pod klimatyczną choinkę…

  

   Życząc wszystkim spokojnych i zdrowych świąt Bożego narodzenia… rzutem na taśmę czy też może raczej rzutem na choinkowy łańcuch, dzięki pomocy i życzliwości jednej z moich czytelniczek mogę Wam wszystkim „sprezentować” pod klimatyczną rzecz jasna choinkę wersje w .pdf książki pań Paliny Reiter i Alicji Długołeckiej „Seks na wysokich obcasach” :)

 

 

plik znajdziecie pod tym linkiem:

 

http://chomikuj.pl/Bagor/ksiazki/w+prezencie/Seks+na+wysokich+obcasach,3383015175.pdf

w specjalnej ofercie świątecznej plik jest do pobrania bez konieczności logowania się do serwisu i „za darmo” na koszt mojego limitu transferu. :)

wystarczy podać hasło: mistrziopiekun

 

znajdziecie u mnie również inny warty zapoznania się z nim tytuł polecany przez wiele osób.

chomikuj: Inna rozkosz

życzę miłej lektury.

Na własną Waszą odpowiedzialność oczywiście :D

 

ps: jeśli któryś z linków nie działa to proszę o kontakt. prześle plik mailem

 

przedświątecznie… refleksyjnie?

   Przedświąteczna gorączka nie sprzyja jakimś tam konkretniejszym rozważaniom i „zawracaniu dupy” sprawami dupy.

   Święta Bożego Narodzenia w mniejszym lub większym stopniu wymuszają na nas jednak refleksje i zadumę. Co raz rzadziej tą religijną a co raz częściej ot taką przyziemną… egzystencjalną… z perspektywy mijającego kolejnego roku… i z perspektywą noworocznych planów i postanowień…

   I  aby znowu nie było tak samo i tak samo się nie skończyło, warto może spojrzeć w innym świetle na siebie samą lub w przypadku panów na ich partnerkę/żonę i z innej perspektywy. Choćby i tej którą na łamach Wysokich Obcasów serwują nam w kolejnym wywiadzie panie Paulina Reiter i Alicja Długołęcka do którego pozwolę się odnieść już po świętach.

http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,114757,14944583,Orgazm__Trzecia_brama.html#BoxLSTxt

  

   Ludziska dzielą się ponoć na tych którzy chcą pani Długołęckiej postawić pomnik za życia i na tych co najchętniej widzieli by ją na stosie. Na pewno nie można przejść obojętnie wobec poruszanych przez nią tematów i wobec „nowego” sposobu postrzegania kobiecej seksualności a tym samym innego postrzegania samych kobiet. Nie powinno się wobec tego przejść obojętnie dla naszego własnego dobra choć oczywiście z pewnymi faktami nie ma się co po prostu kłócić i chodzi już raczej o to iż każdy z nas musi wyrobić sobie własne zdanie czy takie a nie inne podejście jest nam potrzebne do szczęścia?

 

  Wcześniejsze felietony tego „duetu” zebrano i w formie książkowej wciąż dostępnej w księgarniach. Niestety nie zlokalizowałem nigdzie wersji w .pdf którą można by było sobie samemu wydrukować. Pozostaje więc szukać po tytułach w archiwum Wysokich Obcasów lub liczyć na więcej szczęścia i życzliwość osób, które takowy tekst osiadają i zechcą się nim podzielić.

      Nie jest to na pewno pozycja na prezent pod choinkę. Na pewno nie jest to prezent dla partnera lub partnerki. Jak już to dla nas samych. I to na własną odpowiedzialność :)

 

PS: dziękuje wszystkim tym którzy nie omieszkali upewnić się, że nie przeoczę tego artykułu. :D

 

troche „bolesnej” systematyki…

   W podejściu ludzi do bólu a zwłaszcza przeżywania go w połączenie z rozkoszą występuje całe spektrum zachowań i zahamowań ale zasadniczo można wyróżnić trzy rodzaje postaw zwłaszcza uległych kobiet wobec tego aspektu masochizmu i tego rodzaju technik stosowanych w relacjach D/U.

