koszmar na jawie

  

   Trochę już minęło od postu Kropki w którym pytała dlaczego my perwersanci tak mało sobie cenimy partnerki, które przecież są zdolne dla nas zrobić praktycznie wszystko….

   Osobiście nie zawężałbym tego problemu tylko i wyłącznie do perwersantów ale niestety jest to co raz częstsze u mężczyzn w ogóle a nie tylko tych w klimacie się obracających. Przykładów na to da się znaleźć i to na pęczki również i w tych „normalnych” związkach. Tyle tylko, że w klimatach jest to może bardziej rzucające się w oczy gdyż i bardziej na celowniku jesteśmy a i kobiety nam ulegające dają nam tyle więcej z siebie iż tym bardziej wypadało by dać im w zamian coś więcej.

   Nie jest to też niestety wymysł „tych normalnych” aby nasze grzeszki eksponując czy też nadmiernie je rozdmuchując, łatkę nam „nieceniących” przypiąć aby ich własnych grzeszków nie było widać. Gorzej iż to klimatyczne kobiety nam te łatki właśnie przypinają…

    A może i lepiej? Może już dawno to powinny zrobić i tak poprzeczkę podnieść aby byle kto nie miał tu czego szukać? Dając nam z siebie tak wiele… chcąc dać nam całe siebie może wreszcie chcą sprawić abyśmy zrozumieli, iż i na ślepe oddanie trzeba też sobie zasłużyć. Czysty seks i rżniecie dla rżnięcia też może być bardzo miły, pożądany i spełniający ale trwa niestety bardzo krótko i może się okazać, iż aby móc liczyć choćby tylko na to przyjdzie nam dać z siebie coś więcej niż tylko to czym nas natura obdarzyła i czym emanujemy i chętne i potrzebujące bycia zdominowanymi mamimy… może się okazać, że będziemy musieli okazać ODROBINKĘ SZACUNKU… tak na początek przynajmniej odrobinkę… i zacząć w Uległych dostrzegać kogoś więcej niż tylko zwykłą seksualną zabawkę zaspokajającą nasze chucie… dostrzec kobietę… żywą… czującą i potrzebująca istotę i to bez względu na jakie harce a swawole gotowa jest przystać… może się okazać, iż już nie wystarczy tylko dobrze grać wyuczoną i stereotypową rolę „pana i władcy” i bazować na „suczej chuci”… może się okazać, iż będziemy musieli sobie najpierw na te wspaniałości zasłużyć.

   I to za każdym razem… A nawet przed każdym kolejnym razem !!!

   Na szczęście obudziłem się… rozejrzałem w koło… wszystko po staremu więc jeszcze spokojnie spać możemy nic sobie nie robiąc z tego „babskiego” na nasz temat biadolenia?

 

sezon ogórkowy…

  

   Już dawno nazwę zmienić się powinno gdyż ogórków to dostatek o każdej porze roku a i te szklarniowe większym powodzeniem się cieszyć zapewne będą z wiadomych powodów. Bo chociaż nie rozmiar się ponoć liczy a zdolności magika to jednak w tym przypadku na rozmiar jednak by większość stawiała? Zwłaszcza, że jeśli o ogórki i temuż podobne chodzi to przecież i magik nie do końca potrzebny o czym świadczy chociażby jedna z rad z kobiecego portalu:

„Potrzebujemy jeden duży gruby i długi ogórek. Obieramy go ze skórki nożykiem do obierania, tak, by zachować jego oble kształty. Gdy jest już gotowy przygotowujemy przytulne miejsce na kanapie, łóżku lub fotelu. Pozbywamy się bielizny, lub całego ubrania, odnajdujemy żel poślizgowy i podgrzewamy szybko ogórek w mikrofalówce. Gdy jest już ciepły, lub, jeśli preferujecie gorący, smarujemy jego grubsza polowe żelem i bawimy się tak jak lubimy…”

   Oczywiście samo obieranie można sobie podarować zwłaszcza jeśli ogórek miałby posłużyć jako swoiste narzędzie torturek dla naszej suni i bynajmniej nie o różnice wrażeń by tutaj chodziło choć i ona może mieć pewne znaczenie a o zwykłe nie tracenie czasu. Bardzo ważne w przypadku jeśli naszą sunie z zaskoczenia w ten warzywny sposób zamierzamy doświadczyć. Efekt cieplny też w sumie możemy sobie darować jeśli sunia już jest odpowiednio rozgrzana. Jej muszelka w każdym bądź razie przynajmniej. Świeżo wyjęty z lodówki ogórek tudzież inne „wredne warzywo” o odpowiednim kształcie swoim zimnem może tylko wrażenia te spotęgować :))

   Tylko po co sobie głowę jakimiś warzywami zawracać skoro własnego „ogórasa” w pogotowiu mamy? Fantazje takiego warzywnego potraktowania nie są bynajmniej rzadkie wśród Uległych. Dla jednej może to być „tylko” przednia zabawa jej Pana z cipeczką chętną i gotową w roli głównej. Bardziej wyuzdaną niż przy zastosowaniu jakichś sex-shopowych plastików a co za tym idzie ciekawszą i bardziej podniecającą. W takim to przypadku ogórek jako taki byłby więc minimum pomysłowości jaką należałoby się wykazać… no ale wystarczy przecież wizyta w średnio dobrze zaopatrzonym warzywniaku aby naszą pomysłowość rozbudzić. Nikt przecież nie twierdził, że nasze zabawy trzeba do łóżka ograniczyć bo przecież i w kuchni może być przecież równie… wesoło? :)))
 
 
 
