Kółka wzajemnej adoracji…

Kółka wzajemnej adoracji…

KOBIET DLA MĘŻCZYZN…   MĘŻCZYZN DLA KOBIET…   KOBIET DLA KOBIET…

(te ostatnie najgorsze)

Brzmi znajomo? Przypomina to jak Wy sami zaczynaliście swoją przygodę z czatami? Nie ważne na jaki trafiamy. Czy zwykły czy klimatyczny.

WSZĘDZIE JEST TEN SAM ”SHIT”

Nie będę już opisywać jak bardzo trzeba tam uważać, aby ŻYCZLIWY/WA nie wbiła noża w plecy .

   A wbijają za samą inność… za to, że jesteś szczery… za to, że bezkrytycznie nie podzielasz ich punktu widzenia nawet jeśli tylko potrzebujesz czasu aby to przetrawić… za to, że odmawiasz zbliżenia się do siebie. Bo po prostu nie masz ochoty by tak ryzykować albo UFAĆ. Za to, że jeszcze nie wiesz kim tak na prawdę jesteś…

   Niestety w internecie możesz być kim chcesz. Nikt nie zabroni ci bycia TROLLEM. Albo wręcz GURU więc znajdą się i tacy którzy uważają to co piszą za świętość a wokół nich zbiera się szybko grupka WRON i na jedno hasło rzuca się do ataku…

   Ostatnio spotkałam się z takimi wronami. Było mi niezmiernie przykro ponieważ zarzucono mi KŁAMSTWO i bycie TROLLEM . Ponieważ nie chciałam się dzielić danymi swojego byłego „oprawcy”, aby tamci mogli SIEBIE (!!!) nawzajem przed NIM ostrzegać.

PFFFFF PFFFFF !!!!

   Nie docierało do nich, że ten mój były/niedoszły PAN i owszem skrzywdził mnie, bo nie  wyczul  mnie  i  moich  potrzeb. Nie  oznacza  to  aby  go  od  razu napiętnować !

   POMYLIŁ SIĘ. Ja zresztą też i sama potrzebowałam czasu i pomocy aby to zrozumieć, że nie byłam z nim do końca szczera. Sama potrzebowałam czasu aby zrozumieć, że wiele kobiet lubi to co ON im dawał.

   Więc po co mam go PIĘTNOWAĆ, bo lud pragnie LINCZU!!!

   I wtedy się zaczęło najlepsze… zaczęto mówić, że zmyślam… że po takich przejściach powinnam milczeć kolejne 2 lata (wyć w poduszkę?)… bo o takich rzeczach nie mówi się od razu.

   BO CO ?? BO WY TEGO CHCECIE? BIEDNA SKRZYWDZONA ISTOTA… POKUTNICA….

   A właśnie że nie!!!!!!!!!!!!

   Jestem SILNĄ KOBIETĄ która nie trzyma urazy lecz stara się ZROZUMIEĆ działania nawet te krzywdzące… Nie wykasuje już tego. Nie zapomnę nawet gdybym chciała. Odnalazłam jednak w końcu spokój duchowy, kiedy mogłam to z siebie wyrzucić. Poczułam się wolna i już nie sama .

   Swoją potrzebą szczerości na własne życzenie naraziłam się na kontakt z wieloma pseudo słuchaczami których nie tylko nie interesowało to co czuje i to czego szukam a tylko dbających o to abym znowu poczuła się jak KUPA (nieszczęść?). Zaczęłam w dodatku podejrzewać, że to ze mną jest coś nie tak.

   Dzięki swojej szczerości poznałam też jednak wiele wartościowych osób, które nie oceniały mnie a co najważniejsze nie narzucali mi swojego punktu widzenia. Nie narzucali tego jaka mam być i co mam myśleć i na całe szczęście szybko POSTAWILI MNIE DO PIONU

DZIĘKUJĘ

Dziękuję z całego serca że JESTEŚCIE .

Że mnie wspieracie

nieRozważna

 

jak na tacy

  

   Dzień zapowiadał się całkiem przyjemnie… wreszcie czułam się sobą !!!

   Udana rozmowa, którą raczyłam znowu okrasić swoimi ZDJĘCIAMI… ba nawet zdarzało mi się pod wpływem EMOCJI nie MÓZGU nagrać jakiś FILM o zabarwieniu erotycznym pokazującym NIEŚWIADOMIE(!!!!!) Gdzie mieszkam !!!!!!!! ….

   Do tego stopnia byłam ZAŚLEPIONA POTRZEBĄ, że wysłałam mu nawet jakiś dokument na którym widniały czarno na białym moje DANE OSOBISTE !!!!!!!!!

   Kiedy się zorientowałam co zrobiłam szybko wykasowałam niestety ktoś mógł zapamiętać i to był problem……

   Ponieważ czułam się tak dobrze, DOCENIONA , POŻĄDANA, że z zaślepienia czułam, iż chcę mu dać SIEBIE jak na tacy …..

 

   Oblałam się zimnym potem kiedy powiedział:

   „Zdajesz sobie sprawę, że teraz po tym od Ciebie uzyskałem, bez najmniejszych problemów mógłbym Cię odszukać i ZMUSIĆ abyś była MOJĄ albo chociaż byś dała mi DUPY bo znam Twoje dane na tyle by odszukać męża i przesłać rozmowy , zdjęcia czy filmy na których tak dokazujesz?”

 

   Nie wierzyłam w to co czytam !!

 

   Co ja najlepszego zrobiłam! Co teraz będzie ? Co z moją rodziną kiedy się wyda co wyczyniałam NIEŚWIADOMIE w sieci.

   Zalałam się płaczem i mogłam się tylko trząść w strachu i bezsilności  ( Do tej pory się trzęsę nawet jak to pisze)

 

   Czułam strach. Realne zagrożenie i jakże byłam na siebie ZŁA, że stałam się celem, że inni będą płacić za moje głupstwa utratą HONORU. Serce myślałam, że wyskoczy mi z piersi, ręce trzęsły a w głowie 1000 i 1 myśli. Czy będę musiała zostać ZGWAŁCONA bo on mi nie popuści? A jak tego nie zrobię to wyśle to wszystko gdzie się da?

 

   I byłam gotowa ODDAĆ mu SIEBIE by chronić NAJBLIŻSZYCH

 

   Lecz potem przyszło opamiętanie. Jak mu się oddam a on nagra mnie znowu i znów ZGWAŁCI to będzie się ciągnęło aż w końcu SKOŃCZĘ ZE SOBĄ .