   Z jednej strony mamy więc Uległe wręcz „zakochane” w bólu i jego przeżywaniu oraz w ofiarowywaniu siebie właśnie poprzez ból. „Mające to w sobie” już przed wkroczeniem na drogę uległości i oddania a także i te , które z mniejszym już większym szokiem odkryły to w sobie w trakcie związku/relacji. Tak te wręcz potrzebujące bólu do „prawidłowego funkcjonowania” jak i te podchodzące do tego jak do przedniej zabawy gdzie zadawany im ból dodaje całości podniecającej pikanterii.

   Druga grupą są kobiety akceptujące ból jako technikę wobec nich stosowaną. Zadawany im ból nie jest wprost czynnikiem „podniecającym” w ich przypadku a raczej działa na nie podniecająco w sposób pośredni poprzez dumę i zadowolenie z faktu, że dały radę, że „nie wymiękły”. Jest sposobem na okazanie oddania Panu i posłuszeństwa. Ból będzie dla nich jedynie środkiem do wyrażenie siebie w stosunku do swojego Pana. Są to również kobiety potrzebujące bólu do wyciszenia dzięki któremu mogą dopiero oddać się całkowicie mężczyźnie.

   Specyficzną grupą kobiet tylko akceptujących stosowanie wobec nich bólu będą miłośniczki „gwałtu”. Dla takich kobiet zadawanie im bólu bez odpowiedniej otoczki będzie nie do zaakceptowania. Dotyczyć to będzie zresztą nie tylko samego sposobu w jaki ten ból będą gotowe przyjmować ale również i określonego rodzaju bólu jednoznacznie kojarzącego się im z „gwałtem”

   No i na koniec kobiety kompletnie bólem nie zainteresowane. Bojące się go, bólu nie lubiące lub po prostu bólu nie potrzebujące. Nie odnajdujące się w żaden sposób w przeżywaniu bólu a swoją uległość wobec partnera potrzebujące i potrafiące okazać na tysiące innych sposobów.

   Nigdy też nie należy zapominać, że kobieta zmienną jest więc nie jest to jakieś stałe kryterium nie podciągające się bynajmniej pod jakieś prawa czy prawidła. To co dziś może podniecać jutro może studzić. To co jednemu mężczyźnie kobieta odmówi innemu będzie gotowa oddać rozpływając się w zachwycie nad czymś co dzień lub dwa dni wcześniej po prostu ją przerażało lub zgoła odpychało. Ale o tym w kolejnych odcinkach :)

   Jest też jeszcze jedna grupa kobiet… osobiście podciągam to pod patologię. Występującą nie tylko w tym światku ale jeszcze częściej może nawet będziecie to w stanie widzieć po sąsiedzku… Mówię o kobietach zgadzających się na wszystko i znoszących i ból i niejednokrotnie zwykłe upodlenie dla swojego faceta. Niejednokrotnie męża. Wszystko aby tylko go nie stracić. Dla mężusia… pana i władcy …

   No, ale to jest w końcu ok bo poświęcone czyż nie? I przez sakrament nasze zamiłowanie do męczennictwa? Bo jak to samo ale niosące kobiecie rozkosz to już rozpusta wołająca o pomstę do nieba, co nie?

 

wszystko co chcielibyście wiedzieć o bólu a o co boicie się spytać…..

  

    Niby już o tym pisałem w poście o bólu ale jak widać nigdy za wiele…

   „Czuję, że uległość właśnie jest wewnątrz mnie, ale moim problemem jest fakt, że nie jestem jakoś szczególnie odporna na ból. Myślisz,że mam jakieś szanse w tym świecie?”     Aman.nda

   Po pierwsze i być może nawet najważniejsze…

   Nie każda Uległa potrzebuje i pragnie bólu. Nie każda Uległa jest stworzona do jego przyjmowania. Nie każda Uległa będzie chciała lub być w stanie odnaleźć się w bólu. Nie każda Uległa musi ból lubić. Nie każdą Uległą ból będzie podniecał…