   Wykorzystanie warzyw do zabawy może też mieć jeszcze jeden ważny aspekt w przypadku Uległych nie do końca obojętnych co w ich cieczkach zagości… to co dla jednych będzie ekscytującą i wyuzdaną zabawą i tylko tym, inne mogą odbierać jako upokarzające doświadczenie. Upokarzające jej kobiecość w pewnym sensie bo gotowe oddać Panu swoje ciało i podniecenie otrzymują rozkosz tylko poprzez stymulacje jakąś zabawką lub warzywem właśnie. Upokarzanie i „szmacenie” może zaś być jednym z elementów tresury mających wydobyć z Uleglej jej „suczą naturę” i doprowadzania jej do stanu maksymalnego wyuzdania i wrzenia. O ile oczywiście nasza sunia tego właśnie w relacjach z nami szuka i potrzebuje. Stosowane z wyczuciem i odpowiednio do potrzeb i preferencji Uległej dobierane upokorzenie może bowiem wywoływać jeszcze większe podniecenie i otwarcie się na nas. Jednym z prostszych sposobów na to może być właśnie potraktowanie Uległej na przykład właśnie takim ogórkiem. Byleby z wyczuciem i z zachowaniem odpowiednich środków ostrożności ma się rozumieć :)))
 
 

   Tak na wypadek wszelki aby u naszej suni alergii na warzywa nie wywołać. I na nas samych również. :)

   A wielka szkoda by przecież była bo jak powszechnie wiadomo warzywa są zdrowe. :D

życzę wiec smacznego :)))
 
 
 

no bo to lato ponoć przecież !

  

   W całym tym tegorocznym zaganianiu omalże umknęło mi, że to przecież lato mamy. Ponoć, bo to co u mnie przynajmniej za oknem ostatnimi czasy miewam niewiele w sumie z latem ma wspólnego. Czasami jednak słoneczko zaświeci i cieplej się robi więc nic tylko to wykorzystać i w plener ruszyć. Nie tylko dla odmiany samej w sobie… dla niektórych nadal będzie to jedyną możliwością aby zaszaleć ciut bardziej.

    Sama taka jazda „w nieznane” była by już niezapomnianym przeżyciem zwłaszcza gdyby Sunie naszą przewieźć nagą lub roznegliżowaną na przednim siedzeniu ale w tym przypadku ryzykujemy podciągnięciem pod „stwarzanie niebezpiecznej sytuacji na drodze” więc o ile tylko dysponujemy niezagraconym bagażnikiem w miarę konkretnej wielkości a Sunia nasza na klaustrofobie nie cierpi, można jej wycieczkę od samego początku na maksa uatrakcyjnić. :)))

 

 
   Obcowanie z przyrodą ma swoje własne niejednokrotnie zachwalane plusy ale w „naszym” konkretnym przypadku niesie ze sobą całą masę atrakcji na które wielu z nas nie może sobie pozwolić „w zaciszu domowym”. W blokowej tandecie czy też w hotelu trudno przecież o warunki na odpowiednie wykorzystanie sznura a na łonie przyrody… zwłaszcza tej gęściejszej i wyższej, odpowiednich miejsc aż proszących się do wykorzystania naszej Suni „na widoku” przecież nie brakuje i tylko od naszej inwencji i umiejętności zależeć będzie sposób w jaki to naszą Sunię wystawimy czy też raczej wywiesimy na kontakt z naturą. I słoneczkiem. :D
 

                  

 
  
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
   Dla mniej zdolnych, bardziej leniwych lub dysponujących mniejszą ilością zapału i czasu, pozostaje samo wystawienie lub wyłożenie Suni na działanie słoneczka lub/i przyrody…
 
                 
 
  
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
   A ileż do tego możliwości innych jeszcze dochodzi? Te wszystkie rózgi w zasięgu ręki rosnące… że o pokrzywach już nie wspomnę… i o robaczkach wszelakich też choć same komary na ten przykład, mogą być policzone za jeszcze jedną z przygotowanych torturek i być dodatkowym sprawdzianem wytrzymałości naszej Suni… chyba, że się okaże iż mamy od niej krew słodszą i nas bardziej sobie upodobają :D
 
   Bez względu jednak na całą gamę możliwych do przygotowania atrakcji, najważniejszy może być w tym wszystkim po prostu czas jaki wspólnie spędzić będzie można i wszelkie atrakcje i podniety będą tylko do tego dodatkiem. Warto więc wyrwać się z murów…
choćby tylko na krótki spacer…
 
 
 

od du*y strony…

  

   Nie ma to jak dobry seks. Bo przecież o to właśnie w tym wszystkim nam chodzi, czyż nie? O porządne wyobracanie Uległej i zaspokojenie naszej męskiej chuci i to w nam najbardziej odpowiadający sposób. A, że tak przy okazji i kobiecie może też coś się z tego dostanie co i jej da spełnienie? To już tylko zysk dodatkowy dla niej. No bo co? Przecież tego właśnie chce i tego potrzebuje. Porządnego i po prostu bardziej wyuzdanego czy wręcz „zboczonego” zaspokojenia swoich seksualnych potrzeb i pragnień. Przecież sama się na to zgadza aby być naszą seksualną zabawką. Oddając się nam, oddaje swoje ciało na to wszystko co z nim zechcemy zrobić i tak jak zechcemy. I nie ma nic do gadania. Ma być ideałem. Ma grzecznie wystawiać i/lub nadstawiać dupsko (bo jak nie to…). No, bo przecież sama tego chce, czyż nie? I tylko jedno pytanie nasuwa się w tej kwestii uparcie… skoro to takie wszystko proste i nieskomplikowane, to dlaczego tak często te idealne związki szlag trafia?

