Animal Role Play jest chyba najczęściej stosowaną „zabawą” w BDSM w wydaniu soft.
Pisze zabawą nie przez pomyłkę gdyż najczęściej stosowane są tylko pewne elementy a nie Animal Role Play w pełnym wymiarze. I chociaż na równie poważnych zasadach bezpieczeństwa i zaufaniu oparte, to jednak przez wielu traktowane jest z przymrużeniem oka. Jako zabawa właśnie. Niewolnice, poważne i dumne, są w oczach wielu osób kwintesencją BDSM bardziej niż ulegle „suczki” tudzież inne zwierzątka. Bycie niewolnicą, opierają oni na regułach i filozofiach podczas gdy bycie suczką to dla nich tylko zabawa…
Nie do końca zgadzam się z tym poglądem bo i przy Animal Role Play powinniśmy bazować na tych samych zasadach chociaż i kilka innych do tego dochodzi. Niemniej jednak chyba rzeczywiście w wielu przypadkach opieranie relacji D/U na byciu zwierzątkiem i posiadaniu zwierzątka powinno mieć dużo lżejszy wymiar i nasze podejście do Uleglej powinno być … no właśnie… jakie? Jak do ukochanego zwierzątka właśnie? :)))
Oczywiście… będą pary u których na sesji będą pojawiać się tylko niektóre elementy Animal Role Play. Uległa nie będąc ani suczką, konikiem czy krówką będzie poddawana tylko niektórym „technikom”. Następować będzie po prostu płynne przechodzenie z jednej roli do drugiej. Smycz może być tylko i wyłącznie dodatkowym rekwizytem a nie dodatkiem do roli i pomocą w utożsamieniu się naszej Uleglej z byciem suczką np.
W Animal Role Play najważniejsze są bowiem nie dodatki jak smycz chociażby czy wręcz pełne stroje w poprzednim poście na ten temat prezentowane. Najważniejsze jest wcielenie się w role wybranego zwierzątka nie tyle wizualnie co mentalnie. Wydobycie tych zachowań które najbardziej pasują do natury naszej Uległej i najpełniej pozwalają jej spełnić się w swojej uległości. Innymi słowy, o ile bycie suczką jest jej marzeniem, ma nie tyle wyglądać jak suczka, ale jak suczka się zachowywać i czuć się jak ona.
O ile jeszcze niektóre aspekty mogą być łatwo przez większość z nas przyswajane i do naszych sesji adaptowane, to jednak Animal Role Play rządzi się swoimi dodatkowymi prawami powodującymi, że w pełnym wymiarze staje się dość „elitarne” a tym samym tylko dla nielicznych.
Inna sprawa, że tylko nielicznych tak na prawdę w pełnym wymiarze będzie Animal Role Play interesować. :)
I to jest to, co Tygrysy (przynajmniej niektóre) lubią najbardziej. :)))
A choć dla samych Uległych bywa niekiedy dość frustrującym doświadczeniem to jednak z drugiej strony… te co już miały okazje tego doświadczyć najlepiej wiedzą jak pasjonujące potrafi to być doświadczenie. Zwłaszcza, a może przede wszystkim gdy to Pan czuwa aby „nie spadły” :D
Sam zakaz dochodzenia może być oczywiście elementem treningu a zastosowany jako kara jest karą dość prostą i zazwyczaj skuteczną. Dokuczliwą dla ukaranej ale prawdziwe „problemy” i wyzwanie zaczynają się gdy nie tylko, że nie ustaje podniecanie ze strony Pana ale wręcz się ono nasila. Cóż… niektóre kary muszą być odpowiednio wzmocnione aby „delikwentka” nie zapomniała, że to jednak kara. Zwłaszcza w przypadku tych lubiących to uczucie mrowienia i niezaspokojenia w podbrzusiu trzeba to im zdecydowanie „urozmaicić”.
Wybór odpowiednich dodatków do uatrakcyjnienia tej torturki zależny jest oczywiście od „zdolności” naszej Uległej i jej podatności na takie czy inne stymulacje. Zanim jednak oddamy jej kontrole nad panowaniem nad rosnącym podnieceniem i zmaganie się z nim z dala od nas, trzeba ją oczywiście nauczyć podstaw samokontroli. Siebie również bo ostrzegam, niekiedy trudno będzie się oprzeć czarująco słodkiemu głosikowi w telefonie błagającemu o pozwolenie dojścia :D
Mogą to być kulki gejszy jeśli wywołują oczywiście zamierzony efekt bo nie na wszystkie kobiety działają one jednakowo stymulująco. Niekiedy trzeba je po prostu do drugiej dziurki zaaplikować… Bardzo przydatne są tez wszelkiego typu wibrujące jajeczka… lub wystarcza niekiedy naciągniecie majteczek tak aby się wżynały w niezaspokojoną cipeczkę. Nie mówiąc już o rewelacyjnym działaniu wżynającego się w to właśnie miejsce łańcucha lub sznura… oczywiście nie za mocno aby ból przypadkiem nie zagłuszył rosnącego podniecenia :)))
Przy kontroli wirtualnej niestety należy zachować pewien umiar. To ma być przecież tylko wstęp do tego co ją będzie czekać podczas spotkania. Pamiętać trzeba również i o tym, że o ile będąc przy niej możemy dużo więcej od niej wymagać i więcej z niej „wycisnąć” to o tyle na odległość nasza magia ma mniejsze działanie i zamiast utrzymania Uleglej podnieconej i co raz bardziej spragnionej, możemy doprowadzić do tego, że to niezaspokojenie wywoła w niej poirytowanie i rozgoryczenie.
I cały czar pryśnie… Trzeba zachować umiar pomiędzy rozpaleniem jej do czerwoności a stopieniem w ogniu niezaspokojonego żaru :)))
Żadna… nawet najpełniejsza kontrola nie zastąpi bowiem realnych doznań jakiej jej i sobie samym możemy dostarczyć na sesji. Niech wiec torturki podniecenia będą tylko delikatnym wstępem do tego co przygotowaliśmy jej na później. To co najsłodsze powinniśmy przecież osobiście odbierać, czyż nie?
Niewątpliwie jest to temat dręczący prawie każdego na początku odkrywania własnej drogi w BDSM. Pojawił się w komentarzach pod ostatnim postem a i dociera do mnie wiele maili z tym pytaniem. Za jedne i drugie oczywiście dziękuje i polecam się na przyszłość.
