BDSM według „Misia”

 

THIS IS BDSM

 

AND YES, THIS IS ALSO BDSM…

 

      

 

 

 

 

        

 

 

 

 

 

     

 

 

 

 

BECAUSE THIS IS MY BDSM

 

PS:  Przed użyciem należy się uważnie zapoznać z ulotką a w przypadku braku takowej należy się skonsultować z produktem naszych mniej lub bardziej mrocznych fantazji w celu zapobieżenia przedawkowania zwłaszcza punktu drugiego.

   Skutki uboczne przedawkowania w postaci frustracji, fochów, znarowienia, zapominania o przynależnym miejscu czy nawet spadek libido ulegają łatwemu wydaleniu z organizmu poprzez wyklepanie.  Na wszelki wypadek należy mieć zawsze pod ręką antidotum w postaci pasa lub rózgi i stosować natychmiast po zaobserwowaniu pierwszych objawów skutków ubocznych.

STOSOWAĆ JEDYNIE JAKO SUPLEMENT SUCZEJ DIETY !!! :D

„bo przesłodzony to nawet miodek robi się mdły”

 

Thanks, Smokey by Zoochosis

  

 

bo nawet największe tabu smakuje inaczej gdy się do niego zabierzemy z przymrużeniem oka? :)

 

     

co oczywiście w niczym nie zmienia faktu, że w większości krajów zoofilia jest przestępstwem i to nawet karanym na gardle .

 

 

poświątecznie :)

Uprzejmie informujemy wszystkich zainteresowanych,

że całe tegoroczne zamówienie rózg dla niegrzecznych dziewczynek

zostało dostarczone w terminie do św. Mikołaja

i za wszelkie opóźnienia lub niedostarczenia

nasza firma nie ponosi odpowiedzialności (!!!)

a powód tego leży…

 

…zdecydowanie niżej :D

 

innymi słowy  HO-HO-cHO(lera) :D

 

wszystko albo nic

„Jako (Twój) Mężczyzna, szanuję Cię.

Jesteś silną i inteligentną Kobietą. Jesteś sobą”

   Szanuje Twoje decyzje. Szanuje Twoje wybory. Nie będę Cię zmieniał. Taką Ciebie poznałem… taką zaakceptowałem… taką Ciebie wybrałem i Takiej Tobie pozwoliłem się wybrać…

„Jako Twój Przyjaciel jestem tu dla Ciebie. Zawsze. Cyklicznie. Mój czas należy do Ciebie”

   Nie jest bowiem sztuką zabronić Tobie iść przez życie abyś się przypadkiem nie potknęła ale być zawsze pod ręką abyś mogła się wesprzeć na moim ramieniu jeśli będzie taka potrzeba i aby podać pomocną dłoń aby pomóc Tobie wstać i iść dalej z dumnie uniesiona głową…

   „Jako Twój kochanek, uwielbiam Cię. Jesteś dla mnie piękna i seksowna i wypełniasz mój umysł cudami. Moja wierność jest Twoja”

   Jesteś moim cudem… jesteś moim spełnieniem… jesteś moją zdobyczą i najcenniejszym skarbem na który muszę sobie zasłużyć każdym kolejnym dniem… każdym gestem, słowem i oddechem na Twojej szyi…

„Jako Twój Daddy jestem z Ciebie taki dumny moja Mała Dziewczynko. Będę dbał o Ciebie. Moje ramiona należą do Ciebie Malutka”

   Bo w każdej, nawet najsilniejszej kobiecie tkwi taka mała dziewczynka. Znalezienie jej w Tobie i zadbanie o nią nie jest szukaniem Twoich słabości a budowaniem mojej siły dla Ciebie…

„JAKO TWÓJ PAN BĘDĘ CIĘ POŻĄDAŁ. BĘDĘ CIEBIE TRENOWAŁ, RŻNĄŁ CIĘ, BRAŁ CIĘ I ZNAJDOWAŁ W TOBIE ROZKOSZ. JESTEŚ MOJA”