   Seks jest oczywiście w większości przypadków podstawą relacji BDSM. W sporej ich części jest on sprawą najważniejszą a nawet i jedyną. I nie ma w tym oczywiście nic dziwnego ani tym bardziej złego. Od tego przecież zazwyczaj się zaczyna i to w większości przypadków. I u wielu osób na tym i tylko na tym się to kończy choćby tylko dlatego, że na nic więcej sobie nie będą mogły pozwolić lub niczym więcej nie będą zainteresowane. Bywa to częste i u kobiet ale przeważają w takim podejściu oczywiście mężczyźni. My po prostu uwielbiamy upraszczanie sprawy nawet tam gdzie ktoś inny widzi dużo więcej lub też widzi coś zgoła innego. Różnie to zresztą można nazywać w zależności kto się nie będzie zgadzał z naszym zdaniem i podejściem do tematu lub inne mieć będzie spojrzenie na ten temat lub i inny zresztą też… różnicą w podejściu płci do zagadnienia… „typowo kobiecym” komplikowaniem spraw prostych i oczywistych… szukaniem dziury w całym… dorabianiem na siłę filozofii do czegoś tak przecież prostego i oczywistego… zaślepieniem nie pozwalającym dostrzec, że różnić się możemy i różnić się mamy prawo… zaślepieniem, że tylko nasza prawda jest „najprawdziwsza”… lub po prostu chamstwem przejawiającym się w tłumieniu wszystkiego co odbiega od naszego pojmowania i postrzegania świata. No, bo przecież „baba” jest po to aby „dawać dupy”. A Uległa to tylko „cipa” lubiąca i pragnąca ostrzejszego zerżnięcia… I wszystko to piękne… wszystko to takie proste… o ile tylko szczęście nam dane spotkać na naszej drodze kobietę mającą takie same podejście i wizje swojej roli w życiu i w relacji z partnerem.

    Problem tylko w tym, że życie nie jest bajką i bynajmniej nie ma gotowych na nie recept. Również, a może przede wszystkim nie ma gotowych recept i w postępowaniu i w podchodzeniu do kobiety. Zakładanie czegoś jako pewnik, jest cokolwiek krótkowzroczne jeśli nie wręcz głupie. Również odnośnie tego czym jest i czym może być BDSM dla Uleglej. Być może będzie od początku i do końca tylko i wyłącznie przeżyciem czysto seksualnym. Czystym rżnięciem bez „zbędnego dorabiania do tego filozofii”. Bywa i tak. I bywa to także równie piękne i emocjonujące. Przeżycie czysto seksualnego zapamiętania się i oderwania się od szarości tego świata. Lub mówiąc mniej poetycko, czysto fizyczne przeżycie mające nam poprawić naszą gospodarkę hormonalną a co za tym idzie dać siłę na znoszenie tej szarości otaczającego nas świata :)))

   Będą oczywiście i tacy, którzy twierdzić będą, że sprowadzenie BDSM tylko i wyłącznie do seksualnego aspektu sprawy jest nieporozumieniem a w każdym bądź razie działać może tylko dla niektórych lub działać może tylko na niektóre Ulegle. Ba. Będą i tacy co to nazwą wręcz profanacją nawet. Ale co tam oni przecież wiedzieć mogą… Przecież może być tak prosto i tak pięknie. Może? Oczywiście, że może. I pieprzyć tych, którzy myślą inaczej. A jak nagle się okaże, że dla suni samo wyciągnięcie wacka już nie wystarcza lub nigdy nie wystarczało i czegoś innego od nas i od BDSM oczekiwała, to przecież chętnych nie brakuje. Zawsze można zmienić na inną. I to taką, która nie będzie jakąś „głupią cipą”, która sama nie wie czego chce i na domiar złego nie zna swojego miejsca a co jeszcze gorsze, której wydaje się, że ma prawo myśleć !!!

   Oczywiście dla jej „własnego dobra” się jej pozbędziemy choć oczywiście efekt pozostanie ten sam i przez zaślepienie w swoim jedynie poprawnym podejściu do sprawy, zostaje się z wackiem w dłoni… :)))

 

Uległe…kim są lub kim być mogą…

  

   Na początku mojej drogi w świecie BDSM wyłuszczono mi pewny podstawowy podział „motywacji” jakimi mogą się kierować kobiety wchodząc w świat uległości. Na bazie własnych doświadczeń, oraz obserwacji i rozmów, pokusiłem się też o taki „podręczny” podział typów osobowości z jakimi można się spotkać wśród uległych kobiet. Jak w sam raz będzie aby rozwinąć myśl „Ja” z jego komentarza pod ostatnim postem, z tymże jednak zastrzeżeniem, że są to tylko rozważania na bazie rozmów z zaprzyjaźnionymi ludźmi, którzy świat BDSM znają od podszewki a nie jakieś tam naukowe opracowania… choć może to i lepiej bo sami wiecie jak to z tymi naukowcami bywa :)))

   Nie należy tego więc traktować jako jakiejś tam wyroczni ani tym bardziej instrukcji gdzie szukać Uległej. Tym bardziej też same Uległe nie powinny tego brać za bardzo do siebie. Jak każde uogólnienie może być mylące a i dotyczy tylko możliwych typów kobiet mogących się odnaleźć w uległości bez wartościowania, które to z nich są bardziej do bycia uległymi „przystosowane”. Jeśli w żadnej z poniższych grup się nie znajdziecie to zapewne głównie dlatego, że do kilku możecie się podciągać…  lub, co równie prawdopodobne, coś spieprzyłem i jakąś ważną motywacje przeoczyłem? :)))

   Z przekory poniekąd listę moją otwieram KOBIETAMI „SILNYMI”, bo wielu w głowie nadal się nie będzie mieścić, że takie kobiety w ogóle zdolne są ulegać . Bo niby jak pani prezes, ostra prawniczka, szefowa jakieś firmy czy inna kobieta w życiu codziennym będąca „przebojową babką”, pewną siebie kobietą albo i nawet idącą niekiedy po trupach „karierowiczką”, ustawiającą po kątach facetów, mogłaby przed kimkolwiek „zgiąć kark” nie mówiąc już o błaganiu o cokolwiek faceta i to na kolanach przed nim? A jednak. I bynajmniej nie jest to wcale takie rzadkie zjawisko. Do tej grupy zaliczyłbym zresztą nie tylko kobiety szeroko pojętego sukcesu zajmujące jakieś eksponowane stanowiska ale również i kobiety „życiowo niezależne” czyli pewne siebie, twarde nawet i co najważniejsze takie, po których mało kto spodziewałby się pokładów uległości i oddania wobec faceta. Głównie one same się tego po sobie najczęściej nie spodziewają?  :D