   Co wcale nie znaczy, że nie jest prawdziwą Uległą a niestety najczęściej z takimi właśnie komentarzami może się ona spotkać kierowanymi pod jej adresem. Ból jest zaś przecież tylko jedną ze składowych ulegania i choć dla wielu jest wręcz najważniejszym wyznacznikiem to moim zdaniem powinien on być jak już to wyznacznikiem stopnia masochizmu a nie samej uległości. Uległość to bowiem coś więcej niż samo „posłuszne” wystawianie tyłeczka na lanie. Jak już to uległość jest raczej świadomością po jaką cholerę ten tyłeczek się wystawia? Lub dla kogo?  Tyłeczek można przecież wypinać nie tylko na razy czyż nie? :)

   Będą więc kobiety zainteresowane i potrafiące się odnaleźć czy wręcz potrzebujące uległości tak mentalnej jak i seksualnej. Kontroli i dyscypliny nie koniecznie „wymuszanej” laniem a raczej mniej lub bardziej upokarzającymi czynnościami jak chociażby stanie w kącie lub onanizowanie się na oczach Pana.

   Będą kobiety spragnione ostrego seksu stawiającego je w roli „ofiar” a odbywającego się na pograniczu gwałtu. Będą też kobiety potrzebujące zniewolenia lub unieruchomienia pragnące być zabawkami w ręku Pana gdzie to on będzie decydować o ich rozkoszy i którym do pełni szczęścia wystarczać będzie sama świadomość, że Pan może zadać im ból. Będą kobiety spragnione czuć władzę jaką ma nad nimi dominujący/a. Władzę, którą można sprawować na tysiące sposobów. Tym pełniejsza ona będzie i tym bardziej stymulująca i to nie tylko stronę uległą im pełniej będzie oparta na wiedzy o jej potrzebach i pragnieniach.

   Teoretycznie rzecz biorąc każda Uległa może się w bólu odnaleźć o ile tylko w odpowiednie i odpowiedzialne trafi ręce. Teoretycznie rzecz biorąc każda może go wręcz zacząć uwielbiać. Tylko po co skoro nie jest to jej do szczęścia potrzebne?

   Bo najpiękniejsze w tym całym bólu jest bez wątpienia to gdy to Uległa sama będzie chcieć i potrzebować oddać się swojemu Panu nie tylko w posłuszeństwie i rozkoszy ale także i w bólu, czyż nie?

   Bo otrzymujemy dokładnie to na co sobie najpierw zasłużymy.

 

Bo co ja mogę wiedzieć o bólu…

„Ciekawe, co osoba dominująca może o tym wiedzieć. o tym jak odczuwa się ból.

Bo coś tam się przeczytało. To nie wystarcza jak sądzę.

Żeby tak śmiało pisać należałoby być masochistą”     ~Lo

 

   No właśnie…Zdecydowanie nie mam w sobie nic z masochisty więc co ja w ogóle mogę wiedzieć o bólu. A przynajmniej tym mogącym „rodzić” podniecenie bo oczywiście ten zaliczany na co dzień ani ten fundowany sobie podczas treningów nie może się przecież liczyć. Do tego jako facet co ja mogę wiedzieć o rozkoszy i orgazmie? Męskie spuszczanie się, ulżenie swojemu fizjologicznemu napięciu ma się przecież nijak do skali odczuć i emocji towarzyszących kobiecemu szczytowaniu. Nie ma więc szans abym mógł zrozumieć czy to ból „rodzący” podniecenie ani ogromu doznań rodzących spełnienie. Wolę więc być „sprawcą” i obserwatorem? Tak bólu jak i rozkoszy :)))

 

  

