Słowa… słowa… słowa…

  

   W zalewającym nas zewsząd słowotoku co raz częściej zapominamy jaką siłę może mieć zwykle słowo… I jak może ranić.

   Frazes a jednak… słowo jest jak kamień. Raz rzucone… I nie mówię już nawet o tych rzuconych z premedytacją lub tych rzuconych w gniewie… nie mówię o kłamstwach, które rozpowszechniane za czyimiś plecami mogą żyć własnym życiem i pretendować do roli prawdy.

   Zapominamy, że to co nas bawi, to co dla nas może być niewinnym żartem, adresata może zaboleć uderzając w jakąś jego czułą strunę i nie jest to domeną tylko najbliższych nam osób choć oni potrafią uderzyć najboleśniej.

   Zapominamy, że słowa dla nas mogące być niewinnym flirtem mogą dla kogoś urosnąć do roli obietnicy. Świadomie albo i nie świadomie możemy rozbudzić czyjeś pragnienia i potrzeby, których nie będziemy mogli spełnić lub którym nie będziemy w stanie sprostać…

   Z drugiej zaś strony obietnice w stylu „że nigdy”, ” że zawsze”, będące w dzisiejszych czasach co raz częściej tylko pustymi frazesami mogą podziałać na kogoś jak przysłowiowa czerwona płachta na byka i także ranić odebrane jak łganie w żywe oczy…

   Równie bolesne mogą też być słowa nie wypowiedziane.  Nie musi tu nawet chodzić o jakieś zapewnienia… o obietnice… o jakieś „było mi cudownie Mała” czy „jak sobie przypomnę Malutka…” a o brak niby tak zwykłego i prozaicznego „chcę”. „Chcę z Tobą być”, „chcę spróbować…”, „tęsknie”… Nawet zapomniane przez nas „dzień dobry” może kogoś zaboleć.

   Czy to zarazem nie dziwne i żenujące , że im więcej mamy dostępnych środków do komunikowania się tym mamy co raz większe problemy z tym komunikowaniem się?

   Zaczynam smęcić. Kończę więc nim popadnę w nostalgiczną przesadę… :)

 

pod klimatyczną choinkę…

  

   Życząc wszystkim spokojnych i zdrowych świąt Bożego narodzenia… rzutem na taśmę czy też może raczej rzutem na choinkowy łańcuch, dzięki pomocy i życzliwości jednej z moich czytelniczek mogę Wam wszystkim „sprezentować” pod klimatyczną rzecz jasna choinkę wersje w .pdf książki pań Paliny Reiter i Alicji Długołeckiej „Seks na wysokich obcasach” :)

 

 

plik znajdziecie pod tym linkiem:

 

http://chomikuj.pl/Bagor/ksiazki/w+prezencie/Seks+na+wysokich+obcasach,3383015175.pdf

w specjalnej ofercie świątecznej plik jest do pobrania bez konieczności logowania się do serwisu i „za darmo” na koszt mojego limitu transferu. :)

wystarczy podać hasło: mistrziopiekun

 

znajdziecie u mnie również inny warty zapoznania się z nim tytuł polecany przez wiele osób.

chomikuj: Inna rozkosz

życzę miłej lektury.

Na własną Waszą odpowiedzialność oczywiście :D

 

ps: jeśli któryś z linków nie działa to proszę o kontakt. prześle plik mailem

 

troche „bolesnej” systematyki…

   W podejściu ludzi do bólu a zwłaszcza przeżywania go w połączenie z rozkoszą występuje całe spektrum zachowań i zahamowań ale zasadniczo można wyróżnić trzy rodzaje postaw zwłaszcza uległych kobiet wobec tego aspektu masochizmu i tego rodzaju technik stosowanych w relacjach D/U.

   Z jednej strony mamy więc Uległe wręcz „zakochane” w bólu i jego przeżywaniu oraz w ofiarowywaniu siebie właśnie poprzez ból. „Mające to w sobie” już przed wkroczeniem na drogę uległości i oddania a także i te , które z mniejszym już większym szokiem odkryły to w sobie w trakcie związku/relacji. Tak te wręcz potrzebujące bólu do „prawidłowego funkcjonowania” jak i te podchodzące do tego jak do przedniej zabawy gdzie zadawany im ból dodaje całości podniecającej pikanterii.

