Nagość…

 

   Nagość w dzisiejszych czasach stała się tak powszednia i tak „normalna”, że z dnia na dzień staje się co raz mniej podniecająca. Tak dla facetów atakowanych zewsząd golizną, jak i dla kobiet ze względu na co raz mniejszy wstyd jaki nagość sama w sobie w nich wywołuje… a wstyd przecież bardzo silnie pobudza podniecenie. O ile oczywiście nie jest blokowane kompleksami.

   Spowszednienie nagości powodować będzie u wielu mężczyzn pogoń za dodatkami mającymi dla nich uatrakcyjnić gołe ciało. Lateks, skóra, nawet sznur czy łańcuch na nagim ciele w niewielkiej nawet dawce mogą diametralnie zmienić sposób postrzegania stojącej przed nami kobiety. Faceci w większości są wzrokowcami ale nadmiar „golizny” najwyraźniej nie stanowi dla nas wystarczającej podniety. Staramy się więc tą „goliznę” w podniecający nas sposób przyozdobić. Taka obroża choćby, oprócz wiadomego symbolu naszej władzy będzie też miała czysto estetyczny wymiar. A i w samej tylko obroży Uległa już nie jest tak całkiem goła. :)

   Dodatki mogą też w oczywisty sposób uwypuklić walory Uległej lub dla jej lepszego samopoczucia ukryć niedoskonałości. Przede wszystkim te które ulęgły się w jej główce. Nie zastąpi to oczywiście na dłuższą metę pracy nad samooceną kobiety ale na początku przynajmniej pozwoli jej na większe otwarcie się na doznania bo nie będzie myśleć o tym, że na widok Pana wystawia o kilka centymetrów za dużo…

   Aby polepszyć samopoczucie naszej Uległej na początku nim zwalczymy jej kompleksy, nie potrzeba nawet wielkich funduszy na jakieś mniej lub bardziej wyszukane stroje. Cuda prawdziwe czyni zwykła opaska na oczy :)))

 
 
   Nie zapominajmy bowiem, że prawdziwe piękno sesji nie tkwi w technikach a tym bardziej w ilości ofiarowanego bólu czy rozkoszy. Piękno jej stanowi magia jaką stworzymy. A magia tak jak i podniecenie rodzi się w główce naszej Uleglej. I tam też powinniśmy szukać sposobów na jej najpełniejsze wykorzystanie… innymi słowy dla niej i przeciw niej wykorzystajmy to co już w niej tkwi. Co stanowi jej piękno a z czego niekiedy ona sama nie zdaje sobie nawet sprawy.

   Trzeba się więc nieco cofnąć i sprawić aby znowu poczuła wstyd… ten „pozytywny”. Niczym za pierwszym razem. A trudne jest to o tyle, że nawet początkujące Uległe obnażanie się przed swym Panem traktują wręcz jako coś oczywistego. Jak naturalną część samych siebie i swojej uległości. Trzeba więc czasami włożyć sporo wysiłku aby stojąc przed nami jak je Pan Bóg stworzył znowu poczuły się nagie…

   Pomocne temu jest dość rygorystyczne trzymanie się zasady w sumie dość znanej, że naga jest Uległa a dominująca osoba pozostaje ubrana. Uwypukla to jeszcze dosadniej jej nagość. Zwłaszcza w odczuciu Uleglej. Pokazuje też, kto tu rządzi.

 
   Będą oczywiście chwile i Uległe, gdzie będzie trzeba brutalnie zerwać z nich odzienie. Intensywność tego czynu zaś przełoży się w sposób naturalny na podniecenie obu stron. To samo odnosić się będzie do nieuchronności tegoż a i nie bez znaczenia będzie również jakże słodka niepewność co nastąpi po tym. Nie zapominajmy jednak, że choć spora ilość kobiet ma fantazje o „gwałcie” to jednak tylko nieliczne odnajdą w sobie dość chęci, siły jak również zaufania do swojego Pana, aby się takowemu poddać. I jakkolwiek takie obnażenie potrafi być stymulujące to nie ma się co oszukiwać, może być ono cokolwiek kosztowne. A i po pewnym czasie może się po prostu znudzić. Siłowe wymuszanie nagości jest wiec raczej traktowane jako urozmaicenie czy dodatek. Stosowane też z uwagą i ostrożnością gdyż nieodpowiednio używane może doprowadzić do wywołania u Uleglej paniki. Wiele też Uległych podkreśla, że nie siła dominującego sama w sobie jest dla nich podnietą a władza psychiczna jaką nad nimi posiada. A tą można tworzyć czy też raczej celebrować już na etapie obnażania Uległej.
 
   Nieco trywialnym uproszczeniem sobie życia jest więc posłanie jej do „łazienki” aby tam przebrała się w swój „uniform”. I choć samo to w sobie jest już przejawem naszej władzy nad Uległą to jednak przeskakujemy tak bardzo ważny element budowania tak naszej nad nią władzy jak i nastroju sesji. Jeśli już chcemy lub musimy mieć Uległą szybko gotową do dalszej części, to lepiej się sprawdza nakazanie jej aby na sesje/spotkanie pojawiła się odpowiednio „przebrana”. :)))
 
   Osobiście jestem jednak za celebrowaniem obnażania i choć daleki jestem od robienia z tego jakiegoś tam ceremoniału to jednak umiejętne wykorzystanie pewnych zasad prowadzić może do budowania lub utrwalania naszej władzy nad Uległą.
 