  Postanowiłam więc pójść na POLICJĘ wcześniej przyznać się mężowi do błędu bo tylko wtedy bym miała czyste sumienie a przede wszystkim wytrąciła mu SIEBIE z ŁAPSK!!!!

 

   A później SAMOBÓJSTWO ponieważ nie umiała bym z tym żyć… żyć ze świadomością iż skrzywdziłam swoją rodzinę…

  

   Za długo byłam chowana pod kloszem. Chroniona ale też i ślepa na zagrożenia jakie  na  mnie  czyhają. Z  bolącą  pustką  w  sobie  domagającą  się  wypełnienia. I zrozumienia. Szukałam niby spełnienia i rozkoszy tak na prawdę szukając samej siebie sama nawet o tym nie wiedząc.

     Pierwszy „pan” mnie skrzywdził. Fizycznie. I zostawił z tą dziurą w sobie i  pytaniami bez odpowiedzi. Jeszcze mniej rozumiałam o co w tym wszystkim chodzi. Jeszcze mniej rozumiałam siebie bo okazało się, że ja do tego nie pasowałam. To co mi dano nie pasowało do mnie. Pytań było jeszcze więcej i dręczyły mnie jeszcze bardziej

     Szukałam… znalazłam… i nic już nie było takie same. Trafiłam na kogoś kto mnie nie tylko rozumiał, doceniał, szanował ale znał odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Ba, znał mnie wręcz lepiej niż ja sama. Głodna tej wiedzy i doznań jakie przy nim czułam chciałam co raz więcej. Z dnia na dzień co raz więcej i bardziej. Pragnąc i potrzebując oddać się jak na tacy.

   A choć to był TYLKO kubeł zimnej wody, który miał mnie ostudzić bo nie słuchałam tego co do mnie mówi i nawet to co wtedy powiedział źle zrozumiałam i wierzę, że nie mógłby mnie tak potraktować i skrzywdzić to strach pozostał już na zawsze.

nieROZWAŻNA

 

To powinno być zakazane

 

   Historia nieROZWAŻNEJ Uległej:

   Zagrożenia płynące z własnych nieokiełznanych, ukrytych pragnień potrafią przysporzyć POCZĄTKUJĄCEJ ULEGŁEJ dużo zmartwień a także wynikających z tego ZAGROŻEŃ …

   Zbytnia poufałość, chęć poczucia się piękną i pożądaną sprawiają, że tracimy zdrowy rozsądek na rzecz ZAŚLEPIENIA „panem Idealnym”

   Każda z osobna kobieta czy to starsza czy młodsza kuszona obietnicami spełnienia jej najskrytszych marzeń gotowa będzie na obnażenie się i nie chodzi bynajmniej tylko o te duchowe ale również cielesne jak i PERSONALNE.

   I tu rodzi się pytanie

   Czy macie wy Moje Drogie Uległe na tyle siły co zdrowego rozsądku by NIE stać się ofiarami swoich własnych marzeń? Na rzecz oszustów stalkerów?

   Czy chcecie być gwałcone bo on ma was w ręku? Bo same, często nawet o to nie proszone zdradzamy swój wygląd wręcz w ekstazie i uwielbieniu nie szczędząc jego oczom intymnych i wyzywających fotek.. Bo same mniej lub bardziej świadomie zdradzamy mu szczegóły ze swojego życia mogące doprowadzić go do nas i do NASZYCH RODZIN !!! Bo same z własnej i nie przymuszonej woli podajemy mu jak na tacy tyle wiedzy o nas, że same wystawiamy się na potencjalny szantaż lub wykorzystanie za późno orientując się, że same prosiłyśmy się o nieszczęście. Same stawiając się w roli potencjalnej OFIARY szantażu i wykorzystania.

   W pogoni za marzeniami i potrzebami których same jeszcze nie rozumiemy szukamy „PANA IDEALNEGO” same nie mając jeszcze zielonego pojęcia co może być dla nas IDEAŁEM a co może być dla nas NIESZCZĘŚCIEM

  Pan idealny nie istnieje. Zwłaszcza na początku naszej drogi w poszukiwaniu tak na prawdę siebie samej.

   Istnieje tylko osoba która może nas tylko dobrze poprowadzić by naszych błędów było jak najmniej a swoją wiedzą i doświadczeniem dzielić się tak ze swoją kobietą jak i innymi które tylko poproszą o pomoc .

   Nie zapominajmy prosić o wyjaśnienie czy pomocną dłoń i nie zamykajmy się na informacje które być może uratują nam ŻYCIE

   BO ŻYCIE JEST TYLKO JEDNO ….

nie ROZWAŻNA

c.d.n.

Komentarz…

  

    Pod bardzo już starym postem o kamerkach pojawił się ważny i piękny komentarz…

   zbyt ważny moim zdaniem aby miał umknąć w morzu innych…

 

„Właśnie zwiałam z takiej relacji .
**Musiałam najpierw zostać przeszkolona , ułożona , poznana na takiej właśnie kamerze czy w ogóle będę nadawać się na uległą tego konkretnego PANA.
**Musiałam oddać się całkowicie jemu i jego rozkazowi … Nie było słowa sprzeciwu inaczej się wściekał…
Jestem kobietą wstydliwą więc , niektóre zadania wręcz sprawiały, że aż mroziło moją krew w żyłach . Oczywiście inaczej było by kiedy Pan byłby obok , widziałabym, że to co robię go podnieca , miałabym realne wsparcie … Na kamerze nie ma nic prócz wstydu , łamania własnych barier , kiedy owy „Pan” upaja się tą całą sytuacją … A zrób tylko coś nie tak to da ci tak popalić, że będziesz później płakać i się płaszczyć byś tylko nie została odrzucona bo przecież sama mu na to pozwoliłam.
Sama chciałam BDSM , interesuje mnie to , więc dlaczego miałabym się sprzeciwiać  w końcu (PRÓBUJE !!!!) (Jasne) mi pomóc :D

Dzięki Najcudowniejszej osobie pod słońcem,
Zrozumiałam że ja też mam prawo do sprzeciwu
Ja mam takie samo prawo do swoich fantazji
Mam prawo do kontrolowania a nawet wycofania się z zadania kiedy czuję że jest nie do przejścia
MY ULEGLE jesteśmy nie tylko dla Pana ale Pan powinien być dla nas , Szczęśliwa kobieta daje z siebie WSZYSTKO aby zadowolić .
Nie zapominajmy o własnych potrzebach i że kamera to narzędzie które nie zawsze ułatwia późniejszy kontakt ;)
Ja przez taką kamerkę zrobiłam sobie FIZYCZNĄ krzywdę …..”   Rozważna

 

Najlepszym chyba komentarzem do tego mogą być słowa innej Uległej:

 

„(pasjonat/dominujący) to mężczyzna, który czerpie przyjemność z dominacji nad kobietą, a nie znęcania się nad nią. Podniecać go będzie to że kobieta (jego Su) spędza czas na kolanach przy swoim Panu, oddając mu siebie w całości…

Dominacja to nie celowe upokarzanie tylko po to, by zniszczyć kobiecie psychikę. To też nie jest bicie i zadawanie fizycznego bólu.”

