Nie ważne czy winić będziemy Boga czy ewolucję, nie zmieni to faktu, że kobiece ciało stworzone zostało do rodzenia dzieci… i do ich robienia jak najbardziej też.
Według wielu zaś nie bez przyczyny a może tylko siłą rzeczy albo też z czystego przypadku, kobiece ciało zostało stworzone także do rozkoszy. Tak jej dawania sobą co przede wszystkim do jej przeżywania. Nawet wbrew jej woli.
forced orgasm – „wymuszanie” orgazmu
Życie oczywiście nie po równo obdarza tym darem i choć teoretycznie każda kobieta może przeżywać rozkosz z jej finałem włącznie to jednak NIE KAŻDA BĘDZIE MOGŁA tym się rozkoszować. Czy to z przyczyn emocjonalnych, związanych na przykład z jakimś traumatycznym przeżyciem, czy też z powodu zaburzeń hormonalnych w jej organizmie.
Co jednak w tym konkretnym przypadku najważniejsze, nie każda kobieta będzie POTRZEBOWAŁA do szczęścia, tak samej rozkoszy jak tym bardziej jej finału i co do tego należało by się najpierw upewnić zanim w ogóle zaczniemy próbować to na niej wymusić.
Bo co do jej chęci w tej mierze to sprawa jest już jednak, jak się okazuje, dużo bardziej skomplikowana. :D
Kobiecy orgazm rządzi się swoimi prawami i jak to mawia jedna z moich znajomych: „ta moja zołza i tak wie lepiej i w ogóle się mnie nie słucha”. Te same kobiece hormony bywają odpowiedzialne za różne sprawy i odmienne działanie a ich mieszanka stanowi produkt cokolwiek wybuchowy. Może się więc łatwo zdarzyć również i tak, że do finałowego zapłonu dojdzie całkowicie bez woli kobiety. Zwłaszcza jeśli towarzyszyć będzie temu stymulacja seksualna. Nie powodująca podniecenia jako takiego ale jak najbardziej mogąca doprowadzić do orgazmu. Nie tylko, że bez woli kobiety co wręcz wbrew jej woli. A nawet wręcz jej na złość.
Udokumentowane są przypadki kobiet, które doświadczyły takiego totalnie niechcianego orgazmu w wyniku gwałtu, co oczywiście tylko powiększyło ich traumę. Jest też całkiem spora grupa kobiet lubująca się w „gwałcie pozorowanym”. Im realistyczniejszym, tym lepiej. I tym chętniej. Nie dla „gwałtu” samego w sobie ani dla całej otoczki z nim związanej z brutalnością i bezwzględnością bycia użytą. Nie dla i nie z powodu bycia obiektem egoistycznego zaspokojenia męskiej chuci jej kosztem a przede wszystkim z bycia sprowadzoną do roli, mniej lub bardziej bezwolnej „maszynki do orgazmów”. I to JEJ i przede wszystkim jej orgazmów. Cała ta towarzysząca temu otoczka jest poniekąd tylko tłem do fizycznego i mniej lub bardziej mechanicznego wymuszania na niej kolejnych orgazmów. Niezależnych od jej woli (przynajmniej w trakcie „gwałcenia”) i pomimo jej często nie udawanego oporu.
Jest to oczywiście tylko czubek góry lodowej. Ten najbardziej hard-korowy. Własna bezsilność oraz bycie zdaną na czyjąś łaskę jest bardzo podniecające dla wielu kobiet. Oddanie decyzyjności co do własnej rozkoszy oraz dochodzenia, jak najbardziej też. Jej orgazm, z założenia będący jednym z jej najwspanialszych darów, równie dobrze, może okazać się celem samym w sobie, środkiem prowadzącym do celu czy wręcz jej „suczym” obowiązkiem. W mniejszym lub większym stopniu mającym pokazać jej, jaką jest „napaloną dziwką”, rozpustnicą itd.. itp… zależnie od potrzeb i preferencji.
Może być on też jak najbardziej jednym z wielu albo wręcz tym najważniejszym z dowodów jej oddania i posłuszeństwa. Dawany na rozkaz jej właściciela tyleż grzecznie co możliwie niezwłocznie. A potem kolejne. Bo przecież i one, te orgazmy, nie należą już do niej ale właśnie do Niego. Tak jak i ona sama.