   Po pierwsze nigdy się nie spieszyć. Odpowiednio dobrane tempo obnażania, zwłaszcza połączone w wstępna stymulacją Uleglej nie pozwoli jej na skoncentrowaniu się na procesie rozbierania. Nie pozwalajmy jej myśleć o nagości jaka ją nieuchronnie czeka. Dzięki temu gdy już ona nastąpi będzie ona dla niej wręcz zaskoczeniem mogącym i u bardziej doświadczonej „suki” wywołać rumieniec wstydu. Bez większego znaczenia będzie już fakt, czy pozwolimy Uleglej samej ciuszki pod nasze dyktando zrzucać, sami będziemy ją rozbierać czy też „podzielimy się ” tym miedzy siebie. Daje to tak wiele rożnych możliwości, że samo rozbieranie wprowadza podniecający dla wielu Uległych element niewiadomej. Dodajmy do tego niepewność która cześć garderoby kolejna wyląduje na „podłodze” oraz co może nastąpić JESZCZE pomiędzy pozbywaniem się kolejnych jej części a już w trakcie rozbierania możemy doprowadzić kobietę na granice wrzenia. Samo więc rozbieranie może być nie tylko integralną i rozpalającą częścią sesji, a nawet sesje można oprzeć w sumie tylko na samym rozbieraniu. Wspomniana wcześniej opaska na oczy sprawdza się bezbłędnie w tym przypadku nie tylko u kobiet cierpiących na kompleksy. :)))

   Nie zawsze oczywiście będzie i czas i chęci na takie rozpalanie Uległej do czerwoności i po prostu szybciej będziemy chcieli się dobrać do miodku lub nasza Uległa będzie i bez tego już tak rozpalona, że trzymanie jej dłużej w tym stanie podpadać będzie pod nieludzki sadyzm. Nawet jednak i wówczas nie powinniśmy zapominać o pracy nad tym aby nagość nie stała się dla niej tylko obowiązkiem. Oddaniem pełni siebie tak… kwintesencją uległości… poniekąd. Ważne jest jednak aby nie była „codziennością” bo wtedy zaniknie w Uległej chęć jeszcze pełniejszego obnażenia się i oddania… zniszczy w niej nawet te najbardziej znikome pokłady wstydu a co za tym idzie upodobni ją do robota czy tez może raczej do lalki.

   Pozwólmy więc naszym Uległym należycie cieszyć się ich nagością. Nauczmy i je i siebie przy okazji czerpać z niej pełną radość. A gdy już ją osiągniemy zdejmijmy z niej tą ostatnią „opaskę” a ujrzymy je zawstydzone swoją nagością tak jak za pierwszym razem :)))

   
 

normalnie „nienormalni”

  

   Z uwagą śledziłem komentarze pod moim poprzednim postem. Bardzo za nie dziękuje. Nasunęła się przy tej okazji pewna refleksja a może raczej udało się w słowa zebrać to co już od dłuższego czasu kołatało się tam gdzieś pod łysinką. :).

    

 

   Zwykliśmy podchodzić do BDSM jak do czegoś wyjątkowego, do czegoś innego, do czegoś szczególnego… i jest ono czymś wyjątkowym, szczególnym i innym . Temu się nie da zaprzeczyć. Ale… takie podejście wpędza nas nieuchronnie w pułapkę stereotypów o których wspomniała Margot. Szczególnie niebezpieczną dla osób dopiero wchodzących w świat BDSM i odkrywających go. Nie posiadających jeszcze własnych doświadczeń a co za tym idzie bazujących na… no właśnie…na stereotypach? Choćby i takich, że Uległa sprzeciwiać się nie może, że Pan wie najlepiej co dla niej właściwe, że ma być tak i tak bo ta i tamta…

   Może więc zgoła inaczej do BDSM powinniśmy podchodzić. I zgoła inaczej przedstawiać go innym ludziom? Bo czyż po prawdzie BDSM nie jest tylko/aż związkiem dwojga ludzi i na normalnych relacjach pomiędzy dwojgiem ludzi powinien się opierać? Może więc warto obedrzeć go choć trochę z tej wyjątkowości na rzecz NORMALNOŚCI ?

   Uległa jest przecież jak najbardziej normalną kobietą i tylko jej preferencje emocjonalne i seksualne są inne. Bez względu jak bardzo więc jej potrzeby i preferencje nie odbiegałyby od „normy”, to ani na chwile nie powinno się zapominać, że jest PRZEDE WSZYSTKIM kobietą a dopiero później Uległą. Przede wszystkim same uległe o tym pamiętać powinny. I tak a nie inaczej do siebie samych podchodzić. Normalnie.

