gołym okiem… męskim oczywiście :)

   Na początku jest seks… zawsze. Tak jesteśmy skonstruowani… W pierwszej kolejności rzucają się nam w oczy walory ciała i jego atrakcyjność seksualna. Rzucają się nam w oczy wręcz nachalnie biorąc pod uwagę wszechobecną goliznę i eksponowanie tychże walorów przez płeć przeciwną. Często dla samego jej eksponowania. Jakże często też akcentowanie trzeciorzędowymi cechami płciowymi jest jedynym walorem tychże przedstawicielek płci przeciwnej i jakże często mylone jest przez nie z seksualnością. Prawda jest zaś taka , że jaka przynęta taka i złowiona na nią ryba?

   Faceci są wzrokowcami. To nie ulega dyskusji. Okiem oceniamy potencjalną zdobycz  oraz jej , jakby tu powiedzieć… przydatność? I to w pierwszym rzędzie przydatność do „skonsumowania”. Siłą rzeczy koncentrując się i na tych najbardziej w oko nam wpadających i równie często na tych na pierwszy rzut oka będących najłatwiejszą zdobyczą. A, że oko potrafi nam plątać figle podobnie jak najmodniejsze linie „cyckonoszy” to już inna sprawa. :)

  

   Koncentrujemy się na ciele i na cielesności. W jak najbardziej egoistycznych i jednoznacznych zamiarach. Widząc to co nas w oczy kłuje i najchętniej nie wdając się w głębsze rozważania a tylko dążąc do zagłębienia się w „temat” w dosłownym tego słowa znaczeniu. Bez znaczenia czy nazwiemy zwierzęcym popędem odziedziczonym po przodkach czy instynktem myśliwego. Poznawanie ograniczamy do poznawania nawyków zwierzyny a nie samej zwierzyny. Zdobyć, zniewolić, posiąść i to najlepiej bez niepotrzebnego komplikowania sprawy.

  

 

  

   Problem pojawia się przy znajomościach internetowych gdy nie widzimy rozmówcy czy autora maili. Karmieni tylko słowem, poznając człowieka, nieskażeni jego cielesnością, zaczynamy w drugiej osobie dostrzegać hmm człowieka? Zamiast „gadających cycków” przed naszymi oczami staje kobieta? I to nie tyle nawet kobieta z krwi i kości co kobieta z naszych wyobrażeń a często nawet i z naszych marzeń? Pozbawieni wizualizacji, zdani tylko na słowo i naszą wyobraźnię dajemy się zwieść tejże wyobraźni? Dostrzegając w drugiej osobie jej „duszę” poddajemy się zafascynowaniu. Z tym, że bardzo często będzie to nie zafascynowanie tą osobą a tylko zafascynowanie naszym postrzeganiem tej osoby? Nasze jej postrzeganie, nasze jej wyobrażenie może zaś bardzo odbiegać od rzeczywistości. Tym bardziej może od niej odbiegać im bardziej jesteśmy „zdesperowani”. Najbezpieczniejsi są więc teoretycznie ci którzy nie szukają? Konfrontacja naszego wyobrażenia z rzeczywistością okazuje się często wręcz bolesna lub i traumatyczna.

   Nawet jeśli nie myliliśmy się w naszym wyobrażeniu to nasza reakcja… Cóż… Chęci to jedno a życie i tak tylko czyha aby nam spłatać figla? :)

   Jeden gest, jedno spojrzenie szeroko otwartych oczu, jedna łza sprawić może nagle, że z kata i oprawcy zechcemy się przeistoczyć w opiekuna a w naszej „suce”, w naszej kobiecie zaczniemy dostrzegać małą , bezbronną dziewczynkę. I ręka zadrży… razy spadające na jej tyłeczek już nie będą miały tej mocy i zamiast gwałcić zaczynamy woleć przytulanie? Niekoniecznie od razu musi w grę wchodzić miłość do naszej Uległej. Wystarczy taka męska potrzeba opieki nad hmm naszą kobietą? potrzeba opiekowania się naszą kobietą może być silniejsza nawet od chęci dominowania nad naszą kobietą.

 

 

   I mała bieda jeśli i naszej kobiecie również i to da spełnienie. Ale nie tyle zamiast co właśnie również. Im jednak jest ona silniejsza „z zasady” bądź z charakteru tym ryzyko, że wszystko popsujemy jest większe. Zwłaszcza w przypadku kobiet bardzo silnych. Nigdy nie należy zapominać, że tak na prawdę silna kobieta wcale nie potrzebuje do szczęścia faceta. Ona go tylko może pragnąć lub/i pożądać. Dla jego siły, męskości lub zdecydowania. Ale nie dla jego opieki nawet jeśli jej potrzebuje. Przecież się do tego nie przyzna bo jest na to za silna. Czar pryska w każdym bądź razie i jest pozamiatane? Za bardzo odbiegniemy od jej wyobrażenia naszej osoby. Nie tak nas przecież postrzegała, nie tego szukała i nie tego oczekiwała?