 Bo odnalazłem i posiadłem Twoją mroczną naturę. Zawładnąłem Twoim ciałem, umysłem i duszą a Ty oddałaś mi całą siebie. Najpiękniej i najpełniej jak tylko mogłaś by być moim „wszystkim i niczym”. Musisz mi tylko pozwolić być dla Ciebie wszystkim…

  

A jeśli komuś nie podoba się takie podejście do bycia czy posiadania lub do bycia posiadaną to życzę szczęścia w poszukiwaniu innej bardziej pasującej mu drogi :)

   A chociaż w życiu bardzo rzadko można liczyć na „wszystko” to jednak często najsłuszniejszym wyborem jest ten pomiędzy „wszystko” albo „nic”

Zaczynając prawie od końca…

   Jak słusznie i trafnie zauważa jedna z czytelniczek w swoim komentarzu pod jednym z wcześniejszych postów:

„Generalnie każdy ma kompleksy, niezależnie od płci czy wieku. A to za małe cycki, a to za duże, rozstępy, cellulit, za duży brzuch, krzywe zęby itp… Facet nie wszystko to widzi, baa on tego nie widzi, tylko kobieta swoim gadaniem zwraca uwagę na siebie i na owy problem. Właśnie zwraca uwagę, często żalimy się żeby usłyszeć, że jesteśmy piękne, mamy ładną pupę, wspaniałe piersi. Szukamy słowa które Nas dowartościuje i pozwoli zaakceptować siebie. O wiele łatwiej Nam walczyć z kompleksami, słysząc komplementy, utwierdzać się, że dla męża, chłopaka, Pana jesteśmy piękne, wyjątkowe.”

 I chociaż sam pewnie bym tego lepiej nie ujął to ostatnia bardzo intrygująca konwersacja z pewną słodką Anią sprawiła, że postanowiłem temat klimatycznych praw i zasad zacząć właśnie od tego punktu. Bo chociaż dla twórcy listy tychże znalazło się na to miejsce dopiero na 21 pozycji to moim zdaniem może wręcz należałoby zacząć właśnie od tego, co w dużej mierze zahacza o początki każdej, mniej lub bardziej mającej szanse na spełnienie znajomości. O czym zawsze warto pamiętać choćby tylko po to aby później nie było żadnych niedomówień. że to:

   

 

Pan ma zawsze racje”

  

  

   I chociaż będą tacy i takie, którzy będą się z tym kłócić zwłaszcza z akcentowaniem tego, że „zawsze” to jednak w tej jednej konkretnej sprawie ma on racje ZAWSZE a wszelkie marudzenia w tej kwestii, tak częste i w sumie naturalne u kobiet w „normalnych” związkach czy relacjach, przy próbie przeniesienia tego na grunt D/U mogą a zazwyczaj kończą się dla „delikwentki” dość boleśnie. I mała bieda jeśli tylko przełożeniem przez kolano. :)

   Nie ważne jest czy to Ty pozwalasz się znaleźć i sobą zawładnąć czy też w ten czy inny sposób zostałaś znaleziona bo to on w ostatecznym rozrachunku stawia kropkę nad i, zakładając Tobie obroże.. Tak tą z prawdziwego zdarzenia jak i choćby tylko taką mentalną, którą to możesz pożądać nawet bardziej zwłaszcza jeśli interesuje Ciebie nie tylko aby zawładnął Twoim ciałem ale także i umysłem a nawet i duszą. To do niego należeć będzie ostatnie zdanie: „Jesteś teraz moja”. Dopiero po tym Ty możesz zacząć być dla niego „wszystkim i niczym”.