   Uprzedzając…. Świadomy jestem, że i w tym „normalnym” świecie co raz mniej jest niestety tej normalności. Jest to też jeden z powodów dla których wiele kobiet jest tak zafascynowanych światem doznań BDSM. Niekiedy tylko w tym świecie mogą odnaleźć te „normalne” traktowanie i poczuć się kobietą szczerze podziwianą, ważną dla partnera i pożądaną. Smutne to ale prawdziwe choć niszczony jest ten wizerunek dość skutecznie przez wszystkich tych pseudo mających w głębokim poważaniu idee jakimi BDSM powinno się kierować. Do takiej więc normalności gdzie kobieta jest niewolnicą na bankiecie życia faceta nie namawiam.

   Do „normalności” jednak powinniśmy zdecydowanie powrócić na etapie poznawania się i decydowania czy i z kim chcemy i powinniśmy się wiązać.

   W dzisiejszych czasach i to już pozostaje mrzonką ale… Nadal mimo wszystko facet mający na oku kobietę, musi się w mniejszym bądź większym zakresie postarać o jej względy. A im kobieta jest atrakcyjniejsza, tym bardziej musi się starać. A i kobiety pod wieloma względami stały się przecież bardziej wymagające i krytyczne do kręcących się wokół nich amantów. I to nawet wtedy gdy szukają tylko szybkiego seksu.

   Pomijając jednak Miłość, bo ta jest nieprzewidywalna, jednak na bazie choćby i setki godzin wspólnie spędzonych na necie, czy też kilku spotkań w normalnych warunkach nie powinno się podejmować decyzji wiązania się z „nie sprawdzonym” partnerem i tak ochoczo oddawać mu siebie.

   Bo tak uległość właśnie działa? Cóż… być może ale jest to tylko jeszcze jeden stereotyp i to taki z którym powinniśmy walczyć. Podchodźmy więc, zwłaszcza kobiety do znajomości w klimacie dokładnie tak jak do każdej innej znajomości. I trzymajmy się tego choćby nie wiem jak bolało aby później nie bolało jeszcze bardziej. Skoro normalnie nie byłabyś skłonna wskoczyć facetowi do łózka już na pierwszym spotkaniu, to tym bardziej nie rób tego z gościem przedstawiającym się jako dominujący, pan czy master. Jeśli tego nie uszanuje to znaczy, że nie uszanuje i całej reszty. Nie uszanuje Ciebie.

   Bez względu na trapiące Was kompleksy… bez względu na mus przynależenia jaki odczuwacie… bez względu na siłę potrzeby bycia zdominowaną, ubezwłasnowolnioną a nawet i uprzedmiotowioną… ani na chwile nie zapominajcie drogie Uległe, że przede wszystkim JESTEŚCIE WYJĄTKOWE !!!

   I to my faceci na tą Waszą wyjątkowość najpierw powinniśmy sobie zasłużyć. A im bardziej o nią walczyć będziemy musieli, tym bardziej będziemy ją doceniać. :)))

   Im bardziej więc NORMALNIE będziemy podchodzić do etapu poznawania się i wzajemnej akceptacji tym bardziej WYJĄTKOWY będzie późniejszy związek. :)))

 

 

rozbieżność pragnień…

  

   Ktoś kiedyś powiedział, że „władza demoralizuje a władza absolutna demoralizuje ABSOLUTNIE”

   I tu jest pies pogrzebany. Dziewczyny/kobiety w pogoni za swoją prawdziwą naturą… tak często świeżo odkrytą lub po wielkich bojach wewnętrznych, wreszcie wykrzyczaną, rzucają się na oślep w ten pasjonujący je świat. Nie widząc lub też często nie chcąc widzieć, że w większości przypadków są z góry stracone. Bo czymże jest dla nich BDSM jak nie narkotykiem? Jakże łatwo się od tego uzależnić. Chcieć więcej… I więcej. I jeszcze więcej. Z drugiej zaś strony są ciągle kobietami i nie oszukają swojej natury. Oprócz wrażeń natury erotycznej, chęci przynależenia i służenia pragną… związku. Ślepo zapatrzone w swojego Pana zapominają zaś o najważniejszym. Jest on tylko facetem!! Czyli osobą o innych potrzebach i odmiennych pragnieniach.

   Znam wprawdzie pary gdzie los układa się im wręcz sielankowo i to już od wielu lat. W większości są to jednak pary które najpierw odkryły siebie a dopiero później odkrywały RAZEM świat BDSM. Będący nie treścią ich związku a raczej jego dopełnieniem. I tylko jedną parę która poznała się poprzez BDSM i po latach są teraz małżeństwem.

   Dlaczego to takie rzadkie? Oddając siebie swojemu Panu, tak bezkrytycznie daje mu z siebie Uległa to co ma najcenniejszego. I o czym często zapomina , daje mu dokładnie to czego on od niej potrzebuje. A potrzebuje dokładnie właśnie tej uległości, oddania i służenia mu uległym, kobiecym ciałem. Najczęściej też i niczego innego.