   Coś tam i gdzieś tam rzeczywiście „się przeczytało” Uważam bowiem, że zanim się do czegoś zabierzemy warto zasięgnąć o tym choćby minimum wiedzy. Każdy powinien przynajmniej zapoznać się z zasadami bezpieczeństwa oraz z możliwymi zagrożeniami. Z czystego jednak lenistwa zapewne, zamiast pochłaniać tysiące tytułów wolałem skoncentrować się na tych, które wzbudziły moje szczególne zainteresowanie. Wczytując się w każdy wers a nawet czytając między wierszami. Wystarczy bowiem odrobina dobrych chęci aby kobieta była jak otwarta księga? :)))

   Większości nie chce się zaś nawet skoncentrować choćby tylko na „okładce”? Wystarczy zaś przecież położyć książkę… to znaczy „delikwentkę” sobie na kolanach i… :)

 

  

   Wystarczy nie tylko koncentrować się wyłącznie na zmieniającej się gamie kolorów na jej wypiętej do lania dupci aby dojrzeć w jej ułożeniu i napięciu mięśni jej „podejście do sprawy”. Zmieniając siłę… częstotliwość… intensywność… można obserwować nie tylko zmieniającą się kolorystykę. Można poczuć towarzyszące temu napięcia i odprężenia gdy zamiast kolejnego spodziewanego klapsa otrzyma delikatny pocałunek. Może nie wprost łagodzący pieczenie ale… jakże często wprawiający dupcie w jedyny w swoim rodzaju taniec. I jeśli samo już to nie powie nam wszystkiego o przeżywanym przez nią bólu to można przecież włożyć drugą rękę pomiędzy jej uda aby móc się w pełni rozkoszować jej przeżyciami. Wsłuchując się w jej oddech… wpatrując się w napięcia i rozluźnienia mięśni… wdychając zapach jej rozgrzanej skóry mniej lub bardziej zabarwiony zapachem jej soczków… czując na dłoni każdą wibrację jej pulsującej cipki… delektować się zmianą jej soczystości jakże zależną od przeżyć dostarczanych dupci….można rozkoszować się jękami jakie wydobywają się z jej zaciśniętego gardła gdy daje się jej na przemian ból i rozkosz.  :)))

 

 

   Wystarczy spojrzeć w jej oczy… w trakcie jeśli jest to możliwe… albo przynajmniej po… To co w nich zobaczę powie mi wszystko o bólu. O jej bólu. A inny się przecież nie liczy, czyż nie?

   Można nic nie rozumieć z kobiecej rozkoszy i nic nie wiedzieć o bólu po prostu go zadając. Ale można też być z nią w tej rozkoszy i bólu. Czując go i przeżywając to wraz z nią… poprzez nią?

 

„Strach przed zaangażowaniem” czyli tematy z e-maili do mnie

    

   Miłość do Pana… Czasami wręcz ślepa… Albo przynajmniej takie nim zauroczenie, że aż boli. Bardzo często to właśnie można znaleźć na blogach Uległych. Może nawet na większości ich blogów?

     Jest to oczywiście tylko jedna strona medalu i nie będę się kusił na gdybanie ile kobiet wchodzi w klimat z innych zgoła pobudek. Nie afiszując się z nimi bo w odróżnieniu od swoich zakochanych koleżanek je od razu okrzyknięto by dziwkami i to najgorszego kalibru i bez chwili wahania przypięto łatkę zboczenia.

     Nie każda kobieta wchodząca w klimaty szuka w nich spełnienia emocjonalnego i stałego związku opartego na BDSM w mniejszym lub większym stopniu. Śmiem nawet twierdzić, że większość zaczyna dla spełnienia swoich fantazji i szukając tu wrażeń i doznań o jakich mogą tylko pomarzyć w normalnych związkach i waniliowych relacjach. Jakaś tam część z nich wręcz nie chce lub nie może pozwolić sobie na tworzenie głębszych relacji z przyczyn osobistych a część po prostu szuka dobrej zabawy i ostrego rżnięcia?