   Tak źle i tak nie dobrze… chyba jednak najbezpieczniej pozostawać przy postrzeganiu i braniu wszystkiego i wszystkich tylko seksualnie? :)

 

ból ukierunkowany

  

   Podniecenie to zdradliwy demon atakujący znienacka. Nigdy nie wiadomo z której strony uderzy ani tym bardziej w którą strunę trafi. Efekt tego może być tym bardziej piorunujący… powalający… nie jednokrotnie opisywany jako „zderzenie z pociągiem” :)

   Jak zresztą wiele innych spraw związanych z relacjami międzyludzkimi a tym bardziej z relacjami damsko-męskimi tak podniecenie samo w sobie a tym bardziej uległość podlegają ukierunkowaniu. To co w jednej osobie nas zachwyca u innej może nas wręcz irytować. To co nam nie przyjdzie nawet do głowy z jednym partnerem  z innym może stać się wręcz naszą obsesją.

   Na upartego można powiedzieć , iż nie ma Uległych bojących się bólu. Będą tylko Uległe bojące się stereotypów, przekłamań i niedomówień jakie do tej pory spotkały na swojej drodze w tym temacie. Mające często niemiłe wspomnienia lub skojarzenia. Nie mające jednak nic wspólnego z tym co mogą tak na prawdę przeżyć i z tym co mogą tak na prawdę otrzymać. To wcale nie musi bowiem wyglądać tak jak na filmikach znalezionych w sieci. Raz, że najłatwiej trafić na wersje hard w których aktorki nafaszerowane są środkami znieczulającymi i innymi psychotropami a po drugie… i może nawet najważniejsze, oglądane scenki są wyrwane z realności poprzez niemożliwość utożsamienia się z tym co oglądamy. Równie odstraszająca a może nawet bardziej będzie perspektywa wejścia na Giewont. Jeśli jednak padnie ona z odpowiednich ust…  bylibyśmy gotowi wdrapać się nawet i na Mont Everest? :)

   Osoby z lękiem wysokości można zaś „próbować” zafascynować zwiedzaniem jaskiń? :)

   Ból to nie doznanie. Ból jest a przynajmniej może być całą paletą doznań. Ktoś kogo razi czerwień może okazać się fascynatem zieleni? Albo nawet i szarości?

 

  Kobieta ledwo tolerująca klepanie po dupci może się wprost rozpływać w rozkoszy gdy właśnie ON stojąc za nią będzie torturował jej sterczące z podniecenia sutki. Rolując je… naciągając, pieszcząc delikatnie w przerwach pomiędzy jedną torturką a drugą… Podgryzanie tychże może być również wielce pasjonujące. I to dla obu stron :D

Albo odwrotnie. Uległa uwielbiająca lanie po dupci może wzdrygać się na samą myśl o klamerce zapiętej na sutku. A jeszcze bardziej o klamerkach na jej cipce. Maniaczka zaś klamerek „zawsze i wszędzie” może niecierpień lania.

   Lub nie móc sobie na nie pozwolić a ryzyko powstania śladów będzie ją i odstraszać i zniechęcać do spróbowania wystawienia dupci na razy.

   A jest tego przecież jeszcze więcej „różności”. Jest w czym przebierać i dopasowywać do własnych preferencji tak samym rodzajem zadawanego bólu jak i jego intensywnością bo nawet zdeklarowane masochistki, teoretycznie uwielbiające każdy rodzaj bólu mają swoje ulubione torturki i takie które tylko tolerują.  Przeważa zaś „model” gdzie coś tam może kręcić a coś innego odstraszać lub w ostateczności będzie to zaledwie tolerowane „dla Pana”. Dla tego akurat Pana.

   Tak wiele czynników może składać się na chęć i niechęć, że trudno je wszystkie wymienić. Na początku oczywiście „króluje” kierowanie się stereotypami lub bazowanie na niemiłych przeżyciach lub na przekłamaniach i niedomówieniach.

  Dużo zaś zależeć będzie od tego kto miałby ten ból zadawać. Zaufanie do partnera ma tu kolosalne znaczenie. Z każdej ręki może to inaczej smakować i to , że w danym akurat momencie Uległa nie lubi lania może znaczyć tylko tyle, że nie lubi jak obecny właściciel ją pierze po dupci a innemu może sama by dupcie mogła podstawiać i to rozkosznym mruczeniem przyjmując każdy spadający na nią klaps.