Gdzie i jak znaleźć odpowiedniego Pana lub Uległą będę musiał potraktować dość pobieżnie. Jak i wiele innych tematów zresztą też. Nie z braku chęci lecz po prostu dla każdego będzie to coś innego. Poruszone w postach sprawy są jedynie wstępnym i ogólnym silą rzeczy odniesieniem się do danego tematu. Dopiero w reakcji na Wasze komentarze a zwłaszcza maile niosące mi wiedzę o danej osobie, mogę powiedzieć coś więcej jak to , czy owo, może mieć się właśnie do niej. Wszystkich zainteresowanych zachęcam więc do pisania do mnie… w mailach mogę się wypowiedzieć wprost o Was a informacje podawane na blogu zalecam brać jednak nie wprost do siebie a w każdym bądź razie nie przyjmować ich jako jedynej prawdy czy coś w tym stylu.
BDSM choć zbudowane na tak niby prostych zasadach, jest jednak tym bardziej skomplikowane im bardziej jest dla nas ważne i im większe spełnia lub ma spełniać znaczenie w naszym życiu. Szukanie Pana czy Uległej to proces czysto techniczny i mógłbym to skreślić w jednym akapicie. Dla jednych może sprawdziło by się bezbłędnie, dla innych nic nie przyniosło. Jeszcze innych mogłoby doprowadzić do popełnienia nieodwracalnego błędu. Dopiero coś więcej wiedząc można pokusić się o jakieś tam „rady”. Bo jak tu radzić Uległej nic o niej nie wiedząc? Mógłbym się wymądrzać i przez godzinę a okazać by się mogło, że najprostszą i najlepszą dla niej drogą byłoby zgłoszenie się na służbę bezpośrednio u mnie. :)))
Tu i teraz tylko kilka „frazesów” mógłbym napisać. Zgadzając się z Garfieldem, że najpierw trzeba się rzeczywiście zastanowić kogo tak właściwie szukamy. Inne potrzeby będzie miała zdeklarowana masochistka i bardzo odbiegające od słodkiej „suni” szukającej przede wszystkim łaszenia się do nóg swego Pana. Warto wpierw poświecić trochę czasu aby choć mniej więcej samookreślić swoje potrzeby. Aby wiedzieć czy poznany domin jest tym który na prawdę może je spełnić. O ile oczywiście wykaże nimi zainteresowanie co też jest już wskazówką przy samym procesie szukania… Osoba dominująca zaś, zwłaszcza ta konkretnie do sprawy podchodząca, też będzie chciała wiedzieć co Uległa sobą reprezentuje.
Niekiedy wystarczy szczerze spojrzeć w lustro a niekiedy będzie potrzeba aby to ktoś stojący z boku i niezaangażowany na nas spojrzał…
Nie ma oczywiście ideałów. Nie odpowiem więc i na pytanie gdzie się takowe lęgną. Wszędzie? Na ideał czy to Pana a zwłaszcza na idealną Uległą trzeba sobie po prostu najpierw zasłużyć. W dużej mierze chodzi tu o obopólne tworzenie się w relacji D/U. Ideały się dopiero tworzy. Ale aby mieć na to choćby znikome szanse już na etapie poszukiwań trzeba po prostu wiedzieć kogo się szuka. I znaleźć w sobie odwagę aby szczerze to tej drugiej osobie powiedzieć. Wszelkie przekłamania na tym etapie są po prostu stratą czasu i powodem wszelkich frustracji w przyszłości.
Zanim rozpocznie się poszukiwania warto już sobie odpowiedzieć i na pytanie jakie konsekwencje dla nas samych a także i dla innych z naszego otoczenia może przynieść taki czy inny wybór konkretnego układu. Znając i szanując siłę uległości i wynikającą z niej potrzebę przynależności… jestem zdecydowanym przeciwnikiem robienia czegoś na siłę i niedoceniania konsekwencji jakie mogą z tego wynikać dla osób bliskich. Tak wiec i nad tym trzeba się poważnie zastanowić aby wybrany sposób spełnienia się w BDSM był możliwie najbardziej współgrający z życiem codziennym i rodzinnym tak naszym jak i przede wszystkim drugiej strony. Chcieć a móc to bardzo często dwie różne sprawy. Tylko osoby bez zobowiązań mogą sobie przecież pozwolić na pełne oddanie czy przyjęcie pełnego oddania. Chcąc mieć więc np. niewolnice na kontrakt 24/7, nie będę jej szukał wśród mężatek preferujących lekkie klepanie po pupci raz na kilka miesięcy. :)))
A nie mówiłem ze same „frazesy” mógłbym tylko napisać? :D
Sesja sama w sobie rządzi się swoimi prawami. Rożnymi dla różnych par oczywiście. Pomijając może zasady będące w BDSM dogmatami takie jak bezpieczeństwo, zaufanie itd… całą resztę dopasowujemy tak do wspólnych potrzeb jak i do potrzeb chwili.
Relacje nasze z Uległą mogą też mieć wymiar poza sesyjny. Czysto międzyludzkie również bo w sumie jednak rzadko spotyka się tylko sesyjne znajomości. Poza sesją nasza Uległa nadal nią pozostaje i kwestią wspólnych potrzeb będzie ustalenie w jakim zakresie będziemy mogli pojawiać się w jej życiu codziennym. Będzie to niekiedy tylko przyjaźń a czasami kontrola totalna.
Nie tylko każdy najdrobniejszy element samych spotkań będzie w takim przypadku podlegał pełnej kontroli osoby dominującej ale może się to odnosić do każdego elementu życia Uleglej. Do tego jak się ubiera, z kim przebywa a nawet i z kim się kocha i z kim doznaje rozkoszy.
Szczególnego „smaczku” nabiera to w sytuacji gdy Uległa pozostaje w stałym związku z innym mężczyzną. Partnerem czy mężem. Poddanie się przez nią kontroli totalnej oznaczać będzie również i to, że jej Pan będzie decydować o tym nawet czy będzie mogla pójść z własnym mężem do łózka i czy podczas zbliżenia będzie mogla dojść czy też ma zapanować nad podnieceniem.
Dobór zakazów i nakazów w dużej mierze zależeć będzie od stosunków jakie panują miedzy Uległą a jej stałym partnerem. Nie można też zapominać, że dla naszego widzimisię nie powinniśmy powodować napięć i problemów w jej życiu codziennym.
