potrzeba czy fascynacja…

 

   Pytanie to nierozerwalnie jest powiązane z początkami odkrywania BDSM. Nie każdy przez ten dylemat co prawda musi przechodzić. Niektórzy odkrywają bowiem w sobie uległość bądź dominacje w połączeniu z przeświadczeniem i pewnością, że to jest właśnie TO. Trawiące ich już wcześniej „przeczucia” co do ich preferencji i pragnień po prostu zostają w pewnym momencie odpowiednio nazwane i sprecyzowane. I samo to nazwanie ich po imieniu będzie dla nich wystarczającym powodem aby wkroczyć w ten świat. Wkroczyć dość pewnym krokiem nawet w przypadku osób uległych. Świadomie więc i pewnie zechcą one złożyć swoją uległość w czyjeś ręce…

 

  

   Nadal jednak będzie duża liczba osób u których ten dylemat będzie spędzał sen z powiek. Może jeszcze po prostu nie sprecyzowały swoich rzeczywistych preferencji i pragnień. Zbyt wielkie w ich przypadku mogą być bowiem naleciałości wychowawczo- środowiskowe. Zagłuszające ich prawdziwą naturę lub ją przynajmniej przekłamujące. Nie bagatelną role może też pełnić w tym niezdecydowaniu strach. Strach nie tylko przed czystym skrzywdzeniem lub ośmieszeniem choć i on nie jest bagatelny, ale też strach przed przyznaniem się samemu sobie przed posiadaniem preferencji tak odbiegających od „normy”. Ten drugi rodzaj strachu bywa nawet bardziej paraliżujący. Zwłaszcza w środowisku gdzie trudno o tolerancje a sam temat seksu czy seksualności nadal jest tematem tabu…

   Powinniśmy więc zacząć zdecydowanie od rozważenia czy to nie strach przed samym sobą nam w tym przeszkadza. Lub strach przed samą sobą bo to właśnie najczęściej kobiety mają z tym największy problem. Postrzeganie kobiety jakie jest każdy przecież wie. Takie jest nadal niestety wychowywanie, że Wasza seksualność bardzo często przedstawiana jest w negatywnym wręcz świetle. A choć oczywiście są i ZŁE „dziewczynki” to jednak jest wielka a wręcz kolosalna różnica miedzy tymi ZŁYMI w pełnym tego słowa znaczeniu a tymi co tylko tą drogę WYBRAŁY w poszukiwaniu prawdziwych siebie i tkwiącego w nich piękna. Te pierwsze z cala pewnością od Mikołaja rózgi pod choinkę nie dostają :D

 
 

   BDSM co prawda samo w sobie seksem nie jest ale w wielu przypadkach będzie się opierać na czystej seksualności. Nawet traktując je całkowicie jako filozofie życia czy też sposób na życie, w tych samych kryteriach, w mniejszym lub większym stopniu powinniśmy rozpatrywać nasze nim zainteresowanie. Musząc sobie odpowiedzieć na te same pytania, bo nasza rola i samookreślenie się w BDSM zależeć będzie od samookreślenia siebie samego również w zakresie naszej seksualności.

   Na początek zaś wystarczyłoby znalezienie w sobie przynajmniej tyle odwagi aby o to czy inne zapytać. Lub o naszych wątpliwościach w tej sprawie zacząć rozmawiać. Zwłaszcza, że anonimowość na necie daje nam tu przewagę nad „poprzednimi pokoleniami”. I nie chodzi mi bynajmniej o zasięganie czyichś opinii czy rad. Samo tylko mówienie bardzo często wystarcza abyśmy to my sami zdołali sprecyzować co jest naszymi preferencjami czy też choćby tylko predyspozycjami. Pozwoli również rozgraniczyć nasze potrzeby od pragnień i fascynacji a zwłaszcza od marzeń i fantazji.

   Naszym życiem bowiem rządzą, czy tego chcemy czy nie, preferencje(predyspozycje), potrzeby, pragnienia, marzenia, fascynacje i fantazje. Tak w sferze czysto erotycznej jak i również poza nią. Rozróżnienie zaś, co jest czym, sprawia nam często największe problemy. Bywa to i trudne i pracochłonne w stosunku do samego siebie a tym bardziej jeśli chodzi o drugą osobę. Niemniej jednak chcąc się jak najpełniej odnaleźć tak w życiu jak i w BDSM, musimy zadać sobie trud nie tylko co do samookreślenia siebie samego ale też i w określeniu prawdziwej natury partnera. Zwłaszcza Uległej bo wchodząc w związek z takową bierzemy za nią przecież pełną odpowiedzialność. Pamiętać o tym trzeba zwłaszcza w przypadku niedoświadczonych i dopiero odkrywających w sobie uległość.

   Oczywiście… nigdy nie będziemy mieli tak do końca pewności nim tego „na własnej skórze” nie odczujemy. Nim to nie nastąpi wszystko w mniejszym bądź większym stopniu będzie tylko gdybaniem. Tym bardziej więc wybór pierwszego Pana jest tak ważny a często Uległe od razu rzucają się na głęboką wodę dając z siebie wszystko. Samych siebie uczą się na własnych błędach. Jakże często bolesnych. Może więc lepszym dla nich wyjściem byłoby szukanie nie tyle Pana co Nauczyciela? Kogoś doświadczonego mającego raczej pomóc im odkryć i zrozumieć ich uległość niż tą ich uległość „wykorzystywać” i konsumować? Może nie spełniłoby to od razu na samym początku ich wszystkich pragnień i potrzeb czy też raczej ich wyobrażenia o tychże potrzebach i pragnieniach. Bez seksu czy nagości nawet… byłoby na pewno jednym z najbezpieczniejszych rozwiązań… tylko czy w ogóle znalazłby się facet gotowy na takie wyzwanie i na taka odpowiedzialność? Nie mówiąc już o Uległej nie chcącej wszystkiego od razu? Tyle, że w sumie… i na lanie trzeba sobie najpierw zasłużyć :)

 

… ciąg dalszy (najprawdopodobniej) nastąpi… :)

…seks czy nie seks ?

  

   Su słusznie przypomniała, nie po raz pierwszy zresztą, że BDSM to nie seks… na pewno nie jest to niestety tylko seks, bo wtedy przynajmniej dużo prościej byłoby podejść do wielu spraw. A choć zgadzam się z nią, że to głównie powinno być dbanie oraz branie i DAWANIE… to daleki byłbym od pomijania czysto seksualnego aspektu BDSM. Odnośnie miłości nie będę się wypowiadał w tym momencie, bo chociaż często pojawia się ona w relacjach D/U to jednak równie częste będą związki oparte na innych, choć równie ważnych relacjach. Będę nawet upierał się przy tym, że szacunek, bezpieczeństwo i szczerość są ważniejsze. Tylko na nich bowiem można zbudować odpowiedzialne relacje. Miłość bywa ważna. Bezsprzecznie. I piękna. Niestety równie często bywa ślepa…

   Tak. BDSM to nie tylko seks… W każdym bądź razie nie w czystym przynajmniej tego słowa znaczeniu. W relacjach D/U, zwłaszcza na S/M bardziej bazujących w ogóle może nie dochodzić do zbliżenia seksualnego. Również w typowym spankingu, seks nie wchodzi w rachubę a nawet często nie dochodzi tu nawet do obnażenia lub jak już to skończy się to na zsunięciu majtek. Bijący w każdym bądź razie koncentruje się na „laniu” bez dotykania sfer intymnych i ich stymulowania.