   Druga grupą są kobiety akceptujące ból jako technikę wobec nich stosowaną. Zadawany im ból nie jest wprost czynnikiem „podniecającym” w ich przypadku a raczej działa na nie podniecająco w sposób pośredni poprzez dumę i zadowolenie z faktu, że dały radę, że „nie wymiękły”. Jest sposobem na okazanie oddania Panu i posłuszeństwa. Ból będzie dla nich jedynie środkiem do wyrażenie siebie w stosunku do swojego Pana. Są to również kobiety potrzebujące bólu do wyciszenia dzięki któremu mogą dopiero oddać się całkowicie mężczyźnie.

   Specyficzną grupą kobiet tylko akceptujących stosowanie wobec nich bólu będą miłośniczki „gwałtu”. Dla takich kobiet zadawanie im bólu bez odpowiedniej otoczki będzie nie do zaakceptowania. Dotyczyć to będzie zresztą nie tylko samego sposobu w jaki ten ból będą gotowe przyjmować ale również i określonego rodzaju bólu jednoznacznie kojarzącego się im z „gwałtem”

   No i na koniec kobiety kompletnie bólem nie zainteresowane. Bojące się go, bólu nie lubiące lub po prostu bólu nie potrzebujące. Nie odnajdujące się w żaden sposób w przeżywaniu bólu a swoją uległość wobec partnera potrzebujące i potrafiące okazać na tysiące innych sposobów.

   Nigdy też nie należy zapominać, że kobieta zmienną jest więc nie jest to jakieś stałe kryterium nie podciągające się bynajmniej pod jakieś prawa czy prawidła. To co dziś może podniecać jutro może studzić. To co jednemu mężczyźnie kobieta odmówi innemu będzie gotowa oddać rozpływając się w zachwycie nad czymś co dzień lub dwa dni wcześniej po prostu ją przerażało lub zgoła odpychało. Ale o tym w kolejnych odcinkach :)

   Jest też jeszcze jedna grupa kobiet… osobiście podciągam to pod patologię. Występującą nie tylko w tym światku ale jeszcze częściej może nawet będziecie to w stanie widzieć po sąsiedzku… Mówię o kobietach zgadzających się na wszystko i znoszących i ból i niejednokrotnie zwykłe upodlenie dla swojego faceta. Niejednokrotnie męża. Wszystko aby tylko go nie stracić. Dla mężusia… pana i władcy …

   No, ale to jest w końcu ok bo poświęcone czyż nie? I przez sakrament nasze zamiłowanie do męczennictwa? Bo jak to samo ale niosące kobiecie rozkosz to już rozpusta wołająca o pomstę do nieba, co nie?

 

„Strach przed zaangażowaniem” czyli tematy z e-maili do mnie

    

   Miłość do Pana… Czasami wręcz ślepa… Albo przynajmniej takie nim zauroczenie, że aż boli. Bardzo często to właśnie można znaleźć na blogach Uległych. Może nawet na większości ich blogów?

     Jest to oczywiście tylko jedna strona medalu i nie będę się kusił na gdybanie ile kobiet wchodzi w klimat z innych zgoła pobudek. Nie afiszując się z nimi bo w odróżnieniu od swoich zakochanych koleżanek je od razu okrzyknięto by dziwkami i to najgorszego kalibru i bez chwili wahania przypięto łatkę zboczenia.

     Nie każda kobieta wchodząca w klimaty szuka w nich spełnienia emocjonalnego i stałego związku opartego na BDSM w mniejszym lub większym stopniu. Śmiem nawet twierdzić, że większość zaczyna dla spełnienia swoich fantazji i szukając tu wrażeń i doznań o jakich mogą tylko pomarzyć w normalnych związkach i waniliowych relacjach. Jakaś tam część z nich wręcz nie chce lub nie może pozwolić sobie na tworzenie głębszych relacji z przyczyn osobistych a część po prostu szuka dobrej zabawy i ostrego rżnięcia?

