Nie trzeba chyba nikomu przypominać, że niewolnictwo jako takie w każdej formie jest zakazane. Nie licząc oczywiście tego fiskalnego i podatkowego oraz systemowego choć to ostatnie podciąga się już niby pod teorie spiskowe. Samo zaś niewolnictwo seksualne jest tym bardziej napiętnowane i ścigane prawnie. Chyba, że chodzi o małżeństwo i związane z nim „obowiązki”.
Chętnych na takie zabawy jednak nie brakuje a wśród nich spora część pragnie wręcz relacji czy nawet związku w mniejszym lub większym stopniu opartych na posiadaniu. Lub bycia posiadaną w formie nawet przypominającej tą z czasów antycznych czy „przynajmniej” w formie amerykańskiej sprzed wojny secesyjnej. I tu przeważa jednak tendencja do „spontanu” i jak już dochodzi do wcześniejszych ustaleń to mają one formę ustnych negocjacji w formie zasadniczo dość ogólnej bo przecież i tak wszystko potem „wyjdzie w praniu”. Dupci również.
Pomimo całego postępu technologicznego, w słowie pisanym a do tego podpisanym, tkwi potęga z którą nie ma się co spierać ani jej wypierać. I nie ważne już czy dla danej osoby będzie to wręcz fetyszem i podnietą, że oto „formalnie” i oficjalnie degraduje się do roli zgoła przedmiotu rezygnując z części przynajmniej swojego człowieczeństwa a w każdym bądź razie ze swojej wolności, czy „tylko” przysłowiowym postawieniem kropki nad i mającym rozwiać resztę wątpliwości, no bo przecież umów, zwłaszcza tych własnoręcznie podpisanych trzeba przestrzegać i dotrzymywać. Nie braknie więc i takich dla których podpisanie kontraktu jest nieodłączną częścią takiej relacji i to nie podlegającą dyskusji. I to po obu stronach przysłowiowego bata.
Podchodząc do tego chociażby jak do umowy tworzonej w trakcie negocjowania warunków relacji mających już na starcie zminimalizować możliwe niedomówienia lub nadinterpretacje. Dające i to obu stronom możliwość na sformułowanie swoich pragnień, potrzeb, zapatrywań na rolę w takiej relacji ale również i na sformułowanie stanowczych granic. Będąc tym samym niejako wentylem bezpieczeństwa, tak w trakcie negocjacji przed, jak i w trakcie służby bo chociaż sam kontrakt, żadnej ze stron tak formalnie jak i tym bardziej prawnie do niczego nie obliguje i można się z niego wycofać w każdym momencie o tyle łamanie lub naginanie zapisanych w nim ustaleń czy nawet narzucanie czegoś wbrew woli już na etapie spisywania kontraktu, będzie dla drugiej strony jasnym i jednoznacznym sygnałem do natychmiastowego odwrotu. Ma to więc w sumie spory sens nawet jeśli nas to „nie kręci”, choć oczywiście nie każdemu takie rozwiązanie przypada do gustu. Pomijając fakt, że chyba w większości przypadków jesteśmy na to za leniwi.
Zwłaszcza, że sam kontrakt powinien być częścią większej całości obejmująca również oświadczenia obu stron z określeniem swojej roli w takiej relacji a w przypadku strony oddającej się w niewolę również określającym na jakiej zasadzie i na jakie praktyki się zgadza. Będące zabezpieczeniem w przypadku pojawienia się rzeczywistych problemów natury prawnej. Mówiąc wprost. Dominujący ma podkładkę, że uległa zgadzała się na „gwałcenie” i lanie więc pozew o gwałt już nie przejdzie a i uległa też może zaoszczędzić sobie dzięki temu wielu nieprzyjemności i kłopotów choć trzeba mieć świadomość, że nie we wszystkich krajach takie coś przejdzie.