 

Oraz zacytowane u niej słowa nieznanego mi autora. Tak aby nie było, że to ja się tylko wymądrzam :)

 

„Dominacja jest prowadzeniem kobiety ścieżką jej uległości, tworzeniem warunków i możliwości by mogła się ona rozwijać, doskonalić, by mogła dawać z siebie coraz więcej, zwłaszcza z obszarów których się wstydzi lub uważa za zbyt perwersyjne. Dominacja to swego rodzaju bycie przewodnikiem dla uległej kobiety, mentorem, kształtowanie tej uległości. „

  

   Tak to już jednak jakoś dziwnie jest na tym świecie, że kobieca psychika, choćby nie wiem ile razy ostrzegana również i przez własną intuicję, to i tak wprost lgnie głównie do tych, którzy na nią nie zasługują i w pogoni za spełnieniem  swoich  marzeń  lecicie  niczym  ćmy  do  ognia.

   I dopiero sparzone i zranione zaczynacie dostrzegać tych, którzy chcieli by Wam uchylić nieba albo przynajmniej tych, którzy chcieli by wyciągnąć do Was pomocną dłoń. Którą to w większości przypadków i tak odtrącacie… za często po prostu nie wierząc, że na to zasługujecie.

 

Moja suka : moje zasady

 

Zasada Nr 1

„Nie będziesz nosiła ubrań w domu o ile nie będzie to coś seksownego”

  

   A bardziej po naszemu sprowadza się to do prostego a wręcz łopatologicznego „albo seksi ciuszki Mała, albo paradujesz nago” :)

  

   I chociaż perspektywa permanentnej czy nawet perwersyjnej nagości rozbudza niejedne serduszko to jednak najczęściej musi to pozostać w sferze fantazji spełnianych tylko od czasu do czasu. Bo niestety „taki mamy klimat” a i proza życia sprawia, że chwile czystej i nieskrępowanej rozpusty liczymy zazwyczaj właśnie na chwile skradzione szarej rzeczywistości. Większość czasu przychodzi nam więc paradować w wdzianku z konwenansów i to często wypaczonych tym co inni uważają za słuszne tudzież modne czy seksowne? A przecież dla każdego oznacza to zupełnie coś innego. I chociaż o gustach się nie dyskutuje to jednak gdy zaczynamy to oblekać w formę prawa i czy choćby tylko luźniejszej zasady to jednak o pewnych sprawach trzeba pamiętać.

   Najważniejszą czy wręcz podstawową może okazać się różnica pragnień i potrzeb. O ile zdecydowana większość kobiet seksowność utożsamia z koronkową lub jedwabną, mniej lub bardziej wyzywająca bielizną w której czują się bardziej kobieco, pewniej, piękniej i bardziej wyuzdanie o tyle w wielu przeprowadzonych sondażach dla „przeciętnego” faceta kobieta najseksowniej wygląda w jego koszuli. Zwłaszcza rano. A o to czy do tej koszuli a konkretnie pod nią powinno być lub może być dodane coś jeszcze było powodem niejednego męskiego sporu. Damsko-męskiego też :D

  

   Co w sumie bywa nieuniknione przy sporach terytorialnych bo jak to ktoś słusznie zauważył: „koszula mężczyzny na nagim kobiecym ciele jest jak wywieszenie flagi na zdobytej fortecy” :)

   Bez względu więc jak ciężką (albo i nie) walkę przyszło nam stoczyć nim doprowadziliśmy kobietę do kapitulacji to pamiętać należy, że niezmiernie rzadko zdarza się aby kobieta skapitulowała bezwarunkowo. Warto więc z góry przemyśleć stawiane jej warunki kapitulacji aby się nam za szybko nie zaczęła buntować :D

   A bunt może pojawić się bardzo szybko bo o wiele łatwiej jest zmusić kobietę nawet uległą do przełamywania swoich kolejnych barier niż skłonić ja do zmiany jej upodobań względem stroju.

   Najprościej w tej kwestii będą mieli zgrani fetyszyści. Gdy on ma na przykład bzika na punkcie dupci ciasno opiętej leginsami a i ona w obcisłych leginsach czuje się najseksowniej i wyzywająco. Lateks, skóra, koronki… pończoszki, gorsety, buty na wysokim obcasie… problematyczne mogą być jedynie szczegóły co do wzoru i fasonu. Lub długości szpilki bo zasadniczo faceci wolą patrzyć na kobietę z góry nawet gdy ta jest na „szczudłach”. Choć i to nie musi być od razu problemem nie do przeskoczenia zważywszy, że większość spotkania może spędzić na kolanach. :)

   W momencie przekroczenia progu domu czy choćby tylko pokoju hotelowego oddaje Uległa całą władzę i decyzyjność w ręce dominującego. Nie tylko w kwestii co on zechce z nią zrobić i jak wykorzystać chętne i uległe ciało, które mu oddała. W równej mierze dotyczy to również stopnia ubrania tudzież rozebrania. Z naciskiem na preferencje dominującego bo właśnie tak a nie inaczej pragnie mieć podaną swoją własność. Bo taką właśnie sobie Ciebie wymarzył i tak podaną sprawiasz mu najwyższą przyjemność i radość z posiadania Ciebie. Albo i wręcz uszczęśliwiasz. Do tego stopnia, że o ile jest to tylko wykonalne to może chcieć Ciebie taką już od progu aby nie tracić czasu na przebieranie Ciebie a sam proces rozbierania ograniczyć do zdjęcia Tobie płaszczyka pod którym już idąc do niego będziesz w wyzywającej seksownej bieliźnie, opleciona sznurem … albo i naga.