     Będą też i takie , które będą bać się właśnie takiego zaangażowania uczuciowego w związek z dominującym. Jest to dosyć częste zwłaszcza na początku drogi w uległość. Bardziej niż bólu fizycznego czy upokorzenia mogą się bowiem bać odrzucenia i skrzywdzenia emocjonalnego. Bycie porzuconą nie jest miłym doznaniem bez względu na relacje pomiędzy partnerami. Tym boleśniejsze im bardziej się w daną relację zagłębimy emocjonalnie. Tym boleśniejsze im więcej sobą damy… A ulegając kobieta daje z siebie przecież wszystko?

     Być może racje mają więc Ci którzy wręcz zalecają dopiero odkrywającym ten świat kobietom aby tym bardziej nie szukały na początku swojej drogi związku a raczej doznań. Aby poznawały siebie dla siebie a nie dla jakże często nie zasługującego na to faceta?  Aby  potraktowały  to  jako  „wakacyjną przygodę”  i  to koniecznie bez zobowiązań?  Aby pod okiem kogoś doświadczonego i niekoniecznie tego wymarzonego ale za to znającego się na rzeczy sprawdziły na spokojnie czy to o czym śnią i fantazjują jest rzeczywiście tym co potrzebują? Czy wymarzone liny oplatające ich ciała w realu będą rzeczywiście podniecały czy tylko raniły? Czasami rzeczywiście lepiej to ocenić bez „zbędnego” bagażu emocjonalnego? Może rzeczywiście zdrowiej a na pewno bezpieczniej było by zaczynać swoją drogę w uległość od tzw „sesji pokazowych” gdzie krok po kroku dominujący pokazuje, tłumaczy i oswaja z tym co może choć  nie musi w kobiecie siedzieć?

     Osobiście jednak znam niewielu dominujących chcących się „bawić” w takie „wprowadzanie”. Większość woli od razu „założyć obrożę” a jeszcze więcej „dominujących” zaczyna od stawiania Uległej wymagań… Co nie najlepiej niestety świadczy o nich samych ale to już inna bajka…

     Niepewnym swojej uległości oraz tym nie chcącym się zaangażować choćby tylko przypadkiem pozostaję więc chyba tylko spisanie kontraktu i to koniecznie kontraktu terminowego. Na jeden weekend. Na 2-3 spotkania… Ilość, długość i częstotliwość tych spotkań to rzecz względna Najważniejsze jest tu bowiem jasne określenie terminu końcowego. Po którym to oczywiście można przystąpić do dalszych „negocjacji” :)

     A ponadto, co według mnie jest równie ważne a może wręcz ważniejsze to fakt, że kobieta domagająca się kontraktu występuje w roli osoby stawiającej wymagania a nie tylko i wyłącznie ślepo poddającej się wymaganiom drugiej strony? A to przecież właśnie strona uległa ma prawo stawiać wymagania i zastrzeżenia na początku znajomości. Dla własnego zresztą dobra. I bez znaczenie pozostaje fakt czy szuka się partnera na stałe i na „poważnie” czy tylko dla”zabawy” i sprawdzenia samej siebie.

 

„bierz i nie marudź”? :)

 

   Z jednej strony kobiety narzekają, iż my faceci zapominamy ile radości i przyjemności obu stronom może sprawić prezent znienacka i taki bez okazji choćby miał to być tylko kwiatek. Z drugiej zaś strony zwykły takie prezenty witać w stylu „nie masz na co pieniędzy wydawać”, „totalnie Tobie odbiło”, lub flagowe „czego chcesz?” lub „coś przeskrobał”. Że już nie wspomnę o „chcesz abym była gruba” lub „przecież się odchudzam!!!” jeśli wybór nasz padnie na jakieś słodkości. :)

     Jeszcze gorzej jest w „przedbiegach” chociaż tutaj kwiatek czy czekoladki jeszcze ujść mogą ale tylko to bo jeśli chodzi o coś konkretniejszego to od razu pojawia się podtekst zainteresowania i wiadomo od razu, że chodzi o zaciągnięcie obdarowywanej do łóżka. A przynajmniej jest tak w większości przypadków więc nic dziwnego, iż płeć piękna jest na coś takiego przewrażliwiona. Nawet jeśli dopuszcza prawdopodobieństwo wylądowania w łóżku z ofiarodawcą, już z nim w nim wylądowała lub zarzeka się, że uczyni to przy najbliższej nadarzającej się okazji. :)

     Pomijając oczywiście panie i panienki nastawione tylko i wyłącznie na czerpanie korzyści materialnych z mniej lub bardziej zażyłych związków to większość kobiet… no właśnie… nie chcą pozostawiać cienia podejrzeń, iż mogą się zaliczać do tej pierwszej grupy?