   Pan jej może być już bowiem w związku (żona i dzieci). Uległa jest wiec dla niego tylko kochanką. I to kochanką idealną. Pomijam już sam aspekt i preferencje BDSM ale… Jest na każde zawołanie. I tylko wtedy gdy to On ma na nią ochotę. Do tego tak JAK on ma ochotę. I tylko tego od niej będzie oczekiwał. Od prania i gotowania ma przecież żonę. I od marudzenia również.

   Jeśli więc z jakiś nawet powodów rozejdzie się z żoną… nadal będzie miał Uległą do zaspokajania swoich potrzeb erotycznych. Najwyżej w ramach tresury dorzuci jej obowiązek prania, gotowania i całej reszty. Uprzyjemniając jej te obowiązki jakimiś elementami S/M. Ale TYLKO jako dochodzącej gosposi. Właśnie bowiem odzyskał wolność i skoro nikt mu nad uszami więcej nie marudzi… Jest wolny. I tej świeżo odzyskanej wolności nie poświeci nawet dla swej ukochanej Suczki. Zwłaszcza dla swej ukochanej Suczki bo przecież i tak ma już od niej to na czym mu najbardziej zależy a wszelkie jej zapędy do stania się jego „żoną” zdecydowanie wybije jej z „dupci”. A Ona przyjmie to z pokora.

   Nie lepiej mają też suczki gdy ich Master nie jest w stałym i zalegalizowanym związku. Potrzeby jego również zaspokajane są przez nią tak jak on tego chce, i KIEDY On tego chce. W międzyczasie zaś jest on wolnym człowiekiem który może robić co chce. I również z tej wolności nie zrezygnuje.

   Szybciej już zrezygnuje z suczki jeśli ta swoim zachowaniem da mu do zrozumienia, że w jej rozumieniu słowa „więcej” to nie tylko kolejna, nowa tortura czy technika BDSM ale i chęć zasypiania przy nim, budzenia się przy nim, służenia mu sobą nie tylko w łóżku… Pragnienia typowo kobiece lecz zagrażające jego wolności.

   Są oczywiście i tacy dominujący mężczyźni którym marzy się właśnie takie „małżeństwo” gdzie jego kobieta będzie mu i suczką i gosposią i… wszystkim. Wszystkie świeżo wkraczające w świat BDSM kobiety muszą być jednak świadome, że jest to bardzo nieliczny odsetek dominujących mężczyzn. Większość z nich postrzega BDSM jednak tylko jako zaspokojenie swoich preferencji seksualnych. A Uległa jest tylko „sposobem” wprowadzenia ich w życie. Dla faceta rozwój takiego związku kojarzyć się więc będzie raczej z większą jeszcze dominacją nad kobietą. Wypróbowywaniem nowych technik, wprowadzaniem osoby trzeciej itd…itp. Przeobrażenie suczki w partnerkę… to już niestety w większości przypadków ponad ich siły i co najważniejsze całkowicie poza ich zainteresowaniem. Jeśli więc ich Uległa zaczyna tylko przejawiać takowe ciągoty, nawet nie do końca jeszcze przez nią samą sprecyzowane, będzie to dla niego sygnałem do zerwania i poszukania sobie nowej Uleglej. Dla wielu już takim sygnałem będzie sam fakt ze Uległa zakocha się w nim. No chyba, że właśnie stuknęła mu 60-tka i zaczyna rozglądać się za darmową pielęgniarką i opiekunką.

Uczciwość nakazywałaby proste i konkretne postawienie sprawy już od samego początku. Jesteś Mała TYLKO seksualnym spełnieniem lub dopełnieniem. Jestem z Tobą dla seksu , tylko seksu i na nic więcej nie licz. Będę o Ciebie dbał a nawet rozpieszczał ale w takich to a takich granicach. Jasno, zwięźle, rzeczowo i szczerze. Z drugiej tylko strony… która kobieta/suczka by na takiego „poleciała”?

   Oprócz szczerości brakuje też u większości dominujących odpowiedzialności za ich podopieczne. I pewnego zrozumienia, że o ile dla faceta BDSM rzadko kiedy staje się całym światem, jest tylko jego najwyżej najprzyjemniejszą częścią, to o tyle kobiety zwłaszcza te młodsze i przede wszystkim początkujące potrafią się od tego uzależnić i to w tempie błyskawicznym. Im bardziej zaś zatracają się w tych doznaniach i swojej uległości tym mniej zaradne stają się w życiu codziennym. I tym boleśniejszy jest dla nich powrót do niego po zerwaniu.

 

Prawa Pana…

 

   Pan ma prawo do szczęścia i zaspokojenia potrzeb swojej Uleglej i… hmm to już chyba wszystko? :)

   Z wszelkimi prawami i przywilejami jest bowiem już tak, że najpierw trzeba sobie na nie zasłużyć. Dotyczy to tak samo strony dominującej jak i uleglej. Z tym małym zastrzeżeniem, że strona uległa ma na tym polu fory. Pewne prawa i przywileje przysługiwać jej powinny już na starcie a ceną za nie jest tylko szczerość. Strona dominująca zaś prawie na wszystko musi sobie zasłużyć. Od szczerości również zaczynając.

