Orgasm Games cz.3

   Nie ważne czy winić będziemy Boga czy ewolucję, nie zmieni to faktu, że kobiece ciało stworzone zostało do rodzenia dzieci… i do ich robienia jak najbardziej też.

   Według wielu zaś nie bez przyczyny a może tylko siłą rzeczy albo też z czystego przypadku, kobiece ciało zostało stworzone także do rozkoszy. Tak jej dawania sobą co przede wszystkim do jej przeżywania. Nawet wbrew jej woli.

 

forced orgasm – „wymuszanie” orgazmu

  

   Życie oczywiście nie po równo obdarza tym darem i choć teoretycznie każda kobieta może przeżywać rozkosz z jej finałem włącznie to jednak NIE KAŻDA BĘDZIE MOGŁA tym się rozkoszować. Czy to z przyczyn emocjonalnych, związanych na przykład z jakimś traumatycznym przeżyciem, czy też z powodu zaburzeń hormonalnych w jej organizmie.

   Co jednak w tym konkretnym przypadku najważniejsze, nie każda kobieta będzie POTRZEBOWAŁA do szczęścia, tak samej rozkoszy jak tym bardziej jej finału i co do tego należało by się najpierw upewnić zanim w ogóle zaczniemy próbować to na niej wymusić.

   Bo co do jej chęci w tej mierze to sprawa jest już jednak, jak się okazuje, dużo bardziej skomplikowana. :D

   Kobiecy orgazm rządzi się swoimi prawami i jak to mawia jedna z moich znajomych: „ta moja zołza i tak wie lepiej i w ogóle się mnie nie słucha”. Te same kobiece hormony bywają odpowiedzialne za różne sprawy i odmienne działanie a ich mieszanka stanowi produkt cokolwiek wybuchowy. Może się więc łatwo zdarzyć również i tak, że do finałowego zapłonu dojdzie całkowicie bez woli kobiety. Zwłaszcza jeśli towarzyszyć będzie temu stymulacja seksualna. Nie powodująca podniecenia jako takiego ale jak najbardziej mogąca doprowadzić do orgazmu. Nie tylko, że bez woli kobiety co wręcz wbrew jej woli. A nawet wręcz jej na złość.

   Udokumentowane są przypadki kobiet, które doświadczyły takiego totalnie niechcianego orgazmu w wyniku gwałtu, co oczywiście tylko powiększyło ich traumę. Jest też całkiem spora grupa kobiet lubująca się w „gwałcie pozorowanym”. Im realistyczniejszym, tym lepiej. I tym chętniej. Nie dla „gwałtu” samego w sobie ani dla całej otoczki z nim związanej z brutalnością i bezwzględnością bycia użytą. Nie dla i nie z powodu bycia obiektem egoistycznego zaspokojenia męskiej chuci jej kosztem a przede wszystkim z bycia sprowadzoną do roli, mniej lub bardziej bezwolnej „maszynki do orgazmów”. I to JEJ i przede wszystkim jej orgazmów. Cała ta towarzysząca temu otoczka jest poniekąd tylko tłem do fizycznego i mniej lub bardziej mechanicznego wymuszania na niej kolejnych orgazmów. Niezależnych od jej woli (przynajmniej w trakcie „gwałcenia”) i pomimo jej często nie udawanego oporu.

   Jest to oczywiście tylko czubek góry lodowej. Ten najbardziej hard-korowy. Własna bezsilność oraz bycie zdaną na czyjąś łaskę jest bardzo podniecające dla wielu kobiet. Oddanie decyzyjności co do własnej rozkoszy oraz dochodzenia, jak najbardziej też. Jej orgazm, z założenia będący jednym z jej najwspanialszych darów, równie dobrze, może okazać się celem samym w sobie, środkiem prowadzącym do celu czy wręcz jej „suczym” obowiązkiem. W mniejszym lub większym stopniu mającym pokazać jej, jaką jest „napaloną dziwką”, rozpustnicą itd.. itp… zależnie od potrzeb i preferencji.

   Może być on też jak najbardziej jednym z wielu albo wręcz tym najważniejszym z dowodów jej oddania i posłuszeństwa. Dawany na rozkaz jej właściciela tyleż grzecznie co możliwie niezwłocznie. A potem kolejne. Bo przecież i one, te orgazmy, nie należą już do niej ale właśnie do Niego. Tak jak i ona sama.

   Na początku bardzo grzecznie a wręcz przymilnie, będzie więc prosić o pozwolenie dojścia, czy wręcz o to błagać. Zwłaszcza jeśli zostało to poprzedzone potrzymaniem jej na krawędzi i mówiąc wprost, choć nieoględnie, „jest napalona na maksa”. W miarę upływu czasu i kolejnych orgazmów zazwyczaj bardzo szybko zmienia śpiewkę, zarzekając się, że więcej już nie da rady i błagając już nie o rozkosz ale o łaskę. Tak ugotowana, że gotowa obiecywać „wszystko”. Świadoma jednocześnie, że jej błagania nie tylko, że mogą nie odnieść skutku a wręcz prowokować do wymuszania na niej kolejnych spazmów. Gdzie jej wola nie ma już najmniejszego znaczenia. Zwłaszcza dla jej własnego ciała. Teraz już automatycznie reagującego na dalszą lub/i nieustającą stymulację.

   Nie będę na pewno osamotniony w twierdzeniu, że jednym z najbardziej podniecających bodźców, nie tylko dla facetów, jest widok kobiety „wijącej” się z rozkoszy. A tym bardziej szczytującej. Mniej lub bardziej zdeklarowana Uległa bądź wprost niewolnica seksualna, grzecznie a nawet chętnie oddająca się swojemu właścicielowi lub właścicielce, istniejąca (przynajmniej w danym momencie) nie tylko dla ich rozkoszy ma  być przecież z założenia źródłem ich rozkoszy i podniecenia. Czemu więc sobie przede wszystkim, a jej tak przy okazji mamy żałować tej rozkoszy? :)

   Tej „wymuszonej” również. Zwłaszcza, że będzie ona nas kosztowała najpierw bardzo dużo pracy nad zbudowaniem relacji w której kobieta będzie i chciała i mogła obdarowywać nas również i w ten sposób. O ile bowiem teoretycznie każda ma „wrodzone” predyspozycje dzięki którym istnieje możliwość mechanicznego zmuszenia jej ciała do orgazmu, to bez poznania potrzeb oraz ograniczeń tak jej samej jak i jej ciała nie da się zbudować zaufania dzięki któremu będzie zdolna się w pełni oddać i poddać. Wszelkie użyte w tym celu akcesoria i zabawki, stopień zniewolenia i unieruchomienia to tylko technikalia z których można a nawet wręcz trzeba będzie korzystać. Nie ich ilość czy „jakość” będzie jednak stanowić o naszym sukcesie a nasza wiedza o tej, która ma być im poddana. Bez tego bardzo łatwo przedobrzyć i wszystko może się wymknąć spod kontroli a bez względu na to jakby to nie wyglądało z boku, to kobieta poddawana wymuszanym orgazmom ma być nie tyle przedmiotem co podmiotem tego procesu.

   Bez tego to wszystko zbyt łatwo może okazać się niczym więcej jak tylko gwałtem. I to bynajmniej nie pozorowanym.

PS:   Chociaż posiadacze niewolników rodzaju męskiego będą się z tym zapewne kłócić, to śmiem twierdzić, że i w tej kwestii sprawa jest zdecydowanie mniej skomplikowana. Wiadomo…  w przypadku finału w męskim wydaniu nie ma mowy o gwałcie a co najwyżej o seks niespodziance. Faceta po prostu wystarczy podniecić co jak powszechnie wiadomo dla chcącego lub chcącej nie jest wcale trudne… a potem po prostu „wydoić” a efekt tegoż nie jest darem a daniną :D

   Dlatego też ten rodzaj wymuszania orgazmów celowo i z premedytacją pomijam :)

 

Orgasm Games cz.2

edging – na krawędzi

 

   Wielokrotnie można spotkać się z porównaniem orgazmu, do przysłowiowej wisienki na torcie. Napędzani modą urządziliśmy sobie poniekąd wyścig do tej finałowej nagrody zapominając przy okazji o samym torcie. Co jeszcze jest zrozumiałe w przypadku facetów gdzie priorytetem jest po prostu sobie ulżyć. Co raz więcej kobiet poddaje się temu bezwolnie i dopiero po czasie, nie odmawiając sobie „prawa do orgazmu” oczywiście, stwierdza, że nie o to przecież chodzi i nie tego oczekują zwłaszcza w związku. Jednym przychodzi to łatwiej. Innym trudniej. Jeszcze innym bardzo boleśnie bo to i owo trzeba im wybić najpierw z główki poprzez pranie dupci.