     Kobiety wkraczające w świat uległości zapominają tylko o jednym małym ale… Oddając się swojemu Panu i dając mu władzę nad sobą dają mu również prawo do kreowania ich świata po tej stronie drzwi a tym samym kreowania ich samych. Może to dotyczyć tak samo krótkich spotkań w hotelu a tym bardziej gdy w grę wchodzi dłuższy pobyt gdzieś razem. I nie koniecznie musi od razu mieć to podtekst 24/7.

     To Pan ma zaś przecież prawo do wyboru i założenia obroży chociażby, czyż nie? :)

 

   

   O ile jeszcze zakup takowej przez niego jakoś nie powoduje wielkich marudzeń to już zakup jakiegoś „wdzianka” w jakim chce on „skonsumować swoją sunię” stanowić może już nie lada wyzwanie. I to nie tylko w przypadku kobiet które nie mogą sobie pozwolić na zatrzymanie żadnego prezentu z przyczyn osobistych ale nawet i tych które mogłyby śmiało korzystać z niego na co dzień. Paradoksalnie łatwiej jest „wcisnąć” Uległej jakiś erotyczny gadżet który ma używać podczas spotkań a także pomiędzy spotkaniami niż choćby bieliznę erotyczną w jakiej ma się oddać swojemu Panu, nie wspominając już o czymś co nie ma wprost podtekstu bycia częścią szeroko rozumianego „suczego ekwipunku”. Czyżby powodem był fakt, że taki gadżet jest wciskany jej nie tylko w przenośni ale i dosłownie? :D

 

    

   Ot i kolejny problemik który warto „dogadać” na początku bo jeśli się tego nie dopatrzy to potem nie ma już przebacz i prezenty od Pana trzeba przyjmować grzecznie i nosić je z dumą. I cieszyć się, że nie trafiło si na sknerę wysyłającego kobietę aby za własne pieniądze się dla niego stroiła lub kupowała jakieś seks-gadżety na spotkania co też się niestety często zdarza. :(

      I nie marudzić. W końcu, jakby na to nie patrzeć, Pan będzie to przecież robił abyście czuły się dla niego piękniejsze :)

     Bo czyż nie o to między innymi ma tutaj chodzić? :)

 

zamiana ról?

    

   Paradoksalnie, w dzisiejszych czasach, gdzie z każdej strony atakowani jesteśmy golizną i seksem a wszędzie znaleźć można rady i porady co, gdzie, z kim i jak, dużo prościej i łatwiej idzie kobietom przyznawanie się do odmiennych preferencji seksualnych niż do faktu, że po prostu seks lubią i wręcz go potrzebują. Nawet jeśli będzie chodziło o seks z jej „ślubnym”. 

     Wiadomo. Złapanie chłopa jest dla kobiety celem życiowym a potem ma mu rodzić dzieci, prowadzić dom i grzecznie dawać dupy. I cieszyć się ze zdobyczy rewolucji seksualnej dającej jej prawo do przeżywania rozkoszy. Wróć… Prawo do orgazmu. Sama rozkosz bowiem już niebezpiecznie kojarzy się z odczuwaniem przyjemności z uprawiania seksu i nieuchronnie prowadzi do „podejrzeń”, iż delikwentka może lubić seks. Czyli być ni mniej , ni więcej jak zwykłą dziwką lub/i napaloną suką.

     Nie od dziś przecież „wiadomo”, że kobiety to delikatne istotki zainteresowane budowaniem relacji uczuciowych w związku a nie seksem. I traktujące seks jako sposób na utrzymanie przy sobie faceta. Tego nas się uczy od dziecka. Chuć i pożądanie jest i ma pozostać domeną facetów. Im też tylko wolno lubić seks bo to przecież normalne dla faceta, że myśli nie głową a fiutem. Kobiety zaś mają być nieskalane. Skąd jednak w takim razie bierze się przeświadczenie południowców, że za wyjątkiem oczywiście ich matek, wszystkie kobiety to „dziwki”?