   Twoje preferencje co do tego mogą mieć więcej niż drugorzędne znaczenie choć już na etapie poznawania powinnaś je „grzecznie”podać nawet jeśli  Twój potencjalny Pan sam wprost o to nie spyta. Aczkolwiek powinien jeśli zna się na rzeczy. Może to mieć bowiem duże znaczenie podczas pierwszych spotkań bo choć w minimalnym stopniu to jednak im kobieta czuje się pewniej i piękniej w tym lub innym wdzianku czy też właśnie bez wdzianka, może to mieć przełożenie na to jak się odda swojemu mężczyźnie. A tak bardzo pragnie aby to były chwile niezapomniane. Tak dla niej jak i dla mężczyzny, któremu chce to oddać. Czasami więc warto zapomnieć o zasadach i poczekać troszeczkę aby się sunia oswoiła zanim się jej śrubkę dokręci.

   Inna sprawa, że akt kapitulacji podpisuje się zasadniczo dopiero po walce a nawet jeśli dochodzi do niego jeszcze przed pierwszym starciem i nawet jeżeli doprowadzenie do kapitulacji czy część przyjętych warunków ma być upokarzające to jednak warto zadbać aby nie było nim samo podpisanie kapitulacji. W końcu ma być dumną suką więc niech się poddaje w pełnym nawet umundurowaniu. Nawet jeśli pragnie to zrobić w stroju Ewy.  :D

   Bo po co sobie komplikować sprawy proste skoro życie samo nam je komplikuje najskuteczniej a prawdziwe schody w tym i te prowadzące do garderoby zaczynają się gdy nie ograniczamy się tylko do sporadycznych spotkań na „jego zasadach”. Ale o tym już w kolejnym poście…

   Bezwzględność i stawianie spraw jasno i bezkompromisowo to jedno ale czasami warto odrobinę „ulec” aby móc za to potem dominować i rządzić niepodzielnie. Despotyzm żądający bezwarunkowego posłuszeństwa sprawdza się tylko w bardzo nielicznych przypadkach i na dłuższą metę bywa tyleż męczący co nudny.

   Według mnie dużo atrakcyjniejsze jest uwielbienie z jakim będziesz chciała… pragnęła i potrzebowała oddać się bezgranicznie i bezwarunkowo… ale jak będzie trzeba to bez wahania i bez skrupułów przypomnę gdzie jest Twoje miejsce… :D

 

Zaczynając prawie od końca…

   Jak słusznie i trafnie zauważa jedna z czytelniczek w swoim komentarzu pod jednym z wcześniejszych postów:

„Generalnie każdy ma kompleksy, niezależnie od płci czy wieku. A to za małe cycki, a to za duże, rozstępy, cellulit, za duży brzuch, krzywe zęby itp… Facet nie wszystko to widzi, baa on tego nie widzi, tylko kobieta swoim gadaniem zwraca uwagę na siebie i na owy problem. Właśnie zwraca uwagę, często żalimy się żeby usłyszeć, że jesteśmy piękne, mamy ładną pupę, wspaniałe piersi. Szukamy słowa które Nas dowartościuje i pozwoli zaakceptować siebie. O wiele łatwiej Nam walczyć z kompleksami, słysząc komplementy, utwierdzać się, że dla męża, chłopaka, Pana jesteśmy piękne, wyjątkowe.”

 I chociaż sam pewnie bym tego lepiej nie ujął to ostatnia bardzo intrygująca konwersacja z pewną słodką Anią sprawiła, że postanowiłem temat klimatycznych praw i zasad zacząć właśnie od tego punktu. Bo chociaż dla twórcy listy tychże znalazło się na to miejsce dopiero na 21 pozycji to moim zdaniem może wręcz należałoby zacząć właśnie od tego, co w dużej mierze zahacza o początki każdej, mniej lub bardziej mającej szanse na spełnienie znajomości. O czym zawsze warto pamiętać choćby tylko po to aby później nie było żadnych niedomówień. że to:

   

 

Pan ma zawsze racje”

  

  

   I chociaż będą tacy i takie, którzy będą się z tym kłócić zwłaszcza z akcentowaniem tego, że „zawsze” to jednak w tej jednej konkretnej sprawie ma on racje ZAWSZE a wszelkie marudzenia w tej kwestii, tak częste i w sumie naturalne u kobiet w „normalnych” związkach czy relacjach, przy próbie przeniesienia tego na grunt D/U mogą a zazwyczaj kończą się dla „delikwentki” dość boleśnie. I mała bieda jeśli tylko przełożeniem przez kolano. :)

   Nie ważne jest czy to Ty pozwalasz się znaleźć i sobą zawładnąć czy też w ten czy inny sposób zostałaś znaleziona bo to on w ostatecznym rozrachunku stawia kropkę nad i, zakładając Tobie obroże.. Tak tą z prawdziwego zdarzenia jak i choćby tylko taką mentalną, którą to możesz pożądać nawet bardziej zwłaszcza jeśli interesuje Ciebie nie tylko aby zawładnął Twoim ciałem ale także i umysłem a nawet i duszą. To do niego należeć będzie ostatnie zdanie: „Jesteś teraz moja”. Dopiero po tym Ty możesz zacząć być dla niego „wszystkim i niczym”.

   Nie ważne jest też co TY sama myślisz o niedoskonałościach swojego ciała bo chociaż szczerość w tym temacie jest jak najbardziej wskazana i pożądana ale nawet jeśli jest to tylko kokieteryjne „wymuszenie” zaprzeczenia to jednak bezpieczne tylko do momentu założenia Tobie obroży. Bo już przed jej założeniem zostałaś oceniona a także i wyceniona. Zostałaś wybrana a co za tym idzie zaakceptowana taką jaka jesteś.

   I nawet jeśli już na początku w jego głowie zrodzi się pomysł wprowadzenia odpowiednich korekt co do Ciebie samej jak również Twojego ciała to świadczyć to będzie tylko o tym, że jesteś idealnym materiałem do modelowania. Diamentem, który najpierw trzeba odpowiednio oszlifować czy też może czystą kartką papieru która najpierw trzeba nie tylko zapisać ale też i odpowiednio przyozdobić? Albo odpowiednio ułożyć jak w origami? :)

   Oczywiście, zwłaszcza na początku masz prawo do swoich kompleksów. I tych wyimaginowanych zrodzonych z niepewności. Ale nawet mając rzeczywiście te kilka kilo według Ciebie za dużo musisz liczyć się z ryzykiem, że oko które przykujesz należeć będzie do „prawdziwego” faceta nie zarażonego modą na „chodzące wieszaki” lub po prostu nie lubiącego się stresować, że tuląc połamie lub poobija się o wystające kości. A do tego zdeklarowanego sadystę wolącego aby po odpowiednim potraktowaniu Twojej dupci to bardziej ona była spuchnięta a nie jego dłoń.