KOBIETY WRAŻLIWE: wrażliwa natura, często uzdolnione poetycko, plastycznie czy też jeszcze inny talent posiadające. Wrażliwe również emocjonalnie więc siłą rzeczy łatwo je skrzywdzić. Czasami chwiejne i niepewne własnej wartości i potrzebujące oparcia w silnym mężczyźnie. Wymagające i oczekujące wspierania i niekiedy również wytyczania drogi. Potrzebują kogoś kto będzie dla nich nie tylko Panem i kochankiem ale również i przyjacielem a PO pragnące najczęściej przytulenia i innych przejawów czułości i szacunku. O czym zresztą nie powinno się zapominać w każdym przypadku ale wobec takich kobiet szczególnie. Bardzo często bowiem z tą ich emocjonalną wrażliwością idzie w parze zakompleksienie…

KOBIETY SKRZYWDZONE: nie koniecznie musi to być jakieś traumatyczne przeżycie z przeszłości po którym to kobieta taka nie potrafi nawiązać innych relacji z mężczyzną lub podświadomie pragnie lub potrzebuje powielania tego traumatycznego przeżycia w ramach swoiście pojmowanego oczyszczenia. Najczęściej będą to kobiety, którym po prostu wmówiono, że na nic innego nie zasługują jak tylko na ślepe podporządkowanie się facetowi i spełnianie wszystkich jego zachcianek. Głównie seksualnych właśnie. No bo kto by się w ogóle taką „dziwką” na innej płaszczyźnie zainteresował? Wpędzane w kompleksy od dziecka i to najczęściej przez osoby najbliższe, zaczynają w to w końcu wierzyć i chociaż w sumie bardziej zasługują na miano ofiar niż uległych to jednak w większości przypadków uległość leży w ich naturze a tylko powód ulegania jest porąbany a nie one same…

    Do tej grupy zaliczyć się też powinno te wszystkie kobiety, które cierpią na syndrom „utraconego ojca” i poszukują go w swoim Panu. Postrzegając go nie tylko jako władcę i kochanka ale również i opiekuna, który wskaże im drogę lub wprost będzie za nie decydować a do tego i ukarać za błędy nie omieszka. Wbrew pozorom motyw ten nie dotyczy tylko młodych dziewcząt ale może po wielu latach się dopiero odezwać…

KOBIETY OTWARTE: to w największym uproszczeniu osóbki czujące, że tradycyjne współżycie z całymi tymi zakazami i konwenansami są obłudą a one potrzebują czegoś więcej. Więcej wrażeń, więcej adrenaliny… więcej orgazmów? Takie „niegrzeczne dziewczynki” dla których uległość będzie bardziej przygodą i to często tylko chwilową a przynajmniej tak właśnie do tego podchodzić będą. Jak do niezobowiązującej ale za to ekscytującej i podniecającej zabawy. A, że często wpadną jak śliwka w kompot i po poznaniu prawdziwego smaku uległości nie będą już chciały wracać do „normalności” to już całkiem inna inszość :)))

No i wreszcie KOBIETY (NIE)SPEŁNIONE czyli po prostu „uległe z natury” jak to mój przyjaciel zwykł mawiać. To te, które bez podtekstów, wprost i otwarcie potrzebują bycia czyjaś własnością. I to niekiedy wręcz „od dziecka”. Grupa stworzona być może sztucznie bo w większości przypadków można by ich motywacje w powyżej przedstawionych odnaleźć ale… powiedzmy, że potrzeba uległości czy bólu jest w nich od początku tak silna, że i dla nich samych powody dla których jest tak a nie inaczej nie mają najmniejszego znaczenia. Tak po prostu jest i tak być musi. W każdej innej relacji po prostu by się dusiły i spełnienia siebie nie odnalazły. A, że w wielu przypadkach tak być właśnie może, więc jest przynajmniej gdzie „wrzucić” te wszystkie Uległe , które do żadnej innej z wyżej wymienionych grup wprost podciągnąć sienie da? :)))

Cholera…. miało być kilka zdań a znowu mi cały elaborat wyszedł :)))

 

nic tylko w klatce zamknąć?

  

   Ponadprzeciętnie rozbudzone…  bardziej świadome swojej cielesności, swojego erotyzmu i swojej seksualności. Nie zawsze potrafiące to w słowa ubrać i niekiedy nawet nie do końca potrafiące to zrozumieć, pragną od życia w każdym bądź razie czegoś więcej niż tylko bycia „służącą na bankiecie życia mężczyzny”. Co raz wcześniej i co raz odważniej ruszające na poszukiwania samych siebie i swojego miejsca w życiu. Swojego miejsca w świecie gdzie nadal, pomimo nieuchronnie postępującej liberalizacji życia, nadal najszybciej zasłużyć sobie mogą na miano dziwek a przecież nie tyle samego seksu i zaspokojenia szukają co czują potrzebę odnalezienia innego wymiaru seksu i spełnienia, na którym mogłyby zbudować relacje w których to i intymność była by doceniana… czułyby szczere zainteresowanie sobą jako kobietami a i ich potrzeby w tym i erotyczne były by szanowane i doceniane. Zmuszone więc do lawirowania pomiędzy ludzkim niezrozumieniem i niewiedzą, pruderią i ciemnogrodem, bardzo często odnajdują tą swoją wolność i spełnienie w najmniej oczekiwanym dla wielu a tym bardziej dla nich samych miejscu. Na półprawdach, mitach i niedomówieniach zbyt często niestety bazując, prawdziwe szczęście i wolność utożsamiać zaczynają z paskiem skóry lub zimnym metalem na swojej szyi…