     Będą też i takie , które będą bać się właśnie takiego zaangażowania uczuciowego w związek z dominującym. Jest to dosyć częste zwłaszcza na początku drogi w uległość. Bardziej niż bólu fizycznego czy upokorzenia mogą się bowiem bać odrzucenia i skrzywdzenia emocjonalnego. Bycie porzuconą nie jest miłym doznaniem bez względu na relacje pomiędzy partnerami. Tym boleśniejsze im bardziej się w daną relację zagłębimy emocjonalnie. Tym boleśniejsze im więcej sobą damy… A ulegając kobieta daje z siebie przecież wszystko?

     Być może racje mają więc Ci którzy wręcz zalecają dopiero odkrywającym ten świat kobietom aby tym bardziej nie szukały na początku swojej drogi związku a raczej doznań. Aby poznawały siebie dla siebie a nie dla jakże często nie zasługującego na to faceta?  Aby  potraktowały  to  jako  „wakacyjną przygodę”  i  to koniecznie bez zobowiązań?  Aby pod okiem kogoś doświadczonego i niekoniecznie tego wymarzonego ale za to znającego się na rzeczy sprawdziły na spokojnie czy to o czym śnią i fantazjują jest rzeczywiście tym co potrzebują? Czy wymarzone liny oplatające ich ciała w realu będą rzeczywiście podniecały czy tylko raniły? Czasami rzeczywiście lepiej to ocenić bez „zbędnego” bagażu emocjonalnego? Może rzeczywiście zdrowiej a na pewno bezpieczniej było by zaczynać swoją drogę w uległość od tzw „sesji pokazowych” gdzie krok po kroku dominujący pokazuje, tłumaczy i oswaja z tym co może choć  nie musi w kobiecie siedzieć?

     Osobiście jednak znam niewielu dominujących chcących się „bawić” w takie „wprowadzanie”. Większość woli od razu „założyć obrożę” a jeszcze więcej „dominujących” zaczyna od stawiania Uległej wymagań… Co nie najlepiej niestety świadczy o nich samych ale to już inna bajka…

     Niepewnym swojej uległości oraz tym nie chcącym się zaangażować choćby tylko przypadkiem pozostaję więc chyba tylko spisanie kontraktu i to koniecznie kontraktu terminowego. Na jeden weekend. Na 2-3 spotkania… Ilość, długość i częstotliwość tych spotkań to rzecz względna Najważniejsze jest tu bowiem jasne określenie terminu końcowego. Po którym to oczywiście można przystąpić do dalszych „negocjacji” :)

     A ponadto, co według mnie jest równie ważne a może wręcz ważniejsze to fakt, że kobieta domagająca się kontraktu występuje w roli osoby stawiającej wymagania a nie tylko i wyłącznie ślepo poddającej się wymaganiom drugiej strony? A to przecież właśnie strona uległa ma prawo stawiać wymagania i zastrzeżenia na początku znajomości. Dla własnego zresztą dobra. I bez znaczenie pozostaje fakt czy szuka się partnera na stałe i na „poważnie” czy tylko dla”zabawy” i sprawdzenia samej siebie.

 

„bierz i nie marudź”? :)

 

   Z jednej strony kobiety narzekają, iż my faceci zapominamy ile radości i przyjemności obu stronom może sprawić prezent znienacka i taki bez okazji choćby miał to być tylko kwiatek. Z drugiej zaś strony zwykły takie prezenty witać w stylu „nie masz na co pieniędzy wydawać”, „totalnie Tobie odbiło”, lub flagowe „czego chcesz?” lub „coś przeskrobał”. Że już nie wspomnę o „chcesz abym była gruba” lub „przecież się odchudzam!!!” jeśli wybór nasz padnie na jakieś słodkości. :)

     Jeszcze gorzej jest w „przedbiegach” chociaż tutaj kwiatek czy czekoladki jeszcze ujść mogą ale tylko to bo jeśli chodzi o coś konkretniejszego to od razu pojawia się podtekst zainteresowania i wiadomo od razu, że chodzi o zaciągnięcie obdarowywanej do łóżka. A przynajmniej jest tak w większości przypadków więc nic dziwnego, iż płeć piękna jest na coś takiego przewrażliwiona. Nawet jeśli dopuszcza prawdopodobieństwo wylądowania w łóżku z ofiarodawcą, już z nim w nim wylądowała lub zarzeka się, że uczyni to przy najbliższej nadarzającej się okazji. :)

     Pomijając oczywiście panie i panienki nastawione tylko i wyłącznie na czerpanie korzyści materialnych z mniej lub bardziej zażyłych związków to większość kobiet… no właśnie… nie chcą pozostawiać cienia podejrzeń, iż mogą się zaliczać do tej pierwszej grupy?