Zakazy i kary mogą jednak i tu być przeniesione. W tym i zakaz dochodzenia, zwłaszcza jeśli jest on karą w tym konkretnym przypadku. Mogąc kochać się więc ze swym partnerem/mężem zawsze i wszędzie, będzie miała jednak zakaz przeżycia z nim orgazmu. Jeśli zaś kontrolowanie jej orgazmu będziemy stosować tylko jako obowiązek wcześniejszego poproszenia możemy to rozszerzyć i na domowe igraszki lub obowiązki. W takim przypadku nasza Uległa będzie musiała wcześniej uzyskać zgodę na przeżycie orgazmu. Każdorazowo o pozwolenie prosząc lub „wybłagać” długoterminową „dyspensę” :)))
Będą też Uległe pozostające w związkach gdzie namiętność już dawno wygasła. W ich przypadku będzie możliwe zastosowanie więc nakazu współżycia z partnerem. Sprowokowanie go do współżycia już samo w sobie może być dla nich sporym wyzwaniem i nie należy zapominać, że panujące miedzy nimi stosunki mogą nie tylko to w ogóle wykluczać, ale nakaz taki może być największym wręcz upokorzeniem dla naszej Uległej. Nakazywanie jej przy tym obowiązku dojścia mija się w sumie z celem a w większości przypadków w ogóle nie będzie możliwe.
Pamiętać też trzeba cały czas, że nawet jeśli nasza Uległa dobrowolnie i w pełni świadomie poddała się kontroli również jej życia rodzinnego, to na nas a nie na niej spoczywa obowiązek dopilnowania aby z tego powodu nie wynikły dla niej problemy. Oddając się w nasze ręce na sesjach, składa ona w nie swoje do nas zaufanie. Poddając się dominacji totalnej, składa swe totalne zaufanie więc lepiej się zastanowić już na początku czy jesteśmy temu w stanie podołać. I to obie strony.
Pomimo większego ryzyka wyniknięcia problemów to jednak poddanie się przez Uległą pełnej kontroli jej życia zwłaszcza intymnego jest często dla niej dodatkowym i równie pasjonującym przeżyciem. Sam fakt bycia i tu kontrolowaną daje im przedłużenie władzy Pana i czują go przy sobie również i w domu. Seks z własnym partnerem, podlegający kontroli Pana może też stać się dla nich dużo bardziej podniecający. Do tego stopnia nawet, że kobieta od kilku lat nie mogąca dojść ze swoim ślubnym, zaczyna szczytować i to po kilka razy podniecona „na maksa” świadomością, że robi to dla swojego Pana i na jego polecenie. Niektóre zaś prowadzi to do otwarcia się przed partnerem i szukania również i z nim spełnienia swoich fantazji i potrzeb.
Bez względu na to, czy współżycie Uległej ze stałym partnerem jest dobre, nijakie lub w ogóle go nie ma nie należy jednak zapominać, że jej partner jest w ten sposób sprowadzany do roli tylko i wyłącznie maszynki i fizycznego stymulatora na co nie zawsze sama Uległa będzie mogla się zdecydować gdyż łączyć ją mogą z nim głębsze uczucia. I tylko w przypadku totalnego rozpadu ich związku gdy już tylko z sobą są i nic więcej i sama Uległa będzie uważać, że jej partner sam sobie zasłużył na takie uprzedmiotowienie. A zazwyczaj zasłużył bez dwóch zdań :)))
„Poczucie, że jestem całkowicie zależna od woli Pana, że może ze mną zrobić wszystko na co przyjdzie Mu tylko ochota przyprawia mnie o zawrót głowy…”
(znalezione u Seasoneda… autorka nie znana)
Ten zawrót głowy można oczywiście po prostu tylko wykorzystywać. Lub odpowiednio nim kierując jeszcze powiększyć i doprowadzić naszą Uległą na jeszcze większe wyżyny spełnienia. To poddanie się naszej woli… ta niepewność co ją może za chwilę spotkać… to jedno z najpiękniejszych doznań, jak twierdzą same Uległe… i wielce stymulujące :)
Efektem może być i często też jest podniecenie czysto seksualnej natury. I to bez dodatkowej stymulacji ze strony partnera. Podniecenie domagające się ujścia a choć różne mogą być sposoby na jego rozładowanie i to niekoniecznie kończące się od razu orgazmem, to jednak w gestii Pana zależeć powinno jaki damy upust temu podnieceniu. I kiedy ten upust mu damy. Może dość niewyszukany i toporny ale bardzo często skuteczny sposób na pokazanie kto tu rządzi.
Niekiedy najskuteczniejszy bo władza nad naszą Uległą to również w większości przypadków władza nad jej podnieceniem i spełnieniem. Bywa to często ważna choć może i tylko dodatkowa motywacja dla Uległej do jeszcze większych starań. Wywołane w niej napięcie seksualne powinno być jednak nie tyle motorem do łamania kolejnych barier co raczej właśnie motywacją do większej uwagi i oddania w pogłębianiu już zdobytych umiejętności.
Nie należy więc mylić zakazu dochodzenia z zakazem dochodzenia BEZ POZWOLENIA. Sam zakaz dochodzenia będący najczęściej karą, powinien więc być w sumie właśnie karą. A i to stosowaną rozważnie. Zakaz to zakaz. Koniec i kropka. A raczej koniec i kara…
Nic tylko życzyć wytrwałości i silnej woli. Często potrzebnych obu stronom? :)))
„Niedochodzenie” bez pozwolenia powinniśmy więc raczej postrzegać jako obowiązek Uległej uprzedniego poproszenia o możliwość dojścia a nie jako zakaz dochodzenia jako taki. Swoiście pojęty rytuał i ofiarowanie nam przez nią jej uległości i posłuszeństwa. Nie zabraniając wprost naszej Uleglej przeżycia rozkoszy, nakładamy na nią tylko obowiązek uprzedniego poproszenia o pozwolenie dojścia. Sobie pozostawiając oczywiście ocenę czy jej starania są zadowalające i czy już sobie zasłużyła na nagrodę w postaci orgazmu czy jeszcze bardziej musi się jednak postarać :)))
Ba. To z jej orgazmów samych w sobie możemy uczynić swoisty obowiązek któremu ma się grzecznie poddawać. Obowiązek dawania nam swojej rozkoszy gdy tego od niej zażądamy. Z tym małym zastrzeżeniem oczywiście, że za każdym razem będzie musiała o to ładnie poprosić lub zgoła to u nas wybłagać. Nie tylko słownie zresztą. W grę wchodzić mogą również mniej lub bardziej „rytualne” zachowania czyli sposoby w jaki ma Uległa prosić nas tak o samo spełnienie jak i o inne rzeczy.