  

   Nie każda się na ten krok odważy… nie od razu w każdym bądź razie ale najczęściej już nic nigdy nie będzie dla nich takie samo. Nawet dla tych, które ulec zechcą tylko dla chwilowego kaprysu czy wręcz z ciekawości. Ciekawości tak nowych doznań jak i życia samego w sobie, której to przecież młodości odmówić nie można. Ciekawości i chęci eksperymentowania, pragnienia nowych doznań czyniącymi je bardziej otwartymi na nowości… bardziej skłonnymi do przekraczania kolejnych granic i to już i teraz… bardziej bezpruderyjnymi i gotowymi dać z siebie co raz więcej i więcej. Dla samej rozkoszy dawania siebie i naturalnej w tym wieku potrzeby poznawania, odczuwania i dla świadomości uczestniczenia w czymś wyjątkowym co nie każdej przecież jest dane przeżyć.

   I dla tej wyjątkowości właśnie sporo z młodych dziewcząt zdobędzie się na odwagę wykonania pierwszego kroku w świat uległości. Znajdując w nim zrozumienie swojej „inności” a także znajdując tu „ideał mężczyzny”, który nie tylko potrafi zrozumieć… zadbać o nie i ich potrzeby ale także zdjąć z nich obowiązek kreowania siebie, bo przecież to Pan kreuje swoją Uległą, to on nią kieruje i to on za nią decyduje. To on mówi jaka ma być. On za nią decyduje a że decydowania o sobie często nikt ich wcześniej nie nauczył więc z radością oddają ten nie do końca miły obowiązek komuś silnemu i „godnemu zaufania”. Oddają prawo decydowania o sobie i swoim ciele komuś silnemu, komu zaufały, o kim są przeświadczone, że wie lepiej co dla nich jest lepsze… i dla kogoś takiego, w zaślepieniu nawet gotowe są zrobić wszystko, bo przecież ON wie najlepiej i przecież tak a nie inaczej właśnie powinna dla swego Pana sunia postępować… Pełne zaufania i wiary pójść za nim gdzie tylko on zechce…

  

   Czy to dobrze czy źle to już temat na zgoła inną dyskusje i choć rzeczywiście wielu facetom powinno się wprost zabronić zbliżania do takich młodych dziewcząt to jednak nie zmieni to faktu, że będą one chciały i potrzebowały w swojej właśnie odkrywanej uległości się odnajdywać a, że ulegają zgoła inaczej, to i dominowanie nad nimi zdecydowanie inaczej powinno przebiegać o czym każdy z „chętnych” powinien tym bardziej pamiętać. I tym większą ostrożnością się wykazywać aby te ich chęci z natury młodości i niedoświadczenia płynące nie brać aż tak dosłownie za przyzwolenie na „wszystko”. Bycie ich Panem to przecież nie tylko przywilej rozkoszowania się młodym i chętnym ciałkiem. Posiadanie Uległej bez względu na jej wiek to wielka odpowiedzialność… w przypadku zaś tak młodej kobiety odpowiedzialność tym większa… to już nie tylko „tresura niewolnicy”. Tu raczej bardziej wymagane i wskazane było by bycie dla niej opiekunem czy wręcz wychowawcą. I budowanie w niej nie tylko uległości ale przede wszystkim może właśnie wychowywanie i budowanie w niej kobiety? Niekiedy wręcz wskazane byłoby nawet zamkniecie jej w klatce i opiekowanie się nią przynajmniej do czasu aż uczynimy z niej kobietę świadomą i pewną siebie?

  

   No ale do kogo ta mowa… apelowanie do facetów? Marnowanie czasu… nie pozostaje więc nic innego jak marudzenie takim „młódkom” aby nie brały wszystkiego tak dosłownie jak się to o uległości pisze. Nie wszystko złoto co się świeci… zwłaszcza w świecie „polskiego BDSM”…

 

Każdy wiek ma swoje prawa…

   Każdy wiek ma swoje prawa jak powszechnie wiadomo. Młodość zaś to czas szukania, popełniania błędów, nie słuchania (zazwyczaj) dobrych rad i spora niechęć do bycia ocenianym. Zwłaszcza przez starych pryków (jak to będzie w odniesieniu do kobiety?:D ), co to za grosz zrozumienia dla ich młodości nie mając nie dość, że zapomnieli jak to oni sami byli młodzi i hormonami targani, to do tego są całkowicie wyalienowani z tej rzeczywistości w jakiej przyszło dorastać obecnej młodzieży. Rzeczywistości, którą w ten czy inny sposób sami im przecież zgotowaliśmy. I w której to rzeczywistości jakże rzadko staramy się pomóc im odnaleźć lub jeśli nawet próbujemy, to czynimy to zazwyczaj z wdziękiem słonia w składzie porcelany.

 

   A młodość to przecież czas poszukiwania własnej drogi i własnego miejsca w życiu. Trudna to sprawa i to cholernie gdy z jednej strony same zakazy i negacje a z drugiej przekłamana, skomercjalizowana i często ogłupiająca wiedza czerpana ze źródeł przynajmniej podejrzanych a w sprawach dotyczących erotyki i seksualności, po prostu mniej lub bardziej zahaczająca o pornografie lub wprost będąca pornografią…. a hormony buzują i domagają się rozładowania naturalnych napięć. I tak było zawsze. Teraz po prostu im łatwiej. Łatwiej o pierwszą miłość. Łatwiej o pierwszego partnera. Łatwiej o pierwsze błędy i pierwsze pytania. Czy to co właśnie przeżywają jest naprawdę tym co może dać im pełne spełnienie i szczęście. A, że młodość to również i eksperymentowanie to i nie dziwne, że dużo szybciej i dużo częściej te młode dziewczyny spotykają się z tematem uległości i BDSM. Na tak wielu blogach przeczytać mogą o takich ekstra-cudownych, elektryzujących i co równie ważne tylko dla nielicznych zarezerwowanych przeżyciach więc i niejednej zamarzy się aby w czymś równie pięknym i niezapomnianym móc się odnaleźć. I to u co raz młodszych to marzenie się pojawia i do „pogoni za modnymi ciuszkami” dołożą też i pogoń za równie modną ostatnio obrożą?