   Osoby z poza klimatu oczywiście kompletnie tego nie zrozumieją. Nawet i głębiej zapoznani z tematyka też będą mieli odmienne zdanie. Według mnie jednak, jakże przewrotnie, to nie Uległa służy swojemu Panu a raczej to Pan służy jej.

   Brzmi to może wręcz jak herezja? Poniekąd. Oczywiście w czasie sesji to Pan jest władcą absolutnym i wykorzystując to decyduje o każdym aspekcie sesji i może zrobić z Uległą „wszystko”. Nie zapominajmy jednak, że wszystko to co się w czasie sesji dzieje powinno być tylko skonsumowaniem umowy pomiędzy dwiema stronami. Nic wiec nie powinno przekraczać akceptowalnych praktyk i zachowań określanych PRZEZ STRONĘ ULEGŁĄ !!! To do jej potrzeb a także MOŻLIWOŚCI powinno być wszystko dopasowane. Uległość w każdej postaci i w każdym jej elemencie musi być spontaniczna i oparta na szczerej chęci . Im więcej wiec Pan da swojej Uległej poznania i zrozumienia oraz akceptacji, tym więcej owej spontanicznej i szczerej chęci oddania się otrzyma w zamian.

   Zdaje sobie jednak sprawę, że niestety najczęściej spotykanym modelem jest urabianie Uległej na swoje upodobanie. I tresura pod kątem własnych pragnień. Bardzo to krótkowzroczne i gwałcące główne zasady poszanowania jakimi kieruje się BDSM. Najkrótsza tędy droga do wypalenia Uległej o której niedawno pisałem. Niebezpieczna, egoistyczna i mogąca mieć tylko jedno przykre lub wręcz tragiczne zakończenie.

   Daleki od reklamowania czystego S/M pozwolę sobie jednak nawiązać do panujących tam reguł. W S/M widać chyba najwyraźniej jak dominującą rolę powinny mieć preferencje i potrzeby strony uległej. Cala sesja jest w stu procentach na to nastawiona. A poznanie tychże potrzeb i możliwości jest sprawą pierwszorzędną. Nie tylko dlatego, ze łatwiej skrzywdzić. Często tam spotykany brak głębszych relacji uczuciowych nie pozostawia po prostu Masterowi miejsca na naginanie woli Uleglej. Liczy się tylko jego profesjonalizm i pełne zaspokojenie Uległej. Seks jest tam rzadkością a choć jest stosowany, to też służy tylko zaspokojeniu strony Uleglej. Master decyduje w sumie tylko o tym „jak” a nie „co”. Owo „co” określa jednoznacznie strona Uległa.

   Problem więc zaczyna się w chwili pojawienia się uczuć, że tak powiem głębszych. Nimi to można łatwiej manipulować. Osaczać ofiarę i dzięki temu kształtować ją na swój gust i wedle własnych upodobań. Stosując przy tym mniej lub bardziej wyrachowany szantaż moralny i emocjonalny. Zaczynając niejednokrotnie od „mało znaczących” kompromisów.

   Prawda zaś jest taka, że nie ma czegoś takiego jak „mało znaczący” kompromis. Każdy kompromis jest bowiem rezygnacją z pewnej części siebie. Jest bardzo płynna granica pomiędzy kompromisem powodowanym akceptacją a zaprzedaniem samego siebie i każdy sam będzie musiał ją sobie określić. Osobiście więc bardzo ostrożnie podchodzę do wszelkich kompromisów i bardzo się im uważnie przyglądam nim podejmę ostateczna decyzje.

   No ale ja cokolwiek paranoikiem jestem :)))

   Od urabiania Uległej na swoją modłę zdecydowanie wole budowanie jej świadomości a zwłaszcza samookreślenia jej prawdziwych potrzeb i pragnień. Zgodzę się bowiem z Su, że wiele z nich ma błędne pojęcie w niektórych sprawach i potem bierze się to „no, ale ja myślałam, że będzie inaczej”. Odpowiednio Uległą manipulując można ją zmusić w sumie do wszystkiego jeśli nie posiada ona tej świadomości i samookreślenia . Osobiście jednak nad „gumowe lalki” przedkładam świadomą Uległą, która to z własnej i nie przymuszonej niczym woli otwiera się na mnie co raz bardziej. Gdy świadomie i ze szczerych chęci pokonuje kolejne bariery i opory. I to nie tyle dla mnie a dla samej siebie. Nie z obowiązku bycia grzeczną i posłuszną a z prawdziwego pragnienia bycia co raz bardziej doskonalą.

   I takich właśnie Uległych życzę wszystkim Panom. Mamy do tego prawo. Nasze jedyne prawo.

O ILE OCZYWIŚCIE NAJPIERW SOBIE NA NIE ZASŁUŻYMY :)))

 

Akceptacja

  

   16 listopada obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Tolerancji. Wiedzieliście o Tym? Ja nie. Może dlatego, że tolerancyjny staram się być każdego dnia a takie święta tylko udowadniają jak źle musi z tym być skoro aż „świętować” to trzeba… choć oczywiście jest już lepiej niż bywało jeszcze nie tak dawno.