   Wrodzona wrażliwość na ból czy też może raczej jej deklarowany brak jest tylko wyjściową, którą to należy oczywiście brać pod uwagę głównie aby nie przesadzić. Zmienia się ona jednak i to często kolosalnie wraz ze wzrostem zaufania do partnera. Strach może zabić bowiem każdą przyjemność a przecież to właśnie zaufanie i podniecenie odgrywają tutaj główną rolę bo wraz ze wzrostem tak jednego jak drugiego zwiększa się i wytrzymałość na sam ból jak i chęć dania z siebie jeszcze więcej. Tak dla siebie samej jak i dla partnera. Tam gdzie dziesięć nawet nie za mocnych klapsów danych „na sucho” niewprawną lub nieodpowiedzialną ręką wzbudzić może tylko zniechęcenie, tam i dwadzieścia rózg może zostać przyjęte z dumą a nawet i radością jeśli to będzie TEN właśnie a do tego zadba on i o odpowiednie wcześniejsze podgrzanie tak atmosfery jak i samej Uległej :)

   Za mocny ból na początku może tylko zniechęcić do dalszych prób. Złe pierwsze wrażenie, złe pierwsze doświadczenia są najczęstszym powodem późniejszej niechęci i to nie tylko do dawania/przyjmowania bólu ale także odnosi się to każdej nowości.

   Jesteśmy kształtowani przez skojarzenia, często wyrwane z kontekstu lecz zakorzenione w naszej podświadomości, lub też pierwsze niemiłe doświadczenia. One to w dużej mierze wpływać będą na nasze późniejsze wybory. Na to czy coś będziemy lubić czy się przed tym wzdrygać. Odkręcenie tego później bywa czasami niemożliwe… albo przynajmniej bardzo trudne. Warto o tym pamiętać. Nie zapominać o tym przy pierwszych krokach w tym jak i we wszystkim innym. Mała bieda jak minie nas przez to coś co mogło by być fascynujące gdyby tylko odpowiednio i odpowiedzialnie zostało nam podane.

   Rany na dupie goją się dość szybko. Te na duszy często nigdy. Warto o tym pamiętać nim się ją komuś wypnie.

 

pod klimatyczną choinkę…

  

   Życząc wszystkim spokojnych i zdrowych świąt Bożego narodzenia… rzutem na taśmę czy też może raczej rzutem na choinkowy łańcuch, dzięki pomocy i życzliwości jednej z moich czytelniczek mogę Wam wszystkim „sprezentować” pod klimatyczną rzecz jasna choinkę wersje w .pdf książki pań Paliny Reiter i Alicji Długołeckiej „Seks na wysokich obcasach” :)

 

 

plik znajdziecie pod tym linkiem:

 

http://chomikuj.pl/Bagor/ksiazki/w+prezencie/Seks+na+wysokich+obcasach,3383015175.pdf

w specjalnej ofercie świątecznej plik jest do pobrania bez konieczności logowania się do serwisu i „za darmo” na koszt mojego limitu transferu. :)

wystarczy podać hasło: mistrziopiekun

 

znajdziecie u mnie również inny warty zapoznania się z nim tytuł polecany przez wiele osób.

chomikuj: Inna rozkosz

życzę miłej lektury.

Na własną Waszą odpowiedzialność oczywiście :D

 

ps: jeśli któryś z linków nie działa to proszę o kontakt. prześle plik mailem

 

przedświątecznie… refleksyjnie?

   Przedświąteczna gorączka nie sprzyja jakimś tam konkretniejszym rozważaniom i „zawracaniu dupy” sprawami dupy.

   Święta Bożego Narodzenia w mniejszym lub większym stopniu wymuszają na nas jednak refleksje i zadumę. Co raz rzadziej tą religijną a co raz częściej ot taką przyziemną… egzystencjalną… z perspektywy mijającego kolejnego roku… i z perspektywą noworocznych planów i postanowień…

   I  aby znowu nie było tak samo i tak samo się nie skończyło, warto może spojrzeć w innym świetle na siebie samą lub w przypadku panów na ich partnerkę/żonę i z innej perspektywy. Choćby i tej którą na łamach Wysokich Obcasów serwują nam w kolejnym wywiadzie panie Paulina Reiter i Alicja Długołęcka do którego pozwolę się odnieść już po świętach.

http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,114757,14944583,Orgazm__Trzecia_brama.html#BoxLSTxt

  

   Ludziska dzielą się ponoć na tych którzy chcą pani Długołęckiej postawić pomnik za życia i na tych co najchętniej widzieli by ją na stosie. Na pewno nie można przejść obojętnie wobec poruszanych przez nią tematów i wobec „nowego” sposobu postrzegania kobiecej seksualności a tym samym innego postrzegania samych kobiet. Nie powinno się wobec tego przejść obojętnie dla naszego własnego dobra choć oczywiście z pewnymi faktami nie ma się co po prostu kłócić i chodzi już raczej o to iż każdy z nas musi wyrobić sobie własne zdanie czy takie a nie inne podejście jest nam potrzebne do szczęścia?