     Kobiety wkraczające w świat uległości zapominają tylko o jednym małym ale… Oddając się swojemu Panu i dając mu władzę nad sobą dają mu również prawo do kreowania ich świata po tej stronie drzwi a tym samym kreowania ich samych. Może to dotyczyć tak samo krótkich spotkań w hotelu a tym bardziej gdy w grę wchodzi dłuższy pobyt gdzieś razem. I nie koniecznie musi od razu mieć to podtekst 24/7.

     To Pan ma zaś przecież prawo do wyboru i założenia obroży chociażby, czyż nie? :)

 

   

   O ile jeszcze zakup takowej przez niego jakoś nie powoduje wielkich marudzeń to już zakup jakiegoś „wdzianka” w jakim chce on „skonsumować swoją sunię” stanowić może już nie lada wyzwanie. I to nie tylko w przypadku kobiet które nie mogą sobie pozwolić na zatrzymanie żadnego prezentu z przyczyn osobistych ale nawet i tych które mogłyby śmiało korzystać z niego na co dzień. Paradoksalnie łatwiej jest „wcisnąć” Uległej jakiś erotyczny gadżet który ma używać podczas spotkań a także pomiędzy spotkaniami niż choćby bieliznę erotyczną w jakiej ma się oddać swojemu Panu, nie wspominając już o czymś co nie ma wprost podtekstu bycia częścią szeroko rozumianego „suczego ekwipunku”. Czyżby powodem był fakt, że taki gadżet jest wciskany jej nie tylko w przenośni ale i dosłownie? :D

 

    

   Ot i kolejny problemik który warto „dogadać” na początku bo jeśli się tego nie dopatrzy to potem nie ma już przebacz i prezenty od Pana trzeba przyjmować grzecznie i nosić je z dumą. I cieszyć się, że nie trafiło si na sknerę wysyłającego kobietę aby za własne pieniądze się dla niego stroiła lub kupowała jakieś seks-gadżety na spotkania co też się niestety często zdarza. :(

      I nie marudzić. W końcu, jakby na to nie patrzeć, Pan będzie to przecież robił abyście czuły się dla niego piękniejsze :)

     Bo czyż nie o to między innymi ma tutaj chodzić? :)

 

zamiana ról?

    

   Paradoksalnie, w dzisiejszych czasach, gdzie z każdej strony atakowani jesteśmy golizną i seksem a wszędzie znaleźć można rady i porady co, gdzie, z kim i jak, dużo prościej i łatwiej idzie kobietom przyznawanie się do odmiennych preferencji seksualnych niż do faktu, że po prostu seks lubią i wręcz go potrzebują. Nawet jeśli będzie chodziło o seks z jej „ślubnym”. 

     Wiadomo. Złapanie chłopa jest dla kobiety celem życiowym a potem ma mu rodzić dzieci, prowadzić dom i grzecznie dawać dupy. I cieszyć się ze zdobyczy rewolucji seksualnej dającej jej prawo do przeżywania rozkoszy. Wróć… Prawo do orgazmu. Sama rozkosz bowiem już niebezpiecznie kojarzy się z odczuwaniem przyjemności z uprawiania seksu i nieuchronnie prowadzi do „podejrzeń”, iż delikwentka może lubić seks. Czyli być ni mniej , ni więcej jak zwykłą dziwką lub/i napaloną suką.