   Sama tolerancja będzie jednak pustym słowem, i jakże często nim jest w dobie „mody na bycie tolerancyjnym” jeśli nie idzie w parze z akceptacją. Bo bez akceptacji drugiej osoby nie jest możliwy szacunek wobec niej samej i jej odmienności.

   A inni jesteśmy wszyscy czy się to nam podoba czy nie.

   Każda Uległa jest inna ale niestety wielu dominujących postrzegając je w perspektywie „praktyk” zapomina, że jedyną chyba tylko wspólną cechą większości (ale nie wszystkich!) Uległych jest potrzeba przynależności i oddania. A i nawet ta cecha ma wiele odcieni i wymaga zwykłego poznania aby się w tych odcieniach zorientować.

   Zrozumienie potrzeb Uległej jest wiec niby sprawą priorytetową i w sumie dogmatem, który rozumie a przede wszystkim AKCEPTUJE tylko cześć dominujących bo reszcie będzie zależeć tylko i wyłącznie, lub przede wszystkim, na zaspokojeniu własnych pragnień i potrzeb.

   Akceptacja pełna jest zaś nie lada wyzwaniem biorąc pod uwagę fakt, że znajdzie się całkiem spora liczba Uległych nie akceptująca samych siebie. Do tego stopnia, że gotowe będą poświecić własne „ja” aby tylko nie stracić swojego Pana. Albo swojego być może Pana. Naginając lub wręcz rezygnując z własnych potrzeb lub pragnień. Przynajmniej z części z nich. Często nie do końca mówiąc prawdę o swoich preferencjach i oczekiwaniach aby tylko nie stracić „takiej okazji”, gdy przy pierwszych kontaktach wydaje się im, że oto wreszcie trafiły na tego PRAWDZIWEGO Pana. Pełnego ciepła i zrozumienia, itd; itp…

   Waszym zaś prawem/przywilejem jest być inną. Prawdziwy Pan, godny Waszego oddania w pełni tą odmienność ZAAKCEPTUJE. Będzie świadomy również i tego, że macie prawo do zmiany zdania i taką zmianę USZANUJE a nawet i doceni szczerość będącą niekiedy wręcz odwagą. Próbując zaś zasłużyć na obrożę za wszelką cenę zapominacie, że źle dopasowana może po prostu ranić. I równie szybko z Waszej szyi zostać zdjętą. Wchodząc w związek oparty na niedomówieniach i choćby częściowo tylko wbrew sobie z góry skazujecie go na niepowodzenie a przynajmniej na pojawienie się problemów i tarć które same w sobie mogą zniweczyć jego piękno i przyszłość. Pełne oddanie woli Pana możliwe jest bowiem tylko w przypadku gdy nie będzie ono wbrew Wam samym i to choćby w niewielkiej Was części. Coś może po prostu Wam nie odpowiadać i macie do tego prawo.

   Będą sprawy w których już teraz możecie mieć kategorycznie anty nastawienie i z samookreśleniem tychże nie jest jeszcze najgorzej. Nadal jednak pozostanie wiele „być może”, „raczej nie” i najzwyklejsze „nie wiem”. I tu zaczynają się wielkie problemy z określeniem co jest tak właściwie preferencjami a co tylko pragnieniami czy wręcz fantazjami. Pragnienie posiadania Pana nie powinno jednak rzutować na naginanie swoich „być może” do „tak” a „nie” określaniem jako tylko „raczej nie”. Bo chociaż rzeczywiście „być może” okazać się może „tak” to niemniej jednak zadecydować o tym powinien czas.

   I może jest to w tej sprawie najważniejsze? Dajmy sobie czas. Nic na siłę i na wariata. Samookreślenie własnych potrzeb potrzebuje czasu. I tylko rozłożone w czasie może doprowadzić do pełnej akceptacji siebie samej i własnych potrzeb. A to ma bezpośrednie i kolosalne przełożenie na intensywność wrażeń i doznań.

   Bo co z tego, że już jutro zaczniecie np. współżyć ze swoim panem skoro nie będziecie w pełni emocjonalnie do tego przygotowane? Bo tak trzeba i że on tego oczekuje? Bo być może w pierwszym odruchu dałyście mu do zrozumienia , że i Wy tego chcecie? Nic nie trzeba a i w każdym momencie można zmienić zdanie. Robiąc to na siłę może znajdziecie w tym i przyjemność ale z całą pewnością nie pełną. Robiąc to czy cokolwiek innego z „obowiązku” narażacie się, że już zawsze będzie to tylko „obowiązkiem”. I raczej z upływem czasu nie stanie się nieziemskim doznaniem a raczej szybciej zamienić się może w przykry obowiązek. A jeden „obowiązek” jak magnes przyciąga kolejne. Tworzy się zaklęte koło w którym Uległa staje się tylko i wyłącznie przedmiotem do zaspokajania potrzeb i to bynajmniej nie jej własnych. Błędne koło czy też raczej równia pochyła po której Uległa stacza się w samounicestwienie…

