…seks czy nie seks ?

  

   Su słusznie przypomniała, nie po raz pierwszy zresztą, że BDSM to nie seks… na pewno nie jest to niestety tylko seks, bo wtedy przynajmniej dużo prościej byłoby podejść do wielu spraw. A choć zgadzam się z nią, że to głównie powinno być dbanie oraz branie i DAWANIE… to daleki byłbym od pomijania czysto seksualnego aspektu BDSM. Odnośnie miłości nie będę się wypowiadał w tym momencie, bo chociaż często pojawia się ona w relacjach D/U to jednak równie częste będą związki oparte na innych, choć równie ważnych relacjach. Będę nawet upierał się przy tym, że szacunek, bezpieczeństwo i szczerość są ważniejsze. Tylko na nich bowiem można zbudować odpowiedzialne relacje. Miłość bywa ważna. Bezsprzecznie. I piękna. Niestety równie często bywa ślepa…

   Tak. BDSM to nie tylko seks… W każdym bądź razie nie w czystym przynajmniej tego słowa znaczeniu. W relacjach D/U, zwłaszcza na S/M bardziej bazujących w ogóle może nie dochodzić do zbliżenia seksualnego. Również w typowym spankingu, seks nie wchodzi w rachubę a nawet często nie dochodzi tu nawet do obnażenia lub jak już to skończy się to na zsunięciu majtek. Bijący w każdym bądź razie koncentruje się na „laniu” bez dotykania sfer intymnych i ich stymulowania.

   Nawet jednak i w tych podanych powyżej przykładach nie da się jednak do końca pominąć czysto seksualnego aspektu sprawy. Z tej prostej przyczyny, że nawet zwykle „lanie” czy tez inne rodzaje tortur będą albo sposobem na rozładowanie seksualnego napięcia lub też rodzajem seksualnej stymulacji. To drugie jest nawet częściej spotykane. Master w trakcie sesji nie będzie co prawda źródłem zaspokojenia wzbudzonego w ten sposób pożądania. Może ono nastąpić nawet i po kilku godzinach w wyniku masturbacji lub seksu z kimś innym. Seks a w każdym bądź razie zaspokojenie seksualne i tu występuje.

   Przeważa jednak w Uległych potrzeba zaspokajania potrzeb seksualnych tak swoich jak i partnera. Jest to nie tylko potrzeba czysto fizycznego zaspokojenia ale również wynika z więzi jaka się tworzy pomiędzy Panem a jego Uległą. Nierozerwalnie wręcz związana z uległością potrzeba służenia swojemu Panu całą sobą. Ta potrzeba jest i w Uległych, które trzeba „zmuszać” i „gwałcić” i tylko wyraża się ona u nich w inny sposób. Również i masochistkom, tylko torturami podczas sesji zainteresowanym też nie jest ta potrzeba obca. Może po prostu dotyczyć nie tyle ich Mastera co na przykład stałego partnera.

   Są też oczywiście i Masterzy odżegnujący się od zbliżeń seksualnych ze swoją Uległą. Tłumacząc to choćby tym, że po tak wielkim oddaniu siebie i swojego bólu podczas sesji przez Uległą, byłoby brakiem szacunku z ich strony wobec Uległej tak po prostu wykorzystać ją później czysto seksualnie. Większość dominujących mężczyzn będzie jednak w BDSM widziało i szukało seksu. Taka i nasza męska natura i równie często takie pojmowanie nie tylko BDSM samego w sobie ale i związku z kobietą jako takiego.

   Seks i seksualność jest wiec nierozerwalnie z BDSM związana, czy tego chcemy czy nie chcemy. Możemy tylko nie chcieć aby dochodziło do rzeczywistego zbliżenia w trakcie sesji. Najważniejsza więc będzie próba samookreślenia się w tym względzie Uległej już na początku. Przynajmniej wstępne samookreślenie się a nawet i ono może nie być łatwe i również nie ostateczne. Każdy ma przecież prawo do zmiany zdania. :))

   Może to być oczywiście frustrujące dla obu stron, jeśli Uległa w trakcie sesji czy też pomiędzy sesjami, zmieni swoje zdanie i zechce zrezygnować z seksu jako takiego… Lepiej więc na początku określić się zbyt ostrożnie a w miarę poznawania i bycia z sobą pozwalać sobie na więcej.