Na początku bardzo grzecznie a wręcz przymilnie, będzie więc prosić o pozwolenie dojścia, czy wręcz o to błagać. Zwłaszcza jeśli zostało to poprzedzone potrzymaniem jej na krawędzi i mówiąc wprost, choć nieoględnie, „jest napalona na maksa”. W miarę upływu czasu i kolejnych orgazmów zazwyczaj bardzo szybko zmienia śpiewkę, zarzekając się, że więcej już nie da rady i błagając już nie o rozkosz ale o łaskę. Tak ugotowana, że gotowa obiecywać „wszystko”. Świadoma jednocześnie, że jej błagania nie tylko, że mogą nie odnieść skutku a wręcz prowokować do wymuszania na niej kolejnych spazmów. Gdzie jej wola nie ma już najmniejszego znaczenia. Zwłaszcza dla jej własnego ciała. Teraz już automatycznie reagującego na dalszą lub/i nieustającą stymulację.
Nie będę na pewno osamotniony w twierdzeniu, że jednym z najbardziej podniecających bodźców, nie tylko dla facetów, jest widok kobiety „wijącej” się z rozkoszy. A tym bardziej szczytującej. Mniej lub bardziej zdeklarowana Uległa bądź wprost niewolnica seksualna, grzecznie a nawet chętnie oddająca się swojemu właścicielowi lub właścicielce, istniejąca (przynajmniej w danym momencie) nie tylko dla ich rozkoszy ma być przecież z założenia źródłem ich rozkoszy i podniecenia. Czemu więc sobie przede wszystkim, a jej tak przy okazji mamy żałować tej rozkoszy? :)
Tej „wymuszonej” również. Zwłaszcza, że będzie ona nas kosztowała najpierw bardzo dużo pracy nad zbudowaniem relacji w której kobieta będzie i chciała i mogła obdarowywać nas również i w ten sposób. O ile bowiem teoretycznie każda ma „wrodzone” predyspozycje dzięki którym istnieje możliwość mechanicznego zmuszenia jej ciała do orgazmu, to bez poznania potrzeb oraz ograniczeń tak jej samej jak i jej ciała nie da się zbudować zaufania dzięki któremu będzie zdolna się w pełni oddać i poddać. Wszelkie użyte w tym celu akcesoria i zabawki, stopień zniewolenia i unieruchomienia to tylko technikalia z których można a nawet wręcz trzeba będzie korzystać. Nie ich ilość czy „jakość” będzie jednak stanowić o naszym sukcesie a nasza wiedza o tej, która ma być im poddana. Bez tego bardzo łatwo przedobrzyć i wszystko może się wymknąć spod kontroli a bez względu na to jakby to nie wyglądało z boku, to kobieta poddawana wymuszanym orgazmom ma być nie tyle przedmiotem co podmiotem tego procesu.
Bez tego to wszystko zbyt łatwo może okazać się niczym więcej jak tylko gwałtem. I to bynajmniej nie pozorowanym.
PS: Chociaż posiadacze niewolników rodzaju męskiego będą się z tym zapewne kłócić, to śmiem twierdzić, że i w tej kwestii sprawa jest zdecydowanie mniej skomplikowana. Wiadomo… w przypadku finału w męskim wydaniu nie ma mowy o gwałcie a co najwyżej o seks niespodziance. Faceta po prostu wystarczy podniecić co jak powszechnie wiadomo dla chcącego lub chcącej nie jest wcale trudne… a potem po prostu „wydoić” a efekt tegoż nie jest darem a daniną :D
Dlatego też ten rodzaj wymuszania orgazmów celowo i z premedytacją pomijam :)
Mam jednak smutne wrażenie, że tym, co największą rozkosz dostarcza kobietom, to zasobność portfela, męskiego; (jak pozyskać więcej przez seks, jak i inne zachowania powiązane z seksualnością, choćby nawet była to uległość i symulacja oddania).
Szanuję inne kultury, w których mówi się o tym otwarcie bez owijania w bawełnę czego oczekuje jedno od drugiego. Jak pomyślę, że w Polsce aż 8 % mężczyzn wychowuje dzieci obcego faceta, wielu płaci alimenty bezzwrotnie za okres tej nieświadomości, -żal mi, bo widzę, jak się staczają i są przez kobiety sprowadzani do roli konta bankowego, a w zasadzie wyciskarki. Brutalna rzeczywistość, która zaczyna się od spełnienia(wabik).