   Nawet jednak i w tych podanych powyżej przykładach nie da się jednak do końca pominąć czysto seksualnego aspektu sprawy. Z tej prostej przyczyny, że nawet zwykle „lanie” czy tez inne rodzaje tortur będą albo sposobem na rozładowanie seksualnego napięcia lub też rodzajem seksualnej stymulacji. To drugie jest nawet częściej spotykane. Master w trakcie sesji nie będzie co prawda źródłem zaspokojenia wzbudzonego w ten sposób pożądania. Może ono nastąpić nawet i po kilku godzinach w wyniku masturbacji lub seksu z kimś innym. Seks a w każdym bądź razie zaspokojenie seksualne i tu występuje.

   Przeważa jednak w Uległych potrzeba zaspokajania potrzeb seksualnych tak swoich jak i partnera. Jest to nie tylko potrzeba czysto fizycznego zaspokojenia ale również wynika z więzi jaka się tworzy pomiędzy Panem a jego Uległą. Nierozerwalnie wręcz związana z uległością potrzeba służenia swojemu Panu całą sobą. Ta potrzeba jest i w Uległych, które trzeba „zmuszać” i „gwałcić” i tylko wyraża się ona u nich w inny sposób. Również i masochistkom, tylko torturami podczas sesji zainteresowanym też nie jest ta potrzeba obca. Może po prostu dotyczyć nie tyle ich Mastera co na przykład stałego partnera.

   Są też oczywiście i Masterzy odżegnujący się od zbliżeń seksualnych ze swoją Uległą. Tłumacząc to choćby tym, że po tak wielkim oddaniu siebie i swojego bólu podczas sesji przez Uległą, byłoby brakiem szacunku z ich strony wobec Uległej tak po prostu wykorzystać ją później czysto seksualnie. Większość dominujących mężczyzn będzie jednak w BDSM widziało i szukało seksu. Taka i nasza męska natura i równie często takie pojmowanie nie tylko BDSM samego w sobie ale i związku z kobietą jako takiego.

   Seks i seksualność jest wiec nierozerwalnie z BDSM związana, czy tego chcemy czy nie chcemy. Możemy tylko nie chcieć aby dochodziło do rzeczywistego zbliżenia w trakcie sesji. Najważniejsza więc będzie próba samookreślenia się w tym względzie Uległej już na początku. Przynajmniej wstępne samookreślenie się a nawet i ono może nie być łatwe i również nie ostateczne. Każdy ma przecież prawo do zmiany zdania. :))

   Może to być oczywiście frustrujące dla obu stron, jeśli Uległa w trakcie sesji czy też pomiędzy sesjami, zmieni swoje zdanie i zechce zrezygnować z seksu jako takiego… Lepiej więc na początku określić się zbyt ostrożnie a w miarę poznawania i bycia z sobą pozwalać sobie na więcej.

   Największy problem z samookreśleniem się będą miały oczywiście początkujące Uległe. I tu jest wielkie pole do popisu dla jej potencjalnego Pana. Poznawać i nauczać. Budując przy tym szacunek, zaufanie i poczucie bezpieczeństwa. To jest wręcz jego obowiązek.

   I nie tylko zresztą jej potencjalnego Pana. W pogoni za własnym szczęściem a niekiedy i zapatrzeni we własne związki, zapominamy, że publikując cokolwiek na blogach, chcąc czy nie chcąc, bierzemy odpowiedzialność za tych wszystkich którzy dopiero wkraczają na tą drogę lub dopiero zaczynają szukać swojej drogi… Twórzmy im więc bardziej odpowiedzialny wizerunek związków D/U. Pokazując ich piękno nie zapominajmy i o ciemnych stronach…

 

nawet Mistrzowi czasem brak słów…

  

   Kilka dni temu zaledwie napisałem, że szczęśliwi Ci, którzy odkrywają w sobie uległość nie będąc jeszcze lub już w stałym związku. A choć dodałem też, że ta potrzeba może się niestety pojawić w najmniej oczekiwanym momencie to jednak mimo wszystko muszę swój punk widzenia zweryfikować, po tym co znalazłem wczoraj u siebie na blogu…

   Pod moim poprzednim postem pojawił się komentarz będący w sumie tylko zaproszeniem na inny blog choć już w samej formie był i ogłoszeniem uleglej szukającej Pana. Samo zaproszenie pewnie bym zostawił nie wnikając za bardzo kto jest autorką. Nie chcąc jednak aby mój blog zamienił się w anonse, chciałem przed wykasowaniem tegoż napisać do autorki z wyjaśnieniami i prośbą o zamieszczenie jak już to mniej narzucającego się komentarza. Wszedłem wiec na jej blog i…

K… JEGO MAĆ…

ja taki ponoć wygadany a tylko to ze mnie się wydobyło !!! :(

13 LAT !!! 13 !!!!!
 
   No ja wiem… jestem cholernie staroświecki a dla niektórych okaże się pewnie i nie życiowy. Wiem, że i młodsze zaczynają współżycie a 13-letnie matki (?!?!) też się zdążają. A mimo to… cóż… ręce po prostu opadają…
 
   Fakt… rodzimy się z pewnymi predyspozycjami do takich czy innych zachowań seksualnych. Różny też bywa czas uświadamiania sobie tych potrzeb. Wiek nie do końca niekiedy określać będzie też naszą dojrzałość emocjonalną. Ale z całą świadomością stwierdzam, że tam pisało DZIECKO !!! Może i dobrze w swoich potrzebach seksualnych rozeznane co nie jest samo w sobie aż tak dziwnym czy nienaturalnym, to w każdym słowie odczytać można nadal dziecko! Wyczulone już co prawda na pewne sprawy lecz nadal naiwnością dziecka podchodzące do wielu kwestii. Nie widzące pełni zagrożeń. Nie świadome też niebezpieczeństw na jakie się wystawiła.

   Nie zwykłem oceniać ludzi zwłaszcza po ich preferencjach i potrzebach seksualnych. Jest jednak kilka spraw na które moja tolerancja nie tylko, że się nie rozciąga lecz do których podchodzę z odrazą i wręcz bezwzględnością.

   Każdy zaś na jej blog zaglądający mimowolnie narazić się może na pomówienie o pedofilie biorąc pod uwagę, że zamieszczone tam jej zdjęcia są niczym innym jak dziecięcą pornografią. Ich autorka zaś jeśli ukończyła rzeczywiście te 13 lat to sama już podciąga się pod prokuratora za ich upublicznienie. Każdy zaś kto się z nią skontaktuje w ten czy inny sposób pedofilem będzie z całą pewnością. Innymi słowy… choćby nie wiem jak pięknych i wzniosłych słówek będzie używać i jakie to powody podjęcia kontaktu by nie podawał, to w niczym nie zmienia to faktu, że w myśl prawa jest przestępcą a według mnie wręcz ZBOCZONYM DEGENERATEM zasługującym jedynie na wykastrowanie. Przynajmniej na wykastrowanie !!!

 

Kochanie?… na kolana Suko!

  
   Szczęśliwi Ci, którzy uległość lub dominacje odkryją w sobie w momencie niezaangażowania w związek. Tak przed podjęciem zobowiązań mniej lub bardziej formalnych wobec partnera/partnerki, lub po rozpadzie poprzedniego związku. Odpadają im dylematy moralne w stosunku do partnera. Mogą więc w pełni poświecić się odnajdywaniu prawdziwego siebie.
 