   Największy problem z samookreśleniem się będą miały oczywiście początkujące Uległe. I tu jest wielkie pole do popisu dla jej potencjalnego Pana. Poznawać i nauczać. Budując przy tym szacunek, zaufanie i poczucie bezpieczeństwa. To jest wręcz jego obowiązek.

   I nie tylko zresztą jej potencjalnego Pana. W pogoni za własnym szczęściem a niekiedy i zapatrzeni we własne związki, zapominamy, że publikując cokolwiek na blogach, chcąc czy nie chcąc, bierzemy odpowiedzialność za tych wszystkich którzy dopiero wkraczają na tą drogę lub dopiero zaczynają szukać swojej drogi… Twórzmy im więc bardziej odpowiedzialny wizerunek związków D/U. Pokazując ich piękno nie zapominajmy i o ciemnych stronach…

 

Zimowe… atrakcje? :)

 

   Znajomy zwrócił mi tylko co uwagę, że do lata to jeszcze daleko i powinniśmy się więc raczej skoncentrować na atrakcjach jakie do wykorzystania daje nam zima. :))

   To, że za oknem biało można a nawet powinno się wykorzystać i nie trzymać na siłę naszej Uległej w domu. Mamy teraz bowiem jeden z najlepszych momentów aby naszą „Sunie” na spacer wyprowadzić dostarczając jej przy tym dodatkowych, ukrytych chociażby doznań. Możemy też oczywiście tak ubranej kazać przyjść do nas na sesje :)))

 
 
Bardziej w „bojach zaprawionym” a co najważniejsze bardziej zahartowanym można taki spacer jeszcze bardziej uatrakcyjnić oczywiście
 

             

 
  
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Aby zaś nam nasza „sunia” nie zmarzła można jej zaordynować trochę ćwiczeń rozgrzewających tudzież zabaw na śniegu :D
 
 
 
    

  

 

 

 

 

 

 

 

 

…tudzież innych Waszej pomysłowości pozostawionych. Również i takich zdecydowanie baaaaaaaaaaaaardziej rozgrzewających :)))

 

   W tym punkcie dojdziemy oczywiście do nieuniknionego dylematu, czy najpierw rozgrzać i schłodzić pozwolić , czy też ciekawszą wersją jest schłodzoną uprzednio dupcie rozgrzewać… nie zdołaliśmy niestety dojść do konsensusu wiec miłośnikom i miłośniczkom kompleksowego zajmowania się wypiętym tyłeczkiem pozostawiamy to do wyboru :)))

 
 

nawet Mistrzowi czasem brak słów…

  

   Kilka dni temu zaledwie napisałem, że szczęśliwi Ci, którzy odkrywają w sobie uległość nie będąc jeszcze lub już w stałym związku. A choć dodałem też, że ta potrzeba może się niestety pojawić w najmniej oczekiwanym momencie to jednak mimo wszystko muszę swój punk widzenia zweryfikować, po tym co znalazłem wczoraj u siebie na blogu…

   Pod moim poprzednim postem pojawił się komentarz będący w sumie tylko zaproszeniem na inny blog choć już w samej formie był i ogłoszeniem uleglej szukającej Pana. Samo zaproszenie pewnie bym zostawił nie wnikając za bardzo kto jest autorką. Nie chcąc jednak aby mój blog zamienił się w anonse, chciałem przed wykasowaniem tegoż napisać do autorki z wyjaśnieniami i prośbą o zamieszczenie jak już to mniej narzucającego się komentarza. Wszedłem wiec na jej blog i…