„Zapieranie się w sobie” jak to określiła Achaja i powodowanie się dumą aby nie dojść, ma wiec sens tylko w przypadku zakazu będącego oczywista karą. Przy obowiązku uprzedniego poproszenia o pozwolenie dojścia, zaprzeć się niewątpliwie trzeba i to często jeszcze bardziej ale w tym cały sęk aby pamiętać, ze „zabawa” polega nie na usilnym powstrzymywaniu nadchodzącego orgazmu co na tylko (!!) wyproszeniu pozwolenia na dojście :)))
Jedną z najczęściej chyba stosowanych zasad w BDSM, bez względu na to czy Uległa jest suczką, niewolnicą czy suką… jest ZAKAZ DOCHODZENIA…
Mowa tu oczywiście głównie o zakazie dochodzenia bez POZWOLENIA bo spełnienia jako takiego Uległej się niby jednak nie odmawia. Chyba, że za kare i najwyżej nie na samej sesji i nie od razu otrzyma to pozwolenie i będzie musiała trochę poczekać. Bardziej sobie na spełnienie zasłużyć i ładniej o nie poprosić :)))
Można do tego podejść jak do „sztuki dla sztuki”. Kanonem niewolnictwa widząc i ten konkretny aspekt naszej władzy nad Uległą, zwłaszcza o niewolniczej naturze. Niewolnica nie mająca praw jako takich, nie ma również prawa do przeżywania własnej rozkoszy. Ma rozkosz dawać sobą swojemu Panu a jej własna przyjemność podlegać będzie wnikliwej kontroli od pierwszego mrowienia zaczynając a na spełnieniu kończąc. Biorąc tak pełną władzę nad jej seksualnością możemy jej nawet odmówić prawa do proszenia o spełnienie. Ma po prostu w milczeniu walczyć z rosnącym podnieceniem i w ostateczności błagać nas o zaniechanie pieszczot jeśli już dłużej nie może zapanować nad rozkoszą a nie chce złamać zakazu dochodzenia.
Może więc być ten zakaz torturą samą w sobie. Będzie w tym również i nauka Uległej panowania nad własnym ciałem i rosnącym w nim podnieceniem i tak raczej należałoby do tego podchodzić. Jeśli jednak będziemy to traktować jako naukę nie możemy tego całkowicie zrzucić na Uległą i wymaga to naszej nieustannej uwagi aby nie przekroczyć granicy gdzie Uległa przestanie już nad tym panować. Stając się jej nauczycielem tym większą bierzemy na siebie odpowiedzialność bo jej niepowodzenia będą w dużej mierze naszą a nie jej winą.
Zakaz dochodzenia może być zresztą traktowany nie tylko jako nauka panowania nad sobą i swoją seksualnością.
O ile bowiem „niewolnice” często nie mają prawa dochodzić a nawet i prosić o spełnienie, to w wielu innych przypadkach ma to służyć „zmuszeniu” Uległej właśnie do BŁAGANIA o spełnienie. Z czym często Uległe mają wielki problem. :)))
Walcząc z rosnącym w nich podnieceniem… koncentrują się na zaciskaniu ząbków i powstrzymywaniu rosnącej rozkoszy. Trzeba niekiedy długo im tłumaczyć, że „problem” nie leży w tym, że nie mają prawa dojść i że chodzi przede wszystkim o tą część zakazu dotyczącą uzyskania pozwolenia. :)
Kontrolowanie rozkoszy i zakaz dochodzenia w ich przypadku ma wiec raczej za zadanie wyrobienia w nich odruchu proszenia i błagania o rozkosz. Nieuniknionego biorąc pod uwagę trwającą właśnie stymulacje. Nie tyle więc mają walczyć z nieuniknionym co odpowiednio wcześnie i śliiiiiiiiiiiiiiiicznie zacząć błagać o pozwolenie na dojście. :))
Nie będąc dla wszystkich jednakowo ważnym a w każdym bądź razie nie najważniejszym, to jednak jeśli orgazm pojawia się w czasie sesji czy też poza nią to kojarzyć się będzie głównie z rozkoszą jako taką. Tym samym w większości przypadków i przez większość, postrzegany będzie jako NAGRODA dla Uległej za jej starania i oddanie. Wiedząc zaś która forma rozkoszy jest dla niej najbardziej atrakcyjna, możemy odpowiednio dostosowywać rodzaj nagrody i tym samym motywować naszą Uległą do jeszcze większego zaangażowania. :)))
Może być więc orgazm nawet i najwyższa formą nagrody. Jeśli zaś nie samo zaspokojenie seksualne dla Uległej będzie najważniejsze to i dla niej może być orgazm mniej lub bardziej atrakcyjną formą marcheweczki. Tym atrakcyjniejszą im reakcja Pana i jego zaangażowanie w nagradzaniu w ten sposób swojej Uległej będzie większa i pełniej okazywana. Nawet jednak i najbardziej pożądane marcheweczki mogą się przejeść jeśli ciągle będą podawane w tej samej formie. Oczywiście trzeba też pokusić się o poznanie „zdania” naszej Uległej na ten temat…
O ile bowiem samo służenie Panu swoim ciałem ku jego seksualnej rozkoszy może być dla niej nawet najbardziej pożądaną formą spełnienia, nie znaczy to od razu, że to On samym sobą może dać Uległej najbardziej „powalający” z orgazmów. Wiele zależeć będzie od tego, co dla danej kobiety będzie największym „afrodyzjakiem”. Zamiast „zaszczytu” dosiadania Pana może być nim bowiem dla niej upokorzenie płynące z faktu, że ma się sama zaspokoić na jego oczach. I w im bardziej wyuzdany sposób będzie to robić, tym większą to może sprawić jej rozkosz. Dodając więc jej mniej lub bardziej niekonwencjonalne zabawki, chłostę, głębokie gardło… tym bardziej możemy to jej uatrakcyjnić.
Przeżycie zaś orgazmu podczas bycia ujeżdżaną, może być dla niej po prawdzie równie miłym i ekscytującym przeżyciem, niemniej jednak będzie to dla niej raczej OBOWIĄZKIEM a nie nagrodą.
Oddając się swojemu Panu, Uległa w największym stopniu oddaje mu właśnie swoje ciało. Zakres dysponowania nim może być oczywiście rożny niemniej jednak to od jej Pana zależeć będzie jakim zostanie ono poddane wyzwaniom. Może być więc wystawione nie tylko na ból czy upokorzenie ale i na stymulacje czysto erotyczną mającą wywołać jej podniecenie. Również jej rozkosz będzie więc podlegać jego ścisłej kontroli i tak od jego nastawienia oraz jej preferencji zależeć będzie czy orgazm nie zostanie sprowadzony tylko do obowiązku.
