach zabrnęliśmy w ślepą uliczkę kłócącą się z pierwotnym instynktem przetrwania? W myśl którego facet ma być facetem a kobieta kobietą? :)

 

   

   A może tylko po prostu w całym tym zaganianiu, atakowani zewsząd prawami których nie rozumiemy i nie akceptujemy, w zaciszu domu czy choćby tylko w hotelowym pokoju przez kilka godzin pragniemy pożyć według własnych zasad dających nam wytchnienie i pozwalających nam pobyć sobą. Gdzie nie musimy nikogo i niczego udawać. Nie musimy walczyć bo nasz łup mamy już u swoich stóp. Gdzie możemy przestać myśleć o konwenansach a nawet o wszelkich zasadach. Choć samo to już jest jednak pewną zasadą. :)

   Kierowani egoistycznym pragnieniem ułatwienia sobie poruszania się w naszym własnym, prywatnym mikroświecie tworzymy lub zapożyczamy tylko te zasady mające nam zapewnić komfort psychiczny i jak najszersze zaspokojenie naszych potrzeb. W tym również a niekiedy przede wszystkim naszych potrzeb seksualnych. Zasady według których chcemy i żyć i współżyć. Od prostych kilku punktowych list zaczynając po rozbudowane kontrakty obejmujące każdy aspekt życia i współżycia. Bardzo niechętnie od nich odstępując nawet w przypadku mało znaczących detali wolimy raczej znaleźć lub dopasować partnerkę do naszych zasad a nie nasze zasady do partnerki. Ale to już nie ta bajka.

      O dziwo, sprowadzenie tego do prostej zasady „ulegnij a będę Cię kochał”, dość „popularnej” w krajach latynoamerykańskich a będące z jednej strony dość atrakcyjną wizją dla wielu kobiet o mniej lub bardziej uległej naturze jak również pozostawiające dużo swobody na „spontan” tak ponoć ceniony u mężczyzn w oczach kobiet, to jednak chętniej odbierane to by było w ramach obietnicy a nie zasad mających regulować związek, relację a tym bardziej w odniesieniu do znajomości z natury cysto hedonistycznych.

   Nawet kobiety silne, twarde i niezależne na co dzień żyjące według własnych zasad i reguł lub je wręcz tworzące a tylko ulegające wybranemu facetowi czy też uległe wyłącznie w sypialni, tym bardziej są zainteresowane i wręcz potrzebują zasad i reguł. Nie tyle im narzuconych co takich którym się poddają z własnej woli po to właśnie aby w tych krótkich chwilach zapomnienia odpocząć od decydowania, szefowania czy nawet myślenia. Dominując w pracy a nawet w codziennym życiu czy tez pozostając w związku partnerskim, w tych chwilach pragną zapomnienia i oddania się partnerowi. I jego zasadom. Pozostawiającym jak najmniejszy margines decyzyjności. Chcą, pragną i potrzebują silnej ręki stanowczo trzymającej smycz. Faceta jasno i precyzyjnie definiującego swoje potrzeby, pragnienia i wymagania i nawet podchodząc do tego jak do swoistej gry i wcielania się w rolę to im rola jest prościej i konkretniej napisana tym łatwiej i chętniej się w niej odnajdują. Przy okazji wiedząc za co mogą spodziewać się nagrody a za co czeka je nieunikniona kara. :)

   Prosty i konkretny podział ról i towarzysząca temu mniej lub bardziej złożona lista obowiązków i przywilejów jest tym bardziej atrakcyjna dla kobiet nie tyle słabszych co oczekujących od swojego partnera aby był tym silniejszym i dominującym choćby tylko w pewnych z góry określonych granicach. Przekraczanie granic nie zawsze dotyczy poszerzania łóżkowych ekscesów o nowe pozycje, akcesoria czy techniki. Najczęściej choć i najtrudniej przekraczać granice wolności i zakresu decyzyjności składanej na barki partnera.