     Żyjemy w świecie stereotypów i prawd nienaruszalnych. Czy się to jednak nam podoba czy nie, kobiety są również istotkami seksualnymi. Ba. Wręcz stworzone zostały do przeżywania rozkoszy. A co z tym zrobią i jak tą drzemiącą w nich i tłumioną moc spożytkują to już tylko ich powinno być wyborem. Zwłaszcza, że choć z tą kobiecą monogamicznością to też jest ponoć tylko bajka, to jednak w większości przypadków czerpanie rozkoszy i „lubienie seksu” odnosi się w przypadku kobiety do konkretnego mężczyzny.

     Co raz częściej, głośniej i odważniej dochodzą do głosu ci socjologowie, seksuolodzy i inni znawcy tematu którzy to nie tylko mają czelność walczyć z rządzącymi nami stereotypami ale na domiar złego udowadniają, że kobieca seksualność nie tylko nie ustępuje męskiej ale wręcz ją przewyższa a nasza męska chuć może się schować przy kobiecych chęciach i potrzebach. Nie mówiąc już o kobiecych możliwościach :)

     Rysują nam oni obraz prawdziwego demona seksu tkwiącego w kobiecie. Na nasze „szczęście” ukrytego tak głęboko pod wszelakimi stereotypami, poprawnym wychowaniem, presją społeczną itd. itp. że przynajmniej na razie nie grozi nam stanie się z myśliwych zwierzyną. :)

     Na nasze „szczęście” większość kobiet, nawet tych „wyzwolonych” często nie zdaje sobie sprawy z istnienia w nich tego demona. A może tylko boją się przyznać do jego istnienia?

     Zwłaszcza przyznać przed samą sobą :)

 

ślepi na zmiany

    I zrobił się nam już czerwiec…

     Zaganiani codziennością lub żyjąc planami na przyszłość, upływ czasu dostrzegamy tylko z okazji świąt oraz urodzin. Swoich własnych lub czyichś…

     A czas leci… i o ile to jeszcze dostrzegamy przynajmniej od czasu do czasu to co raz częściej odnoszę wrażenie iż kompletnie nie dostrzegamy zmian zachodzących wokół nas. Bombardowani nowinkami technicznymi za którymi trudno nadążyć ślepi jesteśmy na zmiany zachodzące w tym co ponoć dla nas facetów jest najważniejsze.. w kobietach :)

     Spora część facetów zachowuje się tak jakby mentalnie utknęli w latach pięćdziesiątych poprzedniego stulecia i nie dociera do nich świadomość zachodzących zmian. Takie pojęcia jak rewolucja seksualna, emancypacja w tym i ta seksualna zgoła dla nich nie istnieją choć oczywiście spijają śmietankę jaka dzięki temu się pojawiła.

     Według wielu kobiety stały się łatwiejsze a wręcz za łatwe i dużo prościej zaciągnąć je teraz do łóżka… Ja rzekłbym raczej , że to kobiety dają się dużo łatwiej zaciągnąć do łóżka a wręcz co raz częściej to one inicjują „przejście do konkretów” tak jakby miały już dość kupowania kota w worku… to znaczy ptaszka w portkach :)

     Co raz więcej kobiet dopuszcza do głosu tak swoją seksualność jak również i swoje potrzeby seksualne. Kobiety są co raz bardziej ich świadome a co najważniejsze zaczynają podchodzić do tego jak do swoich praw i nie widzą się w roli grzecznych dziewczynek czekających na męską jałmużnę, choć nadal bardzo często sprowadzane jest to do flagowego „prawa do orgazmu”. I pogoni za tymże orgazmem.

     Jest to oczywiście ślepy zaułek i choć oczywiście kobieta ma prawo to ja bym rzekł raczej, że do rozkoszy a nie do orgazmu bo sam orgazm to tylko ukoronowanie aktu seksualnego a i to nie zawsze? Bywa oczywiście jego bardzo ważną częścią ale orgazm dla orgazmu i sprowadzanie wszystkiego tylko do „dojścia” zabija to co we współżyciu jest najpiękniejsze i jakże często zamiast spełnienia daje tylko frustracje. Tak kobietom jak i facetom zresztą też… Najlepszym tego przykładem były maile do mnie po moim poście o kobiecym wytrysku… To już jednak ciut inna historia.