  

   Mnie od początku interesował szczególnie aspekt ludzi którzy swoje prawdziwe preferencje w tym i BDSM odkryli pozostając w stałym związku. Zapewne głównym powodem tego było, że i ja znalazłem się właśnie w takiej sytuacji. To moja eks pierwsza wyciągnęła w pewnym sensie ten temat. Chciała zrealizować swoją fantazje bycia potraktowaną jak dziwka i/lub być zgwałconą. Ja zaś jako zakochany po uszy młody żonkoś… cóż… poddałem się temu jej pragnieniu. A potem szybciutko poleciałem szukać czegoś na ten temat bo jeszcze wtedy zasadniczy błąd popełniałem starając się zrozumieć moją kobietę. Wpadłem przy tym jak śliwka w BDSM i tak mi już zostało do dzisiaj . Jej zaś szybko przeszło. Nie tylko to zresztą. :)

   Wiem więc z własnego doświadczenia jakie to bywa frustrujące. Wiem też ile błędów popełniłem. I jakie to były błędy. A to już chyba coś? :D

   Prawda zaś jak zwykle była prozaiczna… nie pamiętam kto to powiedział, lecz szło to jakoś tak, że nie ważne z kim się żenimy (za kogo wychodzimy)… następnego dnia okazuje się ona/on i tak zupełnie inną osobą. Innymi słowy wiążemy się bardziej z naszymi wyobrażeniami o tej osobie a nie z jej rzeczywistym wizerunkiem. Mało z nas zadaje sobie trud prawdziwego i dogłębnego poznania naszego partnera. O pewnych sprawach, głównie seksie w sumie w ogóle się nie rozmawia przed a i równie mało w trakcie. Do tego dochodzi jeszcze i to, że choć według mnie z pewnymi predyspozycjami do bycia dominującym bądź uległym już się rodzimy, to jednak nasza dominująca natura czy potrzeba uległości pojawić może się dość późno i to w najmniej oczekiwanym momencie. Pojawia się wówczas mały problem co z tym „fantem” zrobić.

   Zapomnieć? I to jakieś wyjście . Niemniej jednak poświęcanie samego siebie dla drugiej osoby nawet bardzo kochanej, choć oczywiście bardzo „szlachetne” to jednak jest polityką dość krótkowzroczną. Niewielu z nas znajdzie w sobie dość siły aby to w sobie stłumić. Prędzej czy później może to w nas wybuchnąć a im dłużej to w sobie tłumiliśmy, tym wybuch ten może być potężniejszy. Do tego stopnia, że poddając się temu zniszczymy wszystko co z takim trudem osiągnęliśmy. Nawet zaś jeśli temu się nie poddamy, to rosnąca w nas frustracja niezaspokojenia odbijać się będzie na naszym związku.

   Szukać spełnienia? Ale jak i gdzie… u swojej partnerki lub partnera czy też poza związkiem?

   Faceci mają w tej kwestii zdecydowanie łatwiej. Łatwiej nam bowiem przychodzi rozgraniczenie seksu od miłości. Ba. Równie często rozgraniczenie to będzie wręcz oznaczało, że z naszą kobietą a tym bardziej matką naszych dzieci będziemy się tylko (?) kochać i to po Bożemu a seksu którego tak na prawdę pragniemy szukać będziemy gdzie indziej. Syndrom Madonny, czy jak to zwał dość dobrze przedstawiony w „Depresji Gangstera”…

   Nie wypowiadam się odnośnie uległości mężczyzn bo jest to dla mnie temat i obcy i nie do końca w sumie zrozumiały. Tak jednak przy męskiej potrzebie ulegania a tym bardziej potrzebie dominowania, powinniśmy sobie najpierw odpowiedzieć chyba na dwa pytania. Po pierwsze, czy te nasze fantazje dotyczą naszej partnerki/żony a jeśli tak to czy przypadkiem nie jest już za późno na szukanie naszego spełnienia pragnień w związku, bo wszystko w międzyczasie spieprzyliśmy?

   I w tej kwestii my faceci mamy o wiele prościej. O wiele prościej zaszczepić nasze pragnienia w partnerce i sprawić, że się nimi zainteresuje i to szczerze, niż zmusić faceta do odrobiny inwencji i w pewnym sensie poświęcenia się swojej partnerce. Jednym z głównych powodów tak obecnie sporego zainteresowania kobiet BDSM są bowiem nie tyle same techniki jakie można tu znaleźć co atencja jaką partner jej okazuje tak w trakcie, jak i przed i po. Zainteresowanie jej potrzebami i jej rozkoszą co jest rzadko niestety spotykane w „normalnych” związkach gdzie seks szybko przeradza się wręcz w mechaniczny obowiązek. Służący bardziej zaspokojeniu potrzeb faceta niż rzeczywistym potrzebom i pragnieniom kobiety. Nas satysfakcjonuje sam akt do tego stopnia, że oddzielamy współżycie od dnia codziennego.  Kobiety zaś podchodzą do tego jednak bardziej kompleksowo i dla nich nasze wylegiwanie się przed telewizorem ma bezpośrednie przełożenie na jej pragnienie seksu. Nie mają jakiegoś przełącznika, który po przejściu progu sypialni z żony czynić je będzie kochankami i tylko kochankami. W odróżnieniu do nas do łózka idą z pełnym bagażem mijającego dnia (w najlepszym bądź razie tylko jednego dnia) i „głupie”, z naszego punktu widzenia 5 min ociągania się w wyrzuceniu śmieci o którym już zapomnieliśmy, ją może niestety przyprawiać o „ból głowy”. Chcąc więc zmienić coś w seksie z naszą ukochaną, musimy nie tylko zadbać o odpowiednią atmosferę w sypialni zmieniając nasze podejście do niej z „brania” na „dawanie” ale „grę wstępną” zaczynać trzeba już od progu po powrocie z pracy bo cudów nie ma. A już na pewno nie na zamówienie. Aby mieć coś… najpierw trzeba coś dać.

   Niestety większość z nas będzie po prostu za leniwa aby chociażby uszanować inne podejście kobiet do współżycia a dla wielu zmiana tego przekraczać będzie ich zdolności. Nawet zdolność zwykłego pojmowania i kojarzenia faktów. Tacy na pewno pójdą na łatwiznę i poszukają sobie kochanki dla spełniania swoich fantazji erotycznych. O kochankę przecież nie trzeba dbać aż tak jak o żonę. Zwłaszcza o taką Uległą bo jak nie zrozumie swojego miejsca to się ją po prostu wymieni na inną.

   I sporo jest Uległych w pełni akceptujących takie a nie inne miejsce dla siebie. Nie zdziwmy się jednak gdy i nasza partnerka tak samo do tego podejdzie i również poza związkiem szukać będzie swojego spełnienia.

   Tym „leniwym” pozostaje wiec tylko wznieść toast: „za nasze żony i kochanki…. oby się nigdy nie spotkały”.