   Najtrudniej czasami zrozumieć i zaakceptować, że silne ramie na którym tak chętnie i z taką ufnością chciałabyś złożyć swoją główkę musi być odpowiednio karmione choćby tym właśnie jak się w nie wtulasz i przestrzeganiem niekiedy odwiecznych zasad dających mu siłę na otoczenie Ciebie bezpieczeństwem i ciepłem oraz na walkę z całym tym wrednym światem przed którym to ma odwieczne prawo i obowiązek Ciebie bronić. Nie tracąc przy tym energii na walkę z Tobą. Nie licząc może walki na poduszki :)

   Może więc każdy związek powinno się zaczynać od kupna tablicy na której wspólnie napiszemy nasze role, obowiązki, prawa i przywileje skoro współczesny świat oferujący nam tak wiele „wolności”, co raz bardziej skąpi nam zasad na których moglibyśmy się opierać.

   Może więc dlatego związki BDSM lub tylko z pewnymi jego elementami są tak atrakcyjne dla co raz większej ilości osób bez względu na płeć czy ich w nich rolę bo oparte są właśnie na prostych i co najważniejsze jasno sprecyzowanych zasadach gdzie każdy z partnerów wie co do niego należy… lub do kogo on należy… jaka jest jego rola… jakie są jego oczekiwania wobec partnera i jakie oczekiwania wobec niego ma partner. Jakie są ich prawa i obowiązki. Jasno i precyzyjnie formułowane od samego początku tak przez piszących zasady jak i przez tych którzy z własnej i nie przymuszonej woli pragną podporządkować się takim właśnie a nie innym zasadom. I mniejsza już ile w tym jest spełniania siebie i własnych pragnień czy preferencji a ile powrotu do „starych, dobrych czasów” :)

   I choć zdarza się niestety często i tak, że to co najważniejsze zapisane jest drobnym druczkiem na który nie zwrócimy nawet uwagi zbyt zapatrzeni we własną wizję tego co chcielibyśmy otrzymać w zamian to tylko udowadnia jak bardzo dzisiejszy świat zdeaktualizował nawet podstawowe pojęcia i że trzeba je doprecyzować. Tym bardziej warto pytać aby mieć pewność, że to samo one znaczą tak dla nas jak i dla potencjalnego partnera oraz czy są to jego prawa i zasady czy będą to WASZE prawa i zasady :)

 

dar uległości

  Uległość jest darem… wielu powtarza to wręcz jak mantrę… Sam tak wielokrotnie mówiłem i pisałem. Problem tylko w tym, co niestety wielu nie dostrzega, że uległość darem staje się dopiero w momencie gdy obdarowujesz nią drugą osobę. To dla niej staje się ona darem a dla Ciebie „wartością dodaną” i jeśli zostanie złożona w odpowiednie i odpowiedzialne ręce dla obu stron może być drogą prowadzącą do nieziemskich wręcz doznań i to bynajmniej nie tylko seksualnych a może nawet przede wszystkim tych raczej „około łóżkowych”? Bardzo łatwo może się stać jednak przekleństwem. Z powodów tak różnych jak różnych ludzi to może dotknąć choć jednym z najczęstszych bywa po prostu brak tych rąk, które mogłyby lub chciałyby ten dar przyjąć…

   U tylko nielicznych niestety szczęściarzy ich uległość lub dominacja obudzi się u boku kochającego partnera, który nie tylko to zrozumie, zaakceptuje a wręcz zechce to w pełni wykorzystać… Większość czeka mniej lub bardziej wyboista droga… często wręcz droga cierniowa. Tym cięższa do przebrnięcia, że będziemy nią kroczyć zdani tylko na siebie. Mając za towarzystwo tylko naszego najlepszego przyjaciela i zarazem największego wroga czyli nas samych. I to z nimi czeka nas najcięższa przeprawa.

   W takich chwilach najboleśniej uświadamiamy sobie jak samotni jesteśmy wśród tych wszystkich otaczających nas ludzi. Bliższych nam lub dalszym. Mniej lub bardziej aspirujących do narzucania nam swoich poglądów, ocen i sposobów na życie. Oceniających i stawiających diagnozy a nawet rady bazując na kompletnej nieznajomości nas i tego przez co przechodzimy… Tak bardzo od nas innych nawet jeśli są nam podobni.