Poddając seksualność Uległej pełnej kontroli to Pan będzie decydować całkowicie o tym kiedy i jak będzie ona przeżywać orgazm. Kontrola orgazmu może mieć odniesienie tylko do samej sesji lecz równie dobrze może mieć wymiar całościowy gdy Pan ma nad nią pełną kontrole i w każdym momencie może zażądać aby dała mu swój ból lub rozkosz aż do zaspokojenia. Jednym SMS-em odrywając ją od pracy i posyłając do łazienki. Nie zawsze dawać to jej może pełną rozkosz i zaspokojenie, więc podchodzić ona do tego będzie w ramach obowiązku . Czerpiąc bardziej satysfakcje z poddania się woli Pana i jego nad nią kontrolą niż z samego przeżytego właśnie orgazmu.
Postrzeganie orgazmu w ramach obowiązku zależeć więc będzie w dużej mierze od tego gdzie i w jakich okolicznościach Uległa będzie musiała go nam dać jak również od tego w jaki sposób orgazm ten zostanie wywołany. I tu prawie wszystko zależy od nastawienia Uległej do takiego czy innego przeżywania rozkoszy. To co dla jednej Uległej będzie nagrodą, dla innej może być tylko obowiązkiem. Jeszcze dla innej wyzwaniem przekraczającym jej obecne pojmowanie oddania.
Orgazm trudno co prawda postrzegać w formie czegoś nieprzyjemnego samego w sobie, niemniej jednak okoliczności mu towarzyszące lub sposób w jaki do niego doprowadzimy, może być dla Uleglej dość przykrym nawet obowiązkiem. Bazując na praktykach które dla Uległej są tylko akceptowalne i którym poddaje się co prawda ale w żaden sposób nie odnajduje w nich zadowolenia lub spełnienia, możemy sprowadzić obowiązek dania nam orgazmu aż do postrzegania go jako kary. Przy postrzeganiu na przykład seksu analnego jako upokarzającej aczkolwiek akceptowalnej przez Uległą praktyki, jako kare można wobec niej potraktować stymulowane „wymuszenie” orgazmu podczas penetracji analnej. Dla innej zaś może nią być przeżycie orgazmu z kimś innym. Może też być wręcz karą kolejny orgazm ponad liczbę „dojść” jakie będzie ona sama z siebie potrzebować i ponad to co może znieść.
Nie tylko dla rożnych Uległych ten sam orgazm może być całkowicie odmiennie postrzegany ale w zależności od sytuacji i naszego nastawienia i dla konkretnej Uległej może on być raz nagrodą a w innym przypadku nawet i karą. Ważną jest tu nie tylko sama wiedza o jej upodobaniach ale również i wyczucie chwili. Tak aby to od nas i zawsze od nas zależało nie tylko kiedy i jak nasza Uległa będzie doznawać rozkoszy, ale również i to czym będzie dla niej ta rozkosz. Dodanie do tego niepewności czy będzie w ogóle i to pomimo rozbudzania jej podniecenia… daje mieszankę wręcz wybuchową nad którą czasami bardzo trudno zapanować. Czymkolwiek ma jednak być, najważniejsze aby naszej Uległej było dane przeżyć to najpełniej. :)))
Ta pełna „odczuwalność” i nieuchronność doznań może być bowiem dla niej wyznacznikiem naszej nad nią władzy. Jednym z licznych a niekiedy i najważniejszym. Bez względu jednak jak wielkim spełnieniem bądź karą będzie orgazm dla niej samej, ważne jest aby zawsze odczuwała to jako spełnienie się jej dla nas. Tak aby chciała a wręcz pragnęła obdarowywać nas nimi w każdej postaci.
O kobiecym orgazmie napisano już całe tomy. I drugie tyle przynajmniej zostanie napisane jeszcze w przyszłości. Co o tym tak na prawdę wiedzieć może jednak facet i jak ów fenomen postrzegać w świetny sposób w swoim poście ujął Seasoned:
Piękno i jego wyjątkowość nie podlega więc najmniejszej nawet dyskusji dla każdego kto choćby zadał sobie najmniejszy nawet trud aby dostrzec w nim coś więcej niż tylko zaspokojenie naturalnych kobiecych potrzeb. Nie ma znaczenia też jaką drogą i jakiego to konkretnie orgazmu ze wspomnianych przez Seasoneda będziemy motorem… piękno jego i magia jest niezaprzeczalna. Nic tylko wiec tworzyć ich jak najwięcej i podziwiać ile wlezie :)))
Nie zawsze i nie dla wszystkich będzie on jednak sprawą najważniejszą. O ile przyzwyczailiśmy się, że w „normalnych” relacjach facet będzie miał to w głębokim poważaniu lub w najlepszym bądź razie może być mniej lub bardziej aktywnym „narzędziem” w jego wywoływaniu lub dostarczaniu to od BDSM zwykliśmy oczekiwać dużo więcej w tej kwestii. Również jednak w relacjach D/U orgazm i jego przeżywanie nie jest ani tak oczywisty ani tak jednoznaczny jak początkujący mogliby by się spodziewać nawet po odwiedzeniu sporej części blogów.
Nie dla wszystkich sam seks jest czy będzie najważniejszą z relacji w BDSM . Tym bardziej nie dla wszystkich samo doznawanie rozkoszy czysto erotycznej będzie w nim ważne i nie tego w BDSM będą poszukiwać. Wielu dominujących, zwłaszcza Ci nastawieni na zaspokajanie swoich i przede wszystkim swoich potrzeb, nie będą w ogóle zainteresowani odkrywaniem i eksploatacją takich pokładów uległości i oddania swojej Uległej. Orgazmy jej będą zaś traktować za swoisty wypadek przy pracy.
Będą też i Uległe dla których orgazm może być wręcz niedopuszczalny jak i sama stymulacja erotyczna. Szukając innych doznań w relacjach ze swoim Panem Uległa może być nastawiona na doznawanie bólu i w ogóle nie życzyć sobie ani stymulacji a tym bardziej orgazmu. Jeszcze w innych przypadkach będzie zaś tak, że sesję będziemy traktować jako podnietę i tylko jako podnietę zaś samo rozładowanie nagromadzonej podczas niej energii erotycznej będzie miało ujście gdzie indziej lub zgoła z kimś innym. Lub po wyczerpującej sesji dopiero do współżycia jako takiego dochodzi, mającego znamiona tylko trochę bardziej ekscytującego seksu.