   Jako typowy facet może też mieć niekiedy po prostu problemy z odpowiednim tego wyartykułowaniem i będzie wolał czynami sprawiać, abyś nie musiała nigdy się w ten sposób utwierdzać o swojej dla niego atrakcyjności bo dla niego jest to oczywiste przez sam fakt wybrania Ciebie. Może po prostu uważać, zresztą jak najbardziej słusznie, że oddając mu siebie i swoje ciało oddajesz mu tym samym całkowite prawo do decydowania o tym ciele. W tym także a może wręcz przede wszystkim o jego atrakcyjności. To trochę tak jakbyś tym samym zrezygnowała z prawa przeglądania się w lustrze mając prawo tylko (aż?) do przeglądania się w jego oczach?

   Jako typowy facet może być zaś rzeczywiście ślepy na pewne sprawy a przynajmniej ich nie zauważać lub dostrzegł piękno w Tobie , które Tobie po prostu umknęło lub którego jeszcze nie nauczyłaś się okazywać. Może więc rzeczywiście nie ma sensu ani potrzeby kłuć go po oczach czymś więcej niż sam zobaczył? :)

    Wyjątkiem od tego może być pewna odmiana relacji DD/LG gdzie kokieteryjne zachowanie nastawione na prowokowanie dopuszcza do marudzenia nawet na temat swojej urody lub relacje oparte na upokarzaniu gdzie prawdziwe bądź wyimaginowane niedoskonałości Uległej będą pożywką i/lub pretekstem do wytykania jej tego w trakcie sesji.

   O ile jednak nie kręci Ciebie bycie wyzywaną od „grubych suk” itd. itp. to jednak lepiej ugryźć się w język bo nic tak nie irytuje faceta, nawet tego najbardziej cierpliwego jak wmawianie mu, że się myli i że nie ma racji. Może on bowiem dojść do wniosku, że rzeczywiście nie ma… nie miął racji… i zafundować Tobie kompleksowo klimatyczne odchudzanie z batem jako motywatorem? :D

   Ale o tym konkretniej może już innym razem…

 

House Rules

   Od zarania pierwszych cywilizacji a nawet i jeszcze wcześniej, człowiek nieustannie tworzy prawa, reguły, protokoły i zasady mające nam ułatwić współegzystencję. Ewoluujące wraz z nami i zachodzącymi w nas zmianami czy to w postrzeganiu świata czy naszej roli w świecie, społeczeństwie i rodzinie. Określające nasze prawa i obowiązki. Co raz płynniejsze zważywszy szybkość zachodzących wokół nas zmian. Natłok tych zmian i próbujący je dogonić natłok co raz to nowych i innych reguł budzi w nas częsty sprzeciw. Wewnętrzny bunt. I nostalgie za „starymi dobrymi czasami” gdy facet był facetem a kobieta była kobietą.

   Wpadamy też przy tym w sami na siebie zastawiona pułapkę dualizmu gdzie z jednej strony stawiamy kobiety na piedestale, uczymy je być silne, niezależne i twarde. „Wyzwalamy” je i to również seksualnie choć to akurat przychodzi nam najtrudniej. Potępiamy wszystkich którzy mają inne zdanie na temat roli kobiety, sami co raz częściej i otwarciej szukając kobiet ciepłych i kochających. Koniecznie uległych a przynajmniej uległych w łóżku.

   I bynajmniej nie jest to czysto męska przywara bo i te silne, niezależne i twarde kobiety co raz częściej i otwarcie szukają „męskiego-dominującego wiedzącego co potrzeba kobiecie””, „czułego brutala co to bez skrupułów przez kolano przełoży i przytuli jak trzeba” i nawet te wypatrujące księcia z bajki co raz częściej marzą aby nie tylko przybył i porwał do swojego zamku ale przy tej okazji nie omieszkał porządnie zgwałcić. Najlepiej wielokrotnie :)

   Nie umniejszając zdobyczy naszej cywilizacji w kwestii praw człowieka to może jednak zaczynamy podświadomie wyczuwać, że w pewnych sprawach, prawach i zasadach zabrnęliśmy w ślepą uliczkę kłócącą się z pierwotnym instynktem przetrwania? W myśl którego facet ma być facetem a kobieta kobietą? :)

 

   

   A może tylko po prostu w całym tym zaganianiu, atakowani zewsząd prawami których nie rozumiemy i nie akceptujemy, w zaciszu domu czy choćby tylko w hotelowym pokoju przez kilka godzin pragniemy pożyć według własnych zasad dających nam wytchnienie i pozwalających nam pobyć sobą. Gdzie nie musimy nikogo i niczego udawać. Nie musimy walczyć bo nasz łup mamy już u swoich stóp. Gdzie możemy przestać myśleć o konwenansach a nawet o wszelkich zasadach. Choć samo to już jest jednak pewną zasadą. :)

   Kierowani egoistycznym pragnieniem ułatwienia sobie poruszania się w naszym własnym, prywatnym mikroświecie tworzymy lub zapożyczamy tylko te zasady mające nam zapewnić komfort psychiczny i jak najszersze zaspokojenie naszych potrzeb. W tym również a niekiedy przede wszystkim naszych potrzeb seksualnych. Zasady według których chcemy i żyć i współżyć. Od prostych kilku punktowych list zaczynając po rozbudowane kontrakty obejmujące każdy aspekt życia i współżycia. Bardzo niechętnie od nich odstępując nawet w przypadku mało znaczących detali wolimy raczej znaleźć lub dopasować partnerkę do naszych zasad a nie nasze zasady do partnerki. Ale to już nie ta bajka.

      O dziwo, sprowadzenie tego do prostej zasady „ulegnij a będę Cię kochał”, dość „popularnej” w krajach latynoamerykańskich a będące z jednej strony dość atrakcyjną wizją dla wielu kobiet o mniej lub bardziej uległej naturze jak również pozostawiające dużo swobody na „spontan” tak ponoć ceniony u mężczyzn w oczach kobiet, to jednak chętniej odbierane to by było w ramach obietnicy a nie zasad mających regulować związek, relację a tym bardziej w odniesieniu do znajomości z natury cysto hedonistycznych.