   Edging tłumaczone jako balansowanie na krawędzi a niekiedy nazywane również serfowaniem jest niczym innym jak odmawianiem sobie lub partnerowi spełnienia. Natychmiastowego spełnienia oczywiście bo chociaż w relacjach D/U może to się jak najbardziej opierać na zakazie dochodzenia to jednak tu właśnie orgazm i to sam w sobie będzie celem. Aczkolwiek sprowadzonym właśnie do tej „tylko” wisienki na torcie a cały nacisk kładziony będzie na drogę do niego prowadzącą. I to drogę zdecydowanie nie podciągającą się pod sprint a raczej nomen omen wspinanie się na szczyt :D

   Sama metoda jako taka jest oczywiście czymś dużo starszym niż sam język angielski bo  jej podstawy znaleźć można już w Kamasutrze i jest jakby na to nie patrzeć jednym z elementów seksu tantrycznego. W założeniu i u podstaw miało i ma wydłużyć przyjemność z aktu seksualnego jako takiego poprzez odkładanie finału możliwie jak najdłużej przy jednoczesnym utrzymywaniu jak najwyższego poziomu podniecenia czy to swojego czy partnera. Jest więc stosowane przez wiele par i to nie mających nic wspólnego z relacjami BDSM. To balansowanie na krawędzi ma nie tylko bowiem przedłużyć sam akt płciowy budując tym samym intymność pomiędzy partnerami. Ma też i spotęgować sam orgazm jako taki. Finalnie samo współżycie czyniąc dużo atrakcyjniejszym i to pod wieloma względami.

   To co dla innych będzie ekscytującą i namiętną grą erotyczną w relacjach D/U zamienia się poniekąd wręcz w celebrowanie aktu seksualnego. A w każdym bądź razie w celebrowanie i wyzwalanie seksualności strony uległej lub „znęcaniem się” się nad nią. Zależy jak na to patrzeć. :)

   Nie jest to bowiem tylko dłuższa droga na szczyt a raczej ocieranie się o niego. Doprowadzanie podniecenia na sam skraj eksplozji i odmawianie ulgi w postaci orgazmu. Strona dominująca ma tu okazję zaakcentowanie swojej władzy i faktu posiadania a strona uległa oddania i posłuszeństwa. Jest więc aktem posiadania i bycia posiadanym co samo w sobie już jest elementem budowania relacji na podłożu nie tylko czysto fizycznym wbrew pozorom. Zwłaszcza dla kobiet uległych nie bez znaczenia będzie miał fakt długiego koncentrowania się na nich samych i ich ciałach. Wręcz wielogodzinnego. Na ich potrzebach też.

   W sposób tyleż może przewrotny co przy okazji zdradziecki. O ile bowiem w momencie zaprzestania stymulacji tuż przed szczytowaniem, samo podniecenie oczywiście opada to jednak w stopniu dość niewielkim a już buzujące w ciele hormony robią swoje. Ponowienie stymulacji powoduje więc automatycznie dalszy wzrost podniecenia i to ponad poprzednio osiągniętą granicę. Przesuwając ją za każdym razem i potęgując doznania do tego stopnia, że ból może być równie podniecający. Zamiast studzić, też będzie dodatkowo stymulował podniecenie. Doprowadzając „ofiarę” do stanu, jak to mawia moja znajoma, „gotowości do zgwałcenia nawet kaktusa”. A na pewno do słodkiego i szczerego błagania o pozwolenie dania Panu orgazmu. Lub obiecywaniu wszystkiego. Byleby w końcu dojść. I to w zazwyczaj powalający sposób bo w ten sposób nagromadzone podniecenie zazwyczaj musi wręcz eksplodować.

   Od doświadczenie ale również i od zaangażowania strony dominującej zależeć będzie czy w ogóle to nastąpi. Łatwo przegapić pewne zachwianie powodujące, że podniecenie może bardzo łatwo zamienić się w frustrację czy wręcz złość. O ile nie musi to być aż tak wielkim problemem przy wielogodzinnym czy nawet wielodniowym trzymaniu strony uległej w permanentnym podnieceniu a wręcz daje okazję do „korekty” jej zachowania o tyle w samym prowadzeniu ją na szczyt może wszystko zrujnować. A sam orgazm, jeśli nastąpi będzie rozczarowaniem dla obu stron.

   Dużo zależy od utrzymania odpowiedniej atmosfery w trakcie i uwadze poświęcanej zwłaszcza uległej kobiecie. Nawet te z natury namiętne czy wyuzdane mają swoje opory, kompleksy i zahamowania. Najpierw trzeba je poznać. Odkryć i jedno po drugim eliminować tak aby jej błagania i prośby były co raz bardziej odważne i szczere. Często okazuje się, że najpierw trzeba nauczyć ją bycia podnieconą dla samego podniecenia oraz radości z tak oczywistego, nieskrępowanego i akceptowalnego podniecenia.

   Dla Pana. Przy Panu. Z Panem…

   Świadomość, że musi sobie najpierw zasłużyć na orgazm…. to znaczy musi sobie najpierw zasłużyć na danie swojemu Panu orgazmu bywa tu wielce pomocna :)

   A im bardziej musi sobie na to zasłużyć tym odważniej i szczerzej zacznie o to błagać. O inne rzeczy zresztą też :)

   I bardzo często to właśnie będzie w tym wszystkim najważniejsze? :D

Orgasm Games cz1

   BDSM to nie seks. Nie seks sam w sobie ale cielesność i seksualność już jak najbardziej. Strona uległa oddając się swojemu Panu, przede wszystkim oddaje mu swoje ciało. Swoją cielesność i seksualność. Oddaje mu swój ból ale także i swoje podniecenie i co w tej kwestii najważniejsze, oddaje mu również swoją rozkosz. Sam orgazm jest tylko oczywiście przysłowiową wisienką na torcie ale posiadanie nad tym władzy w wielu przypadkach jest kluczem nie tylko do posiadania samej Uległej co równie często kluczem do samej jej tresury. Pod którą ustawia się nie tylko samą Uległą co wręcz całą z nią relację. A nawet i filozofię. Starając się przy tym jakoś to usystematyzować i oczywiście odpowiednio ponazywać.

 

CZ.1 Orgasm Denial / zakaz dochodzenia

  

   Zakaz dochodzenia wchodzący w skład szerzej pojętej kontroli orgazmu (Orgasm Control) co raz częsciej zwanej Orgasm Games, jest kwintesencją władzy właściciela nad seksualnością uległej.  Całościowo,  zaś z pewnością nad jej podnieceniem. Przynajmniej w jego finalnym aspekcie. To Pan/Pani decyduje bowiem, kiedy strona uległa będzie mogła przeżyć rozkosz. I czy w ogóle będzie miała do niej „prawo”, co tylko na pierwszy rzut oka wydaje się sadyzmem najwyższej wody.

   W naszej rzeczywistości przesiąkniętej seksualnością i wręcz pogonią za orgazmem, dla większości jest zgoła niezrozumiałym czy wręcz niepojętym, że spora część Uległych, zwłaszcza uległych kobiet może świadomie rezygnować z „prawa do orgazmu” jako takiego a z samego orgazmu w szczególności.

   Dla nich bowiem to właśnie może być największym darem dla swojego Pana, czy największym poświęceniem na jego rzecz. Nastawione na dawanie siebie i dawanie rozkoszy sobą, swoje spełnienie będą spychały na plan dalszy lub zgoła nie będzie ono miało dla nich większego znaczenia. „Niedogodności” z tym związane pójdą na karb ich masochizmu oraz chęci i potrzeby służenia Panu i JEGO potrzebom. Chyba, że to Pan zechce nagrodzić/zadowolić SIEBIE „jej” orgazmem.