Są jednak i tacy, może nawet większość, którzy nie wyobrażają sobie BDSM bez seksu. Jego znaczenie i ważność będzie zaś w całości zależeć tak od ich własnych upodobań i potrzeb jak i od potrzeb ich Uległej. Może ona bowiem poszukiwać i znajdować najpełniejsze wyrażenie siebie i swojej uległości właśnie w swojej seksualności i seksualnym oddaniu zaś „cała reszta” będzie dla niej tylko i wyłącznie mniej lub bardziej pasjonującymi dodatkami. Równie chętnie i równie ochoczo wystawiając dupcie na razy bata, najchętniej będzie to jednak robiła gdy to lanie będzie połączone z „ostrym rznięciem”. :)))
Zazwyczaj i tu jednak głównie nastawione to będzie oczywiście na rozkosz Pana bo powołaniem i obowiązkiem Uległej jest przecież służyć i dostarczać sobą jak najpełniejszej rozkoszy swojemu Panu. Jej rozkosz jest wiec w sumie nie ważna a przynajmniej drugoplanowa. I całkowicie uzależniona od „pomysłów” jej Pana. Ta władza nad jej seksualnością… niepewność czy w ogóle dane jej będzie spełnienie rosnącego w niej podniecenia… w jaki sposób i w jakiej „scenerii” może dojść do jej spełnienia… samo to już może być największym afrodyzjakiem i gdy już do spełnienia dojdzie… ale o tym i lepiej i pełniej mogą się już wypowiedzieć same Ulegle… :)))
Najważniejsze jest w każdym bądź razie to, że ta jej rozkosz spoczywać będzie w rękach jej Pana i to on będzie decydował i jak i kiedy nastąpi to spełnienie :)))
O tym czym ta rozkosz i orgazm być może, zwłaszcza w relacjach BDSM, następnym razem już jednak… :D
Pragnienie przeżycia czegoś, może się w nas obudzić już tak sprecyzowane i tak dotkliwe, że aż bolesne. Chęć przynależenia… chęć służenia komuś całą sobą… chęć oddania się bezgranicznie… Nie skrepowane dodaje siły i przełamuje wszelkie opory i strachy. I tylko poczucie odpowiedzialności i/lub uczciwości wobec partnera z którym łączy nas coś więcej niż dzielenie jednego mieszkania jest nas w stanie powstrzymać przed zrobieniem tego decydującego kroku. Przed sprawdzeniem czy to nasze pragnienie jest tylko wynikiem krótszej lub dłuższej fascynacji i niczym więcej niż fascynującą przygodą być nigdy nie będzie i być nie miało. Czy też jest wynikiem naszych głęboko do tej pory skrywanych preferencji i zamieni się w najprawdziwszą potrzebę.
Zazwyczaj jednak sprawa nie jest aż taka prosta i oczywista. Dużo będzie zależeć oczywiście od aury i roztaczanej przez dominującego magi. Od wcześniejszych doświadczeń. Zwłaszcza tych przykrych. Od zaufania jakim będzie Uległa chciała i mogla go obdarzyć. Nie zawsze od samego początku będzie ono bezgraniczne i nawet takim być nie powinno. Nie wystarczy samo założenie obroży i stwierdzenie czy dobrze leży. Czasami potrzeba trochę czasu nim się stwierdzi czy przypadkom nie uwiera.
Nawet jednak jeśli nastąpi w nas prawdziwa erupcja pragnień to nadal jednak pozostaną w nas fantazje tylko i marzenia. Dojść do tego mogą też jak najbardziej oczywiste obrzydzenie lub najszczersza niechęć do jakiś tam konkretnych praktyk. Cześć zaś z tych które Uległa przynajmniej zaakceptuje nie będzie dawała jej prawdziwego spełnienia samego w sobie. Co najwyżej poddawanie się nim będzie traktować jako swój „suczy” obowiązek i spełnienie obowiązku swojego wobec Pana będzie dla niej satysfakcją a nie technika dana sama w sobie. Pomimo najszczerszych chęci może też Uległą po prostu przed czymś blokować najzwyklejszy strach. Wielu twardych facetów mdleje na sam widok igły i choć same zastrzyki kobiety potrafią znosić dużo dzielniej to jednak strach przed wbiciem igły w bardziej czule miejsce niż dupcia, może na tyle paraliżować, że nigdy się na coś takiego nie zdecydują nawet jeśli samo zastosowanie igiełek nawiedzające je w ich fantazjach potrafiło je najszybciej doprowadzić na sam skraj rozkoszy…
Lata służby mogą minąć a w Uleglej nadal tkwić będą tylko fantazje oraz marzenia na których wypróbowanie jeszcze się w odwadze nie zebrała… Oczywiście… najczęściej spotykanym podejściem do Uleglej będzie takie, że nie ma ona nic do gadania i to jej Pan wie najlepiej czego ona potrzebuje. Jest to nie tyle, że najczęściej powielana „prawda” co wręcz już „kanon” postępowania z Uległymi. Dla większości jest kwintesencją dominacji a poddanie się temu wyznacznikiem uległości. To Pan decyduje a Uległa posłusznie i z oddaniem się temu poddaje. Oddając mu siebie oddaje w końcu jemu przede wszystkim swoje ciało i może on nim dysponować wedle swoich upodobań. Brać co chce i jak chce…
Niestety spora cześć facetów będzie to traktowała zbyt dosłownie. I Uległa będzie dla nich niczym więcej jak tylko zabawką spełniającą ich i tylko ich fantazje i potrzeby. Mała bieda jeszcze gdy trafią na Uległą oczekującą i pragnącą takiego a nie innego traktowania. Nawet jednak i ona może zostać skrzywdzona jeśli po prostu ta dominacja polegać będzie na niczym innym jak na powielaniu jakichś schematów gdzieś tam znalezionych i żywcem zerżniętych. Bez zastanowienia i bezkrytycznie… a grzeczna i dobrze wytresowana „suka” będzie się temu pokornie poddawać. Równie bezkrytycznie dupcie, tudzież inne części ciała wystawiając na kolejne eksperymenty. I ufając. Tak swemu „panu” jak i temu, że rzeczywiście wie on, co jest dla niej najlepsze…
I nagle okazuje się, że o tą jedna praktykę będzie za dużo… Może tylko jej uległość wcale nie była jej prawdziwą potrzebą wypływającą z rzeczywistych preferencji… często bywa jednak po prostu tak, że doprowadzono do wypalenia się rzeczywistych potrzeb. Szczerze pragnąca i potrzebująca oddania się kobieta została zamieniona w pusta lalkę „do bicia” i eksperymentowania. I to co na początku było dla niej największą z podniet, zostało zużyte… wypalonej od wewnątrz „lalce” przestaje w pewnym momencie na wszystkim zależeć. Również na uległości. Zabraknie w niej po prostu fantazji i marzeń wprowadzonych w życie na siłę i przemienionych w nic więcej jak w mniej lub bardziej przykre obowiązki.