Nieodłącznym dodatkiem do kontraktu powinna być też lista praktyk, na które przyszła niewolnica się zgadza i tych, które kategorycznie odrzuca. Zwana też niekiedy Listą Upodobań choć to trochę mylące bo o ile rzeczywiście wypełniając taka listę kandydatka na niewolnice może zostać zobligowana/poproszona do ustosunkowania się konkretnego co lubi, co tylko akceptuje a czego nie zna i chciałaby lub nie chciałaby spróbować to w przypadku osoby niedoświadczonej będą to domniemania a nie upodobania. Niemniej jednak i w jej przypadku a nawet tym bardziej w jej przypadku warto nad taka listą popracować i to ze szczególną uwagą. Zwłaszcza, że większość dominujących, stety lub niestety, wychodzi z założenia, że jak czegoś wprost i zdecydowanie nie odrzucicie to się na to mniej lub bardziej wprost zgadzacie. I można się obudzić z ręką w nocniku. Albo z dildo w dupci :)
Sam zaś kontrakt powinien zawierać możliwie konkretnie i wyraźnie wyszczególnione obowiązki przyszłej niewolnicy oraz prawa i przywileje jej przyszłego właściciela. Powinien też zawierać prawa i przywileje niewolnicy nawet jeśli miało by to być tylko prawo do zrzeczenia się wszelkich praw i przywilejów. A jako, że jest to z założenia umowa dwustronna i sama relacja nie ma być prawa grą do jednej bramki, powinny w nim być zawarte również i obowiązki przyszłego właściciela. Sorry, ale nawet podpisując umowę kupna nowego auta jednocześnie obligujemy się do dbania o nie i systematyczne serwisowanie bo inaczej przepadnie nam gwarancja :)
Kontrakt Niewolnicy/Niewolnika może a przynajmniej powinien wprost określać miejsce odbywania się takiej służby bo nie każda musi się odbywać tylko i wyłącznie w domu jej właściciela a zasady panujące pod jego dachem nie muszą być takie same jak poza nim choćby tylko z powodu bezpieczeństwa i zachowania tego w tajemnicy przed całym światem a przynajmniej przed nie zorientowaną rodziną.
Zasadniczo rzecz ujmując im więcej spraw zostanie na samym wstępie dogadane, zapisane i podpisane tym sama relacja bywa i bezpieczniejsza a także jednoznaczna i klarowna a o to przecież głównie niby w tym chodzi. I tego właśnie, jasnego i sprecyzowanego postawienia sprawy będzie oczekiwać przynajmniej jedna ze stron dążąca do podpisania takiego kontraktu.
Natura ludzka ogólnie a kobieca w szczególności bywa zmienna i z tego też powodu większość kontraktów w założeniu jest terminowa choć i zdarzają się takie bezterminowe. Głównie gdy strona oddająca się w niewolę robi wszystko aby nie mieć możliwości odwrotu. Nawet jednak i w takim przypadku przyjmuje się, że w ustalonym na wstępie terminie, po pół roku na przykład następuje „przerwa operacyjna” na przeanalizowanie dotychczasowego kontraktu i w razie jakichkolwiek problemów czy zmian, tych zależnych od nas jak i tych niezależnych, jest możliwość wprowadzenia odpowiednich korekt. W przypadku zaś kontraktów terminowych, po wygaśnięciu takowego, obie strony mogą rozejść się w swoje strony bezstresowo i bez zobowiązań albo ponownie siąść do stołu negocjacyjnego.
W każdym innym przypadku próba wprowadzenia zmian w kontrakcie lub nieprzestrzeganie zawartych w nim zasad jednoznacznie traktowana jest jako jego zerwanie.
I chociaż nieformalny a nawet bezprawny to jednak kontrakt taki jest jednak dokumentem i jako taki rządzi się własnymi prawami. I w jego przypadku warto więc przeczytać go z uwagą przed podpisaniem. Również i tego małym druczkiem. Profilaktycznie też wychodząc z założenia, że zawsze może być w nim jakiś haczyk czy nieprawny kruczek :D
PS.
Post ten jak i wiele innych moich tekstów ma swoje „matki i ojców”, którzy przyczynili się do jego powstania choć ten jest pod pewnymi względami wyjątkowy. Pragnę więc złożyć szczególne podziękowania Docile, która dawno temu wrobiła mnie w napisanie dla niej kontraktu a także tym wszystkim, najczęściej schowanych za zapomnianymi już dzisiaj nickami, którzy pomogli mi nie tylko w zbieraniu informacji na ten temat ale również a może przede wszystkim pomogli mi wyrobić sobie zdanie na ten temat.