 

  Wcześniejsze felietony tego „duetu” zebrano i w formie książkowej wciąż dostępnej w księgarniach. Niestety nie zlokalizowałem nigdzie wersji w .pdf którą można by było sobie samemu wydrukować. Pozostaje więc szukać po tytułach w archiwum Wysokich Obcasów lub liczyć na więcej szczęścia i życzliwość osób, które takowy tekst osiadają i zechcą się nim podzielić.

      Nie jest to na pewno pozycja na prezent pod choinkę. Na pewno nie jest to prezent dla partnera lub partnerki. Jak już to dla nas samych. I to na własną odpowiedzialność :)

 

PS: dziękuje wszystkim tym którzy nie omieszkali upewnić się, że nie przeoczę tego artykułu. :D

 

troche „bolesnej” systematyki…

   W podejściu ludzi do bólu a zwłaszcza przeżywania go w połączenie z rozkoszą występuje całe spektrum zachowań i zahamowań ale zasadniczo można wyróżnić trzy rodzaje postaw zwłaszcza uległych kobiet wobec tego aspektu masochizmu i tego rodzaju technik stosowanych w relacjach D/U.

   Z jednej strony mamy więc Uległe wręcz „zakochane” w bólu i jego przeżywaniu oraz w ofiarowywaniu siebie właśnie poprzez ból. „Mające to w sobie” już przed wkroczeniem na drogę uległości i oddania a także i te , które z mniejszym już większym szokiem odkryły to w sobie w trakcie związku/relacji. Tak te wręcz potrzebujące bólu do „prawidłowego funkcjonowania” jak i te podchodzące do tego jak do przedniej zabawy gdzie zadawany im ból dodaje całości podniecającej pikanterii.

   Druga grupą są kobiety akceptujące ból jako technikę wobec nich stosowaną. Zadawany im ból nie jest wprost czynnikiem „podniecającym” w ich przypadku a raczej działa na nie podniecająco w sposób pośredni poprzez dumę i zadowolenie z faktu, że dały radę, że „nie wymiękły”. Jest sposobem na okazanie oddania Panu i posłuszeństwa. Ból będzie dla nich jedynie środkiem do wyrażenie siebie w stosunku do swojego Pana. Są to również kobiety potrzebujące bólu do wyciszenia dzięki któremu mogą dopiero oddać się całkowicie mężczyźnie.

   Specyficzną grupą kobiet tylko akceptujących stosowanie wobec nich bólu będą miłośniczki „gwałtu”. Dla takich kobiet zadawanie im bólu bez odpowiedniej otoczki będzie nie do zaakceptowania. Dotyczyć to będzie zresztą nie tylko samego sposobu w jaki ten ból będą gotowe przyjmować ale również i określonego rodzaju bólu jednoznacznie kojarzącego się im z „gwałtem”

   No i na koniec kobiety kompletnie bólem nie zainteresowane. Bojące się go, bólu nie lubiące lub po prostu bólu nie potrzebujące. Nie odnajdujące się w żaden sposób w przeżywaniu bólu a swoją uległość wobec partnera potrzebujące i potrafiące okazać na tysiące innych sposobów.

   Nigdy też nie należy zapominać, że kobieta zmienną jest więc nie jest to jakieś stałe kryterium nie podciągające się bynajmniej pod jakieś prawa czy prawidła. To co dziś może podniecać jutro może studzić. To co jednemu mężczyźnie kobieta odmówi innemu będzie gotowa oddać rozpływając się w zachwycie nad czymś co dzień lub dwa dni wcześniej po prostu ją przerażało lub zgoła odpychało. Ale o tym w kolejnych odcinkach :)

   Jest też jeszcze jedna grupa kobiet… osobiście podciągam to pod patologię. Występującą nie tylko w tym światku ale jeszcze częściej może nawet będziecie to w stanie widzieć po sąsiedzku… Mówię o kobietach zgadzających się na wszystko i znoszących i ból i niejednokrotnie zwykłe upodlenie dla swojego faceta. Niejednokrotnie męża. Wszystko aby tylko go nie stracić. Dla mężusia… pana i władcy …

   No, ale to jest w końcu ok bo poświęcone czyż nie? I przez sakrament nasze zamiłowanie do męczennictwa? Bo jak to samo ale niosące kobiecie rozkosz to już rozpusta wołająca o pomstę do nieba, co nie?