Fantazje i marzenia są zaś tym co tak na prawdę będzie motywować naszą Uległą. To one od początku były jej silą napędową. Uległość rodzi się w głowie a nie w swędzeniu tej czy innej części ciała o czym wielu zapomina lub w ogóle nie chce przyjąć do wiadomości. Fantazje, marzenia i pragnienia oraz chęć ich wprowadzania w życie są zaś prawdziwym pięknem Uległości. A także jej kwintesencją. Nie sam akt oddania się czyjejś władzy i kontroli ale właśnie ta CHĘĆ ODDANIA SIĘ wypływająca z fantazji, marzeń i pragnień. I nawet jeśli mamy do czynienia tylko z chwilową fascynacją, to odpowiednio rozbudzając fantazje aby nigdy ich nie zabrakło, pielęgnując marzenia aby się stały jeszcze bardziej upragnionymi i z wyczuciem a także bez zbędnego pospiechu spełniając pragnienia naszej Uległej, możemy z łatwością doprowadzić, że nie tylko już nic nie będzie takie samo ale też przede wszystkim nasza Uległa poczuje nieodpartą potrzebę aby nic już nigdy nie było takie samo. I to ona sama będzie pragnąć aby marzenia zaczęły się spełniać a na miejsce tych już spełnionych będzie znajdywać nowe w pokładach jej rozbudzonych fantazji. Żadne wyzwanie nie będzie wówczas dla niej zbyt wielkim. Żadne marzenie nie będzie blokowane przez strach.
Bo to właśnie zapanowanie nad fantazjami, marzeniami i pragnieniami oraz umiejętne przeobrażanie ich w potrzeby Uległej jest według mnie kwintesencją dominacji. I tylko w ten sposób zdobyć możemy nad nią pełną kontrole i to taką, która nie tylko, że nie będzie jej niszczyć ale będzie powodować naturalną ewolucje jej potrzeb. Nasza Uległa będzie gotowa na co raz to więcej i więcej… będzie pragnąć oddać nam siebie jeszcze pełniej. Sama wiedza o jej marzeniach i pragnieniach oraz ich akceptacja w wielu przypadkach może prowadzić już sama w sobie do jej większego na nas otwarcia. Zrodzić jeszcze większe zaufanie… Pragnienie jeszcze większego oddania i poświęcenia się swojemu Panu.
A co z tymi zapytacie, co potrzebują twardej ręki i zmuszania? Cóż… jeśli rzeczywiście TO WŁAŚNIE jest ich pragnieniem i potrzebą, to wiedza o tym tym bardziej da nam nad nimi władze. Choćby dlatego tylko, że będziemy wiedzieć jak ich NIE KARAĆ :)))
Osobiście odcinam się dość stanowczo od wszelkiego fatalizmu, „wpływu gwiazd” czy nawet genetycznej „teorii spiskowej”. Może i coś w tym jest. Niemniej jednak dla mnie są to przede wszystkim mniej lub bardziej wiarygodne oraz mniej lub bardziej wygodne wymówki aby nic nie robić lub robić to bez brania na siebie pełnej odpowiedzialności.
Skłonny byłbym się jednak zgodzić w pewnym sensie z tymi, którzy twierdzą, że z preferencjami takimi a nie innymi po prostu się rodzimy. Z tym, że wolałbym to rozpatrywać raczej w ramach predyspozycji. Czy staną się one naszymi rzeczywistymi preferencjami czy zostaną tylko predyspozycjami, zależeć będzie w dużej mierze od kwestii wychowawczo-środowiskowych. I od naszych późniejszych wyborów.
Jeśli znajdziemy w sobie dość odwagi lub przynajmniej ciekawości aby to COŚ w nas tkwiące zrozumieć i nazwać po imieniu. Dając sobie spokój z takim trudem, lub w myśl zasad i obowiązków odsuwając to od siebie, nigdy nie wyjdziemy poza ramy predyspozycji. Mogą nas one tylko czasami kluć i powodować niezrozumiały niepokój lub niepełne samozadowolenie. Można z tym w każdym bądź razie żyć i tylko pojawiające się fantazje będą mam przypominały, że coś może nie jest do końca tak jakby być powinno. Może to być nic więcej w sumie niż tylko „sen” o oddaniu i uległości…
Fantazje mają jednak to do siebie, że są tylko podniecającym dodatkiem do życia podsuwanym nam przez naszą podświadomość. Według mnie są też bardzo często oderwane od rzeczywistości i zazwyczaj nie przedstawiają naszych rzeczywistych potrzeb czy choćby tylko pragnień. Zwłaszcza w naszych fantazjach erotycznych, fantazjujemy bowiem bardzo często o tym czego w realnym życiu nie chcielibyśmy przeżyć. Lub przynajmniej nie chcielibyśmy przeżyć na danym etapie. W momencie bowiem pojawienia się chęci przeżycia tego na jawie fantazja przestaje być tylko fantazją a staje się mniej lub bardziej upragnionym marzeniem.