   W takich chwilach ze szczególną siłą dociera do nas, że dzielenie z kimś życia jest tylko ułudą a dzielenie z kimś ciał jest tylko dodatkiem a najbardziej liczy się móc dzielić z kimś tą naszą samotność. Znalezienie bezpiecznej przystani gdzie możemy bezpiecznie zrzucić żagle. Albo maskę. W naszej cichej i bezpiecznej zatoczce gdzie znajdziemy spokój, zrozumienie i akceptacje. Najlepiej na jakieś bezludnej wysepce gdzie oprócz nas będzie tylko ta druga, równie samotna lódź…

   Jak jednak słusznie zauważył grany przez Harrisona Forda bohater filmu „Sześć dni, siedem nocy” wyspa to takie dziwne miejsce gdzie ciężko znaleźć coś czego się z sobą tam nie przywiozło. Przynajmniej w sferze uczuć. Nawet w najcichszej przystani nie ma co liczyć na spokój jeśli przyniesiemy tam targającą nas wewnątrz burze. Ciężko znaleźć akceptacje nie akceptując samej siebie czy choćby tylko małej części siebie. Tak samo będzie z miłością, szacunkiem a tym bardziej ze szczerością. Bo jak można wymagać szczerości od kogoś wobec kogo nie potrafisz być do końca szczera, nie potrafiąc być szczerą nawet sama z sobą?

   Nigdy zaś nie będziesz mogła być z sobą do końca szczerą jeśli najpierw nie poznasz swojego najlepszego przyjaciela i zarazem największego wroga. Zanim nie poznasz samej siebie. Zanim nie poznasz tego swojego drugiego ja bez względu jak mroczne, destrukcyjne czy choćby tylko nie na czasie to Twoje drugie ja mogło by się Tobie wydawać. Nie musisz go nawet rozumieć bo często będzie to tylko stratą czasu. Nie ważne czy potem będziesz chciała je ujarzmić, walczyć z nim czy się jemu poddać. To właśnie temu swojemu drugiego ja powinnaś w pierwszej kolejności a może nawet przede wszystkim sprezentować swoją właśnie odkrywaną uległość. Niech ma na co zasługuje. :D

   Bo przyjaciół należy trzymać blisko a wrogów jeszcze bliżej. Gdy zaś za przyjaciół będziesz miała samą siebie i swoją uległość to już nie będziesz potrzebowała wrogów. :)

   Tych co prawda nigdy nie pozbędziesz się do końca i zawsze znajdzie się ktoś kto zapragnie Cie zranić „dobrą radą” ale zaprzątnięta walką z samą sobą stajesz się wręcz wymarzonym celem nie potrafiącym się bronić i wręcz proszącym się o zadanie ciosu. Tobie lub Twojemu drugiemu ja zwłaszcza jeśli go nie akceptujesz. Zwłaszcza jeśli w Twoich własnych oczach czyni ono Ciebie kimś gorszym. Mniej lub wręcz nie zasługującym na szczęście, spełnienie, zrozumienie, akceptacje.

   Jeśli będziesz czuła się ofiarą to tak będziesz postrzegana i wielce prawdopodobne, że nie będziesz niczym więcej niż tylko ofiarą. i choć z dnia na dzień nie zaczniesz iść przez życie z dumnie uniesionym czołem w świadomości, że masz w sobie jeden z najpiękniejszych darów jakie kobieta może dać mężczyźnie ale może przestaniesz przynajmniej dawać błędne i niejednoznaczne sygnały i przykujesz oko właściwego faceta… albo swojego faceta?

   Faceci to niby wzrokowcy ale jednocześnie bywamy zatrważająco ślepi i umykają nam pewne szczegóły. Możemy nie dostrzec tego Twojego daru skoro skrywasz go przed samą sobą… skoro się go wstydzisz… a zwłaszcza jeśli ubzdurało się w Twojej główce, że nie zasługujesz na to aby obdarować nim swojego mężczyznę. Obecnego lub przyszłego…

   Twoja uległość będzie dla niego najcudowniejszym i najwspanialszym darem… ale tylko jeśli najpierw sama siebie nią obdarujesz…

   nawet jeśli ma to dotyczyć tylko łóżka i to stuprocentowo hedonistycznie :)