   I to przecież należy do niego więc to nie tyle strona uległa przeżywa rozkosz co rozkosz już nie należącą do niej, daje swojemu Panu. Albo Pani. Nie rzadko wręcz jako daninę. Lub obowiązek. Niekiedy wręcz w ramach kary. Są bowiem wśród uległych osoby i to płci obojga, które z różnych przyczyn mogą uważać, że na rozkosz i idące za tym spełnienie po prostu nie zasługują. I niekoniecznie musi to być podyktowane od razu ich niską samooceną co takim a nie innym właśnie rozumieniem swojej roli w relacji D/U gdzie chcą i potrzebują być pozbawione wszelkich praw z prawem do rozkoszy włącznie. Sam orgazm, może też być przeżyciem na tyle intymnym, że zarezerwowanym dla stałego partnera lub być zbyt poniżający tak dla zasady jak w w szczególnych przypadkach sposobu jego wywołania.

   Permanentny zakaz dochodzenia nie jest więc rzadkością choć oczywiście najczęściej można się spotkać z tymczasowym odmawianiem stronie uległej spełnienia. W ramach treningu, tresury czy szeroko rozumianej kontroli ze strony właściciela i posłuszeństwa ze strony uległej. Będzie więc często narzuceniem dyscypliny nie tylko pomiędzy spotkaniami co niekiedy wręcz właśnie na spotkaniach/sesjach. Stosowany zarówno w przypadkach gdy właściciel chce mieć wyłączność na doświadczanie rozkoszy swojej własności jak i w przypadku gdy ma zamiar doprowadzić ją do wrzenia na samym spotkaniu.

   W odróżnieniu więc od permanentnego zakazu będzie to nie celem samym w sobie a tylko środkiem prowadzącym do celu, którym najczęściej będzie budowanie w stronie uległej nie tylko posłuszeństwa i oddania samych w sobie co także samoświadomości swojej seksualności. I to często tyleż w bolesny co dokuczliwy sposób, bo oczywiście sam zakaz dochodzenia nie musi i najczęściej nie idzie z zakazem podniecenia. A wręcz przeciwnie. Tym bardziej celowo jest ono pobudzane u strony uległej a umiejętnie podtrzymywane sprawia, że każde kolejne spotkanie będzie tym bardziej wyczekiwane z wręcz  bolesnym podnieceniem. Zwłaszcza w przypadku uległych mężczyzn, którym ich właściciel bądź właścicielka „zamkną klejnoty w klatce”. U kobiet niestety pas cnoty nie zapobiegnie niesubordynacji.

   Zakaz dochodzenia najczęściej kojarzony jest oczywiście i traktowany jako kara. I jak najbardziej może tym właśnie być. Jego długość zależeć będzie wówczas od rangi przewinienia za które zostanie nałożony. Intensywność stosowanych w międzyczasie podniet w mniejszym lub większym stopniu będzie a przynajmniej powinna być adekwatna do przewinienia. Tak aby kara odniosła jak najlepszy skutek. I najczęściej odnosi choć z drugiej strony rodzi to pokusę do popchnięcia karanej za jedno przewinienie do złamania zakazu dojścia aby móc ją ukarać tym ponownie tyle, że już na dłuższy okres czasu.

   Zakaz dochodzenia czy to w wersji permanentnej, czy tymczasowej jest niewątpliwie potężnym narzędziem a w doświadczonych rękach jest narzędziem tyleż skutecznym co uzależniającym. I to uzależniającym obie strony. Zwłaszcza jeśli nie będzie celem samym w sobie a tylko dodatkiem do całego asortymentu doznań jakie można zafundować stronie uległej

   Tym bardziej, jeśli to jej podniecenie samo w sobie a orgazm w szczególności okaże się jej słabym punktem. :)

 

Kontrakt niewolnicy/niewolnika

   Nie trzeba chyba nikomu przypominać, że niewolnictwo jako takie w każdej formie jest zakazane. Nie licząc oczywiście tego fiskalnego i podatkowego oraz systemowego choć to ostatnie podciąga się już niby pod teorie spiskowe. Samo zaś niewolnictwo seksualne jest tym bardziej napiętnowane i ścigane prawnie. Chyba, że chodzi o małżeństwo i związane z nim „obowiązki”.

   Chętnych na takie zabawy jednak nie brakuje a wśród nich spora część pragnie wręcz relacji czy nawet związku w mniejszym lub większym stopniu opartych na posiadaniu. Lub bycia posiadaną w formie nawet przypominającej tą z czasów antycznych czy „przynajmniej” w formie amerykańskiej sprzed wojny secesyjnej. I tu przeważa jednak tendencja do „spontanu” i jak już dochodzi do wcześniejszych ustaleń to mają one formę ustnych negocjacji w formie zasadniczo dość ogólnej bo przecież i tak wszystko potem „wyjdzie w praniu”. Dupci również.

   Pomimo całego postępu technologicznego, w słowie pisanym a do tego podpisanym, tkwi potęga z którą nie ma się co spierać ani jej wypierać. I nie ważne już czy dla danej osoby będzie to wręcz fetyszem i podnietą, że oto „formalnie” i oficjalnie degraduje się do roli zgoła przedmiotu rezygnując z części przynajmniej swojego człowieczeństwa a w każdym bądź razie ze swojej wolności, czy „tylko” przysłowiowym postawieniem kropki nad i mającym rozwiać resztę wątpliwości, no bo przecież umów, zwłaszcza tych własnoręcznie podpisanych trzeba przestrzegać i dotrzymywać. Nie braknie więc i takich dla których podpisanie kontraktu jest nieodłączną częścią takiej relacji i to nie podlegającą dyskusji. I to po obu stronach przysłowiowego bata.

   Podchodząc do tego chociażby jak do umowy tworzonej w trakcie negocjowania warunków relacji mających już na starcie zminimalizować możliwe niedomówienia lub nadinterpretacje. Dające i to obu stronom możliwość na sformułowanie swoich pragnień, potrzeb, zapatrywań na rolę w takiej relacji ale również i na sformułowanie stanowczych granic. Będąc tym samym niejako wentylem bezpieczeństwa, tak w trakcie  negocjacji przed,  jak i w trakcie służby bo chociaż sam kontrakt, żadnej ze stron tak formalnie jak i tym bardziej prawnie do niczego nie obliguje i można się z niego wycofać w każdym momencie o tyle łamanie lub naginanie zapisanych w nim ustaleń czy nawet narzucanie czegoś wbrew woli już na etapie spisywania kontraktu, będzie dla drugiej strony jasnym i jednoznacznym sygnałem do natychmiastowego odwrotu. Ma to więc w sumie spory sens nawet jeśli nas to „nie kręci”, choć oczywiście nie każdemu takie rozwiązanie przypada do gustu. Pomijając fakt, że chyba w większości przypadków jesteśmy na to za leniwi.

   Zwłaszcza, że sam kontrakt powinien być częścią większej całości obejmująca również oświadczenia obu stron z określeniem swojej roli w takiej relacji a w przypadku strony oddającej się w niewolę również określającym na jakiej zasadzie i na jakie praktyki się zgadza. Będące zabezpieczeniem w przypadku pojawienia się rzeczywistych problemów natury prawnej. Mówiąc wprost. Dominujący ma podkładkę, że uległa zgadzała się na „gwałcenie” i lanie więc pozew o gwałt już nie przejdzie a i uległa też może zaoszczędzić sobie dzięki temu wielu nieprzyjemności i kłopotów choć trzeba mieć świadomość, że nie we wszystkich krajach takie coś przejdzie.