   A jeśli już się jednak spotkały to aby wyrozumiałością się wykazały choć tekst z poniższego obrazka raczej nie jest zbyt przekonujący. :)

 
 
   Osobiście jednak uważam, że zdrada jest ostatecznością do której namawiać nikogo nie zamierzam. Najpierw warto przynajmniej spróbować w kobiecie swojej odnaleźć tą „doskonałość” lub też pozwolić jej tą „doskonałość” w sobie odnaleźć aby była i „damą na salonach i dziwką w łóżku”. Lub Suką. Jak kto woli i jak potrzebuje. A w swym facecie móc odnaleźć Pana i Władcę, nie zabijając w nim przy okazji partnera. Zwłaszcza, że już przy tej pierwszej próbie możemy się bardzo przyjemnie zdziwić. :)
  
   Trudne to ale nie niemożliwe. Zwłaszcza, że na początku, nawet i tylko namiastka dominacji lub uległości z dodatkiem prawdziwego uczucia może wynieść was na najprawdziwsze wyżyny. I wtedy już dużo łatwiej na pewne kompromisy i poświecenia. Ale o tym już w kolejnej części…   c.d.n.
 

„Zasady” dla początkujacych…

  

   Gdy słucham lub czytam o ZASADACH jakie w BDSM (ponoć) są to nie wiem czy się śmiechem zanosić czy łzy ronić… :(

   Uległe są rożne i rożne mają potrzeby… Ok. Znaczy to tyle tylko, że będą i takie które wręcz będą potrzebować i pragnąć zdominowania wręcz totalnego. A przynajmniej konkretnego pokazania im gdzie jest ich miejsce. Z całą masą „odpowiedniego” słownictwa, zasad i rytuałów.

   I niech im będzie obojgu jak najlepiej. Szczerze !!! Problem w tym tylko taki malutki, że Ci którzy tak twardo trzymają się tych wszelakich rytuałów zapominają, że nie wszystkim mogą one odpowiadać. To co jednym będzie wręcz niezbędne do szczęścia i samookreślenia i doprowadzi ich na wyżyny podniecenia u innych może powodować oziębłość lub nawet niesmak. Lub pusty śmiech. Na przykład u par znających się przed odkryciem BDSM i próbujących je zaadoptować do własnego związku.

   Zwłaszcza tym ostatnim powielanie wzorców znalezionych u innych często nie wychodzi na dobre. A już wręcz staną na straconej pozycji jeśli zamiast zrozumienia własnych potrzeb i pragnień bazować będą na zaczerpniętych skądś tam zasadach…

   W BDSM jest ich zaś tylko kilka. Poznanie, zrozumienie, akceptacja, szczerość, szacunek, zaufanie i bezpieczeństwo. I TYLKO TE choć osobiście bardziej bym je odbierał jako prawa a nie jako zasady. Cała reszta to już tylko dodatki które należy dobierać UMIEJĘTNIE I Z WYCZUCIEM w ten sposób aby to NAM sprawić mogły jak największą przyjemność. Sztuka BDSM nie polega na powielaniu czyichś wzorców a na znajdowaniu własnej, oryginalnej drogi… Bo nie ma czegoś takiego jak jedynie właściwa droga… jedynie właściwa tresura i jedynie właściwie ułożona Uległa.

   A właściwie to jest. Tyle ze dla każdego inna. :)

   Szukanie zaś jakichś tam zasad na blogach u innych… cóż… niesie za sobą spore ryzyko. Zwłaszcza dla początkujących. Moja dobra znajoma tak mnie swego czasu zachęcała do rozpoczęcia pisania mojego bloga:

   ” … szkoda, że nie piszą takich teoretycznych blogów, i szkoda, że czasami psują głowę nowym mężczyznom i początkującym kobietom… a czasami taki młody mężczyzna czytając blog uległej, może mu się wydawać, że on też tak musi. mieć kobietę bezwzględnie uległą, która będzie go traktowała jak Boga, a jak trafi się na jakąś przeszkodę, może wtedy albo się zrazić albo gorzej; popaść w kompleksy lub poczuć porażkę, także to chyba działa w dwie strony, nie tylko trzeba uświadamiać przyszłe suki, ale też ostrzegać przyszłych masterów przed tym, że nie wszystko jest tak jak piszą na blogu czy o tym mówią na internecie :))))…  Monika”

   Nie ma wiec czegoś takiego jak ZASADY które można by znaleźć na blogach u innych. Są tylko… hmm… wzorce? Nie wszystkie do zaakceptowania. Nie wszystkie do nas pasujące. A i te które u nich się super sprawdzają innym mogą wszystko popsuć.

   Osobiście unikam powielania wszelkich schematów. Nie daje też nigdy rad a tylko pewne wskazówki. Przed „zasadami” i schematami zaś wręcz ostrzegam. A także przed ludźmi, którzy wiedzą najlepiej (!) jak Sukę należy traktować i tresować. Problem z nimi bowiem jest taki, że jak już swoją „odpowiednio” wytresują to zaczynają się na inne przerzucać. I mala jeszcze bieda jak się tylko z „dobrymi radami” wyrywają… A są i tacy „guru” co potrafią tych nie poprawnych zjechać, ośmieszyć a ich Uległe wyzywać od źle wychowanych…

   eh… nie ma to jak EGO, czyż nie? Ciekawi mnie tylko dlaczego tak często zmieniają Uległe… przecież były tak WSPANIALE I POPRAWNIE wychowane… sorki… wytresowane… :)

 

Nagość…

 

   Nagość w dzisiejszych czasach stała się tak powszednia i tak „normalna”, że z dnia na dzień staje się co raz mniej podniecająca. Tak dla facetów atakowanych zewsząd golizną, jak i dla kobiet ze względu na co raz mniejszy wstyd jaki nagość sama w sobie w nich wywołuje… a wstyd przecież bardzo silnie pobudza podniecenie. O ile oczywiście nie jest blokowane kompleksami.

   Spowszednienie nagości powodować będzie u wielu mężczyzn pogoń za dodatkami mającymi dla nich uatrakcyjnić gołe ciało. Lateks, skóra, nawet sznur czy łańcuch na nagim ciele w niewielkiej nawet dawce mogą diametralnie zmienić sposób postrzegania stojącej przed nami kobiety. Faceci w większości są wzrokowcami ale nadmiar „golizny” najwyraźniej nie stanowi dla nas wystarczającej podniety. Staramy się więc tą „goliznę” w podniecający nas sposób przyozdobić. Taka obroża choćby, oprócz wiadomego symbolu naszej władzy będzie też miała czysto estetyczny wymiar. A i w samej tylko obroży Uległa już nie jest tak całkiem goła. :)

   Dodatki mogą też w oczywisty sposób uwypuklić walory Uległej lub dla jej lepszego samopoczucia ukryć niedoskonałości. Przede wszystkim te które ulęgły się w jej główce. Nie zastąpi to oczywiście na dłuższą metę pracy nad samooceną kobiety ale na początku przynajmniej pozwoli jej na większe otwarcie się na doznania bo nie będzie myśleć o tym, że na widok Pana wystawia o kilka centymetrów za dużo…

   Aby polepszyć samopoczucie naszej Uległej na początku nim zwalczymy jej kompleksy, nie potrzeba nawet wielkich funduszy na jakieś mniej lub bardziej wyszukane stroje. Cuda prawdziwe czyni zwykła opaska na oczy :)))

 
 
   Nie zapominajmy bowiem, że prawdziwe piękno sesji nie tkwi w technikach a tym bardziej w ilości ofiarowanego bólu czy rozkoszy. Piękno jej stanowi magia jaką stworzymy. A magia tak jak i podniecenie rodzi się w główce naszej Uleglej. I tam też powinniśmy szukać sposobów na jej najpełniejsze wykorzystanie… innymi słowy dla niej i przeciw niej wykorzystajmy to co już w niej tkwi. Co stanowi jej piękno a z czego niekiedy ona sama nie zdaje sobie nawet sprawy.