   Nawet kobiety silne, twarde i niezależne na co dzień żyjące według własnych zasad i reguł lub je wręcz tworzące a tylko ulegające wybranemu facetowi czy też uległe wyłącznie w sypialni, tym bardziej są zainteresowane i wręcz potrzebują zasad i reguł. Nie tyle im narzuconych co takich którym się poddają z własnej woli po to właśnie aby w tych krótkich chwilach zapomnienia odpocząć od decydowania, szefowania czy nawet myślenia. Dominując w pracy a nawet w codziennym życiu czy tez pozostając w związku partnerskim, w tych chwilach pragną zapomnienia i oddania się partnerowi. I jego zasadom. Pozostawiającym jak najmniejszy margines decyzyjności. Chcą, pragną i potrzebują silnej ręki stanowczo trzymającej smycz. Faceta jasno i precyzyjnie definiującego swoje potrzeby, pragnienia i wymagania i nawet podchodząc do tego jak do swoistej gry i wcielania się w rolę to im rola jest prościej i konkretniej napisana tym łatwiej i chętniej się w niej odnajdują. Przy okazji wiedząc za co mogą spodziewać się nagrody a za co czeka je nieunikniona kara. :)

   Prosty i konkretny podział ról i towarzysząca temu mniej lub bardziej złożona lista obowiązków i przywilejów jest tym bardziej atrakcyjna dla kobiet nie tyle słabszych co oczekujących od swojego partnera aby był tym silniejszym i dominującym choćby tylko w pewnych z góry określonych granicach. Przekraczanie granic nie zawsze dotyczy poszerzania łóżkowych ekscesów o nowe pozycje, akcesoria czy techniki. Najczęściej choć i najtrudniej przekraczać granice wolności i zakresu decyzyjności składanej na barki partnera.

   Najtrudniej czasami zrozumieć i zaakceptować, że silne ramie na którym tak chętnie i z taką ufnością chciałabyś złożyć swoją główkę musi być odpowiednio karmione choćby tym właśnie jak się w nie wtulasz i przestrzeganiem niekiedy odwiecznych zasad dających mu siłę na otoczenie Ciebie bezpieczeństwem i ciepłem oraz na walkę z całym tym wrednym światem przed którym to ma odwieczne prawo i obowiązek Ciebie bronić. Nie tracąc przy tym energii na walkę z Tobą. Nie licząc może walki na poduszki :)

   Może więc każdy związek powinno się zaczynać od kupna tablicy na której wspólnie napiszemy nasze role, obowiązki, prawa i przywileje skoro współczesny świat oferujący nam tak wiele „wolności”, co raz bardziej skąpi nam zasad na których moglibyśmy się opierać.

   Może więc dlatego związki BDSM lub tylko z pewnymi jego elementami są tak atrakcyjne dla co raz większej ilości osób bez względu na płeć czy ich w nich rolę bo oparte są właśnie na prostych i co najważniejsze jasno sprecyzowanych zasadach gdzie każdy z partnerów wie co do niego należy… lub do kogo on należy… jaka jest jego rola… jakie są jego oczekiwania wobec partnera i jakie oczekiwania wobec niego ma partner. Jakie są ich prawa i obowiązki. Jasno i precyzyjnie formułowane od samego początku tak przez piszących zasady jak i przez tych którzy z własnej i nie przymuszonej woli pragną podporządkować się takim właśnie a nie innym zasadom. I mniejsza już ile w tym jest spełniania siebie i własnych pragnień czy preferencji a ile powrotu do „starych, dobrych czasów” :)

   I choć zdarza się niestety często i tak, że to co najważniejsze zapisane jest drobnym druczkiem na który nie zwrócimy nawet uwagi zbyt zapatrzeni we własną wizję tego co chcielibyśmy otrzymać w zamian to tylko udowadnia jak bardzo dzisiejszy świat zdeaktualizował nawet podstawowe pojęcia i że trzeba je doprecyzować. Tym bardziej warto pytać aby mieć pewność, że to samo one znaczą tak dla nas jak i dla potencjalnego partnera oraz czy są to jego prawa i zasady czy będą to WASZE prawa i zasady :)

 

dar uległości

  Uległość jest darem… wielu powtarza to wręcz jak mantrę… Sam tak wielokrotnie mówiłem i pisałem. Problem tylko w tym, co niestety wielu nie dostrzega, że uległość darem staje się dopiero w momencie gdy obdarowujesz nią drugą osobę. To dla niej staje się ona darem a dla Ciebie „wartością dodaną” i jeśli zostanie złożona w odpowiednie i odpowiedzialne ręce dla obu stron może być drogą prowadzącą do nieziemskich wręcz doznań i to bynajmniej nie tylko seksualnych a może nawet przede wszystkim tych raczej „około łóżkowych”? Bardzo łatwo może się stać jednak przekleństwem. Z powodów tak różnych jak różnych ludzi to może dotknąć choć jednym z najczęstszych bywa po prostu brak tych rąk, które mogłyby lub chciałyby ten dar przyjąć…

   U tylko nielicznych niestety szczęściarzy ich uległość lub dominacja obudzi się u boku kochającego partnera, który nie tylko to zrozumie, zaakceptuje a wręcz zechce to w pełni wykorzystać… Większość czeka mniej lub bardziej wyboista droga… często wręcz droga cierniowa. Tym cięższa do przebrnięcia, że będziemy nią kroczyć zdani tylko na siebie. Mając za towarzystwo tylko naszego najlepszego przyjaciela i zarazem największego wroga czyli nas samych. I to z nimi czeka nas najcięższa przeprawa.

   W takich chwilach najboleśniej uświadamiamy sobie jak samotni jesteśmy wśród tych wszystkich otaczających nas ludzi. Bliższych nam lub dalszym. Mniej lub bardziej aspirujących do narzucania nam swoich poglądów, ocen i sposobów na życie. Oceniających i stawiających diagnozy a nawet rady bazując na kompletnej nieznajomości nas i tego przez co przechodzimy… Tak bardzo od nas innych nawet jeśli są nam podobni.

   W takich chwilach ze szczególną siłą dociera do nas, że dzielenie z kimś życia jest tylko ułudą a dzielenie z kimś ciał jest tylko dodatkiem a najbardziej liczy się móc dzielić z kimś tą naszą samotność. Znalezienie bezpiecznej przystani gdzie możemy bezpiecznie zrzucić żagle. Albo maskę. W naszej cichej i bezpiecznej zatoczce gdzie znajdziemy spokój, zrozumienie i akceptacje. Najlepiej na jakieś bezludnej wysepce gdzie oprócz nas będzie tylko ta druga, równie samotna lódź…

   Jak jednak słusznie zauważył grany przez Harrisona Forda bohater filmu „Sześć dni, siedem nocy” wyspa to takie dziwne miejsce gdzie ciężko znaleźć coś czego się z sobą tam nie przywiozło. Przynajmniej w sferze uczuć. Nawet w najcichszej przystani nie ma co liczyć na spokój jeśli przyniesiemy tam targającą nas wewnątrz burze. Ciężko znaleźć akceptacje nie akceptując samej siebie czy choćby tylko małej części siebie. Tak samo będzie z miłością, szacunkiem a tym bardziej ze szczerością. Bo jak można wymagać szczerości od kogoś wobec kogo nie potrafisz być do końca szczera, nie potrafiąc być szczerą nawet sama z sobą?