   Nieodłącznym dodatkiem do kontraktu powinna być też lista praktyk, na które przyszła niewolnica się zgadza i tych, które kategorycznie odrzuca. Zwana też niekiedy Listą Upodobań choć to trochę mylące bo o ile rzeczywiście wypełniając taka listę kandydatka na niewolnice może zostać zobligowana/poproszona do ustosunkowania się konkretnego co lubi, co tylko akceptuje a czego nie zna i chciałaby lub nie chciałaby spróbować to w przypadku osoby niedoświadczonej będą to domniemania a nie upodobania. Niemniej jednak i w jej przypadku a nawet tym bardziej w jej przypadku warto nad taka listą popracować i to ze szczególną uwagą. Zwłaszcza, że większość dominujących, stety lub niestety, wychodzi z założenia, że jak czegoś wprost i zdecydowanie nie odrzucicie to się na to mniej lub bardziej wprost zgadzacie. I można się obudzić z ręką w nocniku. Albo z dildo w dupci :)

   Sam zaś kontrakt powinien zawierać możliwie konkretnie i wyraźnie wyszczególnione obowiązki przyszłej niewolnicy oraz prawa i przywileje jej przyszłego właściciela. Powinien też zawierać prawa i przywileje niewolnicy nawet jeśli miało by to być tylko prawo do zrzeczenia się wszelkich praw i przywilejów. A jako, że jest to z założenia umowa dwustronna i sama relacja nie ma być prawa grą do jednej bramki, powinny w nim być zawarte również i obowiązki przyszłego właściciela. Sorry, ale nawet podpisując umowę kupna nowego auta jednocześnie obligujemy się do dbania o nie i systematyczne serwisowanie bo inaczej przepadnie nam gwarancja :)

   Kontrakt Niewolnicy/Niewolnika może a przynajmniej powinien wprost określać miejsce odbywania się takiej służby bo nie każda musi się odbywać tylko i wyłącznie w domu jej właściciela a zasady panujące pod jego dachem nie muszą być takie same jak poza nim choćby tylko z powodu bezpieczeństwa i zachowania tego w tajemnicy przed całym światem a przynajmniej przed nie zorientowaną rodziną.

   Zasadniczo rzecz ujmując im więcej spraw zostanie na samym wstępie dogadane, zapisane i podpisane tym sama relacja bywa i bezpieczniejsza a także jednoznaczna i klarowna a o to przecież głównie niby w tym chodzi. I tego właśnie, jasnego i sprecyzowanego postawienia sprawy będzie oczekiwać przynajmniej jedna ze stron dążąca do podpisania takiego kontraktu.

   Natura ludzka ogólnie a kobieca w szczególności bywa zmienna i z tego też powodu większość kontraktów w założeniu jest terminowa choć i zdarzają się takie bezterminowe. Głównie gdy strona oddająca się w niewolę robi wszystko aby nie mieć możliwości odwrotu. Nawet jednak i w takim przypadku przyjmuje się, że w ustalonym na wstępie terminie, po pół roku na przykład następuje „przerwa operacyjna” na przeanalizowanie dotychczasowego kontraktu i w razie jakichkolwiek problemów czy zmian, tych zależnych od nas jak i tych niezależnych, jest możliwość wprowadzenia odpowiednich korekt. W przypadku zaś kontraktów terminowych, po wygaśnięciu takowego, obie strony mogą rozejść się w swoje strony bezstresowo i bez zobowiązań albo ponownie siąść do stołu negocjacyjnego.

   W każdym innym przypadku próba wprowadzenia zmian w kontrakcie lub nieprzestrzeganie zawartych w nim zasad jednoznacznie traktowana jest jako jego zerwanie.

   I chociaż nieformalny a nawet bezprawny to jednak kontrakt taki jest jednak dokumentem i jako taki rządzi się własnymi prawami. I w jego przypadku warto więc przeczytać go z uwagą przed podpisaniem. Również i tego małym druczkiem. Profilaktycznie też wychodząc z założenia, że zawsze może być w nim jakiś haczyk czy nieprawny kruczek :D

 

PS.

Post ten jak i wiele innych moich tekstów ma swoje „matki i ojców”, którzy przyczynili się do jego powstania choć ten jest pod pewnymi względami wyjątkowy. Pragnę więc złożyć szczególne podziękowania Docile, która dawno temu wrobiła mnie w napisanie dla niej kontraktu a także tym wszystkim, najczęściej schowanych za zapomnianymi już dzisiaj nickami, którzy pomogli mi nie tylko w zbieraniu informacji na ten temat ale również a może przede wszystkim pomogli mi wyrobić sobie zdanie na ten temat.

 

Ogłoszenia nie zawsze takie drobne… (anonse BDSM nr. 3)

…………………………………………………………………………………………………………….  

   Nie zamierzając się wyśmiewać z autorów/autorek a jedynie traktując ich ogłoszenia jako wyjściową do rozważań na tematy związane z uległością, dominacją, BDSM i szeroko pojętym „klimatem, które mi swoimi ogłoszeniami podsunęli, z góry i na wszelki wypadek przepraszam za urażenie kogoś w ten czy inny sposób. Choćby tylko nie zapytaniem o zgodę na wykorzystanie ich anonsu ale po kilku próbach bez odpowiedzi uznałem to za zwykłą stratę czasu.

……………………………………………………………………………………………………………  

 

Z Anonsów BDSM: „Posprzątam Ci chatę, urodzę ci potomka, pójdę na strajk kobiet i obciągnę jak szalona. Niekoniecznie w tej kolejności”

 

   Czas jakiś już temu oglądałem jednego z polskich redaktorów wytykających zakłamanie i hipokryzje „Unii Europejskiej” czepiającej się łamania praw kobiet w Polsce podczas gdy to u nas właśnie jest dużo większy procent kobiet na wysokich stanowiskach w biznesie i w polityce… i w ogóle… Hipokryzji i zakłamania jak najbardziej nie neguje. U pana redaktora również. Pominięcie przez niego pewnych faktów przypisując manipulowaniu statystykami a nie niedoinformowaniu lub zgoła głupocie.

 

    Czy się to nam podoba czy nie ale pod wieloma względami Polska nadal jest o wiele lat do tyłu względem krajów Europy Zachodniej, również w kwestii przemian społecznych. Niekoniecznie zawsze pozytywnych i wartych naśladowania ale podczas gdy Polki dopiero lub nadal walczą o część swoich praw a innymi cieszą się w pełni w sumie dopiero od niedawna, „spóźnione” o dobre trzydzieści lat a w niektórych kwestiach może nawet i bardziej, ciesząc się tym co, najdelikatniej mówiąc kobietom „zza Odry” a tym bardziej „zza oceanu” najwyraźniej już się przejadło. A przynajmniej po pierwszym bumie i zachwycie tymi swobodami i przywilejami wróciło do normy. Do głosu doszło pokolenie „wychowywane” przez kobiety sukcesu walczące o swoje prawa, przywileje, biznesy i kariery. I nie zamierzające popełniać tych samych błędów.

 

   Komercjalizm nadal ma się w najlepsze więc dobra praca nadal jest w cenie ale już nie za wszelką cenę a już na pewno nie za cenę czasu kradzionego rodzinie i zdecydowanie bez przynoszenia roboty do domu. Kobiety co raz częściej obierają kurs prorodzinny i to niekoniecznie dopiero w momencie pojawienia się dzieci a faceci w naturalny sposób wybierają te kobiety z którymi nie muszą konkurować a które zapewnią im ciepło domowego ogniska a ich dzieciom miłość i opiekę. Z chęcią i z wyboru wracając do dawnego wzorca rodziny i ról przypisanym kobiecie i mężczyźnie. Co raz częściej negując walory związku partnerskiego i woląc prosty i co najważniejsze ściśle sprecyzowany podział ról bardziej zgodny z ich naturą i potrzebami. Zmęczeni walką stawiają na życie i współżycie. Seksualne również :)

 

   Większa swoboda seksualna wynikająca w dużej mierze z większej świadomości seksualnej w co raz większym stopniu sprawia, że partnerstwo w dotychczasowej przynajmniej wersji zaczęło uwierać. Co raz więcej kobiet wprost albo pośrednio otwarcie przyznaje się do tego, że nie chce być dla mężczyzny partnerką a kobietą. Zwłaszcza dla swojego mężczyzny. A w łóżku być dla niego nawet kimś „jeszcze gorszym”. Chce być zdobywana, brana i używana. Chce i potrzebuje czuć się jego i z nim najpełniej jak to jest tylko możliwe zrzucając tym samym z siebie nie tylko wszelkie konwenanse ale również a niekiedy przede wszystkim wszelką decyzyjność i odpowiedzialność.

   Przynajmniej „w łóżku” choć co raz więcej kobiet skłonnych jest do rozszerzenia tej opcji na całokształt związku. Jedni będą to tłumaczyć zmęczeniem ciągłą walką i bycia silną zawsze i wszędzie. Zmęczeniem udowadnianiem wszystkim i sobie samej swojej siły i wyjątkowości. Zmęczeniem władzą i odpowiedzialnością… Drudzy będą to tłumaczyć strachem przed tą walką i bycia silną i niezależną nawet wobec swojego partnera.