 

wszystko co chcielibyście wiedzieć o bólu a o co boicie się spytać…..

  

    Niby już o tym pisałem w poście o bólu ale jak widać nigdy za wiele…

   „Czuję, że uległość właśnie jest wewnątrz mnie, ale moim problemem jest fakt, że nie jestem jakoś szczególnie odporna na ból. Myślisz,że mam jakieś szanse w tym świecie?”     Aman.nda

   Po pierwsze i być może nawet najważniejsze…

   Nie każda Uległa potrzebuje i pragnie bólu. Nie każda Uległa jest stworzona do jego przyjmowania. Nie każda Uległa będzie chciała lub być w stanie odnaleźć się w bólu. Nie każda Uległa musi ból lubić. Nie każdą Uległą ból będzie podniecał…

   Co wcale nie znaczy, że nie jest prawdziwą Uległą a niestety najczęściej z takimi właśnie komentarzami może się ona spotkać kierowanymi pod jej adresem. Ból jest zaś przecież tylko jedną ze składowych ulegania i choć dla wielu jest wręcz najważniejszym wyznacznikiem to moim zdaniem powinien on być jak już to wyznacznikiem stopnia masochizmu a nie samej uległości. Uległość to bowiem coś więcej niż samo „posłuszne” wystawianie tyłeczka na lanie. Jak już to uległość jest raczej świadomością po jaką cholerę ten tyłeczek się wystawia? Lub dla kogo?  Tyłeczek można przecież wypinać nie tylko na razy czyż nie? :)

   Będą więc kobiety zainteresowane i potrafiące się odnaleźć czy wręcz potrzebujące uległości tak mentalnej jak i seksualnej. Kontroli i dyscypliny nie koniecznie „wymuszanej” laniem a raczej mniej lub bardziej upokarzającymi czynnościami jak chociażby stanie w kącie lub onanizowanie się na oczach Pana.

   Będą kobiety spragnione ostrego seksu stawiającego je w roli „ofiar” a odbywającego się na pograniczu gwałtu. Będą też kobiety potrzebujące zniewolenia lub unieruchomienia pragnące być zabawkami w ręku Pana gdzie to on będzie decydować o ich rozkoszy i którym do pełni szczęścia wystarczać będzie sama świadomość, że Pan może zadać im ból. Będą kobiety spragnione czuć władzę jaką ma nad nimi dominujący/a. Władzę, którą można sprawować na tysiące sposobów. Tym pełniejsza ona będzie i tym bardziej stymulująca i to nie tylko stronę uległą im pełniej będzie oparta na wiedzy o jej potrzebach i pragnieniach.

   Teoretycznie rzecz biorąc każda Uległa może się w bólu odnaleźć o ile tylko w odpowiednie i odpowiedzialne trafi ręce. Teoretycznie rzecz biorąc każda może go wręcz zacząć uwielbiać. Tylko po co skoro nie jest to jej do szczęścia potrzebne?

   Bo najpiękniejsze w tym całym bólu jest bez wątpienia to gdy to Uległa sama będzie chcieć i potrzebować oddać się swojemu Panu nie tylko w posłuszeństwie i rozkoszy ale także i w bólu, czyż nie?

   Bo otrzymujemy dokładnie to na co sobie najpierw zasłużymy.

 

Bo co ja mogę wiedzieć o bólu…

„Ciekawe, co osoba dominująca może o tym wiedzieć. o tym jak odczuwa się ból.

Bo coś tam się przeczytało. To nie wystarcza jak sądzę.

Żeby tak śmiało pisać należałoby być masochistą”     ~Lo

 

   No właśnie…Zdecydowanie nie mam w sobie nic z masochisty więc co ja w ogóle mogę wiedzieć o bólu. A przynajmniej tym mogącym „rodzić” podniecenie bo oczywiście ten zaliczany na co dzień ani ten fundowany sobie podczas treningów nie może się przecież liczyć. Do tego jako facet co ja mogę wiedzieć o rozkoszy i orgazmie? Męskie spuszczanie się, ulżenie swojemu fizjologicznemu napięciu ma się przecież nijak do skali odczuć i emocji towarzyszących kobiecemu szczytowaniu. Nie ma więc szans abym mógł zrozumieć czy to ból „rodzący” podniecenie ani ogromu doznań rodzących spełnienie. Wolę więc być „sprawcą” i obserwatorem? Tak bólu jak i rozkoszy :)))

 

  