   Strach, że rzuci bywa obezwładniający. To prawda ale… Rzuci tak czy siak jeśli nie będzie tej szczerości. Jeden wyczuje, że nie jesteście takie jak im to przedstawiałyście. Poszuka więc gdzie indziej tego co spodziewał się znaleźć u Was. Inni zaś wypalą Was w sprinterskim wręcz zaspokajaniu swoich potrzeb i pragnień a potem po prostu znudzą się Uległą bo w swej „obowiązkowości” stanie się w ich oczach niczym manekin lub raczej dmuchana lala. Sami ją taką stworzą nie dostrzegając objawów nieszczerości albo jeszcze częściej nie mając najmniejszej ochoty i potrzeby ich dostrzegać. Bo i po co skoro jego Uległa jest taka grzeczna i robi wszystko czego on sobie zażyczy? Wypali, zniszczy i wyrzuci.

   Trafiając zaś na Pana w pełnym znaczeniu tego słowa… On Was zaakceptuje takimi jakie jesteście więc w czym problem? Nie stracicie za to czasu nim i tak szydło wyjdzie z worka i będzie trzeba zaczynać wszystko lub prawie wszystko od samego początku. I zajmie to jeszcze więcej czasu bo odkręcanie bywa o wiele bardziej pracochłonne.

   Jesteście inne. I każda na swój sposób cudowna i niepowtarzalna. Nie bójcie się więc swojego prawdziwego ja. Jeśli on tego nie doceni i nie zaakceptuje to świadczyć to będzie tylko o tym, że po prostu na Was nie zasługiwał. :)))

   Skądinąd, może też być to prosty sposób na sprawdzenie na czym tak na prawdę facetowi zależy. Na Uleglej czy tylko na jej ciele i usługach.

 

Odpowiedzialność …

 

   Wielu zapomina lub pamiętać po prostu nie chce, że odpowiedzialność powinna być nierozerwalnym elementem BDSM a co równie ważne rozpatrywać by nią trzeba było już na etapie samookreślenia miejsca i roli jaką chcielibyśmy w BDSM zajmować. Czyli na długo nim podejmiemy pierwsze kroki w poszukiwaniu Uleglej.

   Nie każdy z nas jest gotowy wziąć na siebie pełną odpowiedzialność za Uległą będącą przecież nie lada wyzwaniem z którym tylko nieliczni będą potrafili się zmierzyć i jest to jak najbardziej zrozumiale i podyktowane wieloma czynnikami.

   Nie chcąc się jednak angażować i relacje D/U rozpatrując tylko i wyłącznie w aspekcie po prostu luźnych i niezobowiązywanych spotkań, miejmy odwagę od samego początku tak właśnie sprawę stawiać. Nie wszystkie Uległe pragną przecież stałego związku i jest całkiem sporo i takich którym zależeć będzie bardziej na profesjonalnie przeprowadzonej sesji co jakiś czas niż budowaniu głębszych relacji. Traktując zaś całą sprawę jak swoistego rodzaju przygodę lub po prostu odskocznie od codzienności od początku traktują też dominującego jako coś tymczasowego.

   Problem w tym, że niecierpliwość jest domeną obu stron. Łapiemy więc co popadnie nie zastanawiając się nad konsekwencjami, które i tak, prędzej czy później dadzą o sobie znać w niedopasowanym związku. Nieszczerze określając swoje własne pragnienia i potrzeby, sami od początku skazujemy się na porażkę i kłopoty. I choć oczywiście większość skupi się niestety na Uległej zbyt pochopnie wziętej pod nasze skrzydła wbrew naszym rzeczywistym potrzebom i możliwościom, to również samym sobie zafundujemy zmartwień i problemów. Nieproporcjonalnie małych w stosunku do czyjegoś złamanego serca ale…tylko przyspieszających nieuchronnie złe zakończenie.

   Większości z nas, facetów wystarcza zaś po prostu seks na przez nas określanych warunkach i jest głównym czynnikiem jaki wielu do BDSM przyciąga. Nie ma co ściemniać. I to seks bez bólu głowy czy innych wymówek. Tak jak my chcemy, kiedy my chcemy i tam gdzie MY chcemy. Taki był i nadal jest obiegowy wizerunek BDSM i zmienia się to bardzo powoli.

   Prawda zaś jest oczywiście taka, że poza czystymi relacjami S/M to jednak ten „łatwy” seks rzeczywiście bywa motywacją dla mniej lub bardziej dominujących i to się dla nich najbardziej liczy. Spora ich cześć na tym etapie się zatrzymuje i nie dostrzeże głębszej treści kryjącej się w BDSM. Będą też tacy, choć nieliczni, którzy znajdą w sobie odwagę aby się do tego przyznać i szukać Uleglej wśród kobiet które będzie interesował też tylko „urozmaicony seks” bez żadnych tam głębszych relacji czy perspektyw… a wręcz ich unikających.