   I choć ostatnio wpadł mi w ręce artykuł mówiący o tym, że nie tyle wiek w jakim się inicjacja seksualna u kobiet odbywa a raczej to „jakość” tego pierwszego razu ma większe znaczenie w późniejszym życiu, zwłaszcza w kontekście trwałości związków to i tak, co do wieku samego rozpoczęcia współżycia przez tak młode dziewczyny zdania są podzielone, a co dopiero jeśli miałoby chodzić o tak intensywne przeżycia jakie mogą kobiety odnaleźć w świecie uległości i oddania. Pod poprzednim postem już się trochę na ten temat wypowiadaliście ale osobiście daleki jestem od oceniania tych dziewcząt, które w tak młodym wieku w świat BDSM wkraczają. A w każdym bądź razie ostrożny byłbym z wszelkimi uogólnieniami bo każda z nich mogla mieć inną drogę prowadzącą ją do uległości i rożne też mogłyby być jej motywacje do próby odnalezienia siebie w swej uległości. Wiek podawany w liczbie lat jest przecież tylko jednym z wyznaczników dojrzałości i bardzo często nie najważniejszym, nie decydującym a nawet bardzo mylącym. Myślę też, że to nie tyle o dojrzałość emocjonalną czy też jej brak tak naprawdę się rozchodzi. Nie pod tym też kątem powinno się rozważać, czy szesnasto… siedemnasto… czy osiemnastoletnie dziewczęta powinny w świat BDSM wkraczać. I to bez względu nawet, czy jest to dla nich szpan, przygoda czy też prawdziwa i szczera potrzeba ulegania. Potrzeba wychodząca jak najbardziej z ich predyspozycji i preferencji a którą to odkrywając w tak młodym wieku są w pewnym sensie do przodu w stosunku do tych kobiet, które to w sobie odnajdują dużo później i to niejednokrotnie będąc już w stałym związku. Mogą więc dużo wcześniej i bez problemów „rodzinnych” prawdziwą siebie odkrywać i o wiele „spokojniej” odnajdywać się w swojej uległości. O ile oczywiście na odpowiedniego i odpowiedzialnego Pana trafią, który to sobie najpierw na ich uległość zasłużyć powinien, bo tylko takiemu powinny się oddać „bez reszty”.

 

 
   I myślę, że tu jest właśnie „pies pogrzebany”. Zdecydowanie za często bowiem zdarza się, że to faceci wykazują się niedojrzałością emocjonalną i to dużo większą niż te młode dziewczęta. Tak w stosunku do kobiet jak i do tych „młódek”, które przecież wymagają od dominującego zgoła innego podejścia i większej rozwagi. Czego totalnie nie można się spodziewać po wszelkiego typu świrach czy oszołomach chcących wykorzystać ich brak doświadczenia życiowego lub nawet i naiwność. Jednych i drugich nie brakuje i to nie tylko w świecie uległości i dominacji. I poza „klimatem” można przecież zauważyć jedno wielkie polowanie na młode, chętne i „naiwne ciałka”.
 
   W tym wiec większego zagrożenia dla tych młodych dziewcząt bym upatrywał a nie w samej ich chęci ulegania. Zbyt łatwym łupem stać się mogą. I zbyt łatwo mogą zostać skrzywdzone. Wprost i celowo łupem tylko być mogąc choć i samą niewiedzą i nieodpowiednim do nich podejściem też oczywiście mogą zostać skrzywdzone. Może więc nie tyle tym dziewczętom winniśmy odmawiać prawa do bycia uległymi, co raczej sporej części facetów zabronić zbliżania się do nich?
 
Testy jakoweś by się więc w sumie przydały…  ale chyba bardziej dla nas facetów :(

 

apel do „małolat”

  

   Czy tego chcemy, czy nie „dzisiejsza młodzież” dorasta nam szybciej niż sporo z nas by tego chciało a przede wszystkim, coraz wcześniej przeżywa inicjacje seksualną. Coraz wcześniej pojawia się zainteresowanie seksem samym w sobie, co nie jest bynajmniej wymysłem naszych „zdemoralizowanych” czasów a jak już to chyba raczej powrotem do „naturalnej kolei rzeczy”? Rożnica może jest więc nie tyle w wieku gdy się zaczyna zainteresowanie seksem co w łatwości w przeżyciu inicjacji, a także w co raz bardziej wyczuwalnym „trendzie” iż młode dziewczęta tego „rozładowania seksualnego” szukają od razu w hmm… powiedzmy, że w ostrzejszych technikach seksualnych? W tym również w BDSM… szukając nie chłopaka jak ich koleżanki a właśnie swojego Pana…

 

   W tym przypadku „winę” rzeczywiście można zrzucić na „nasze czasy” w tym również na internet. Oczywiście oprócz lepszego może zabezpieczania treści „tylko dla dorosłych” (tylko co to w sumie jest?) zapytać by trzeba było przede wszystkim gdzie są rodzice takiej 13-latki czy 16-latki, które buszują na blogach lub stronach dla dorosłych. Nie odmawiając nawet i takiej 13-latce prawa do informacji i w tym, jakże w sumie ważnym aspekcie jej życia… prawa, które według mnie jest łamane bo zabraniając wglądu w porady „dla dorosłych” nie dostarcza się jednocześnie porad w kompetentny sposób przygotowanych dla dziewcząt w jej wieku, co jest jednak tematem na całkiem inną dyskusje, to jednak prawo mamy takie a nie inne, więc według niego musimy egzystować.
 