   Nie ważne jest też co TY sama myślisz o niedoskonałościach swojego ciała bo chociaż szczerość w tym temacie jest jak najbardziej wskazana i pożądana ale nawet jeśli jest to tylko kokieteryjne „wymuszenie” zaprzeczenia to jednak bezpieczne tylko do momentu założenia Tobie obroży. Bo już przed jej założeniem zostałaś oceniona a także i wyceniona. Zostałaś wybrana a co za tym idzie zaakceptowana taką jaka jesteś.

   I nawet jeśli już na początku w jego głowie zrodzi się pomysł wprowadzenia odpowiednich korekt co do Ciebie samej jak również Twojego ciała to świadczyć to będzie tylko o tym, że jesteś idealnym materiałem do modelowania. Diamentem, który najpierw trzeba odpowiednio oszlifować czy też może czystą kartką papieru która najpierw trzeba nie tylko zapisać ale też i odpowiednio przyozdobić? Albo odpowiednio ułożyć jak w origami? :)

   Oczywiście, zwłaszcza na początku masz prawo do swoich kompleksów. I tych wyimaginowanych zrodzonych z niepewności. Ale nawet mając rzeczywiście te kilka kilo według Ciebie za dużo musisz liczyć się z ryzykiem, że oko które przykujesz należeć będzie do „prawdziwego” faceta nie zarażonego modą na „chodzące wieszaki” lub po prostu nie lubiącego się stresować, że tuląc połamie lub poobija się o wystające kości. A do tego zdeklarowanego sadystę wolącego aby po odpowiednim potraktowaniu Twojej dupci to bardziej ona była spuchnięta a nie jego dłoń.

   Jako typowy facet może też mieć niekiedy po prostu problemy z odpowiednim tego wyartykułowaniem i będzie wolał czynami sprawiać, abyś nie musiała nigdy się w ten sposób utwierdzać o swojej dla niego atrakcyjności bo dla niego jest to oczywiste przez sam fakt wybrania Ciebie. Może po prostu uważać, zresztą jak najbardziej słusznie, że oddając mu siebie i swoje ciało oddajesz mu tym samym całkowite prawo do decydowania o tym ciele. W tym także a może wręcz przede wszystkim o jego atrakcyjności. To trochę tak jakbyś tym samym zrezygnowała z prawa przeglądania się w lustrze mając prawo tylko (aż?) do przeglądania się w jego oczach?

   Jako typowy facet może być zaś rzeczywiście ślepy na pewne sprawy a przynajmniej ich nie zauważać lub dostrzegł piękno w Tobie , które Tobie po prostu umknęło lub którego jeszcze nie nauczyłaś się okazywać. Może więc rzeczywiście nie ma sensu ani potrzeby kłuć go po oczach czymś więcej niż sam zobaczył? :)

    Wyjątkiem od tego może być pewna odmiana relacji DD/LG gdzie kokieteryjne zachowanie nastawione na prowokowanie dopuszcza do marudzenia nawet na temat swojej urody lub relacje oparte na upokarzaniu gdzie prawdziwe bądź wyimaginowane niedoskonałości Uległej będą pożywką i/lub pretekstem do wytykania jej tego w trakcie sesji.

   O ile jednak nie kręci Ciebie bycie wyzywaną od „grubych suk” itd. itp. to jednak lepiej ugryźć się w język bo nic tak nie irytuje faceta, nawet tego najbardziej cierpliwego jak wmawianie mu, że się myli i że nie ma racji. Może on bowiem dojść do wniosku, że rzeczywiście nie ma… nie miął racji… i zafundować Tobie kompleksowo klimatyczne odchudzanie z batem jako motywatorem? :D

   Ale o tym konkretniej może już innym razem…

 

House Rules

   Od zarania pierwszych cywilizacji a nawet i jeszcze wcześniej, człowiek nieustannie tworzy prawa, reguły, protokoły i zasady mające nam ułatwić współegzystencję. Ewoluujące wraz z nami i zachodzącymi w nas zmianami czy to w postrzeganiu świata czy naszej roli w świecie, społeczeństwie i rodzinie. Określające nasze prawa i obowiązki. Co raz płynniejsze zważywszy szybkość zachodzących wokół nas zmian. Natłok tych zmian i próbujący je dogonić natłok co raz to nowych i innych reguł budzi w nas częsty sprzeciw. Wewnętrzny bunt. I nostalgie za „starymi dobrymi czasami” gdy facet był facetem a kobieta była kobietą.