   Trzeba się więc nieco cofnąć i sprawić aby znowu poczuła wstyd… ten „pozytywny”. Niczym za pierwszym razem. A trudne jest to o tyle, że nawet początkujące Uległe obnażanie się przed swym Panem traktują wręcz jako coś oczywistego. Jak naturalną część samych siebie i swojej uległości. Trzeba więc czasami włożyć sporo wysiłku aby stojąc przed nami jak je Pan Bóg stworzył znowu poczuły się nagie…

   Pomocne temu jest dość rygorystyczne trzymanie się zasady w sumie dość znanej, że naga jest Uległa a dominująca osoba pozostaje ubrana. Uwypukla to jeszcze dosadniej jej nagość. Zwłaszcza w odczuciu Uleglej. Pokazuje też, kto tu rządzi.

 
   Będą oczywiście chwile i Uległe, gdzie będzie trzeba brutalnie zerwać z nich odzienie. Intensywność tego czynu zaś przełoży się w sposób naturalny na podniecenie obu stron. To samo odnosić się będzie do nieuchronności tegoż a i nie bez znaczenia będzie również jakże słodka niepewność co nastąpi po tym. Nie zapominajmy jednak, że choć spora ilość kobiet ma fantazje o „gwałcie” to jednak tylko nieliczne odnajdą w sobie dość chęci, siły jak również zaufania do swojego Pana, aby się takowemu poddać. I jakkolwiek takie obnażenie potrafi być stymulujące to nie ma się co oszukiwać, może być ono cokolwiek kosztowne. A i po pewnym czasie może się po prostu znudzić. Siłowe wymuszanie nagości jest wiec raczej traktowane jako urozmaicenie czy dodatek. Stosowane też z uwagą i ostrożnością gdyż nieodpowiednio używane może doprowadzić do wywołania u Uleglej paniki. Wiele też Uległych podkreśla, że nie siła dominującego sama w sobie jest dla nich podnietą a władza psychiczna jaką nad nimi posiada. A tą można tworzyć czy też raczej celebrować już na etapie obnażania Uległej.
 
   Nieco trywialnym uproszczeniem sobie życia jest więc posłanie jej do „łazienki” aby tam przebrała się w swój „uniform”. I choć samo to w sobie jest już przejawem naszej władzy nad Uległą to jednak przeskakujemy tak bardzo ważny element budowania tak naszej nad nią władzy jak i nastroju sesji. Jeśli już chcemy lub musimy mieć Uległą szybko gotową do dalszej części, to lepiej się sprawdza nakazanie jej aby na sesje/spotkanie pojawiła się odpowiednio „przebrana”. :)))
 
   Osobiście jestem jednak za celebrowaniem obnażania i choć daleki jestem od robienia z tego jakiegoś tam ceremoniału to jednak umiejętne wykorzystanie pewnych zasad prowadzić może do budowania lub utrwalania naszej władzy nad Uległą.
 
   Po pierwsze nigdy się nie spieszyć. Odpowiednio dobrane tempo obnażania, zwłaszcza połączone w wstępna stymulacją Uleglej nie pozwoli jej na skoncentrowaniu się na procesie rozbierania. Nie pozwalajmy jej myśleć o nagości jaka ją nieuchronnie czeka. Dzięki temu gdy już ona nastąpi będzie ona dla niej wręcz zaskoczeniem mogącym i u bardziej doświadczonej „suki” wywołać rumieniec wstydu. Bez większego znaczenia będzie już fakt, czy pozwolimy Uleglej samej ciuszki pod nasze dyktando zrzucać, sami będziemy ją rozbierać czy też „podzielimy się ” tym miedzy siebie. Daje to tak wiele rożnych możliwości, że samo rozbieranie wprowadza podniecający dla wielu Uległych element niewiadomej. Dodajmy do tego niepewność która cześć garderoby kolejna wyląduje na „podłodze” oraz co może nastąpić JESZCZE pomiędzy pozbywaniem się kolejnych jej części a już w trakcie rozbierania możemy doprowadzić kobietę na granice wrzenia. Samo więc rozbieranie może być nie tylko integralną i rozpalającą częścią sesji, a nawet sesje można oprzeć w sumie tylko na samym rozbieraniu. Wspomniana wcześniej opaska na oczy sprawdza się bezbłędnie w tym przypadku nie tylko u kobiet cierpiących na kompleksy. :)))

   Nie zawsze oczywiście będzie i czas i chęci na takie rozpalanie Uległej do czerwoności i po prostu szybciej będziemy chcieli się dobrać do miodku lub nasza Uległa będzie i bez tego już tak rozpalona, że trzymanie jej dłużej w tym stanie podpadać będzie pod nieludzki sadyzm. Nawet jednak i wówczas nie powinniśmy zapominać o pracy nad tym aby nagość nie stała się dla niej tylko obowiązkiem. Oddaniem pełni siebie tak… kwintesencją uległości… poniekąd. Ważne jest jednak aby nie była „codziennością” bo wtedy zaniknie w Uległej chęć jeszcze pełniejszego obnażenia się i oddania… zniszczy w niej nawet te najbardziej znikome pokłady wstydu a co za tym idzie upodobni ją do robota czy tez może raczej do lalki.

   Pozwólmy więc naszym Uległym należycie cieszyć się ich nagością. Nauczmy i je i siebie przy okazji czerpać z niej pełną radość. A gdy już ją osiągniemy zdejmijmy z niej tą ostatnią „opaskę” a ujrzymy je zawstydzone swoją nagością tak jak za pierwszym razem :)))

   
 

normalnie „nienormalni”

  

   Z uwagą śledziłem komentarze pod moim poprzednim postem. Bardzo za nie dziękuje. Nasunęła się przy tej okazji pewna refleksja a może raczej udało się w słowa zebrać to co już od dłuższego czasu kołatało się tam gdzieś pod łysinką. :).

    

 

   Zwykliśmy podchodzić do BDSM jak do czegoś wyjątkowego, do czegoś innego, do czegoś szczególnego… i jest ono czymś wyjątkowym, szczególnym i innym . Temu się nie da zaprzeczyć. Ale… takie podejście wpędza nas nieuchronnie w pułapkę stereotypów o których wspomniała Margot. Szczególnie niebezpieczną dla osób dopiero wchodzących w świat BDSM i odkrywających go. Nie posiadających jeszcze własnych doświadczeń a co za tym idzie bazujących na… no właśnie…na stereotypach? Choćby i takich, że Uległa sprzeciwiać się nie może, że Pan wie najlepiej co dla niej właściwe, że ma być tak i tak bo ta i tamta…

   Może więc zgoła inaczej do BDSM powinniśmy podchodzić. I zgoła inaczej przedstawiać go innym ludziom? Bo czyż po prawdzie BDSM nie jest tylko/aż związkiem dwojga ludzi i na normalnych relacjach pomiędzy dwojgiem ludzi powinien się opierać? Może więc warto obedrzeć go choć trochę z tej wyjątkowości na rzecz NORMALNOŚCI ?