K… JEGO MAĆ…

ja taki ponoć wygadany a tylko to ze mnie się wydobyło !!! :(

13 LAT !!! 13 !!!!!
 
   No ja wiem… jestem cholernie staroświecki a dla niektórych okaże się pewnie i nie życiowy. Wiem, że i młodsze zaczynają współżycie a 13-letnie matki (?!?!) też się zdążają. A mimo to… cóż… ręce po prostu opadają…
 
   Fakt… rodzimy się z pewnymi predyspozycjami do takich czy innych zachowań seksualnych. Różny też bywa czas uświadamiania sobie tych potrzeb. Wiek nie do końca niekiedy określać będzie też naszą dojrzałość emocjonalną. Ale z całą świadomością stwierdzam, że tam pisało DZIECKO !!! Może i dobrze w swoich potrzebach seksualnych rozeznane co nie jest samo w sobie aż tak dziwnym czy nienaturalnym, to w każdym słowie odczytać można nadal dziecko! Wyczulone już co prawda na pewne sprawy lecz nadal naiwnością dziecka podchodzące do wielu kwestii. Nie widzące pełni zagrożeń. Nie świadome też niebezpieczeństw na jakie się wystawiła.

   Nie zwykłem oceniać ludzi zwłaszcza po ich preferencjach i potrzebach seksualnych. Jest jednak kilka spraw na które moja tolerancja nie tylko, że się nie rozciąga lecz do których podchodzę z odrazą i wręcz bezwzględnością.

   Każdy zaś na jej blog zaglądający mimowolnie narazić się może na pomówienie o pedofilie biorąc pod uwagę, że zamieszczone tam jej zdjęcia są niczym innym jak dziecięcą pornografią. Ich autorka zaś jeśli ukończyła rzeczywiście te 13 lat to sama już podciąga się pod prokuratora za ich upublicznienie. Każdy zaś kto się z nią skontaktuje w ten czy inny sposób pedofilem będzie z całą pewnością. Innymi słowy… choćby nie wiem jak pięknych i wzniosłych słówek będzie używać i jakie to powody podjęcia kontaktu by nie podawał, to w niczym nie zmienia to faktu, że w myśl prawa jest przestępcą a według mnie wręcz ZBOCZONYM DEGENERATEM zasługującym jedynie na wykastrowanie. Przynajmniej na wykastrowanie !!!

 

do lata daleko jeszcze, no ale… :)

 
Swego czasu trafił w moje ręce taki oto żarcik rysunkowy…
 
 
   Gdybając sobie nad tym kilka razy doszedłem do wniosku, że dało by się to wprowadzić w czyn. W wypadku pań przynajmniej… A teraz jestem tego już nawet pewien :)))
 
   
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

     

  
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Umiejętnie tylko trzeba dobrać rodzaj farby aby dało się zmyć dość łatwo ale w trakcie spaceru podniecenie nie wywołało zacieków na udach. :D
 

Kochanie?… na kolana Suko!

  
   Szczęśliwi Ci, którzy uległość lub dominacje odkryją w sobie w momencie niezaangażowania w związek. Tak przed podjęciem zobowiązań mniej lub bardziej formalnych wobec partnera/partnerki, lub po rozpadzie poprzedniego związku. Odpadają im dylematy moralne w stosunku do partnera. Mogą więc w pełni poświecić się odnajdywaniu prawdziwego siebie.
 

  

   Mnie od początku interesował szczególnie aspekt ludzi którzy swoje prawdziwe preferencje w tym i BDSM odkryli pozostając w stałym związku. Zapewne głównym powodem tego było, że i ja znalazłem się właśnie w takiej sytuacji. To moja eks pierwsza wyciągnęła w pewnym sensie ten temat. Chciała zrealizować swoją fantazje bycia potraktowaną jak dziwka i/lub być zgwałconą. Ja zaś jako zakochany po uszy młody żonkoś… cóż… poddałem się temu jej pragnieniu. A potem szybciutko poleciałem szukać czegoś na ten temat bo jeszcze wtedy zasadniczy błąd popełniałem starając się zrozumieć moją kobietę. Wpadłem przy tym jak śliwka w BDSM i tak mi już zostało do dzisiaj . Jej zaś szybko przeszło. Nie tylko to zresztą. :)