   Bez problemów czy jakichkolwiek skrupułów będąc chętnym i gotowym do odpowiedzenia na wszelkie pytania i wątpliwości w korespondencji prywatnej to jednak mój blog nie jest dla „małolatów”… i choć oczywiście nie mogę Wam zabronić zaglądania do mnie to jednak może nie róbcie tego tak oficjalnie i darujcie sobie komentarze takie jak ostatnio Emilii (?) i inne wcześniejsze, które musiałem wykasować. Raz, że jak Emilia możecie być narażone na docinki a nawet złośliwości kierowane pod Waszym adresem… a po drugie… już i tak oskarżono mnie za rozsiewanie pornografii, to jeszcze gotowi mi do tego dorzucić obrazę moralności (co może już zrobiono) no i jeszcze zarzut o demoralizowanie młodzieży dołożyć :)))
 
   Czy Wam się to podoba, czy nie ale do „lania” trzeba przekroczyć poniekąd tą „magiczną” 18-tke i co może nawet ważniejsze… na to lanie trzeba sobie najpierw zasłużyć. Ale o tym może już w kolejnym poście…
 

dwie „prawdy” jak dwa końce tego samego kija…

  

   Bardzo często można się spotkać ze stwierdzeniem czy też może raczej z przeświadczeniem, że Uległe (wszystkie?) to zakompleksione „kobiety” albo nie znające swojej prawdziwej wartości albo po prostu nic sobą nie reprezentujące i przez to na nic więcej nie zasługujące…. Kolejny mit i niedomówienie bo chociaż i takich kobiet niestety nie brakuje to stanowią one raptem znikomą cześć. Wręcz może nawet marginesową a z całą pewnością cześć przynajmniej w pewnym sensie patologiczną choć najczęściej niestety nie stają się takimi z własnej winy i w sumie bardziej zasługują na miano ofiar a nie uległych.

   Obok tego uogólnienia, według mnie krzywdzącego nawet i te kobiety, które rzeczywiście tak podchodzą do swojej uległości, równolegle można spotkać się ze stwierdzeniem, że tylko kobieta silna emocjonalnie, pewna siebie i znająca swoją prawdziwą wartość, może i potrafi ulegać w pełnym tego słowa znaczeniu. Ulegać najpełniej i najpiękniej i jedynie prawdziwie gdyż czynić to będzie z całą świadomością czym uległość być powinna. Ciężko co prawda taką zdobyć i jeszcze trudniej taką ujarzmić ale gdy już swoje miejsce odkryje to nic wspanialszego nie może się przytrafić facetowi, który zdołał nad nią zapanować. Innymi słowy chodzący  ideał… Ba. Jedynie poprawny ideał i jedynie prawdziwa uległość.

   I tak się tylko zastanawiam, która z tych dwóch przytoczonych „prawd oczywistych” czyni więcej szkód. Ta, uznająca Uległe zakompleksionymi i nic nie wartymi, czy też ta stawiająca na piedestale jedną tylko z grup a „cala resztę” wpędzająca w kompleksy lub, co niestety też się zdarza… wprost lub pośrednio tym, które to do tego ideału się nie podciągają odmawiająca wręcz prawa nazywania się Uległymi czy też niewolnicami, suczkami, sukami czy jak tam to komu bardziej pasuje…

   Dróg prowadzących do uległości jest zaś przecież tak wiele… tak wiele jest powodów dla których w uległości kobieta zaczyna szukać swojego szczęścia i spełnienia. I wchodzi w to oczywiście z całym bagażem dotychczasowych doświadczeń lub po prostu może być dopiero na początku drogi… nieuformowana… jeszcze nie odkryta… a już za zakompleksioną ją uważają lub co częsta bywa nawet gorsze, już na starcie odmawia się jej prawa do bycia ideałem?

   A może jeszcze tylko nie jest siebie w pełni świadoma… może rzeczywiście ma jeszcze opory spowodowane jakimiś tam, często i wyimaginowanymi ale dla niej bolesnymi kompleksami i przez to nie potrafi się w pełni na doznania otworzyć… może jeszcze nie poczuła w pełni czym uległość być dla niej samej powinna a tym samym nie potrafi tego w pełni wyrazić tak słowem jak i samą sobą… może jeszcze nie poznała tego kogoś kto potrafił w niej piękno dostrzec i to piękno jej samej pokazać lub co gorsza spotkała kogoś kto nie tylko, że nie potrafił jej „budować” ale swoją ignorancją lub brakiem chęci i zainteresowania nie tylko nie pokazał jej, że i ona może być ideałem ale spieprzył to najprościej mówiąc lub co gorsza utwierdzał ją w przekonaniu iż jest nic nie warta?

   A może po prostu jest jeszcze „brzydkim kaczątkiem” i potrzebuje jeszcze trochę czasu i odmawiając jej prawa do bycia ideałem sprawimy, że ten prawdziwy dla nas ideał, choć jeszcze ideałem nie będący, przeleci nam przed nosem i ktoś inny będzie się z niego mógł cieszyć i nim się rozkoszować?

 

…i to, co w nich zachodzilo… było piękne..