   Uległa jest przecież jak najbardziej normalną kobietą i tylko jej preferencje emocjonalne i seksualne są inne. Bez względu jak bardzo więc jej potrzeby i preferencje nie odbiegałyby od „normy”, to ani na chwile nie powinno się zapominać, że jest PRZEDE WSZYSTKIM kobietą a dopiero później Uległą. Przede wszystkim same uległe o tym pamiętać powinny. I tak a nie inaczej do siebie samych podchodzić. Normalnie.

   Uprzedzając…. Świadomy jestem, że i w tym „normalnym” świecie co raz mniej jest niestety tej normalności. Jest to też jeden z powodów dla których wiele kobiet jest tak zafascynowanych światem doznań BDSM. Niekiedy tylko w tym świecie mogą odnaleźć te „normalne” traktowanie i poczuć się kobietą szczerze podziwianą, ważną dla partnera i pożądaną. Smutne to ale prawdziwe choć niszczony jest ten wizerunek dość skutecznie przez wszystkich tych pseudo mających w głębokim poważaniu idee jakimi BDSM powinno się kierować. Do takiej więc normalności gdzie kobieta jest niewolnicą na bankiecie życia faceta nie namawiam.

   Do „normalności” jednak powinniśmy zdecydowanie powrócić na etapie poznawania się i decydowania czy i z kim chcemy i powinniśmy się wiązać.

   W dzisiejszych czasach i to już pozostaje mrzonką ale… Nadal mimo wszystko facet mający na oku kobietę, musi się w mniejszym bądź większym zakresie postarać o jej względy. A im kobieta jest atrakcyjniejsza, tym bardziej musi się starać. A i kobiety pod wieloma względami stały się przecież bardziej wymagające i krytyczne do kręcących się wokół nich amantów. I to nawet wtedy gdy szukają tylko szybkiego seksu.

   Pomijając jednak Miłość, bo ta jest nieprzewidywalna, jednak na bazie choćby i setki godzin wspólnie spędzonych na necie, czy też kilku spotkań w normalnych warunkach nie powinno się podejmować decyzji wiązania się z „nie sprawdzonym” partnerem i tak ochoczo oddawać mu siebie.

   Bo tak uległość właśnie działa? Cóż… być może ale jest to tylko jeszcze jeden stereotyp i to taki z którym powinniśmy walczyć. Podchodźmy więc, zwłaszcza kobiety do znajomości w klimacie dokładnie tak jak do każdej innej znajomości. I trzymajmy się tego choćby nie wiem jak bolało aby później nie bolało jeszcze bardziej. Skoro normalnie nie byłabyś skłonna wskoczyć facetowi do łózka już na pierwszym spotkaniu, to tym bardziej nie rób tego z gościem przedstawiającym się jako dominujący, pan czy master. Jeśli tego nie uszanuje to znaczy, że nie uszanuje i całej reszty. Nie uszanuje Ciebie.

   Bez względu na trapiące Was kompleksy… bez względu na mus przynależenia jaki odczuwacie… bez względu na siłę potrzeby bycia zdominowaną, ubezwłasnowolnioną a nawet i uprzedmiotowioną… ani na chwile nie zapominajcie drogie Uległe, że przede wszystkim JESTEŚCIE WYJĄTKOWE !!!

   I to my faceci na tą Waszą wyjątkowość najpierw powinniśmy sobie zasłużyć. A im bardziej o nią walczyć będziemy musieli, tym bardziej będziemy ją doceniać. :)))

   Im bardziej więc NORMALNIE będziemy podchodzić do etapu poznawania się i wzajemnej akceptacji tym bardziej WYJĄTKOWY będzie późniejszy związek. :)))

 

 

rozbieżność pragnień…

  

   Ktoś kiedyś powiedział, że „władza demoralizuje a władza absolutna demoralizuje ABSOLUTNIE”

   I tu jest pies pogrzebany. Dziewczyny/kobiety w pogoni za swoją prawdziwą naturą… tak często świeżo odkrytą lub po wielkich bojach wewnętrznych, wreszcie wykrzyczaną, rzucają się na oślep w ten pasjonujący je świat. Nie widząc lub też często nie chcąc widzieć, że w większości przypadków są z góry stracone. Bo czymże jest dla nich BDSM jak nie narkotykiem? Jakże łatwo się od tego uzależnić. Chcieć więcej… I więcej. I jeszcze więcej. Z drugiej zaś strony są ciągle kobietami i nie oszukają swojej natury. Oprócz wrażeń natury erotycznej, chęci przynależenia i służenia pragną… związku. Ślepo zapatrzone w swojego Pana zapominają zaś o najważniejszym. Jest on tylko facetem!! Czyli osobą o innych potrzebach i odmiennych pragnieniach.

   Znam wprawdzie pary gdzie los układa się im wręcz sielankowo i to już od wielu lat. W większości są to jednak pary które najpierw odkryły siebie a dopiero później odkrywały RAZEM świat BDSM. Będący nie treścią ich związku a raczej jego dopełnieniem. I tylko jedną parę która poznała się poprzez BDSM i po latach są teraz małżeństwem.

   Dlaczego to takie rzadkie? Oddając siebie swojemu Panu, tak bezkrytycznie daje mu z siebie Uległa to co ma najcenniejszego. I o czym często zapomina , daje mu dokładnie to czego on od niej potrzebuje. A potrzebuje dokładnie właśnie tej uległości, oddania i służenia mu uległym, kobiecym ciałem. Najczęściej też i niczego innego.

   Pan jej może być już bowiem w związku (żona i dzieci). Uległa jest wiec dla niego tylko kochanką. I to kochanką idealną. Pomijam już sam aspekt i preferencje BDSM ale… Jest na każde zawołanie. I tylko wtedy gdy to On ma na nią ochotę. Do tego tak JAK on ma ochotę. I tylko tego od niej będzie oczekiwał. Od prania i gotowania ma przecież żonę. I od marudzenia również.

   Jeśli więc z jakiś nawet powodów rozejdzie się z żoną… nadal będzie miał Uległą do zaspokajania swoich potrzeb erotycznych. Najwyżej w ramach tresury dorzuci jej obowiązek prania, gotowania i całej reszty. Uprzyjemniając jej te obowiązki jakimiś elementami S/M. Ale TYLKO jako dochodzącej gosposi. Właśnie bowiem odzyskał wolność i skoro nikt mu nad uszami więcej nie marudzi… Jest wolny. I tej świeżo odzyskanej wolności nie poświeci nawet dla swej ukochanej Suczki. Zwłaszcza dla swej ukochanej Suczki bo przecież i tak ma już od niej to na czym mu najbardziej zależy a wszelkie jej zapędy do stania się jego „żoną” zdecydowanie wybije jej z „dupci”. A Ona przyjmie to z pokora.

   Nie lepiej mają też suczki gdy ich Master nie jest w stałym i zalegalizowanym związku. Potrzeby jego również zaspokajane są przez nią tak jak on tego chce, i KIEDY On tego chce. W międzyczasie zaś jest on wolnym człowiekiem który może robić co chce. I również z tej wolności nie zrezygnuje.

   Szybciej już zrezygnuje z suczki jeśli ta swoim zachowaniem da mu do zrozumienia, że w jej rozumieniu słowa „więcej” to nie tylko kolejna, nowa tortura czy technika BDSM ale i chęć zasypiania przy nim, budzenia się przy nim, służenia mu sobą nie tylko w łóżku… Pragnienia typowo kobiece lecz zagrażające jego wolności.