   Wiem więc z własnego doświadczenia jakie to bywa frustrujące. Wiem też ile błędów popełniłem. I jakie to były błędy. A to już chyba coś? :D

   Prawda zaś jak zwykle była prozaiczna… nie pamiętam kto to powiedział, lecz szło to jakoś tak, że nie ważne z kim się żenimy (za kogo wychodzimy)… następnego dnia okazuje się ona/on i tak zupełnie inną osobą. Innymi słowy wiążemy się bardziej z naszymi wyobrażeniami o tej osobie a nie z jej rzeczywistym wizerunkiem. Mało z nas zadaje sobie trud prawdziwego i dogłębnego poznania naszego partnera. O pewnych sprawach, głównie seksie w sumie w ogóle się nie rozmawia przed a i równie mało w trakcie. Do tego dochodzi jeszcze i to, że choć według mnie z pewnymi predyspozycjami do bycia dominującym bądź uległym już się rodzimy, to jednak nasza dominująca natura czy potrzeba uległości pojawić może się dość późno i to w najmniej oczekiwanym momencie. Pojawia się wówczas mały problem co z tym „fantem” zrobić.

   Zapomnieć? I to jakieś wyjście . Niemniej jednak poświęcanie samego siebie dla drugiej osoby nawet bardzo kochanej, choć oczywiście bardzo „szlachetne” to jednak jest polityką dość krótkowzroczną. Niewielu z nas znajdzie w sobie dość siły aby to w sobie stłumić. Prędzej czy później może to w nas wybuchnąć a im dłużej to w sobie tłumiliśmy, tym wybuch ten może być potężniejszy. Do tego stopnia, że poddając się temu zniszczymy wszystko co z takim trudem osiągnęliśmy. Nawet zaś jeśli temu się nie poddamy, to rosnąca w nas frustracja niezaspokojenia odbijać się będzie na naszym związku.

   Szukać spełnienia? Ale jak i gdzie… u swojej partnerki lub partnera czy też poza związkiem?

   Faceci mają w tej kwestii zdecydowanie łatwiej. Łatwiej nam bowiem przychodzi rozgraniczenie seksu od miłości. Ba. Równie często rozgraniczenie to będzie wręcz oznaczało, że z naszą kobietą a tym bardziej matką naszych dzieci będziemy się tylko (?) kochać i to po Bożemu a seksu którego tak na prawdę pragniemy szukać będziemy gdzie indziej. Syndrom Madonny, czy jak to zwał dość dobrze przedstawiony w „Depresji Gangstera”…

   Nie wypowiadam się odnośnie uległości mężczyzn bo jest to dla mnie temat i obcy i nie do końca w sumie zrozumiały. Tak jednak przy męskiej potrzebie ulegania a tym bardziej potrzebie dominowania, powinniśmy sobie najpierw odpowiedzieć chyba na dwa pytania. Po pierwsze, czy te nasze fantazje dotyczą naszej partnerki/żony a jeśli tak to czy przypadkiem nie jest już za późno na szukanie naszego spełnienia pragnień w związku, bo wszystko w międzyczasie spieprzyliśmy?