   Nigdy zaś nie będziesz mogła być z sobą do końca szczerą jeśli najpierw nie poznasz swojego najlepszego przyjaciela i zarazem największego wroga. Zanim nie poznasz samej siebie. Zanim nie poznasz tego swojego drugiego ja bez względu jak mroczne, destrukcyjne czy choćby tylko nie na czasie to Twoje drugie ja mogło by się Tobie wydawać. Nie musisz go nawet rozumieć bo często będzie to tylko stratą czasu. Nie ważne czy potem będziesz chciała je ujarzmić, walczyć z nim czy się jemu poddać. To właśnie temu swojemu drugiego ja powinnaś w pierwszej kolejności a może nawet przede wszystkim sprezentować swoją właśnie odkrywaną uległość. Niech ma na co zasługuje. :D

   Bo przyjaciół należy trzymać blisko a wrogów jeszcze bliżej. Gdy zaś za przyjaciół będziesz miała samą siebie i swoją uległość to już nie będziesz potrzebowała wrogów. :)

   Tych co prawda nigdy nie pozbędziesz się do końca i zawsze znajdzie się ktoś kto zapragnie Cie zranić „dobrą radą” ale zaprzątnięta walką z samą sobą stajesz się wręcz wymarzonym celem nie potrafiącym się bronić i wręcz proszącym się o zadanie ciosu. Tobie lub Twojemu drugiemu ja zwłaszcza jeśli go nie akceptujesz. Zwłaszcza jeśli w Twoich własnych oczach czyni ono Ciebie kimś gorszym. Mniej lub wręcz nie zasługującym na szczęście, spełnienie, zrozumienie, akceptacje.

   Jeśli będziesz czuła się ofiarą to tak będziesz postrzegana i wielce prawdopodobne, że nie będziesz niczym więcej niż tylko ofiarą. i choć z dnia na dzień nie zaczniesz iść przez życie z dumnie uniesionym czołem w świadomości, że masz w sobie jeden z najpiękniejszych darów jakie kobieta może dać mężczyźnie ale może przestaniesz przynajmniej dawać błędne i niejednoznaczne sygnały i przykujesz oko właściwego faceta… albo swojego faceta?

   Faceci to niby wzrokowcy ale jednocześnie bywamy zatrważająco ślepi i umykają nam pewne szczegóły. Możemy nie dostrzec tego Twojego daru skoro skrywasz go przed samą sobą… skoro się go wstydzisz… a zwłaszcza jeśli ubzdurało się w Twojej główce, że nie zasługujesz na to aby obdarować nim swojego mężczyznę. Obecnego lub przyszłego…

   Twoja uległość będzie dla niego najcudowniejszym i najwspanialszym darem… ale tylko jeśli najpierw sama siebie nią obdarujesz…

   nawet jeśli ma to dotyczyć tylko łóżka i to stuprocentowo hedonistycznie :)

 

A jak akceptacja

   Zanim się dojdzie do przysłowiowej kropki nad i wielu czeka bardzo długa i bardzo wyboista droga. Nie każdy po prostu budzi się z pewnością co do swojej uległości a czy dominacji. Zazwyczaj jest to proces cokolwiek bardziej złożony i wielu potrafi się wyłożyć już przy pierwszym A… narażając się na poważne obrażenia (nie)stety natury głównie emocjonalnej. Dużo bardziej dotkliwe i bolesne niż wymarzone być może obicie dupci. Bo to nie ból nas najbardziej przeraża a INNOŚĆ i idące z nią w parze niezrozumienie otoczenia. Rodziny, znajomych ale również i samych siebie. W ekstremalnych zaś sytuacjach, niestety dość częstych, odrzucenie i ostracyzm. Inność w naszym świecie nie jest na topie choć to właśnie ta inność tworzy jego piękno. Prościej, bezpieczniej i bardziej komfortowo jest nie wyróżniać się z otaczającego nas tłumu. Wielu więc polegnie już na samym początku nie znajdując w sobie dość odwagi aby wziąć się za barki z tą swoją innością a tym bardziej aby wziąć ją na barki i jeszcze do tego kroczyć dalej przez życie z dumnie uniesionym czołem.

   Ale nie ubiegajmy faktów. Zacznijmy od A. A jak akceptacja.

   Większość, zwłaszcza kobiety zacznie zapewne od pytania „dlaczego”. „Dlaczego ja?”. „Dlaczego mnie?” a w przypadku osób pozostających w stałym związku, które doświadczają tego w ich mniemaniu „za późno” najboleśniejszym może być pytanie „Dlaczego teraz?”. Poza może ostatnim pytania te są tyleż naturalne co bezcelowe bo czasu nie cofniemy.

   Uległość nawet w swojej najbardziej masochistycznym wydaniu nie jest co prawda chorobą chyba, że do całego naszego życia podchodzić będziemy jak do „śmiertelnej choroby przenoszonej drogą płciową”. Uległość, ta prawdziwa, nie będąca tylko chwilową fanaberią, tak jak śmiertelna choroba jest jednak nieuleczalna co większość czuje już na samym początku jako wręcz pewnik a przynajmniej na tyle silne przeświadczenie, iż będzie to dla nich wręcz fatum, karą za grzechy czy w najlepszym bądź razie sytuacją na tyle stresującą i niekomfortową, iż nasza podświadomość potraktuje to w podobny sposób właśnie jak wieść o nieuleczalnej chorobie. W ten czy inny sposób stawiane pytania a zwłaszcza odpowiedzi na te pytania są ni mniej ni więcej tylko kolejnymi etapami prowadzącymi przez naturalny proces. Poprzez zaprzeczenie, gniew, targowanie się i depresje a do tego jeszcze częste poczucie winy. I to nie tylko wobec obecnego partnera. Procesami niejednokrotnie tym boleśniejszymi im bardziej podchodzi się do tego jak do choroby. I to bardzo wstydliwej choroby.