     O czymś innym chciałem… :)

     Nie nadążanie sporej części mężczyzn za następującymi zmianami nie przypisywałbym tylko ich lenistwu czy nie przystosowaniu do zachodzących zmian… Nadal większość kobiet trzyma się bowiem roli grzecznych dziewczynek, grzecznie trzymających się roli przypisanej kobiecie od wieków i grzecznie spełniających swoje obowiązki i bardzo nieśmiało lub i wcale wspominających o swoich prawach. Czekających (jak to kobiety) aż ich facet domyśli się, że nie wszystko jest tak cacy jak się to jemu wydaje i że (o zgrozo) wcale nie jest on takim ogierem za jakiego się uważa.

     Nadal bowiem rządzi wstyd, pruderia, zakłamanie i często strach przed przyznaniem się, że seks jest dla kobiety czymś więcej niż „posłusznym dawaniem dupy”. Oraz frustracja, że nie można powiedzieć tego co chciałoby się powiedzieć bo można wyjść na dziwkę lub urazić męską dumę swojego partnera.

     Od dziecka uczone, że lepszy byle jaki facet niż żaden, kobiety drodzy panowie co raz częściej dochodzą jednak do wniosku iż lepiej nie mieć niż mieć byle co. Kran w końcu może naprawić wezwany hydraulik lub uczynny sąsiad a o jej kobiece potrzeby lepiej zadba jej przyjaciel wibrator? :)

     Ale na nasze szczęście.. tzn na szczęście dla wielu facetów jest coś takiego jak miłość. Ślepa i beznadziejnie optymistyczna i jakże często naiwna.

     Wymarcie nam więc jeszcze przez czas pewien przynajmniej nie grozi. Na brak „łatwego łupu” też nie powinniśmy narzekać :)

 

„… gdy ból zamienia się w rozkosz…”

     Ból to ból. Zawsze…
 
   Ta prosta prawda jest jedną z głównych przyczyn niezrozumienia osób, które potrafią odnaleźć się w bólu lub co gorsza nawet się w nim rozkoszować. Od zarania wieków było zaś zawsze tak, iż to co niezrozumiałe budziło w nas strach, niechęć a nawet i agresje. Pod tym względem nic się nie zmieniło i w dzisiejszych czasach.
  
   Przymykamy jeszcze oko na ludzi, którzy potrafią obrócić ból na swoją korzyść. Sportowców chociażby oraz tych, którzy znaleźli się w ekstremalnych sytuacjach. Dla nich ból jest niewątpliwie sprzymierzeńcem a także ceną za osiągnięty sukces lub za uratowanie skóry. Gdy jednak chodzi o odczuwanie rozkoszy pod wpływem otrzymywanego bólu… tu już zaczynają się schody.
 
   To już wykracza poza granice zrozumienia a tym samym i akceptacji większości osób. Od dziecka uczono nas przecież, że ból to coś złego. Siłą rzeczy, lub takiego właśnie toku rozumowania naturalnym jest postrzeganie odczuwanie przyjemności z/w bólu jako coś złego. Niejako sprzecznego z naturą. Zboczonego. No i oczywiście sprzecznego z naukami kościoła. Kościoła, który to przez długi czas propagował wręcz biczowanie się. Oczywiście tylko jako formę pokuty :D
 
   Nic więc dziwnego, iż większość ludzi ma wyrobione takie a nie inne zdanie na temat masochizmu. Mniej lub bardziej negatywne oczywiście.
 
   Wiele Uległych również ma z tym problem. Naleciałości kulturowe i społeczne robią swoje. Pomimo chęci i fantazji pojawia się jakże często zdziwienie a nawet także i przerażenie gdy odkrywają, iż ból je podnieca. Stymuluje a nawet spełnia. Nie rzadko jest to dla nich na tyle stresującą sytuacją, iż pomimo wszystkich chęci i pragnień nie potrafią się odnaleźć w tych swoich pragnieniach. O ile jeszcze „w trakcie” jest im cudownie to „po” mogą byś poważnie zdołowane. Doznania jakie tylko co były ich udziałem mogą byś niezaprzeczalnie „nieziemskie” ale nie łatwo pogodzić się z łatka zboczeńca, czyż nie?
 