   Są oczywiście i tacy dominujący mężczyźni którym marzy się właśnie takie „małżeństwo” gdzie jego kobieta będzie mu i suczką i gosposią i… wszystkim. Wszystkie świeżo wkraczające w świat BDSM kobiety muszą być jednak świadome, że jest to bardzo nieliczny odsetek dominujących mężczyzn. Większość z nich postrzega BDSM jednak tylko jako zaspokojenie swoich preferencji seksualnych. A Uległa jest tylko „sposobem” wprowadzenia ich w życie. Dla faceta rozwój takiego związku kojarzyć się więc będzie raczej z większą jeszcze dominacją nad kobietą. Wypróbowywaniem nowych technik, wprowadzaniem osoby trzeciej itd…itp. Przeobrażenie suczki w partnerkę… to już niestety w większości przypadków ponad ich siły i co najważniejsze całkowicie poza ich zainteresowaniem. Jeśli więc ich Uległa zaczyna tylko przejawiać takowe ciągoty, nawet nie do końca jeszcze przez nią samą sprecyzowane, będzie to dla niego sygnałem do zerwania i poszukania sobie nowej Uleglej. Dla wielu już takim sygnałem będzie sam fakt ze Uległa zakocha się w nim. No chyba, że właśnie stuknęła mu 60-tka i zaczyna rozglądać się za darmową pielęgniarką i opiekunką.

Uczciwość nakazywałaby proste i konkretne postawienie sprawy już od samego początku. Jesteś Mała TYLKO seksualnym spełnieniem lub dopełnieniem. Jestem z Tobą dla seksu , tylko seksu i na nic więcej nie licz. Będę o Ciebie dbał a nawet rozpieszczał ale w takich to a takich granicach. Jasno, zwięźle, rzeczowo i szczerze. Z drugiej tylko strony… która kobieta/suczka by na takiego „poleciała”?

   Oprócz szczerości brakuje też u większości dominujących odpowiedzialności za ich podopieczne. I pewnego zrozumienia, że o ile dla faceta BDSM rzadko kiedy staje się całym światem, jest tylko jego najwyżej najprzyjemniejszą częścią, to o tyle kobiety zwłaszcza te młodsze i przede wszystkim początkujące potrafią się od tego uzależnić i to w tempie błyskawicznym. Im bardziej zaś zatracają się w tych doznaniach i swojej uległości tym mniej zaradne stają się w życiu codziennym. I tym boleśniejszy jest dla nich powrót do niego po zerwaniu.

 

Prawa Pana…

 

   Pan ma prawo do szczęścia i zaspokojenia potrzeb swojej Uleglej i… hmm to już chyba wszystko? :)

   Z wszelkimi prawami i przywilejami jest bowiem już tak, że najpierw trzeba sobie na nie zasłużyć. Dotyczy to tak samo strony dominującej jak i uleglej. Z tym małym zastrzeżeniem, że strona uległa ma na tym polu fory. Pewne prawa i przywileje przysługiwać jej powinny już na starcie a ceną za nie jest tylko szczerość. Strona dominująca zaś prawie na wszystko musi sobie zasłużyć. Od szczerości również zaczynając.

   Osoby z poza klimatu oczywiście kompletnie tego nie zrozumieją. Nawet i głębiej zapoznani z tematyka też będą mieli odmienne zdanie. Według mnie jednak, jakże przewrotnie, to nie Uległa służy swojemu Panu a raczej to Pan służy jej.

   Brzmi to może wręcz jak herezja? Poniekąd. Oczywiście w czasie sesji to Pan jest władcą absolutnym i wykorzystując to decyduje o każdym aspekcie sesji i może zrobić z Uległą „wszystko”. Nie zapominajmy jednak, że wszystko to co się w czasie sesji dzieje powinno być tylko skonsumowaniem umowy pomiędzy dwiema stronami. Nic wiec nie powinno przekraczać akceptowalnych praktyk i zachowań określanych PRZEZ STRONĘ ULEGŁĄ !!! To do jej potrzeb a także MOŻLIWOŚCI powinno być wszystko dopasowane. Uległość w każdej postaci i w każdym jej elemencie musi być spontaniczna i oparta na szczerej chęci . Im więcej wiec Pan da swojej Uległej poznania i zrozumienia oraz akceptacji, tym więcej owej spontanicznej i szczerej chęci oddania się otrzyma w zamian.

   Zdaje sobie jednak sprawę, że niestety najczęściej spotykanym modelem jest urabianie Uległej na swoje upodobanie. I tresura pod kątem własnych pragnień. Bardzo to krótkowzroczne i gwałcące główne zasady poszanowania jakimi kieruje się BDSM. Najkrótsza tędy droga do wypalenia Uległej o której niedawno pisałem. Niebezpieczna, egoistyczna i mogąca mieć tylko jedno przykre lub wręcz tragiczne zakończenie.

   Daleki od reklamowania czystego S/M pozwolę sobie jednak nawiązać do panujących tam reguł. W S/M widać chyba najwyraźniej jak dominującą rolę powinny mieć preferencje i potrzeby strony uległej. Cala sesja jest w stu procentach na to nastawiona. A poznanie tychże potrzeb i możliwości jest sprawą pierwszorzędną. Nie tylko dlatego, ze łatwiej skrzywdzić. Często tam spotykany brak głębszych relacji uczuciowych nie pozostawia po prostu Masterowi miejsca na naginanie woli Uleglej. Liczy się tylko jego profesjonalizm i pełne zaspokojenie Uległej. Seks jest tam rzadkością a choć jest stosowany, to też służy tylko zaspokojeniu strony Uleglej. Master decyduje w sumie tylko o tym „jak” a nie „co”. Owo „co” określa jednoznacznie strona Uległa.

   Problem więc zaczyna się w chwili pojawienia się uczuć, że tak powiem głębszych. Nimi to można łatwiej manipulować. Osaczać ofiarę i dzięki temu kształtować ją na swój gust i wedle własnych upodobań. Stosując przy tym mniej lub bardziej wyrachowany szantaż moralny i emocjonalny. Zaczynając niejednokrotnie od „mało znaczących” kompromisów.

   Prawda zaś jest taka, że nie ma czegoś takiego jak „mało znaczący” kompromis. Każdy kompromis jest bowiem rezygnacją z pewnej części siebie. Jest bardzo płynna granica pomiędzy kompromisem powodowanym akceptacją a zaprzedaniem samego siebie i każdy sam będzie musiał ją sobie określić. Osobiście więc bardzo ostrożnie podchodzę do wszelkich kompromisów i bardzo się im uważnie przyglądam nim podejmę ostateczna decyzje.

   No ale ja cokolwiek paranoikiem jestem :)))

   Od urabiania Uległej na swoją modłę zdecydowanie wole budowanie jej świadomości a zwłaszcza samookreślenia jej prawdziwych potrzeb i pragnień. Zgodzę się bowiem z Su, że wiele z nich ma błędne pojęcie w niektórych sprawach i potem bierze się to „no, ale ja myślałam, że będzie inaczej”. Odpowiednio Uległą manipulując można ją zmusić w sumie do wszystkiego jeśli nie posiada ona tej świadomości i samookreślenia . Osobiście jednak nad „gumowe lalki” przedkładam świadomą Uległą, która to z własnej i nie przymuszonej niczym woli otwiera się na mnie co raz bardziej. Gdy świadomie i ze szczerych chęci pokonuje kolejne bariery i opory. I to nie tyle dla mnie a dla samej siebie. Nie z obowiązku bycia grzeczną i posłuszną a z prawdziwego pragnienia bycia co raz bardziej doskonalą.