   Jedni i drudzy mogą mieć oczywiście racje bo najczęściej dotyczy to młodych dziewcząt w sumie dopiero wkraczających w dorosłe życie lub kobiet dojrzałych po jednym albo i więcej nieudanych związkach. Jedni i drudzy mogą się tez mylić bo choć takie kobiety przeważają to wcale nie muszą kierować się strachem czy zmęczeniem a wręcz świadomie szukają siebie w zgodzie ze swoją naturą. Nie chcąc dłużej powielać własnych błędów lub nie chcąc powielać błędów innych. Czuć lub wiedzieć, że obecne trendy i propagowane wzorce nie są zgodne z ich naturą i są drogą donikąd. A już na pewno nie są drogą do szczęścia. Ich szczęścia.

 

  Co raz więcej z nich szuka więc własnej drogi i własnego spełnienia w relacjach D/U z naciskiem wręcz na związki oparte na klarownym podziale ról. Świadomie i z chęcią zrzekając się nie tylko bycia silnymi i odpowiedzialnymi ale również wielu swoich praw i przywilejów. I to najczęściej nie tylko stricte łóżkowych. Z roku na rok przybywa kobiet otwarcie i świadomie wybierających opcje totalnego oddania siebie i swojej decyzyjności swojemu panu/właścicielowi. I dopiero w tym mniejszym lub większym zniewoleniu odnajdując wolność a także swoją kobiecość.

   Kobiecość skrępowaną jak już to tylko łańcuchami bądź sznurem a co najważniejsze wolą tego któremu oddają się nie tylko jako niewolnica czy uległa ale przede wszystkim jako kobieta. I to w każdym aspekcie swojej kobiecości (z rodzeniem dzieci włącznie) a praktyki BDSM temu towarzyszące są już tylko i wyłącznie wypadkową ich indywidualnej uległości i „poziomu” masochizmu.

   Koło się zatacza choć na powrót „starych, dobrych (?) czasów” na pewno nie ma co liczyć. Na Policje tym bardziej :D

 

biseksualizm odwołany

 

   Gdy skończyły się proste czasy bazujące na równie prostym podziale na kobiety i mężczyzn i całą resztę zboczeńców, wytyczanie dalszej drogi z rąk kościoła zaczęła przejmować nauka… z naturalną sobie potrzebą nazwania wszystkiego po imieniu i to w sposób możliwie jak najbardziej naukowy… i skomplikowany. Zabrało jej to trochę czasu ale wreszcie dobrała się i do relacji damsko męskich a jej wymysły na stałe zagościły w naszym języku i co ważniejsze świadomości. Jedne noszone z dumą a drugie wybąkiwane dość wstydliwie przez tych poprawnych ale co raz częściej noszone z dumą i wręcz na pokaz przez tych niepoprawnych. A, że mniejszości krzyczą najgłośniej to pojęcia takie jak gender, homoseksualizm czy biseksualizm właśnie są bardziej znane niż tradycyjny heteroseksualizm, którego co raz więcej osób wręcz zaczyna się wstydzić. :)

   Świat goni jednak dalej w swoim szaleństwie jak to wielu głosi i nawet w sprawach tak niby jasnych choć nadal pozostających tabu, od czasu do czasu musi coś namieszać i wywołać jakąś tam rewolucję i co nieco dodać. Abstrahując więc od wszelkich teorii spiskowych twierdzących, że jest to działanie jak najbardziej celowe mające odwrócić nasz wzrok od działań rządzących i skierować go na przysłowiową gołą dupę z całą jałowością rozważań, kto z kim sypia i dlaczego to wielu seksuologom, psychologom a także psychiatrom daje to nowe pole do popisu. I podpisu pod kolejnym doktoratem czy profesurą :D

   Ale tak niby było od dawna choć prawdziwą lawinę wywołało „wynalezienie” gender co dla wielu w najprostszym tłumaczeniu samym sobie jest trzecią płcią i dalej już poszło. Stary podział na płeć dowartościowano podziałem na tożsamość płciową lub zgoła jej brak. Podział na osoby binarne, niebinarne, agenderowe… innymi słowy powstał taki bajzel, że chyba i naukowcom zaczął przeszkadzać nie mówiąc już o samych konsumentach dup wszelakich :D

   I chociaż ukute na ich potrzeby i dla ich wygody pojęcie panseksualizmu, odnoszące się do osób dla których nie ma znaczenia ani płeć ani tożsamość płciowa i seksualna partnera i mówiąc w największym skrócie skłonne są kochać oraz kochać się z osobnikiem, każdej do obrzydzenia sformalizowanej przez naukowców „opcji”, funkcjonuje już od ponad dwudziestu lat, to dopiero od niedawna ale dość systematycznie zdobywa swoją popularność. Co raz częściej wypierając stary, „dobry” biseksualizm nie tylko w źródłach naukowych ale i w społecznościach internetowych. Również i w ogłoszeniach seksualnych gdzie wręcz zaczyna święcić swoje triumfy. Wbrew pozorom jednak nie wszystko ułatwiając. Przynajmniej nie wszystkim :D

   Co raz częściej można więc spotkać zastrzeżenia typu „męski mężczyzna” czy ” bardzo kobieca kobieta”…

   O tempora, o mores, o curva!!!    …jak rzekłby dzisiejszy wieszcz :D

   Z drugiej jednak strony, dla tak niepoprawnie poprawnych zwłaszcza płci męskiej w tym tunelu prowadzącym nas ich zadaniem niby donikąd jest jednak światełko nadziei  :)

   Trzeba się jednak uważnie rozglądać aby go nie przeoczyć bo dla wielu wcale nie będzie to takie oczywiste. Ale o tym już innym razem…

Ogłoszenia nie zawsze takie drobne… (anonse BDSM nr. 2)

…………………………………………………………………………………………………………….  

   Nie zamierzając się wyśmiewać z autorów/autorek a jedynie traktując ich ogłoszenia jako wyjściową do rozważań na tematy związane z uległością, dominacją, BDSM i szeroko pojętym „klimatem, które mi swoimi ogłoszeniami podsunęli, z góry i na wszelki wypadek przepraszam za urażenie kogoś w ten czy inny sposób. Choćby tylko nie zapytaniem o zgodę na wykorzystanie ich anonsu ale po kilku próbach bez odpowiedzi uznałem to za zwykłą stratę czasu.

……………………………………………………………………………………………………………  

 

   Z Anonsów BDSM:      „Grubiutka kruszynka szuka kogoś, kto pomoże zgubić nieco kilogramów…”

 

   Sama idea osobistego trenera nie jest niczym nowym a wręcz dość popularnym i to do tego stopnia, że sam trening dość szybko staje się dodatkiem do trenera. Albo, co równie częste to sam trener staje się integralną częścią rozszerzonego treningu. Czyniąc z niego samego, trenera dużo bardziej i konkretniej osobistego. :)

   I to nie tylko przy zetknięciu z uległą naturą bo wiadomo, trener musi mieć w sobie to coś aby charyzmą motywować do wysiłku. Zwłaszcza jednak przy zetknięciu tej charyzmy, czy wręcz dominującej natury trenera z uległą naturą czy choćby tylko skłonnościami do uległości u trenującej pod jego okiem kobiety… może dać bardzo ciekawe efekty. Wystarczy trochę wyczucia i poznania kobiecych potrzeb i pragnień a nawet ze zwykłej jogi można uczynić coś wręcz niepowtarzalnego.

joga dominacja uległość   „Wymuszona” aktywność fizyczna w połączeniu z równie „wymuszoną” nagością może być tyleż upokarzająca co podniecająca i sama w sobie satysfakcjonująca zarówno dla kobiet nie mogących lub nie chcących pozwolić sobie na nic więcej jak również i tych, dla których byłoby to zaledwie rozgrzewką czy zaledwie jednym z elementów jej oddania się swojemu Panu.  W ramach szeroko pojętej uległości i posłuszeństwa gdzie samo zadbanie o kondycje fizyczną będzie tylko dodatkowym bonusem a te kilka zrzuconych kilogramów czy choćby tylko utrzymanie stałej wagi będzie sprawiało, że Uległa poczuje się bardziej atrakcyjna. Może też być zaledwie formą przygotowania jej do większych wyzwań bo jej wcześniejsze wygimnastykowanie będzie wręcz niezbędne przed poddaniem jej bardziej wyszukanym i wymagającym wiązaniom. Zwłaszcza tych związanych z podwieszaniem. Tak dla jej własnego dobra jak i bezpieczeństwa.