   Większość nie zdaje sobie po prostu sprawy, że ból to jednak tylko ból. Nie jest a nawet nie powinien być traktowany jako cel sam jako taki, bo tylko dla nielicznych będzie spełnieniem sam w sobie. Ból jest bowiem TYLKO narzędziem i sposobem na wpompowanie do obiegu jeszcze większej dawki endorfin.
 
   Podniecenie powoduje podanie nam pierwszej dawki endorfin do krwioobiegu. To sprawia, iż przysłowiowy klaps nie jest już tak bolesny jakby był „na sucho”. Niemniej jednak organizm bronić nas będzie przed tym bólem wpompowując do krwi kolejną dawkę endorfin. Co z kolei może wzmagać nasze podniecenie a konkretnie nasz stan euforii wywołany wysokim stężeniem endorfin. Tak więc, to nie tyle ból będzie podniecał i nakręcał a właśnie wzmożona produkcja endorfin i innych hormonów. Sprawiających, że ból odczuwany jest jak rozkosz seksualna najczystszej próby ale jest to tylko oczywiście złudzenie świadomości ( i podświadomości) podkręconej na najwyższe obroty. Powstaje złudzenie odczuwania przyjemności pod wpływem doznawanego bólu. Lub upokorzenia, gdyż proces ten przebiega dokładnie tak samo w obu tych przypadkach.
 
   To jednak nie ból ani nie upokorzenie są tak na prawdę tym co daje osobom uległym rozkosz. Są dla nich niejednokrotnie niezaprzeczalnie, wielce podniecająca perspektywą ale są zarazem tylko środkiem do napompowania hormonami. To hormony tak na prawdę doprowadzają „ofiarę” do stanu euforii i wręcz seksualnego zatracenia. Ból będzie więc tu tylko środkiem, hormony efektem a to zatracenie właściwym celem :)
 
   Celem do, którego nie wszyscy powinni dążyć. Ale to już temat na całkiem inną „bajkę”  :D
 
 

Słowo się rzekło.. czyli po przerwie…

 

Witam po wakacyjnej przerwie. :)

   Nie. Nie jestem nauczycielem a i wakacji też w sumie nie miałem i to już od dość dawna. Złożenie kilku czynników spowodowało moją tak długa nieobecność na blogu. Za którą oczywiście przepraszam i dziękuje za troskę i maile z zapytaniami, co się ze mną dzieję.

Nie. Powodem mojej nieobecności nie była „nowa suczka”. :)))

Tak, czy siak… powoli mam nadzieję wszystko wraca u mnie do normy i będę mógł znowu częściej męczyć Was swoimi wypocinami. :)))

     Szykują się też spore zmiany. W międzyczasie opracowałem nowy wygląd mojego bloga ale muszę się z tym niestety jeszcze wstrzymać bo jak już część z Was zapewne wie, Onet przenosi się na nową platformę blogową opartą na wordpressie. Jednym z większych systemów blogowych na świecie. Nie wiem jak tam z jego popularnością choć znam kilka blogów na tej platformie a jeden z nich należy do mojego dobrego znajomego. Zdecydowanie jest to system bardziej stabilny co przyznaje sam Onet. Zniknąć powinny więc wszelkiego typu awarie i błędy, które to stały się zmorą blogowania na Onecie. Nie ukrywam, że było to jednym z powodów dla którego odpuściłem sobie pisanie.

     Ehhhh… taką dobrą wymówkę straciłem :)))

Adres bloga nie ulegnie zmianie więc nie będzie trzeba szukać mnie na nowo :)))

     To tyle jeśli chodzi o zmiany techniczne. Inne też już wkrótce bo chce trochę rozszerzyć zakres poruszanych tematów. Nie ograniczać się do samego BDSM. Wielu spraw nie da się po prostu odpowiednio poruszyć bez przynajmniej zahaczenia o najogólniej mówiąc ludzką seksualność i cielesność. Wstyd się przyznać ale wiedza i świadomość o tychże jest czasami wręcz hmm…. żenująca?

     Raz jeszcze przepraszam za długą nieobecność i nie odpisywania na Wasze komentarze. W najbliższych dniach postaram się nadrobić te zaległości. I dać kolejny, tym razem już konkretniejszy post. :)))