   I takich właśnie Uległych życzę wszystkim Panom. Mamy do tego prawo. Nasze jedyne prawo.

O ILE OCZYWIŚCIE NAJPIERW SOBIE NA NIE ZASŁUŻYMY :)))

 

Akceptacja

  

   16 listopada obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Tolerancji. Wiedzieliście o Tym? Ja nie. Może dlatego, że tolerancyjny staram się być każdego dnia a takie święta tylko udowadniają jak źle musi z tym być skoro aż „świętować” to trzeba… choć oczywiście jest już lepiej niż bywało jeszcze nie tak dawno.

   Sama tolerancja będzie jednak pustym słowem, i jakże często nim jest w dobie „mody na bycie tolerancyjnym” jeśli nie idzie w parze z akceptacją. Bo bez akceptacji drugiej osoby nie jest możliwy szacunek wobec niej samej i jej odmienności.

   A inni jesteśmy wszyscy czy się to nam podoba czy nie.

   Każda Uległa jest inna ale niestety wielu dominujących postrzegając je w perspektywie „praktyk” zapomina, że jedyną chyba tylko wspólną cechą większości (ale nie wszystkich!) Uległych jest potrzeba przynależności i oddania. A i nawet ta cecha ma wiele odcieni i wymaga zwykłego poznania aby się w tych odcieniach zorientować.

   Zrozumienie potrzeb Uległej jest wiec niby sprawą priorytetową i w sumie dogmatem, który rozumie a przede wszystkim AKCEPTUJE tylko cześć dominujących bo reszcie będzie zależeć tylko i wyłącznie, lub przede wszystkim, na zaspokojeniu własnych pragnień i potrzeb.

   Akceptacja pełna jest zaś nie lada wyzwaniem biorąc pod uwagę fakt, że znajdzie się całkiem spora liczba Uległych nie akceptująca samych siebie. Do tego stopnia, że gotowe będą poświecić własne „ja” aby tylko nie stracić swojego Pana. Albo swojego być może Pana. Naginając lub wręcz rezygnując z własnych potrzeb lub pragnień. Przynajmniej z części z nich. Często nie do końca mówiąc prawdę o swoich preferencjach i oczekiwaniach aby tylko nie stracić „takiej okazji”, gdy przy pierwszych kontaktach wydaje się im, że oto wreszcie trafiły na tego PRAWDZIWEGO Pana. Pełnego ciepła i zrozumienia, itd; itp…

   Waszym zaś prawem/przywilejem jest być inną. Prawdziwy Pan, godny Waszego oddania w pełni tą odmienność ZAAKCEPTUJE. Będzie świadomy również i tego, że macie prawo do zmiany zdania i taką zmianę USZANUJE a nawet i doceni szczerość będącą niekiedy wręcz odwagą. Próbując zaś zasłużyć na obrożę za wszelką cenę zapominacie, że źle dopasowana może po prostu ranić. I równie szybko z Waszej szyi zostać zdjętą. Wchodząc w związek oparty na niedomówieniach i choćby częściowo tylko wbrew sobie z góry skazujecie go na niepowodzenie a przynajmniej na pojawienie się problemów i tarć które same w sobie mogą zniweczyć jego piękno i przyszłość. Pełne oddanie woli Pana możliwe jest bowiem tylko w przypadku gdy nie będzie ono wbrew Wam samym i to choćby w niewielkiej Was części. Coś może po prostu Wam nie odpowiadać i macie do tego prawo.

   Będą sprawy w których już teraz możecie mieć kategorycznie anty nastawienie i z samookreśleniem tychże nie jest jeszcze najgorzej. Nadal jednak pozostanie wiele „być może”, „raczej nie” i najzwyklejsze „nie wiem”. I tu zaczynają się wielkie problemy z określeniem co jest tak właściwie preferencjami a co tylko pragnieniami czy wręcz fantazjami. Pragnienie posiadania Pana nie powinno jednak rzutować na naginanie swoich „być może” do „tak” a „nie” określaniem jako tylko „raczej nie”. Bo chociaż rzeczywiście „być może” okazać się może „tak” to niemniej jednak zadecydować o tym powinien czas.

   I może jest to w tej sprawie najważniejsze? Dajmy sobie czas. Nic na siłę i na wariata. Samookreślenie własnych potrzeb potrzebuje czasu. I tylko rozłożone w czasie może doprowadzić do pełnej akceptacji siebie samej i własnych potrzeb. A to ma bezpośrednie i kolosalne przełożenie na intensywność wrażeń i doznań.

   Bo co z tego, że już jutro zaczniecie np. współżyć ze swoim panem skoro nie będziecie w pełni emocjonalnie do tego przygotowane? Bo tak trzeba i że on tego oczekuje? Bo być może w pierwszym odruchu dałyście mu do zrozumienia , że i Wy tego chcecie? Nic nie trzeba a i w każdym momencie można zmienić zdanie. Robiąc to na siłę może znajdziecie w tym i przyjemność ale z całą pewnością nie pełną. Robiąc to czy cokolwiek innego z „obowiązku” narażacie się, że już zawsze będzie to tylko „obowiązkiem”. I raczej z upływem czasu nie stanie się nieziemskim doznaniem a raczej szybciej zamienić się może w przykry obowiązek. A jeden „obowiązek” jak magnes przyciąga kolejne. Tworzy się zaklęte koło w którym Uległa staje się tylko i wyłącznie przedmiotem do zaspokajania potrzeb i to bynajmniej nie jej własnych. Błędne koło czy też raczej równia pochyła po której Uległa stacza się w samounicestwienie…

   Strach, że rzuci bywa obezwładniający. To prawda ale… Rzuci tak czy siak jeśli nie będzie tej szczerości. Jeden wyczuje, że nie jesteście takie jak im to przedstawiałyście. Poszuka więc gdzie indziej tego co spodziewał się znaleźć u Was. Inni zaś wypalą Was w sprinterskim wręcz zaspokajaniu swoich potrzeb i pragnień a potem po prostu znudzą się Uległą bo w swej „obowiązkowości” stanie się w ich oczach niczym manekin lub raczej dmuchana lala. Sami ją taką stworzą nie dostrzegając objawów nieszczerości albo jeszcze częściej nie mając najmniejszej ochoty i potrzeby ich dostrzegać. Bo i po co skoro jego Uległa jest taka grzeczna i robi wszystko czego on sobie zażyczy? Wypali, zniszczy i wyrzuci.

   Trafiając zaś na Pana w pełnym znaczeniu tego słowa… On Was zaakceptuje takimi jakie jesteście więc w czym problem? Nie stracicie za to czasu nim i tak szydło wyjdzie z worka i będzie trzeba zaczynać wszystko lub prawie wszystko od samego początku. I zajmie to jeszcze więcej czasu bo odkręcanie bywa o wiele bardziej pracochłonne.

   Jesteście inne. I każda na swój sposób cudowna i niepowtarzalna. Nie bójcie się więc swojego prawdziwego ja. Jeśli on tego nie doceni i nie zaakceptuje to świadczyć to będzie tylko o tym, że po prostu na Was nie zasługiwał. :)))

   Skądinąd, może też być to prosty sposób na sprawdzenie na czym tak na prawdę facetowi zależy. Na Uleglej czy tylko na jej ciele i usługach.