   Coś tam i gdzieś tam rzeczywiście „się przeczytało” Uważam bowiem, że zanim się do czegoś zabierzemy warto zasięgnąć o tym choćby minimum wiedzy. Każdy powinien przynajmniej zapoznać się z zasadami bezpieczeństwa oraz z możliwymi zagrożeniami. Z czystego jednak lenistwa zapewne, zamiast pochłaniać tysiące tytułów wolałem skoncentrować się na tych, które wzbudziły moje szczególne zainteresowanie. Wczytując się w każdy wers a nawet czytając między wierszami. Wystarczy bowiem odrobina dobrych chęci aby kobieta była jak otwarta księga? :)))

   Większości nie chce się zaś nawet skoncentrować choćby tylko na „okładce”? Wystarczy zaś przecież położyć książkę… to znaczy „delikwentkę” sobie na kolanach i… :)

 

  

   Wystarczy nie tylko koncentrować się wyłącznie na zmieniającej się gamie kolorów na jej wypiętej do lania dupci aby dojrzeć w jej ułożeniu i napięciu mięśni jej „podejście do sprawy”. Zmieniając siłę… częstotliwość… intensywność… można obserwować nie tylko zmieniającą się kolorystykę. Można poczuć towarzyszące temu napięcia i odprężenia gdy zamiast kolejnego spodziewanego klapsa otrzyma delikatny pocałunek. Może nie wprost łagodzący pieczenie ale… jakże często wprawiający dupcie w jedyny w swoim rodzaju taniec. I jeśli samo już to nie powie nam wszystkiego o przeżywanym przez nią bólu to można przecież włożyć drugą rękę pomiędzy jej uda aby móc się w pełni rozkoszować jej przeżyciami. Wsłuchując się w jej oddech… wpatrując się w napięcia i rozluźnienia mięśni… wdychając zapach jej rozgrzanej skóry mniej lub bardziej zabarwiony zapachem jej soczków… czując na dłoni każdą wibrację jej pulsującej cipki… delektować się zmianą jej soczystości jakże zależną od przeżyć dostarczanych dupci….można rozkoszować się jękami jakie wydobywają się z jej zaciśniętego gardła gdy daje się jej na przemian ból i rozkosz.  :)))

 

 

   Wystarczy spojrzeć w jej oczy… w trakcie jeśli jest to możliwe… albo przynajmniej po… To co w nich zobaczę powie mi wszystko o bólu. O jej bólu. A inny się przecież nie liczy, czyż nie?

   Można nic nie rozumieć z kobiecej rozkoszy i nic nie wiedzieć o bólu po prostu go zadając. Ale można też być z nią w tej rozkoszy i bólu. Czując go i przeżywając to wraz z nią… poprzez nią?

 

„Strach przed zaangażowaniem” czyli tematy z e-maili do mnie

    

   Miłość do Pana… Czasami wręcz ślepa… Albo przynajmniej takie nim zauroczenie, że aż boli. Bardzo często to właśnie można znaleźć na blogach Uległych. Może nawet na większości ich blogów?

     Jest to oczywiście tylko jedna strona medalu i nie będę się kusił na gdybanie ile kobiet wchodzi w klimat z innych zgoła pobudek. Nie afiszując się z nimi bo w odróżnieniu od swoich zakochanych koleżanek je od razu okrzyknięto by dziwkami i to najgorszego kalibru i bez chwili wahania przypięto łatkę zboczenia.

     Nie każda kobieta wchodząca w klimaty szuka w nich spełnienia emocjonalnego i stałego związku opartego na BDSM w mniejszym lub większym stopniu. Śmiem nawet twierdzić, że większość zaczyna dla spełnienia swoich fantazji i szukając tu wrażeń i doznań o jakich mogą tylko pomarzyć w normalnych związkach i waniliowych relacjach. Jakaś tam część z nich wręcz nie chce lub nie może pozwolić sobie na tworzenie głębszych relacji z przyczyn osobistych a część po prostu szuka dobrej zabawy i ostrego rżnięcia?

     Będą też i takie , które będą bać się właśnie takiego zaangażowania uczuciowego w związek z dominującym. Jest to dosyć częste zwłaszcza na początku drogi w uległość. Bardziej niż bólu fizycznego czy upokorzenia mogą się bowiem bać odrzucenia i skrzywdzenia emocjonalnego. Bycie porzuconą nie jest miłym doznaniem bez względu na relacje pomiędzy partnerami. Tym boleśniejsze im bardziej się w daną relację zagłębimy emocjonalnie. Tym boleśniejsze im więcej sobą damy… A ulegając kobieta daje z siebie przecież wszystko?