 

   uległość dominacja bdsm trening tresuraA to zaledwie wierzchołek góry lodowej, bo dla wielu sam wysiłek fizyczny będzie najwyższą formą tortur zwłaszcza jak się zadba o całą otoczkę choćby tylko obowiązkowej nagości mogącej być dla obu stron dodatkową podnietą bo dla wielu facetów właśnie oblana świeżutkim potem kobieta jest najbardziej podniecająca co u samych kobiet wzbudza zazwyczaj zawstydzenie i zażenowanie i już tylko to samo w sobie może zaspokajać ich potrzebę upokorzenia. Co oczywiście można dodatkowo jeszcze wzmocnić poprzez zastosowanie wszelkiego typu zabawek mających wprost wywołać w torturowanej w ten sposób „ofierze” czysto fizyczne podniecenie. Będące dla niej dodatkowym wyzwaniem. Umiejętnie zaś to podniecenie wykorzystując łatwo sprawić aby była jeszcze bardziej chętna do wysiłku licząc na przysłowiową lub prawie dosłowną marchewkę, choć samo stanie nad nią z kijem czy batem też nie zawadzi aby jej entuzjazm nie wymknął się spod kontroliuległość dominacja bdsm trening tresura a sesja szła w przez nas ustalonym kierunku. W końcu nasza „ofiara” musi czuć kto tu rządzi i podejmuje (za nią) decyzję. Czuć nieuchronność tego co ma nastąpić a oprócz zmęczenia, bólu i podniecenia czuć również niepewność, kiedy to nastąpi. Może być to dla niej dodatkową atrakcją choć oczywiście nie przebijającą wskazań wagi  :D

  

   No chyba, że to sam wysiłek fizyczny jest lub ma być właśnie tą atrakcją jak ma to miejsce w Pony Play gdzie z założenia wszystko kręci się wokół aktywności fizycznej choć oczywiście w bardzo specyficznym wydaniu. uległość dominacja bdsm trening tresura pony playPocząwszy od przedbiegów a na finalnych jazdach kończąc to właśnie aktywność fizyczna jest i środkiem i celem przynajmniej pośrednim, bo same chęci czy potrzeby nie wystarczą aby z należytym entuzjazmem móc spełniać się w tej roli konika. Pomijając już całą towarzyszącą temu otoczkę mogącą być dodatkową atrakcją dla pewnej grupy Uległych to nie da się z tego czerpać pełnej satysfakcji i to obopólnej, bez wcześniejszego popracowania choćby nad kondycją kandydatki do zaprzęgu co oczywiście jak najbardziej może się przełożyć na jej wagę. :)

  Zasadniczo, jak więc widać nic nie stoi na przeszkodzie aby połączyć (nie)przyjemne z pożytecznym i w większości przypadków rozbijać się to będzie o naszą znajomość kobiety. Umiejętnie wykorzystując jej Uległość a tym bardziej masochizm czy choćby tylko jej potrzebę bycia upokorzoną w bardzo łatwy sposób możemy wpleść takie niby nic w nasz repertuar władania jej ciałem czy naszej nad nią dominacji. I to ku obopólnej „uciesze” i satysfakcji. Zwłaszcza umiejętnie i z wyczuciem stosując „marchewkę i kijek” budując w niej odpowiednią motywację. I nawet jeśli my sami nie dostrzegamy problemu a te kilka kilo w tą czy w tamtą nie robi dla nas żadnej różnicy to zawsze przynajmniej uchronimy się przed jej „marudzeniem” na ten temat :D

   I bądźmy szczerzy… niejednemu z nas facetów też by się przydało zrzucić te kilka kilo i popracować nad kondycją dla własnego dobra i komfortu więc i nam jak najbardziej przyda się dodatkowa aktywność fizyczna choćby tylko po to aby nadążyć za naszą kobietą. a ćwiczenie jej będzie ku temu najlepszym a nawet najprzyjemniejszym ze sposobów :

   A paniom i to nie tylko tym dominującym, tak tylko na wypadek wszelki przypomnę, że pewien typ pozytywnej motywacji czysto seksualnej równie skutecznie działa również i na facetów. A może nawet bardziej właśnie na facetów? :D

uległość dominacja bdsm trening tresura

 

Ogłoszenia nie zawsze takie drobne… (anonse BDSM nr. 1)

…………………………………………………………………………………………………………….  

   Nie zamierzając się wyśmiewać z autorów/autorek a jedynie traktując ich ogłoszenia jako wyjściową do rozważań na tematy związane z uległością, dominacją, BDSM i szeroko pojętym „klimatem, które mi swoimi ogłoszeniami podsunęli, z góry i na wszelki wypadek przepraszam za urażenie kogoś w ten czy inny sposób. Choćby tylko nie zapytaniem o zgodę na wykorzystanie ich anonsu ale po kilku próbach bez odpowiedzi uznałem to za zwykłą stratę czasu.

……………………………………………………………………………………………………………  

 

Z Anonsów BDSM:  „Dam się zamknąć w klatce. Ma ktoś taki sprzęt?”

  

   Klatka… i niby wszystko jest jasne zwłaszcza dla tych dla których jest ona wręcz fetyszem nierozerwalnie związanym z ich wizją BDSM czy to w aspekcie zniewolenia czy uwięzienia. Proste choć w tym właśnie momencie zaczynają się schody bo każdemu na myśl mogą przychodzić całkiem inne skojarzenia powodowane odmiennym podejściem do tego „mebla” samego w sobie jak i do sposobu w jakim chcielibyśmy go wykorzystać. Lub w jaki miałby być wobec nas wykorzystanym. Innymi słowy dla kogo ta klatka miała by być i jakie zadania spełniać. A pomijając już kwestie finansowe to nie każdy miałby miejsce na wstawienie sobie full wypas umeblowania mogącego załatwić większość spraw za jednym zamachem bez zawracania sobie głowy jakimiś szczegółami czy autorka tego anonsu jest zdeklarowaną niewolnicą czy może raczej ma naturę słodkiej „suni” :)

 

  

   Niewolnica zaś  (jak gminna wieść niesie)  potrzebuje  twardej  ręki a więc siłą rzeczy i twardej klatki. A, że nikt jej nie obiecywał zasadniczo żadnych luksusów a raczej konkretne użytkowanie i to jakże często możliwie jak najbardziej intensywne tak więc postawić by trzeba było raczej na funkcjonalność i wielozadaniowość takiego sprzętu nawet kosztem metrażu skoro miała by w niej przebywać głównie w momentach nie bycia używaną. Zadbawszy co najwyżej o możliwość jej używania w każdym momencie bez konieczności użerania się z mniej lub bardziej odmawiającym współpracy zamkiem. :)

 

 

 

 

 

 

 

  

   A i to tylko przy założeniu, że klatka nie była by wprost i z założenia tylko i wyłącznie narzędziem tortur wprost lub była raczej miejscem do przetrzymania niewolnicy przed lub w trakcie sesji/spotkania. Czy to w ramach „skruszenia” jej samej i jej oporów czy też dla odsapnięcia pomiędzy kolejnymi atrakcjami. Czekającymi oczywiście poza klatką więc im mniej wygodną jej zafundujemy tym chętniej będzie ją dla nas i naszych atrakcji opuszczać. Choć może niekoniecznie tym szybciej i sprawniej biorąc pod uwagę jakie możemy jej zafundować zesztywnienie wybierając taki a nie inny model (a jest w czym wybierać). Zdecydowanie jednak będzie ją tym chętniej opuszczała i to od razu na czworaka? :D

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

  Naszej suni tudzież innym zwierzątkom z założenia trzymanych w warunkach domowych powinniśmy jednakowoż zapewnić zdecydowanie większy komfort również i psychiczny choć niekoniecznie od razu fundując jej aż różową klatkę bo wystarczy, że będzie z nami miała kolorowe a więc również i różowe życie :D

   Wszelki dyskomfort fizyczny jest więc nie tylko, że niemile widziany co wręcz niewskazany aby nasze z założenia „żywe sreberko” nic nie straciło na swojej ruchliwości i żywiołowości. W klatce również :)

   Dla suni klatka zazwyczaj nie bywa tylko dodatkiem do roli ale wręcz tej roli kwintesencją i jakkolwiek można równie łatwo spotkać także miłośniczki legowisk to nie one są dzisiaj na tapecie. Jest więc klatka dla niej spełnieniem się w roli a co za tym idzie chętnie będzie w niej spędzała dłuższy czas na leżakowaniu (leniuchowaniu?) pomiędzy kolejnymi aktywnościami poza klatkowymi tego czy innego typu uatrakcyjniającymi jej „sucze” życie.