   I w tej kwestii my faceci mamy o wiele prościej. O wiele prościej zaszczepić nasze pragnienia w partnerce i sprawić, że się nimi zainteresuje i to szczerze, niż zmusić faceta do odrobiny inwencji i w pewnym sensie poświęcenia się swojej partnerce. Jednym z głównych powodów tak obecnie sporego zainteresowania kobiet BDSM są bowiem nie tyle same techniki jakie można tu znaleźć co atencja jaką partner jej okazuje tak w trakcie, jak i przed i po. Zainteresowanie jej potrzebami i jej rozkoszą co jest rzadko niestety spotykane w „normalnych” związkach gdzie seks szybko przeradza się wręcz w mechaniczny obowiązek. Służący bardziej zaspokojeniu potrzeb faceta niż rzeczywistym potrzebom i pragnieniom kobiety. Nas satysfakcjonuje sam akt do tego stopnia, że oddzielamy współżycie od dnia codziennego.  Kobiety zaś podchodzą do tego jednak bardziej kompleksowo i dla nich nasze wylegiwanie się przed telewizorem ma bezpośrednie przełożenie na jej pragnienie seksu. Nie mają jakiegoś przełącznika, który po przejściu progu sypialni z żony czynić je będzie kochankami i tylko kochankami. W odróżnieniu do nas do łózka idą z pełnym bagażem mijającego dnia (w najlepszym bądź razie tylko jednego dnia) i „głupie”, z naszego punktu widzenia 5 min ociągania się w wyrzuceniu śmieci o którym już zapomnieliśmy, ją może niestety przyprawiać o „ból głowy”. Chcąc więc zmienić coś w seksie z naszą ukochaną, musimy nie tylko zadbać o odpowiednią atmosferę w sypialni zmieniając nasze podejście do niej z „brania” na „dawanie” ale „grę wstępną” zaczynać trzeba już od progu po powrocie z pracy bo cudów nie ma. A już na pewno nie na zamówienie. Aby mieć coś… najpierw trzeba coś dać.

   Niestety większość z nas będzie po prostu za leniwa aby chociażby uszanować inne podejście kobiet do współżycia a dla wielu zmiana tego przekraczać będzie ich zdolności. Nawet zdolność zwykłego pojmowania i kojarzenia faktów. Tacy na pewno pójdą na łatwiznę i poszukają sobie kochanki dla spełniania swoich fantazji erotycznych. O kochankę przecież nie trzeba dbać aż tak jak o żonę. Zwłaszcza o taką Uległą bo jak nie zrozumie swojego miejsca to się ją po prostu wymieni na inną.

   I sporo jest Uległych w pełni akceptujących takie a nie inne miejsce dla siebie. Nie zdziwmy się jednak gdy i nasza partnerka tak samo do tego podejdzie i również poza związkiem szukać będzie swojego spełnienia.

   Tym „leniwym” pozostaje wiec tylko wznieść toast: „za nasze żony i kochanki…. oby się nigdy nie spotkały”.

   A jeśli już się jednak spotkały to aby wyrozumiałością się wykazały choć tekst z poniższego obrazka raczej nie jest zbyt przekonujący. :)

 
 
   Osobiście jednak uważam, że zdrada jest ostatecznością do której namawiać nikogo nie zamierzam. Najpierw warto przynajmniej spróbować w kobiecie swojej odnaleźć tą „doskonałość” lub też pozwolić jej tą „doskonałość” w sobie odnaleźć aby była i „damą na salonach i dziwką w łóżku”. Lub Suką. Jak kto woli i jak potrzebuje. A w swym facecie móc odnaleźć Pana i Władcę, nie zabijając w nim przy okazji partnera. Zwłaszcza, że już przy tej pierwszej próbie możemy się bardzo przyjemnie zdziwić. :)
  
   Trudne to ale nie niemożliwe. Zwłaszcza, że na początku, nawet i tylko namiastka dominacji lub uległości z dodatkiem prawdziwego uczucia może wynieść was na najprawdziwsze wyżyny. I wtedy już dużo łatwiej na pewne kompromisy i poświecenia. Ale o tym już w kolejnej części…   c.d.n.
 

„Zasady” dla początkujacych…

  

   Gdy słucham lub czytam o ZASADACH jakie w BDSM (ponoć) są to nie wiem czy się śmiechem zanosić czy łzy ronić… :(

   Uległe są rożne i rożne mają potrzeby… Ok. Znaczy to tyle tylko, że będą i takie które wręcz będą potrzebować i pragnąć zdominowania wręcz totalnego. A przynajmniej konkretnego pokazania im gdzie jest ich miejsce. Z całą masą „odpowiedniego” słownictwa, zasad i rytuałów.