   Wpadamy też przy tym w sami na siebie zastawiona pułapkę dualizmu gdzie z jednej strony stawiamy kobiety na piedestale, uczymy je być silne, niezależne i twarde. „Wyzwalamy” je i to również seksualnie choć to akurat przychodzi nam najtrudniej. Potępiamy wszystkich którzy mają inne zdanie na temat roli kobiety, sami co raz częściej i otwarciej szukając kobiet ciepłych i kochających. Koniecznie uległych a przynajmniej uległych w łóżku.

   I bynajmniej nie jest to czysto męska przywara bo i te silne, niezależne i twarde kobiety co raz częściej i otwarcie szukają „męskiego-dominującego wiedzącego co potrzeba kobiecie””, „czułego brutala co to bez skrupułów przez kolano przełoży i przytuli jak trzeba” i nawet te wypatrujące księcia z bajki co raz częściej marzą aby nie tylko przybył i porwał do swojego zamku ale przy tej okazji nie omieszkał porządnie zgwałcić. Najlepiej wielokrotnie :)

   Nie umniejszając zdobyczy naszej cywilizacji w kwestii praw człowieka to może jednak zaczynamy podświadomie wyczuwać, że w pewnych sprawach, prawach i zasadach zabrnęliśmy w ślepą uliczkę kłócącą się z pierwotnym instynktem przetrwania? W myśl którego facet ma być facetem a kobieta kobietą? :)

 

   

   A może tylko po prostu w całym tym zaganianiu, atakowani zewsząd prawami których nie rozumiemy i nie akceptujemy, w zaciszu domu czy choćby tylko w hotelowym pokoju przez kilka godzin pragniemy pożyć według własnych zasad dających nam wytchnienie i pozwalających nam pobyć sobą. Gdzie nie musimy nikogo i niczego udawać. Nie musimy walczyć bo nasz łup mamy już u swoich stóp. Gdzie możemy przestać myśleć o konwenansach a nawet o wszelkich zasadach. Choć samo to już jest jednak pewną zasadą. :)

   Kierowani egoistycznym pragnieniem ułatwienia sobie poruszania się w naszym własnym, prywatnym mikroświecie tworzymy lub zapożyczamy tylko te zasady mające nam zapewnić komfort psychiczny i jak najszersze zaspokojenie naszych potrzeb. W tym również a niekiedy przede wszystkim naszych potrzeb seksualnych. Zasady według których chcemy i żyć i współżyć. Od prostych kilku punktowych list zaczynając po rozbudowane kontrakty obejmujące każdy aspekt życia i współżycia. Bardzo niechętnie od nich odstępując nawet w przypadku mało znaczących detali wolimy raczej znaleźć lub dopasować partnerkę do naszych zasad a nie nasze zasady do partnerki. Ale to już nie ta bajka.

      O dziwo, sprowadzenie tego do prostej zasady „ulegnij a będę Cię kochał”, dość „popularnej” w krajach latynoamerykańskich a będące z jednej strony dość atrakcyjną wizją dla wielu kobiet o mniej lub bardziej uległej naturze jak również pozostawiające dużo swobody na „spontan” tak ponoć ceniony u mężczyzn w oczach kobiet, to jednak chętniej odbierane to by było w ramach obietnicy a nie zasad mających regulować związek, relację a tym bardziej w odniesieniu do znajomości z natury cysto hedonistycznych.