Temat ten M&O chyba nieistotny dla większości kobiet, bo co innego je chroni(statystyka i jej %). Kiedyś obejrzałam ciekawy materiał o sytuacji prawnej kobiet w Polsce i o tym, co może mężczyzna (w zasadzie sztuką jest przetrwać i nie dać się zwerbować do „sielankowej sekty”- o weryfikacji szkoda słów- dziś w osłonie bdsm, kiedyś lekki obyczaj). Że ja tu o tym wspominam (męska konstrukcja w ciele kobiety)…, bo którą z nich interesuje los faceta realnie, poza tym, czego same pragną. Co na to Mistrz? Czy konieczna jest strategia, a może to tylko ramy jednego z krajów wzmagają pewną tendencję feminizmu ekstremalnego? Może co kraj, to obyczaj?
No nie zrzucajmy wszystkiego na feminizm. :)
To tylko agresywny kapitalizm :D
Zdecydowanie co kraj to obyczaj a konkretniej to wychowanie przyszłych tak kobiet jak i mężczyzn do takich a nie innych ról społecznych. W małżeństwie zasadniczo a nie „tylko” w związku. Tam gdzie małżeństwo nadal jest dożywotnim „kontraktem” i to z założenia dwóch osób płci zdecydowanie przeciwnych, z jasnym określeniem ról, zasad, obowiązków i przywilejów a nie tylko „chwilowym kaprysem”, bo może jakoś to będzie i „coś wymyślimy”.
Polskie bojowniczki o wolność i niezależność w swoim zacietrzewieniu nie zauważają, że są cokolwiek zapóźnione co do swoich zachodnich koleżanek walczących co raz częściej raczej o przedłużenie urlopów macierzyńskich i tworzenie więcej miejsc pracy na pół etatu, aby kobieta mogła więcej czasu spędzać w domu i zająć się rodziną bez ryzyka problemów finansowych. Oraz tego, że co raz więcej kobiet z zachodniego kręgu kulturowego woli zostać żonami muzułmanów czy Hindusów podczas gdy ruch w drugą stronę jest praktycznie żaden i nawet w USA gdzie prawo w tych kwestiach jest aż przesadne to bardzo znikoma ilość Muzułmanek, Hindusek czy nawet Latynosek, chce żyć w związkach partnerskich. Nawet i same Polki. Wystarczy, że przyjadą do UK czy do Irlandii a nagle chcą mieć przynajmniej dwójkę dzieci i zajmować się domem. Plus jakieś pół etatu właśnie aby mieć własny grosz na specjalne okazje
W Polsce feminizm jest brutalny w takim sensie, że właśnie bardziej skupiony na alimentach i prawach aborcyjnych, ale praktycznie nie bierze pod uwagę alternatywy tradycyjnego modelu, bo musiałyby pojawić się konkrety, właśnie takie rozwiazania jak opisałeś. Kobiety będą zawsze szukać pewnej stałej struktury, jasnych granic, bo to daje im bezpieczeństwo, mimo, iż często same tego nie pojmują. Nie pieniądz z kasy zapomogowej albo na dziecko, tylko praca wpisuje się w rolę kobiety, jak i wychowywanie dzieci, jedno i drugie musi być uwzględniowe w planie bytowania z mężczyzną. W zdrowym i pewnym planie.
Jak dla mnie to wręcz trąci fanatyzmem. :D
A wiadomo. Każdy fanatyzm musi być z założenia krzykliwy i wręcz napastliwy aby zagłuszyć wszystko i wszystkich, co nie jest zgodne z jedynie poprawną i oczywiście ICH wizją.
Skutecznie bo chętnie i oficjalnie na patriarchat godzą się tylko te Polki, które się przejechały na ich wizji. Te po przejściach. Swoich własnych lub swoich matek.
Zasadniczo związkiem zwać się nie powinno partnerstwa, z którego kobieta się ukradkiem wymyka, to raczej układ względnie równoważny. Względnie…ponieważ kobieta spełnia się w nim połowicznie a to- na boku o nieco dominującej podbudowie, jest alternatywą dla braku pewnej orientacji w ideologicznym świecie relacji odbiegajacych od tradycji. Okazuje się, że bardziej niż równouprawnienia kobieta szuka perswazji i „przyciśnięcia jej do stołu”. Tylko dlaczego nie jest w stanie wytrwać po jednej stronie…