     Być może racje mają więc Ci którzy wręcz zalecają dopiero odkrywającym ten świat kobietom aby tym bardziej nie szukały na początku swojej drogi związku a raczej doznań. Aby poznawały siebie dla siebie a nie dla jakże często nie zasługującego na to faceta?  Aby  potraktowały  to  jako  „wakacyjną przygodę”  i  to koniecznie bez zobowiązań?  Aby pod okiem kogoś doświadczonego i niekoniecznie tego wymarzonego ale za to znającego się na rzeczy sprawdziły na spokojnie czy to o czym śnią i fantazjują jest rzeczywiście tym co potrzebują? Czy wymarzone liny oplatające ich ciała w realu będą rzeczywiście podniecały czy tylko raniły? Czasami rzeczywiście lepiej to ocenić bez „zbędnego” bagażu emocjonalnego? Może rzeczywiście zdrowiej a na pewno bezpieczniej było by zaczynać swoją drogę w uległość od tzw „sesji pokazowych” gdzie krok po kroku dominujący pokazuje, tłumaczy i oswaja z tym co może choć  nie musi w kobiecie siedzieć?

     Osobiście jednak znam niewielu dominujących chcących się „bawić” w takie „wprowadzanie”. Większość woli od razu „założyć obrożę” a jeszcze więcej „dominujących” zaczyna od stawiania Uległej wymagań… Co nie najlepiej niestety świadczy o nich samych ale to już inna bajka…

     Niepewnym swojej uległości oraz tym nie chcącym się zaangażować choćby tylko przypadkiem pozostaję więc chyba tylko spisanie kontraktu i to koniecznie kontraktu terminowego. Na jeden weekend. Na 2-3 spotkania… Ilość, długość i częstotliwość tych spotkań to rzecz względna Najważniejsze jest tu bowiem jasne określenie terminu końcowego. Po którym to oczywiście można przystąpić do dalszych „negocjacji” :)

     A ponadto, co według mnie jest równie ważne a może wręcz ważniejsze to fakt, że kobieta domagająca się kontraktu występuje w roli osoby stawiającej wymagania a nie tylko i wyłącznie ślepo poddającej się wymaganiom drugiej strony? A to przecież właśnie strona uległa ma prawo stawiać wymagania i zastrzeżenia na początku znajomości. Dla własnego zresztą dobra. I bez znaczenie pozostaje fakt czy szuka się partnera na stałe i na „poważnie” czy tylko dla”zabawy” i sprawdzenia samej siebie.

 

„bierz i nie marudź”? :)

 

   Z jednej strony kobiety narzekają, iż my faceci zapominamy ile radości i przyjemności obu stronom może sprawić prezent znienacka i taki bez okazji choćby miał to być tylko kwiatek. Z drugiej zaś strony zwykły takie prezenty witać w stylu „nie masz na co pieniędzy wydawać”, „totalnie Tobie odbiło”, lub flagowe „czego chcesz?” lub „coś przeskrobał”. Że już nie wspomnę o „chcesz abym była gruba” lub „przecież się odchudzam!!!” jeśli wybór nasz padnie na jakieś słodkości. :)

     Jeszcze gorzej jest w „przedbiegach” chociaż tutaj kwiatek czy czekoladki jeszcze ujść mogą ale tylko to bo jeśli chodzi o coś konkretniejszego to od razu pojawia się podtekst zainteresowania i wiadomo od razu, że chodzi o zaciągnięcie obdarowywanej do łóżka. A przynajmniej jest tak w większości przypadków więc nic dziwnego, iż płeć piękna jest na coś takiego przewrażliwiona. Nawet jeśli dopuszcza prawdopodobieństwo wylądowania w łóżku z ofiarodawcą, już z nim w nim wylądowała lub zarzeka się, że uczyni to przy najbliższej nadarzającej się okazji. :)

     Pomijając oczywiście panie i panienki nastawione tylko i wyłącznie na czerpanie korzyści materialnych z mniej lub bardziej zażyłych związków to większość kobiet… no właśnie… nie chcą pozostawiać cienia podejrzeń, iż mogą się zaliczać do tej pierwszej grupy?

     Kobiety wkraczające w świat uległości zapominają tylko o jednym małym ale… Oddając się swojemu Panu i dając mu władzę nad sobą dają mu również prawo do kreowania ich świata po tej stronie drzwi a tym samym kreowania ich samych. Może to dotyczyć tak samo krótkich spotkań w hotelu a tym bardziej gdy w grę wchodzi dłuższy pobyt gdzieś razem. I nie koniecznie musi od razu mieć to podtekst 24/7.