     Nie od dziś przecież „wiadomo”, że kobiety to delikatne istotki zainteresowane budowaniem relacji uczuciowych w związku a nie seksem. I traktujące seks jako sposób na utrzymanie przy sobie faceta. Tego nas się uczy od dziecka. Chuć i pożądanie jest i ma pozostać domeną facetów. Im też tylko wolno lubić seks bo to przecież normalne dla faceta, że myśli nie głową a fiutem. Kobiety zaś mają być nieskalane. Skąd jednak w takim razie bierze się przeświadczenie południowców, że za wyjątkiem oczywiście ich matek, wszystkie kobiety to „dziwki”?

     Żyjemy w świecie stereotypów i prawd nienaruszalnych. Czy się to jednak nam podoba czy nie, kobiety są również istotkami seksualnymi. Ba. Wręcz stworzone zostały do przeżywania rozkoszy. A co z tym zrobią i jak tą drzemiącą w nich i tłumioną moc spożytkują to już tylko ich powinno być wyborem. Zwłaszcza, że choć z tą kobiecą monogamicznością to też jest ponoć tylko bajka, to jednak w większości przypadków czerpanie rozkoszy i „lubienie seksu” odnosi się w przypadku kobiety do konkretnego mężczyzny.

     Co raz częściej, głośniej i odważniej dochodzą do głosu ci socjologowie, seksuolodzy i inni znawcy tematu którzy to nie tylko mają czelność walczyć z rządzącymi nami stereotypami ale na domiar złego udowadniają, że kobieca seksualność nie tylko nie ustępuje męskiej ale wręcz ją przewyższa a nasza męska chuć może się schować przy kobiecych chęciach i potrzebach. Nie mówiąc już o kobiecych możliwościach :)

     Rysują nam oni obraz prawdziwego demona seksu tkwiącego w kobiecie. Na nasze „szczęście” ukrytego tak głęboko pod wszelakimi stereotypami, poprawnym wychowaniem, presją społeczną itd. itp. że przynajmniej na razie nie grozi nam stanie się z myśliwych zwierzyną. :)

     Na nasze „szczęście” większość kobiet, nawet tych „wyzwolonych” często nie zdaje sobie sprawy z istnienia w nich tego demona. A może tylko boją się przyznać do jego istnienia?

     Zwłaszcza przyznać przed samą sobą :)

 

odpowiedzialność przede wszystkim

  

   Odpowiedzialność jest jednym z podstawowych filarów BDSM. Odpowiedzialność strony dominującej za powierzone mu marzenia i pragnienia niby przede wszystkim. Ale nie tylko.

 

  

   Innymi słowy… to Uległa i TYLKO Uległa określa granice do jakich można się posunąć w danym momencie. Wszystko co je przekracza podciąga się pod znęcanie się nad nią i jest niczym innym jak gwałtem na jej ciele i co gorsza psychice. Jest przestępstwem. Nie ważne jak bardzo się tego chce… nie ważne jak bardzo się tego pragnie i potrzebuje. Na żadnym etapie relacji nie ma prawa zaistnieć sytuacja, że strona uległa staje się ofiarą. Nawet oddanie się Panu całkowicie, na całego i „bez przebacz” też musi odbywać się na konkretnych zasadach oraz mieć swoje granice. I to strona uległa je określa a nie my dominujący. Nawet jeśli Uległa wprost deklaruje, że chce być siłą zmuszana do przekraczania kolejnych granic co oczywiście mocno komplikuje sprawę…

    Możemy sobie myśleć, że wiemy lepiej co jej/jemu potrzeba i w wielu przypadkach może to być rzeczywiście prawdą ale pomimo dobrowolnego oddania się nam Uległej nie daje nam to prawa do wymuszania na niej czynności i praktyk na które nie jest ona jeszcze gotowa. Nie na tym ma to polegać. I nie tędy droga. Według mnie, ten kto tego nie rozumie i nie przestrzega nie powinien w ogóle podszywać się pod BDSM.

   Wiem doskonale jak silna bywa potrzeba oddania się na łaskę osoby dominującej i przerzucenie tym samym na nią całej odpowiedzialności. Czy to tylko na kilka godzin w ramach odreagowania codziennego stresu i codziennej konieczności bycia silną i niezależną, czy to całościowo w ramach D/D i 24/7.