   Zbierałem się do tego tematu już w sumie od dawna choć ostateczną motywacją były wypowiedzi na ten właśnie temat pewnego blogera. Którego to nie będę wprost palcem wytykał gdyż w sumie nie chce się w polemikę z nim wdawać. Jego punkt widzenia został według mnie przedstawiony poniżej pewnego poziomu przyzwoitości i kultury i tym samym zmuszony byłbym zniżyć się niejako do jego poziomu wypowiedzi…

   Prawda jest jednak taka, że co raz częściej ostatnimi czasy fotograficy szukając innego sposobu wyrazu, zatrudniają modelki, które to mniej lub bardziej odbiegają od powszechnie obowiązującego kanonu piękna. Oczywiście tego kanonu piękna „made by Photoshop”, gdzie surowa fotka poddawana jest tak wielu możliwym modyfikacjom i upiększeniom, że z prawdziwej modelki już niewiele zostaje a w efekcie końcowym otrzymujemy nie tyle jej akt co raczej wyobrażenie danego fotografika czym owo piękno jest w istocie… powstaje dzięki temu wszechobecna i zalewająca nas zewsząd papka wystylizowanych i przerobionych ciał mających niewiele wspólnego z rzeczywistością a czasem i nawet pięknem. Nie ma się wiec co dziwić tym spośród nich, którzy szukając czegoś nowego aby wypłynąć i zabłysnąć zabierają się za akty kobiet otyłych. Oddając tym samym takim kobietom swoiście niedźwiedzią przysługę…

bo chociaż nie to jest piękne co pięknym się wydaje a to co się komu podoba… to jednak przede wszystkim piękno jest w oczach patrzącego. A przynajmniej tam powinno być w pierwszej kolejności…  aby móc piękno przekazać… najpierw samemu trzeba umieć je dostrzec, czyż nie?

 

  

   Zrozumiałym jest dla mnie fakt, że nie każdy to piękno dostrzeże w kobiecie o rubensowskich kształtach. Będą i tacy też niestety co darują sobie wszelkiego rodzaju eufemizmy i będą wypowiadać się wprost i najczęściej niestety po chamsku. Tak o takich aktach… o ich twórcach… jak i o samych modelkach również. Wiadomo zaś … o gustach się nie dyskutuje i każdy je ma takie jakie ma… nie da się nikogo na silę zmusić aby dostrzegł piękno tam gdzie go po prostu nie widzi. Można by więc toczyć niekończącą się dysputę nad tym czy w takich aktach jest piękno w ogóle jakoweś i czy w ogóle jakoweś piękno jest w „nadmiarze ukochanego ciałka”. Dysputę jałową, będąca tylko marnowaniem czasu i będącą pożywką dla tych wszystkich co w próbie leczenia własnych jakichś kompleksów zapomnieli by, że prawo do własnego zdania i wolność słowa nie powinny być mylone ze zwykłym chamstwem. To, że coś nam się nie podoba nie daje nam prawa do obrażania innych. A tym bardziej do ranienia czyich uczuć…

   Zbyt wielu z nas zapomina i to zdecydowanie zapomina za często, że po drugiej stronie stoi bardzo często wrażliwy człowiek mogący nawet nasze w miarę ogólne komentarze odebrać w sposób jak najbardziej osobisty. I tak przy otyłości, jak zresztą i przy wielu innych sprawach mniej lub bardziej o kompleksy mogących zahaczać, wszelkiego rodzaju nasze impertynencje mogą mu odebrać kawałek szczęścia lub cofnąć o krok lub i więcej w drodze do samoakceptacji. Raniąc go czy zwłaszcza ją… świadomie bądź nie, odbieramy im prawo do szczęścia które to prawo ma przecież każdy człowiek. Zanim wiec coś powiemy… czasami pomyślmy… to ponoć nie boli… pomyślmy, że za każdym takim aktem stać mogą setki kobiet nie tylko z modelką się utożsamiające ale dużo pełniej rozumiejące czym dla tej modelki mogło być pozowanie do aktu. Może choć przez chwile czuła się piękną? Może dzięki niej, oglądając jej fotkę jakaś inna kobieta zacznie dostrzegać piękno w sobie? Może dzięki temu jakaś kobieta uwierzy, że ma prawo być szczęśliwa i czuć się piękną?

        
 

   Tym bardziej jeśli mowa nie o płatnych modelkach, które też mogą oczywiście spory stres przeżywać ale gdy przed aparatem staje taka „normalna” kobieta na co dzień musząca na temat swojej nadwagi wysłuchiwać wszelakich impertynencji. Nie sama sesja będzie więc dla niej ważna. Nie pozowanie do aktów samo w sobie a zrzucenie z siebie choćby tylko na te kilka… kilkanaście minut wszelkich lęków, kompleksów i konwenansów. Nie o samą nagość nawet choć rozebranie się przed kamerą może być dla nich wręcz traumatycznym przeżyciem i tylko mając odpowiednie wsparcie zdoła się temu poddać… a jeśli po drugiej stronie stoi człowiek potrafiący dojrzeć w niej to piękno i to piękno im później pokazać… to tym bardziej nie powinno się jej odmawiać tak samej odwagi jak i prawa do poczucia się piękną. Choćby tylko we własnych oczach… ale tą przemianę jaka w takiej kobiecie może zachodzić, tak na prawdę zrozumieć i docenić może tylko ktoś kto był tego świadkiem… Mogą się nam nie podobać takie akty… może nam się nie podobać kobieta otyła… ale wypadałoby przynajmniej uszanować jej odwagę i jej prawo do poczucia się piękna i szczęśliwą… Czasami po prostu warto ugryźć się nawet w język? Tego jednak niestety co poniektórzy nigdy nie zrozumieją. Nie zrozumieją jak niszczące może być jedno słowo tylko nawet.

   Powiecie pewnie, że to tylko złudzenie piękna i szczęścia a i tak nadal będą zżerane od środka kompleksami? Być może… tylko kto dał nam prawo aby o tym decydować… i co jeśli… co jeśli to piękno tkwi w nich rzeczywiście i to ci którzy go nie potrafią lub nie chcą dostrzec są ślepcami? Piękno przecież niejedno ma imię… szukając go tylko w kobiecej figurze lub urodzie w jakim świetle sami siebie stawiamy?

   Wydawać by się mogło, że zwłaszcza po ludziach oficjalnie się z BDSM utożsamiających chyba jednak czegoś więcej można by się spodziewać…