   Uległość choć nie jest chorobą to jednak wielu/wiele próbuje z nią walczyć jak z chorobą. Najczęściej z dość opłakanym skutkiem tak samo jak osoby walczące z „odbiegająca od normy” preferencją seksualną z tą jednak różnicą, że odrzucający swoją prawdziwą orientacje seksualną w myśl zasad czy „spraw ważniejszych” mają większe szanse na sukces biorąc pod uwagę, że uległość obejmuje nie tylko naszą seksualność  z której można na upartego zrezygnować lub którą można w sobie stłumić a zatacza najczęściej dużo szersze kręgi rzutując na sprawy podstawowe relacji męsko-damskich. Budzić to może tym większą frustrację. Tym większy ból niespełnienia i niezrozumienia im mniej dotyczy to tylko spraw łóżkowych. Klimatyczny seks dla wielu może być tylko swoiście rozumianym bonusem do czegoś o wiele ważniejszego i pełniejszego i to właśnie te osoby mogą przechodzić przez to najciężej i najboleśniej. Najczęściej na domiar złego samotnie co tym bardziej komplikuje sprawę.

   Większość w tym momencie nieświadomie przeskoczy od razu do punktu B. Podejmie walkę dziwiąc się z co raz silniejszych nawrotów niekiedy wręcz bolesnego pragnienia czy potrzeby. Rozpoczynają walkę z pozycji zaprzeczenia samej sobie, niejednokrotnie siły napędowej do tej walki szukając w gniewie. W gniewie na fatum… i na samą siebie. Albo godzą się z tym fatum targując się z samą sobą na ile mogą obie pozwolić lub obwiniając siebie za swoją inność popadają w depresję. W obu przypadkach już na starcie ustawiając się na straconej pozycji bo nie da się przejść do punktu B nadal tkwiąc w punkcie A.

   Jak można walczyć z kimś lub czymś nie wiedząc nawet z czym się walczy? Z samą sobą przecież wygrać nie można zwłaszcza waląc na oślep zamieniając walkę z swoim prawdziwym ja na walkę z wiatrakami. I to najczęściej z tymi nie istniejącymi. Aby pokonać wroga trzeba go najpierw poznać jak mówi stare przysłowie. Jeszcze inne mówi aby wrogów trzymać bliżej siebie nawet niż przyjaciół. Równie dobrze może się przecież okazać i tak, że karmienie swojego największego wroga własna piersią może w zupełności zaspokoić Twoją masochistyczna naturę? :)

   Tak wiem. Ludzie się zmieniają. Nie jest jednak możliwe zmienić siebie. Możemy tylko odrzucić część siebie mogąca ranić nas samych lub naszych bliskich. Aby tego jednak dokonać a co najważniejsze aby w tej zmianie wytrwać najpierw musimy sobie uświadomić gdzie leży „problem”. Uświadomić sobie najpierw, że nie jesteśmy doskonali. Że jesteśmy inni. Poznać i zaakceptować nasze słabe i mocne strony. Nie walczyć sami z sobą czy z częścią nas samych a jak już to tylko z efektami jakie mogą one powodować. Bo to w naszej niedoskonałości i inności może tkwić i najczęściej w nich właśnie tkwi nasze piękno. Oraz nasza siła bo to co w jednych okolicznościach może być wadą odpowiednio wykorzystane w innych może okazać się zaletą. I na odwrót.

   Tak wiem. Samo przyznanie się przed sobą do swojej uległej natury… samo zaakceptowanie swojej uległej natury niczego nie zmienia. Samo w sobie niczego zmienić nie może. Pozwala jednak poznać samą siebie. Poznać „chorobę” I walczyć z nią skutecznie albo pozwolić się jej rozłożyć :)

   Bo pomijając już wszystko inne… jak można oczekiwać akceptacji partnera samą siebie nie akceptując. Jak można oczekiwać pełnego odczuwania miłości partnera skoro sama siebie nie będziesz  potrafiła pokochać a co za tym idzie nie będziesz w stanie pokochać go całą sobą?

   I mniejsza już jaką decyzje podejmiesz w punkcie B. Ważne abyś podjęła to całą sobą. W zgodzie z samą z sobą?

 

kropka nad i

   Ideały nie istnieją bo idealne mogą być tylko chwile. Niestety również i te, które niejednokrotnie przemykają nam koło nosa jakże często niezauważalne w codziennej gorączce albo te przez nas tworzone z perwersyjną wręcz premedytacją… Jakże często jeden niby zwykły gest, jedno słowo, jedno spojrzenie może rozjaśnić szarą codzienność przytłaczającą nas obowiązkami i problemami. Nawet takie małe niby nic przypominające tylko kim jesteśmy… gdzie jest nasze miejsce… do kogo należymy… co daje nam szczęście lub spełnienie. Dające nam siłę wytrwania czy to poprzez ogień podniecenia lub pożądania czy tylko poprzez rozgrzewającą nas od środka świadomość przynależności lub posiadania.

   Niewielu może sobie pozwolić na realne doświadczanie tego codziennie a tym bardziej non stop. Niewielu byłoby w stanie to przeżyć i to bez względu po której stronie przysłowiowego bata się znajdują. Dla wielu takie niby nic czy nawet tylko sama wizja tego jest lub może być prawdziwą kwintesencją posiadania lub przynależności. Nie same „sesje” czy okazję gdy możemy pójść na całość i to bez nerwowego zerkania na zegarek a właśnie to wszystko „pomiędzy”…  takie właśnie „niby nic” ukradzione szarej codzienności.

   W pogoni za wisienką na torcie często zapominamy o samym torcie. Traktując naszą seksualność przedmiotowo lub podmiotowo i przekładając to niestety również na naszego partnera jakże często grę wstępną ograniczamy do „sypialni” i kojarzymy ją tylko z seksem oralnym ślepi na to, że nawet z samej nazwy jest to tylko wstępem do samego zbliżenia . Dobieraniem się do miodku lub śmietanki a nie procesem mającym bezpośrednie przełożenie na jakość tego miodku lub śmietanki? :)

   Dobry seks oczywiście nie jest zły… tym bardziej szybki numerek i to nawet taki na pograniczu gwałtu gdy bierzemy co nasze i co nam się „należy” :)

   Nie można tylko zapominać, że na jego jakość tudzież „efektywność” często większy wpływ może mieć nie tyle intensywność ruchów posuwisto-tłocznych a to co zrobiliśmy nawet kilka godzin wcześniej sprawiając, że to co się nam należy zostanie nam dane z wręcz bolesną świadomością, iż do nas należy oraz niekwestionowaną potrzebą i pragnieniem dania nam tego całą sobą?

   A choć kobiety mają w tej kwestii dużo prościej to jednak i im zdarza się niestety często zapominać, że samo wypięcie dupci czy rozłożenie nóg jest tylko kropką nad „i”. Mogącą podniecić każdego faceta ale przecież ON nie jest każdym. czyż nie? :)

   Ideały nie istnieją. Ideały się tworzy… tworzy się je wspólnie…