   W żadnym jednak przypadku nie zwalnia to Was od odpowiedzialności za Wasz los i Wasze bezpieczeństwo. Wybór złego i nieodpowiedzialnego partnera jest WASZYM i tylko Waszym wyborem. Ostrożności nigdy nie za wiele zwłaszcza, iż jest tak wielu tylko podszywających się pod BDSM i szukających nie tyle spełnienia i to spełnienia obopólnego ale szansy na wyżycie się i odreagowanie własnych stresów. To Wy wybieracie. To Wy ponosicie ryzyko. Wybierajcie więc mądrze. I na początku bardzo wysoko stawiajcie poprzeczkę.

    Choćby tylko „na wypadek wszelki”.

   Oddanie się innej osobie tak w pełni i całościowo… bez tabu i ograniczeń… zdanie się na łaskę Pana… oddanie się mu całą i ciałem i duszą… jest niezapomnianym i oszałamiającym wprost przeżyciem. Ale tylko w przypadku gdy ta druga strona spełni pokładane w niej nadzieję. Będzie potrafiła zrozumieć i docenić dar jaki mu sobą złożyliście. W każdym innym przypadku będzie to tylko strata czasu. Oby nie okupiona bólem, który nie ma nic wspólnego z uległością ani nawet masochizmem. Nawet „najgorsza dziwka” nie zasługuje na taki los i nie ważne jak wiele osób wmawiało jej, że do niczego innego się nie nadaje i na nic lepszego nie zasługuje.

 

Nadrabiając zaległości…

 
   Wracam nie tylko do pisania ale również i „na neta”. Nadrabiam zaległości w odwiedzaniu innych blogów.    
 

   U Adama G. trafiłem na bardzo dobry post o seksie analnym. Sam miałem zamiar odnieść się do tego tematu od razu po przeczytaniu artykułu o którym wspomina Adam G. ale skoro mnie ubiegł i to w takim stylu to wrednie na niego „zrzucę całą odpowiedzialność” za wywołanie tematu do tablicy. Jest to jeden z najlepszych tekstów a seksie analnym z jakim spotkałem się na polskich stronach. Polecam.

http://grzesznikadam.blog.onet.pl/SEKS-ANALNY,2,ID493377552,n

   Nie mając najmniejszego zamiaru namawiać nikogo do seksu analnego ani nawet do zmiany swoich zapatrywań na ten temat, polecam post jako taki bo Adam „odwalił” w nim kawał dobrej roboty. Zanim zacznie się o tym mówić a nawet tylko myśleć warto sprawdzić na ilu błędnych stereotypach bazowaliśmy do tej pory? :)))

   Osobom, którym umknął sam artykuł Pauliny Reiter z jej rozmową na temat seksu analnego z „edukatorką” seksualną Alicją Długołęcką. Tak dla porównania i trochę dla uzupełnienia:

http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,102559,11747732,Seks_analny___intymnosc_ekstremalna.html

   Aż się prosi odnieść do tekstu Adam i temat rozwinąć w kontekście BDSM i jak w nim to funkcjonuje. Lub jak może to w nim funkcjonować. To jednak następnym razem.

   Mnie zaciekawiło jednak zdanie , które innym komentującym chyba całkowicie umknęło?

„…dojście do szczytu przyjemności następuje rzecz jasna poprzez stymulacje ciała ale jest to zjawisko również psychiczne…”

   Jakże często o tym zapominamy. Osobiście skłonny jestem twierdzić, że seks i seksualność jest przede wszystkim zjawiskiem „psychicznym”. Emocjonalnym. Zaczynając od tego jak na nas będzie działać konkretna osoba. Cała zaś reszta to tylko dodatki. Nie w tym problem jak te dodatki wykorzystujemy a może raczej właśnie w jakim kontekście je wykorzystujemy? Tak w seksie „waniliowym” jak i przede wszystkim w relacjach dominujący-Uległa?