 

   Jest to też wersja przynajmniej z założenia wymagająca najmniej kombinowania bo wystarczy podskoczyć do większego sklepu zoologicznego i bez problemu można dobrać model najbardziej nam pasujący również pod kątem rozmiaru bo w czymś co w założeniu ma i może zmieścić się nawet dog niemiecki… Spora część oferowanych modeli jest w wersji składanej co może być znaczącą wygoda dla tych mogących się cieszyć takimi atrakcjami cokolwiek okazjonalnie.

   Sprawdzają się tez doskonale w ramach zapewnienia niezapomnianego klimatu pewnej grupie „małych dziewczynek” a także i niewolnic traktowanych jak największy skarb :)

 

 

   Sprzętu owego jest więc do wyboru, do koloru. Nic tylko wybierać. Gdy już się wie co wybierać. A także dla kogo wybierać. Przy zamawianiu/poszukiwaniu takowego warto by było choćby tylko oględnie wspomnieć o swojej roli jaką by się chciało w rzeczonym sprzęcie uskuteczniać. Nie zapominając również a może nawet przede wszystkim o choćby tylko zająknięciu się o cenie jaką jest się gotową zapłacić za takie mniej lub bardziej (nie)komfortowe ugoszczenie/przetrzymanie. W dzisiejszych czasach to i o bezpłatne miejsce parkingowe co raz trudniej. Wiadomo… nie ma nic za darmo  :D

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

   Tym zaś, którym na pełnie szczęścia nie pozwalają finanse tudzież metraż którym dysponują zawsze pozostaje przykucie delikwentki do kaloryfera tudzież czegoś innego. Byleby równie solidnego… tak na wypadek wszelki :D

   Autorki anonsu będącego inspiracją do tego postu co prawda nie zachęcicie samym łańcuchem ale znajdą się takie dla których jakaś tak klatka będzie tylko niepotrzebną fanaberią i wyrzucaniem pieniędzy w błoto i gustujące w posłaniach albo wręcz w dużo bardziej spartańskich warunkach :)

 

 

wyobrażenie

” każdy ma taki świat, jaki widzą jego oczy ”   Jose Saramago

 

  Oko ludzkie jest organem tyleż wspaniałym co jednocześnie zawodnym. Bardzo łatwo daje się oszukać na każdym w sumie etapie przetwarzania danych ale niewątpliwie najgorzej wychodzi nam interpretacja tego co nam już w to oko wpadnie.

Albo tego kto nam w to oko wpadnie :)

  

   Rasowy facet w ciągu niecałej pierwszej sekundy potrafi ocenić kobietę pod kątem seksualno-reprodukcyjnym choć i kobiety co raz częściej zaczynają nam w tym dorównywać kroku. Różne są oczywiście kryteria, którymi możemy się posługiwać przy tej pobieżnej ocenie i różne formy „punktacji” lecz właśnie na tym już etapie zazwyczaj podejmujemy wstępną czy wręcz ostateczną decyzję odnośnie przedstawiciela/przedstawicielki płci przeciwnej. Determinując tym samym rodzaj i intensywność dalszej z nią znajomości.

   Pierwsze wrażenie bywa oczywiście nie tylko mylące co często wręcz krzywdzące ale zapada w nas tak głęboko, że bardzo trudno jest się go pozbyć. Albo i w ogóle. Zaczynamy postrzegać drugą osobę w pryzmacie tego pierwszego wrażenia wręcz wyszukując potwierdzeń, że się jednak nie myliliśmy. Będąc jednocześnie ślepi na te aspekty jej osobowości, które nam mogły umknąć i po bliższym poznaniu mogłyby burzyć nasz obraz danej osoby. Decyzja już bowiem zapadła i brniemy w to zapatrzeni nie tyle jednak w daną osobę co w nasze o niej wyobrażenie. I tylko wyobrażenie które sukcesywnie budujemy, karmimy się nim a w końcu zakochujemy się w tym naszym wyobrażeniu drugiej osoby. Nie tylko ślepi na mniej lub bardziej oczywiste znaki ostrzegawcze to jeszcze do tego głusi na podszepty intuicji oraz innych. Ignorując i to kompletnie to co nam nie pasuje albo łudząc się nadzieją, że „przecież się zmieni” a na ironię losu zasługuje to, iż rzeczywiście się zmienia. Najczęściej jednak nie tak jak my byśmy tego chcieli. A już najmniej prawdopodobne jest, że się zmieni dla nas ale tą kobiecą mrzonkę celowo ominę…

   O ile tylko już od samego początku kobieta nie jest postrzegana przez faceta tylko w roli jednorazowej i z założenia okazjonalnej zdobyczy, czysto seksualnej zaszufladkowanej do folderu „zerżnąłbym” nie tylko, że nie pozostawiającego złudzeń co i nie podlegającemu negocjacjom nawet z samym sobą to w ramach procesu teoretycznie poznawczego z folderu „rżnąłbym” może „awansować” na kandydatkę na partnerkę a nawet żonę i to nawet bez żadnych starań z jej strony Chemia już bowiem zadziałała a mając przed oczyma swoje wyobrażenie o niej facet swoje już wie a proces zdobywania kobiety jednocześnie będzie dla niego procesem wtłaczania jej w rolę jaką jej wybrał i w jakiej już ją widzi. Oczywiście najczęściej rolę matki i żony. I to aż do bólu stereotypową bo właśnie taką ją sobie wyobraził i taką ją już przed oczami. Ślepy na jej rzeczywiste potrzeby i pragnienia bo tymi już manipulował wprost lub pośrednio w procesie podrywu a gdy już dopnie swego to wbrew pozorom wcale nie spoczywa na laurach jak to wrednie suponują kobiety co raczej oddycha z ulgą, że oto udało mu się zapewnić swojej kobiecie idealne otoczenie do spełnienia się w roli żony i matki, którą stała się w jego oczach na długo przed założeniem jej obrączki. Przecież nie zmuszał jej do zostania jego żoną tak jak i nie zmuszał jej do przyjęcia roli jego małej dziewczynki czy nawet porcelanowej lalki , którą powinno trzymać się pod kloszem. Przecież sama tego chciała.

   Bardzo często niestety umyka mu przy tym fakt, że nawet w przypadku gdy kobieta rzeczywiście marzy o takiej roli, z nim i dla niego to nie tylko, że automatycznie nie osłabia to jej libido co wręcz może się ono zwiększać. Wręcz rozpalać i potęgować pragnienie czegoś więcej i mocniej no bo przecież ze ślubnym to już nie grzech i takie tam inne. Podczas gdy ona może chcieć i więcej i częściej i to niekonicznie „z wiekiem” o tyle w nim, może budzić się poczucie/wiara/przeświadczenie, że jest wręcz przeciwnie i teraz jej już przecież nie wypada. Zaślepiony wizją jej jaką sobie stworzył oraz wizją świata jaki dla niej zbudował będzie po prostu ślepy na zachodzące w niej zmiany a próba uzmysłowienia mu problemu może być odebrana wręcz jako zamach na jego nieomylność czy próba zburzenia jego przecież tak idealnego świata. Czyli uznana za marudzenie „baby” samej nie wiedzącej czego chce. Ponad jego siły czy chęci może być zrozumienie, „że związek ewoluuje i nasze potrzeby też” i, że to on sam obudził w niej demona.