     To Pan ma zaś przecież prawo do wyboru i założenia obroży chociażby, czyż nie? :)

 

   

   O ile jeszcze zakup takowej przez niego jakoś nie powoduje wielkich marudzeń to już zakup jakiegoś „wdzianka” w jakim chce on „skonsumować swoją sunię” stanowić może już nie lada wyzwanie. I to nie tylko w przypadku kobiet które nie mogą sobie pozwolić na zatrzymanie żadnego prezentu z przyczyn osobistych ale nawet i tych które mogłyby śmiało korzystać z niego na co dzień. Paradoksalnie łatwiej jest „wcisnąć” Uległej jakiś erotyczny gadżet który ma używać podczas spotkań a także pomiędzy spotkaniami niż choćby bieliznę erotyczną w jakiej ma się oddać swojemu Panu, nie wspominając już o czymś co nie ma wprost podtekstu bycia częścią szeroko rozumianego „suczego ekwipunku”. Czyżby powodem był fakt, że taki gadżet jest wciskany jej nie tylko w przenośni ale i dosłownie? :D

 

    

   Ot i kolejny problemik który warto „dogadać” na początku bo jeśli się tego nie dopatrzy to potem nie ma już przebacz i prezenty od Pana trzeba przyjmować grzecznie i nosić je z dumą. I cieszyć się, że nie trafiło si na sknerę wysyłającego kobietę aby za własne pieniądze się dla niego stroiła lub kupowała jakieś seks-gadżety na spotkania co też się niestety często zdarza. :(

      I nie marudzić. W końcu, jakby na to nie patrzeć, Pan będzie to przecież robił abyście czuły się dla niego piękniejsze :)

     Bo czyż nie o to między innymi ma tutaj chodzić? :)

 

zamiana ról?

    

   Paradoksalnie, w dzisiejszych czasach, gdzie z każdej strony atakowani jesteśmy golizną i seksem a wszędzie znaleźć można rady i porady co, gdzie, z kim i jak, dużo prościej i łatwiej idzie kobietom przyznawanie się do odmiennych preferencji seksualnych niż do faktu, że po prostu seks lubią i wręcz go potrzebują. Nawet jeśli będzie chodziło o seks z jej „ślubnym”. 

     Wiadomo. Złapanie chłopa jest dla kobiety celem życiowym a potem ma mu rodzić dzieci, prowadzić dom i grzecznie dawać dupy. I cieszyć się ze zdobyczy rewolucji seksualnej dającej jej prawo do przeżywania rozkoszy. Wróć… Prawo do orgazmu. Sama rozkosz bowiem już niebezpiecznie kojarzy się z odczuwaniem przyjemności z uprawiania seksu i nieuchronnie prowadzi do „podejrzeń”, iż delikwentka może lubić seks. Czyli być ni mniej , ni więcej jak zwykłą dziwką lub/i napaloną suką.

     Nie od dziś przecież „wiadomo”, że kobiety to delikatne istotki zainteresowane budowaniem relacji uczuciowych w związku a nie seksem. I traktujące seks jako sposób na utrzymanie przy sobie faceta. Tego nas się uczy od dziecka. Chuć i pożądanie jest i ma pozostać domeną facetów. Im też tylko wolno lubić seks bo to przecież normalne dla faceta, że myśli nie głową a fiutem. Kobiety zaś mają być nieskalane. Skąd jednak w takim razie bierze się przeświadczenie południowców, że za wyjątkiem oczywiście ich matek, wszystkie kobiety to „dziwki”?

     Żyjemy w świecie stereotypów i prawd nienaruszalnych. Czy się to jednak nam podoba czy nie, kobiety są również istotkami seksualnymi. Ba. Wręcz stworzone zostały do przeżywania rozkoszy. A co z tym zrobią i jak tą drzemiącą w nich i tłumioną moc spożytkują to już tylko ich powinno być wyborem. Zwłaszcza, że choć z tą kobiecą monogamicznością to też jest ponoć tylko bajka, to jednak w większości przypadków czerpanie rozkoszy i „lubienie seksu” odnosi się w przypadku kobiety do konkretnego mężczyzny.

     Co raz częściej, głośniej i odważniej dochodzą do głosu ci socjologowie, seksuolodzy i inni znawcy tematu którzy to nie tylko mają czelność walczyć z rządzącymi nami stereotypami ale na domiar złego udowadniają, że kobieca seksualność nie tylko nie ustępuje męskiej ale wręcz ją przewyższa a nasza męska chuć może się schować przy kobiecych chęciach i potrzebach. Nie mówiąc już o kobiecych możliwościach :)

     Rysują nam oni obraz prawdziwego demona seksu tkwiącego w kobiecie. Na nasze „szczęście” ukrytego tak głęboko pod wszelakimi stereotypami, poprawnym wychowaniem, presją społeczną itd. itp. że przynajmniej na razie nie grozi nam stanie się z myśliwych zwierzyną. :)

     Na nasze „szczęście” większość kobiet, nawet tych „wyzwolonych” często nie zdaje sobie sprawy z istnienia w nich tego demona. A może tylko boją się przyznać do jego istnienia?

     Zwłaszcza przyznać przed samą sobą :)