   I niech im będzie obojgu jak najlepiej. Szczerze !!! Problem w tym tylko taki malutki, że Ci którzy tak twardo trzymają się tych wszelakich rytuałów zapominają, że nie wszystkim mogą one odpowiadać. To co jednym będzie wręcz niezbędne do szczęścia i samookreślenia i doprowadzi ich na wyżyny podniecenia u innych może powodować oziębłość lub nawet niesmak. Lub pusty śmiech. Na przykład u par znających się przed odkryciem BDSM i próbujących je zaadoptować do własnego związku.

   Zwłaszcza tym ostatnim powielanie wzorców znalezionych u innych często nie wychodzi na dobre. A już wręcz staną na straconej pozycji jeśli zamiast zrozumienia własnych potrzeb i pragnień bazować będą na zaczerpniętych skądś tam zasadach…

   W BDSM jest ich zaś tylko kilka. Poznanie, zrozumienie, akceptacja, szczerość, szacunek, zaufanie i bezpieczeństwo. I TYLKO TE choć osobiście bardziej bym je odbierał jako prawa a nie jako zasady. Cała reszta to już tylko dodatki które należy dobierać UMIEJĘTNIE I Z WYCZUCIEM w ten sposób aby to NAM sprawić mogły jak największą przyjemność. Sztuka BDSM nie polega na powielaniu czyichś wzorców a na znajdowaniu własnej, oryginalnej drogi… Bo nie ma czegoś takiego jak jedynie właściwa droga… jedynie właściwa tresura i jedynie właściwie ułożona Uległa.

   A właściwie to jest. Tyle ze dla każdego inna. :)

   Szukanie zaś jakichś tam zasad na blogach u innych… cóż… niesie za sobą spore ryzyko. Zwłaszcza dla początkujących. Moja dobra znajoma tak mnie swego czasu zachęcała do rozpoczęcia pisania mojego bloga:

   ” … szkoda, że nie piszą takich teoretycznych blogów, i szkoda, że czasami psują głowę nowym mężczyznom i początkującym kobietom… a czasami taki młody mężczyzna czytając blog uległej, może mu się wydawać, że on też tak musi. mieć kobietę bezwzględnie uległą, która będzie go traktowała jak Boga, a jak trafi się na jakąś przeszkodę, może wtedy albo się zrazić albo gorzej; popaść w kompleksy lub poczuć porażkę, także to chyba działa w dwie strony, nie tylko trzeba uświadamiać przyszłe suki, ale też ostrzegać przyszłych masterów przed tym, że nie wszystko jest tak jak piszą na blogu czy o tym mówią na internecie :))))…  Monika”

   Nie ma wiec czegoś takiego jak ZASADY które można by znaleźć na blogach u innych. Są tylko… hmm… wzorce? Nie wszystkie do zaakceptowania. Nie wszystkie do nas pasujące. A i te które u nich się super sprawdzają innym mogą wszystko popsuć.

   Osobiście unikam powielania wszelkich schematów. Nie daje też nigdy rad a tylko pewne wskazówki. Przed „zasadami” i schematami zaś wręcz ostrzegam. A także przed ludźmi, którzy wiedzą najlepiej (!) jak Sukę należy traktować i tresować. Problem z nimi bowiem jest taki, że jak już swoją „odpowiednio” wytresują to zaczynają się na inne przerzucać. I mala jeszcze bieda jak się tylko z „dobrymi radami” wyrywają… A są i tacy „guru” co potrafią tych nie poprawnych zjechać, ośmieszyć a ich Uległe wyzywać od źle wychowanych…

   eh… nie ma to jak EGO, czyż nie? Ciekawi mnie tylko dlaczego tak często zmieniają Uległe… przecież były tak WSPANIALE I POPRAWNIE wychowane… sorki… wytresowane… :)

 

Nagość…

 

   Nagość w dzisiejszych czasach stała się tak powszednia i tak „normalna”, że z dnia na dzień staje się co raz mniej podniecająca. Tak dla facetów atakowanych zewsząd golizną, jak i dla kobiet ze względu na co raz mniejszy wstyd jaki nagość sama w sobie w nich wywołuje… a wstyd przecież bardzo silnie pobudza podniecenie. O ile oczywiście nie jest blokowane kompleksami.