 

    Jeszcze gorzej ma się zaś sprawa z dominującymi facetami bo my nie tworzymy sobie naszego wyobrażenia o danej kobiecie a raczej wyobrażenie idealnej dla nas kobiety i dopiero do tego stworzonego wzoru przypisujemy potencjalne kandydatki dając bardziej sobie a nie Uległej mniejszy lub większy margines dopuszczalnego błędu. Ślepi na fakt, że ideały nie istnieją ale się je tworzy. I to tworzy wspólnie bo dla większości będzie to oznaczało tylko tyle, że potencjalnie pasującą nam kandydatkę na siłę będziemy starali się wcisnąć w nam pasujące i nam odpowiadające reguły, zasady a tym bardziej praktyki. Siłą rzeczy ślepi na jej potrzeby czy choćby tylko na jej predyspozycje bo oczywiście każda, która by ich jakimś cudem nie akceptowała by ich wprost i na dzień dobry, na pewno nie jest uległa.

  

   A tą, która proces szkolenia i/lub tresury zawali, łatwo i bez skrupułów wymieniamy na materiał bardziej podatny do wciśnięcia w „uniform” szyty nie na miarę kobiety ale na miarę świata, który tworzymy.

   Nie tyle więc taki mamy świat jakim go widzimy co może raczej tworzymy sobie świat, przynajmniej ten nasz mały świat, takim jakim my chcemy go widzieć i jaki nam ma pasować. Mniej lub bardziej na siłę próbując wpasować weń innych a w pierwszej kolejności wybraną przez nas kobietę, którą widzimy i tworzymy taką jaką chcemy ją widzieć i jaką nam ma pasować. Jakby na to bowiem nie patrzeć ma być przecież naszą własnością… i powinna być nam za to dozgonnie wdzięczna.

   I to bynajmniej nie tylko w klimacie :D

 

Władza…

„Wszystko na tym świecie kręci się wokół seksu za wyjątkiem seksu.
W seksie chodzi o władzę”    Oscar Wilde (ponoć)

    A może powinno być, że w seksie najbardziej kręci nas właśnie władza? Albo oddanie władzy nad sobą w czyjeś ręce? I to nie tylko w klimacie przecież choć tu jest to oczywiście najbardziej zaakcentowane. Często wręcz przerysowane. Wszystkie te meble i sprzęty, kajdany i łańcuchy, obroże i stroje, baty, pejcze i inne narzędzia tortur… lub rozkoszy. Zabawki z seks shopów mniej lub bardziej trącające chińszczyzną lub „niemieckim underground-em”… Może to wszystko ma drugorzędne znaczenie i pełni tylko rolę mniej lub bardziej podniecających czy stymulujących dodatków. Fetyszem zaledwie. Może jest tylko mniej lub bardziej potrzebnym narzędziem aby pokazać nie tyle kto tu rządzi a raczej to jak rządzi?

   Tak na prawdę zaś ważne jest tylko to ile siebie i ile z siebie jesteśmy w stanie dać drugiej osobie?

   Ile z siebie i ile siebie chcesz, możesz czy potrafisz mu dać. Ile gotowa jesteś oddać mu swojej wolności  a  niejednokrotnie  idącej  z  nią w parze godności. Na ile jesteś gotowa złożyć na jego ręce a niekiedy i barki decyzyjności za siebie. Czy dasz mu zawładnąć tylko swoim ciałem  aby być jego seksualną zabawką lub niewolnicą aby je brał, posiadał i używał wedle swojej woli… ale tylko w obroży i na smyczy którą będziesz mu podawać dopiero po przekroczeniu progu sypialni czy pokoju hotelowego… czy może chcesz aby zawładnął nie tylko Twoim ciałem ale również przywłaszczył sobie Twój umysł i Twoją duszę a nawet całe życie?

Być może chcesz i możesz pozwolić mu aby tylko rozbierał Cię i to bynajmniej nie samym wzrokiem. Być może jednak jak to napisała Kropka pragniesz grę wstępną rozpocząć już otwierając szafę przed spotkaniem?  Gdy to ON narzuca Tobie jaki konkretny strój masz mieć na spotkanie w danym dniu i decyduje o całości lub tylko o jego szczegółach. Nawet tylko ulegając mu na ten określony czas oddajesz mu władzę nad ciałem. JEGO ciałem. W tym i nad stopniem jego rozebrania lub ubrania.

   Być może i nawet to tylko jest dla Ciebie za dużo bo będąc silną i niezależną kobietą szukasz w nim tylko zapomnienia i odreagowania a zrzucenie przed nim TWOJEGO ubrania lub zdjęcie go z Ciebie przez niego jest dla Ciebie symbolem. Jakbyś wraz z ubraniem zrzucała z siebie swoją dumę i niezależność. Oddając mu tylko swoje ciało, swój ból i swoje podniecenie. Być może nawet bezgranicznie ale za to w określonych granicach czasowych…

   Być może pragniesz jednak BYĆ jego a nie tylko BYWAĆ. Oddając mu siebie bezgranicznie w trakcie spotkań chcesz i możesz być jego również pomiędzy. Może trochę mniej… chcąc lub potrzebując odrobiny wolności i niezależności chcesz jednak czuć jego nieustającą obecność nawet gdy nie ma go przy Tobie. Nie rozstając się z drobiazgami przypominającymi Tobie, że do niego należysz a czas spędzany bez niego jest tylko formą przygotowania Ciebie na kolejne z nim spotkanie gdy będziesz z nim i jego najpełniej jak to tylko możliwe…

   Być może pragniesz jednak a wręcz potrzebujesz aby nie tylko Ciebie rozbierał ale wręcz ubierał chcąc być jego w każdej sekundzie swojego „nowego” życia w którym pragniesz złożyć całą siebie w jego ręce. Aby był on spełnieniem Twojego życia a nie tylko jego dopełnieniem gotowa jesteś oddać mu całą władzę nad sobą. Tak nad swoim ciałem jak i duszą. Pragnąc jemu oddać decyzyjność co do siebie i to nie tylko w kwestii stopnia ubrania czy rozebrania ale w każdym nawet najdrobniejszym szczególe pozwalając mu decydować o każdym aspekcie Twojego życia. Szukając w nim nie tylko Pana i Władcy ale również i swojego bezpiecznego miejsca choćby tylko u jego stóp.

   Być może sama nie wiesz jeszcze czego tak na prawdę byś chciała i czego potrzebujesz do szczęścia co jest oczywiste zwłaszcza na początku drogi gdy więcej jest gdybania niż wiedzy o samej sobie i wszystko albo prawie wszystko może zależeć od tego kto stanie na Twojej drodze i jakie marzenia w Tobie rozbudzi. Ani tym bardziej jakie rozbudzi to w Tobie uczucia do niego…

   Masz prawo tego nie wiedzieć nawet i później bo tylko czas przynosi odpowiedzi na takie pytania ale bez względu na to czy się to Tobie podoba czy nie już od samego początku powinnaś wiedzieć NA ILE możesz sobie pozwolić bo rzadko kto jest zawieszony w próżni. Każdy nasz krok, każda decyzja może mieć nieodwracalne skutki dla innych. W tym i dla Twoich bliskich, którzy nie zrozumieją Twoich decyzji i potrzeb. Których możesz zranić swoimi decyzjami.

   Droga do wolności jaką daje samoświadomość i samospełnienie poprzez poznanie siebie to droga egoizmu. Często samotna choć w oparciu o kogoś kto daje nam siebie często nie mniej niż my sami dajemy siebie jemu. Lub jej. To droga pełna wyrzeczeń nawet po tej stronie bata. Droga pełna pytań i nie na wszystkie znajdzie się odpowiedzi nawet po dotarciu do jej końca będącego zarazem początkiem kolejnej drogi, kolejnego etapu tej drogi.

   W  życiu nie ma nic za darmo.

   Tym bardziej warto się więc zastanowić i to możliwie jak najwcześniej jaką cenę jesteś w stanie zapłacić a co za tym idzie na ile możesz sobie pozwolić. Również i jemu bo chociaż na swojej drodze spotkasz wielu oszołomów chcących Ciebie tylko wykorzystać to ten przy którym rzeczywiście chciałabyś kontynuować swoją drogę też przecież ma uczucia nawet jeśli robi za zimnego drania tylko od bata.