Ponoć ten kto nie ma marzeń nie żyje na prawdę. Według mnie dotyczy to również naszych marzeń i fantazji seksualnych. Rożnica zaś pomiędzy nimi jest bardzo płynna i wielu już się na niej wyłożyło. Nie potrafiąc lub nie chcąc dostrzec różnicy miedzy fantazją którą to niekoniecznie tak na prawdę chcielibyśmy doświadczyć na własnej skórze a marzeniem rzeczywistego tego doświadczenia. Wiele kobiet fantazjuje na przykład o zdradzeniu własnego partnera w jakimś namiętnym romansie, o „gwałcie” lub oddaniu się w niewole, itp. Jest to i normalne ponoć i bardzo częste. Co nie znaczy, że miewając takie fantazje chciałyby rzeczywiście to przeżyć lub gotowe byłyby to przeżyć. Tylko cześć z nich zacznie się nad tym poważniej zastanawiać i rozpatrywać taką możliwość. Jeśli jednak taka czy inna fantazja padnie na podatny grunt na przykład ich predyspozycji seksualnych, może się łatwo zamienić w marzenie. Posiadanie „wyśnionego” tylko do tej pory Pana zamienić się może u nich w marzenie aby kiedyś tam… i w być może… zostać czyjaś suczką, suką lub niewolnicą… czyjąś własnością…
I na marzeniach bardzo często się cała sprawa skończy. Bo obowiązek, bo miłość, bo przecież tak nie wypada… Powodów tyleż ile osób. Pozostaje zamkniecie oczu i pomarzenie o tym jakby to było gdyby… Nasze predyspozycje mogły być nie wystarczająco silne lub poczucie obowiązku lub przyzwoitości od nich silniejsze. Tyle, że w takim przypadku bez większych problemów potrafimy nad tym zapanować. Zadowalamy się i to w pełni tylko naszymi marzeniami i fantazjami. Głównie dlatego, że cała reszta naszego życia dostarcza nam innych, przynajmniej równie ważnych jak i nie ważniejszych powodów do samozadowolenia… powiedzmy, że na naszym „podatnym gruncie” zakwitło już tyle pięknych czy absorbujących nas kwiatków, że jeszcze jeden trudno by było nam wcisnąć lub nie jest on nam tak na prawdę potrzebny do szczęścia. A i pozostaje też jeszcze kwestia jak często i jak nachalni bywają ludzie odwiedzający nasz ogródek. I czy podczas zaglądania do niego , nie depczą nam grządek..:)))
Całkiem jednak inaczej rzecz się będzie miała gdy w naszym życiu nie wszystko pachnie różami lub gdy nic nam jeszcze nie przeszkadza w podejmowaniu nowych wyzwań. Zdecydowanie łatwiej podążyć za marzeniami osobom bez zobowiązań a tym bardziej dopiero poszukującym samych siebie. U nich marzenie może się bardzo szybko przerodzić w szczere pragnienie wypróbowania. Z osobami pozostającymi w mniej lub bardziej sformalizowanych związkach rzecz ma się oczywiście trudniej. O ile oboje partnerzy nie poszukują jednocześnie, to aby marzenie stało się pragnieniem przeżycia tegoż zazwyczaj najpierw coś musi się zacząć psuć.
Według mnie, to na etapie przeradzania się marzenia w pragnienie, następuje proces naszej najgłębszej samooceny i samoakceptacji naszych potrzeb i pragnień. To w tym momencie dochodzą one najmocniej do głosu. A przynajmniej dojść powinny. W sposób naturalny poprzez młodzieńczą chęć poznawania życia w rożnych jego aspektach. Lub wtórnie po wyrwaniu się spod okowów wychowawczo-społecznych jak również zmiany naszego postrzegania obowiązku na przykład. Na tym też etapie walczymy z własnym strachem i obawami.
Walkę tą możemy tak wygrać jak i przegrać. Nie będę kusił się nawet w określanie co być może zwycięstwem a co porażką. Nie mogąc ani przyklasnąć ani do końca odciąć się od stwierdzenia, że lepiej żałować za coś co się zrobiło niż żal czuć, że się czegoś nie zrobiło, każdemu z osobna pozostawiam ten wybór. Sami z sobą musimy stoczyć tą walkę a od jej wyników zależeć będzie to czy znajdziemy w sobie dość odwagi aby od rozważań przejść do czynów… czy poprzestaniemy na gdybaniach, czy też przynajmniej skosztujemy wyśnionego owocu…
U wielu w tym właśnie momencie pojawi się pytanie czy to wszystko jest właśnie seksualna preferencja do której jakże często jest się nam wstyd przyznać i to nawet przed samym sobą… czy też może jest to tylko chwilową fascynacją. Taki ot wybryk tylko… nic jeszcze nie znaczący i do niczego tym bardziej nie zobowiązujący…
Cóż… Dla wielu łatwiejsze będzie podchodzić do tego jak właśnie do tylko fascynacji i to z wielu powodów. I z równie wielu powodów na etapie tylko fascynacji się zatrzymają. Fantazjując, marząc i pragnąc, nie zdecydują się jednak na wykonanie tego ostatecznego kroku. I to nie tylko w realne poznanie ale choćby tylko i wyłącznie w poznawanie siebie do samego końca. Po prostu wygodniej i bezpieczniej będzie im do swych pragnień podchodzić jak do fascynacji. Może będą ją w sobie tylko pielęgnować… a może zechcą sprawdzić bez „większych krępacji” bo uleganie fascynacji będzie dla nich tylko zabawą i po prostu spełnieniem jeszcze jednej zachcianki? Dla wielu może być bowiem niczym więcej niż tylko zachcianką.
Fascynacja w każdym bądź razie prędzej czy później przemija. I rzeczywiście przeminąć może choć osobiście uważam, że jeśli już do etapu fascynacji doszliśmy to jednak COŚ jednak w nas tkwi. I w dużej mierze od tego kto pojawi się na naszej drodze zależeć będzie czy ta fascynacja ulotni się bezpowrotnie, czy będzie dalej tylko tkwiła w nas i uwierała, czy tez opromieni nas pełnią ognia i żaru. A że i największy ogień kiedyś może wygasnąć? I w tym nie ma nic strasznego jeśli od początku uważać będziemy aby w nim nie spłonąć. Lub też ktoś odpowiedzialny będzie uważać za nas… Oddając naszą fascynację w niepowołane ręce ryzykujemy nie tylko tym, że możemy się sparzyć ale i tym również, że może się to przemienić w naszą najszczerszą potrzebę i nic już dla nas nie będzie takie samo i być może już na zawsze staniemy się „niewolnikami” naszych własnych fantazji, pragnień i potrzeb.
Jeśli jednak nie „urodziliśmy się” z pewnością, że TO a nie nic innego jest naszą prawdziwą potrzebą czy wręcz „powołaniem”, nie dowiemy się czy nasze pragnienia są naszymi potrzebami, nim po prostu nie spróbujemy. Dopiero w prawdziwym ogniu oddania czy dominacji będziemy mogli dokonać pełnej i w miarę niepodważalnej oceny tego co jest czym tak na prawdę.
Byle z głową. Na etapie realnego odkrywania siebie czy to w czynnej uległości czy dominacji lepiej odkrywać swoje potrzeby wolniej niż nieopatrznie pomylić fantazje z marzeniami a te z pragnieniami i potrzebami. Choćby tylko dlatego, że tak do końca nigdy nie będziemy tego pewni. Tak jeśli chodzi o interpretacje naszych własnych „demonów” jak i tym bardziej błąd możemy popełnić w poznawaniu drugiej osoby.
Częściej jednak błąd ten popełniamy we własnej samoocenie. :)))
This website uses cookies to improve your experience. We'll assume you're ok with this, but you can opt-out if you wish.AcceptRejectRead More
Privacy & Cookies Policy
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.