   Spowszednienie nagości powodować będzie u wielu mężczyzn pogoń za dodatkami mającymi dla nich uatrakcyjnić gołe ciało. Lateks, skóra, nawet sznur czy łańcuch na nagim ciele w niewielkiej nawet dawce mogą diametralnie zmienić sposób postrzegania stojącej przed nami kobiety. Faceci w większości są wzrokowcami ale nadmiar „golizny” najwyraźniej nie stanowi dla nas wystarczającej podniety. Staramy się więc tą „goliznę” w podniecający nas sposób przyozdobić. Taka obroża choćby, oprócz wiadomego symbolu naszej władzy będzie też miała czysto estetyczny wymiar. A i w samej tylko obroży Uległa już nie jest tak całkiem goła. :)

   Dodatki mogą też w oczywisty sposób uwypuklić walory Uległej lub dla jej lepszego samopoczucia ukryć niedoskonałości. Przede wszystkim te które ulęgły się w jej główce. Nie zastąpi to oczywiście na dłuższą metę pracy nad samooceną kobiety ale na początku przynajmniej pozwoli jej na większe otwarcie się na doznania bo nie będzie myśleć o tym, że na widok Pana wystawia o kilka centymetrów za dużo…

   Aby polepszyć samopoczucie naszej Uległej na początku nim zwalczymy jej kompleksy, nie potrzeba nawet wielkich funduszy na jakieś mniej lub bardziej wyszukane stroje. Cuda prawdziwe czyni zwykła opaska na oczy :)))

 
 
   Nie zapominajmy bowiem, że prawdziwe piękno sesji nie tkwi w technikach a tym bardziej w ilości ofiarowanego bólu czy rozkoszy. Piękno jej stanowi magia jaką stworzymy. A magia tak jak i podniecenie rodzi się w główce naszej Uleglej. I tam też powinniśmy szukać sposobów na jej najpełniejsze wykorzystanie… innymi słowy dla niej i przeciw niej wykorzystajmy to co już w niej tkwi. Co stanowi jej piękno a z czego niekiedy ona sama nie zdaje sobie nawet sprawy.

   Trzeba się więc nieco cofnąć i sprawić aby znowu poczuła wstyd… ten „pozytywny”. Niczym za pierwszym razem. A trudne jest to o tyle, że nawet początkujące Uległe obnażanie się przed swym Panem traktują wręcz jako coś oczywistego. Jak naturalną część samych siebie i swojej uległości. Trzeba więc czasami włożyć sporo wysiłku aby stojąc przed nami jak je Pan Bóg stworzył znowu poczuły się nagie…

   Pomocne temu jest dość rygorystyczne trzymanie się zasady w sumie dość znanej, że naga jest Uległa a dominująca osoba pozostaje ubrana. Uwypukla to jeszcze dosadniej jej nagość. Zwłaszcza w odczuciu Uleglej. Pokazuje też, kto tu rządzi.

 
   Będą oczywiście chwile i Uległe, gdzie będzie trzeba brutalnie zerwać z nich odzienie. Intensywność tego czynu zaś przełoży się w sposób naturalny na podniecenie obu stron. To samo odnosić się będzie do nieuchronności tegoż a i nie bez znaczenia będzie również jakże słodka niepewność co nastąpi po tym. Nie zapominajmy jednak, że choć spora ilość kobiet ma fantazje o „gwałcie” to jednak tylko nieliczne odnajdą w sobie dość chęci, siły jak również zaufania do swojego Pana, aby się takowemu poddać. I jakkolwiek takie obnażenie potrafi być stymulujące to nie ma się co oszukiwać, może być ono cokolwiek kosztowne. A i po pewnym czasie może się po prostu znudzić. Siłowe wymuszanie nagości jest wiec raczej traktowane jako urozmaicenie czy dodatek. Stosowane też z uwagą i ostrożnością gdyż nieodpowiednio używane może doprowadzić do wywołania u Uleglej paniki. Wiele też Uległych podkreśla, że nie siła dominującego sama w sobie jest dla nich podnietą a władza psychiczna jaką nad nimi posiada. A tą można tworzyć czy też raczej celebrować już na etapie obnażania Uległej.
 