   Wielu też będzie niestety myliło odpowiedzialność za swoja Uległą z jej tresurą, no bo przecież nie raz może słyszeli albo i czytali ze „Pan” jest odpowiedzialny za rozwój swojej Uległej. Zapominając, lub zgoła nie zdając sobie sprawy, że ten… hmm.. techniczny rozwój bywa sprawą przynajmniej drugorzędną. Wytresować można i małpkę a raczej TYLKO małpkę. Prawdziwa Uległość tworzy się zaś poznaniem, zrozumieniem i ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ.

   Odpowiedzialnością mająca do tego wiele obliczy.

   Nie ma, a raczej nie powinno więc być w BDSM czegoś takiego jak seks gdy JA chce i jak JA chce. Biorąc bowiem sobie Uległą, chcąc czy nie chcąc, bierzemy za nią pełną odpowiedzialność. Również odpowiedzialność za to, że każda sesja, każde spotkanie będzie dla niej budujące i stymulujące. Oczywiście dobrze „ułożona” Uległa i podczas migreny zazwyczaj nie odmówi swojemu Panu na prośbie o zaniechanie poprzestając, ale… Wymuszanie współżycia choć będące jednym z często stosowanych elementów ma prawo następować tylko i wyłącznie w przypadku gdy to Uległej, a nawet głównie Uległej przyniesie i rozkosz i spełnienie. Z bólem głowy zaś… cóż… niewiele będziemy się różnić od zapijaczonego „mężusia” który po powrocie z knajpy ulży sobie w „ślubnej”. No bo przecież i on też ma do tego „prawo”, no nie?

   Odpowiedzialność za Uległą to też odpowiedzialność za jej rozwój w całym znaczeniu tego słowa a nie tylko w odniesieniu do tych czy innych praktyk, do tego jeszcze równie często mylone z „motywowaniem” jej do przekraczania kolejnych granic. Ważniejsze jest budowanie jej własnego wizerunku również w każdym innym aspekcie jej życia. Nawet i najważniejsze. Podniesienie jej samooceny i wygnanie demona kompleksów, jest według mnie głównym zadaniem Pana. A przy okazji i najskuteczniejszą, choć może nie najprostszą metodą na przekraczanie kolejnych granic i to również i takich, które zdawały się nie do przekroczenia. W pełni podbudowana Uległa jest po prostu gotowa na o wiele więcej. I o wiele chętniej a do tego bardziej szczerze i ŚWIADOMIE poddawać się będzie rozwojowi na polu już czysto BDSM-owym.

   Ale i o tym też już sporo pisano jak również i o tym aby nie skrzywdzić jej czysto fizycznie przez niedopatrzenie lub nieznajomość tej czy innej techniki. Co nie znaczy, że nie należy o tym ciągle przypominać.

   Niezmiernie rzadko jednak pojawia się jeszcze jeden, bardzo istotny element odpowiedzialności wobec Uleglej.

   BDSM a zwłaszcza emocje i relacje w nim panujące, to co Uległa doświadczyć może pod okiem swojego Pana jest niczym trawiący ją ogień. Raz rozpalony, zazwyczaj będzie w niej już na zawsze, choć rozstania i inne niepowodzenia mogą go na czas dłuższy nawet przygasić. Od początku i aż do końca, będzie jednak jak to ogień, żywiołem. Pięknym ale i niosącym z sobą niebezpieczeństwo, że można się boleśnie sparzyć gdy źle się ulokuje swoje nadzieje i pragnienia. Może też Uległą aż spopielić jeśli dostanie się w nieodpowiedzialne ręce.

 

   Odpowiedzialnością Pana jest bowiem również i to aby ten płomień raz w niej rozpalony nie rozbuchał się za nadto. To on winien pilnować aby cały proces wprowadzania Uleglej w kolejne tajniki i techniki BDSM nie przebiegał zbyt gwałtownie i współgrał z ogólnym rozwojem jej samooceny i najogólniej pojętego rozwoju, bo zamiast budować, może nieodwracalnie zniszczyć jej psychikę i zamiast wspanialej Uległej, pięknej swym oddaniem otrzymamy osobę zwichniętą emocjonalnie potrzebującą co raz to silniejszych wrażeń aby po prostu coś poczuć. Niczym narkoman co raz potrzebujący większej dawki, niszczącej jeszcze bardziej ją samą.

   Niekiedy więc trzeba przystopować. Nie bać się powiedzieć, i jej i samemu sobie, że jeszcze jest na to nie gotowa. Umiejętnie racjonować doznania. Nauczyć ją rozkoszowania się i jak najpełniejszego przyjmowania każdej nowości. Wprowadzać nowe i cofać się niekiedy o krok a nawet i dwa. Budując przy tym jej samoocenę i samokontrole. Pozwólmy jej dorastać i to na każdym polu. Systematycznie ale i bez zbędnego pospiechu.

   Raz, że wyrośnie nam piękniej a co równie ważne nie będziemy tym samym ryzykować, że kiedyś nam się pomysły skończą :D