   Nieco trywialnym uproszczeniem sobie życia jest więc posłanie jej do „łazienki” aby tam przebrała się w swój „uniform”. I choć samo to w sobie jest już przejawem naszej władzy nad Uległą to jednak przeskakujemy tak bardzo ważny element budowania tak naszej nad nią władzy jak i nastroju sesji. Jeśli już chcemy lub musimy mieć Uległą szybko gotową do dalszej części, to lepiej się sprawdza nakazanie jej aby na sesje/spotkanie pojawiła się odpowiednio „przebrana”. :)))
 
   Osobiście jestem jednak za celebrowaniem obnażania i choć daleki jestem od robienia z tego jakiegoś tam ceremoniału to jednak umiejętne wykorzystanie pewnych zasad prowadzić może do budowania lub utrwalania naszej władzy nad Uległą.
 
   Po pierwsze nigdy się nie spieszyć. Odpowiednio dobrane tempo obnażania, zwłaszcza połączone w wstępna stymulacją Uleglej nie pozwoli jej na skoncentrowaniu się na procesie rozbierania. Nie pozwalajmy jej myśleć o nagości jaka ją nieuchronnie czeka. Dzięki temu gdy już ona nastąpi będzie ona dla niej wręcz zaskoczeniem mogącym i u bardziej doświadczonej „suki” wywołać rumieniec wstydu. Bez większego znaczenia będzie już fakt, czy pozwolimy Uleglej samej ciuszki pod nasze dyktando zrzucać, sami będziemy ją rozbierać czy też „podzielimy się ” tym miedzy siebie. Daje to tak wiele rożnych możliwości, że samo rozbieranie wprowadza podniecający dla wielu Uległych element niewiadomej. Dodajmy do tego niepewność która cześć garderoby kolejna wyląduje na „podłodze” oraz co może nastąpić JESZCZE pomiędzy pozbywaniem się kolejnych jej części a już w trakcie rozbierania możemy doprowadzić kobietę na granice wrzenia. Samo więc rozbieranie może być nie tylko integralną i rozpalającą częścią sesji, a nawet sesje można oprzeć w sumie tylko na samym rozbieraniu. Wspomniana wcześniej opaska na oczy sprawdza się bezbłędnie w tym przypadku nie tylko u kobiet cierpiących na kompleksy. :)))

   Nie zawsze oczywiście będzie i czas i chęci na takie rozpalanie Uległej do czerwoności i po prostu szybciej będziemy chcieli się dobrać do miodku lub nasza Uległa będzie i bez tego już tak rozpalona, że trzymanie jej dłużej w tym stanie podpadać będzie pod nieludzki sadyzm. Nawet jednak i wówczas nie powinniśmy zapominać o pracy nad tym aby nagość nie stała się dla niej tylko obowiązkiem. Oddaniem pełni siebie tak… kwintesencją uległości… poniekąd. Ważne jest jednak aby nie była „codziennością” bo wtedy zaniknie w Uległej chęć jeszcze pełniejszego obnażenia się i oddania… zniszczy w niej nawet te najbardziej znikome pokłady wstydu a co za tym idzie upodobni ją do robota czy tez może raczej do lalki.

   Pozwólmy więc naszym Uległym należycie cieszyć się ich nagością. Nauczmy i je i siebie przy okazji czerpać z niej pełną radość. A gdy już ją osiągniemy zdejmijmy z niej tą ostatnią „opaskę” a ujrzymy je zawstydzone swoją nagością tak jak za pierwszym razem :)))