   Nawet kobiety silne, twarde i niezależne na co dzień żyjące według własnych zasad i reguł lub je wręcz tworzące a tylko ulegające wybranemu facetowi czy też uległe wyłącznie w sypialni, tym bardziej są zainteresowane i wręcz potrzebują zasad i reguł. Nie tyle im narzuconych co takich którym się poddają z własnej woli po to właśnie aby w tych krótkich chwilach zapomnienia odpocząć od decydowania, szefowania czy nawet myślenia. Dominując w pracy a nawet w codziennym życiu czy tez pozostając w związku partnerskim, w tych chwilach pragną zapomnienia i oddania się partnerowi. I jego zasadom. Pozostawiającym jak najmniejszy margines decyzyjności. Chcą, pragną i potrzebują silnej ręki stanowczo trzymającej smycz. Faceta jasno i precyzyjnie definiującego swoje potrzeby, pragnienia i wymagania i nawet podchodząc do tego jak do swoistej gry i wcielania się w rolę to im rola jest prościej i konkretniej napisana tym łatwiej i chętniej się w niej odnajdują. Przy okazji wiedząc za co mogą spodziewać się nagrody a za co czeka je nieunikniona kara. :)

   Prosty i konkretny podział ról i towarzysząca temu mniej lub bardziej złożona lista obowiązków i przywilejów jest tym bardziej atrakcyjna dla kobiet nie tyle słabszych co oczekujących od swojego partnera aby był tym silniejszym i dominującym choćby tylko w pewnych z góry określonych granicach. Przekraczanie granic nie zawsze dotyczy poszerzania łóżkowych ekscesów o nowe pozycje, akcesoria czy techniki. Najczęściej choć i najtrudniej przekraczać granice wolności i zakresu decyzyjności składanej na barki partnera.

   Najtrudniej czasami zrozumieć i zaakceptować, że silne ramie na którym tak chętnie i z taką ufnością chciałabyś złożyć swoją główkę musi być odpowiednio karmione choćby tym właśnie jak się w nie wtulasz i przestrzeganiem niekiedy odwiecznych zasad dających mu siłę na otoczenie Ciebie bezpieczeństwem i ciepłem oraz na walkę z całym tym wrednym światem przed którym to ma odwieczne prawo i obowiązek Ciebie bronić. Nie tracąc przy tym energii na walkę z Tobą. Nie licząc może walki na poduszki :)

   Może więc każdy związek powinno się zaczynać od kupna tablicy na której wspólnie napiszemy nasze role, obowiązki, prawa i przywileje skoro współczesny świat oferujący nam tak wiele „wolności”, co raz bardziej skąpi nam zasad na których moglibyśmy się opierać.

   Może więc dlatego związki BDSM lub tylko z pewnymi jego elementami są tak atrakcyjne dla co raz większej ilości osób bez względu na płeć czy ich w nich rolę bo oparte są właśnie na prostych i co najważniejsze jasno sprecyzowanych zasadach gdzie każdy z partnerów wie co do niego należy… lub do kogo on należy… jaka jest jego rola… jakie są jego oczekiwania wobec partnera i jakie oczekiwania wobec niego ma partner. Jakie są ich prawa i obowiązki. Jasno i precyzyjnie formułowane od samego początku tak przez piszących zasady jak i przez tych którzy z własnej i nie przymuszonej woli pragną podporządkować się takim właśnie a nie innym zasadom. I mniejsza już ile w tym jest spełniania siebie i własnych pragnień czy preferencji a ile powrotu do „starych, dobrych czasów” :)

   I choć zdarza się niestety często i tak, że to co najważniejsze zapisane jest drobnym druczkiem na który nie zwrócimy nawet uwagi zbyt zapatrzeni we własną wizję tego co chcielibyśmy otrzymać w zamian to tylko udowadnia jak bardzo dzisiejszy świat zdeaktualizował nawet podstawowe pojęcia i że trzeba je doprecyzować. Tym bardziej warto pytać aby mieć pewność, że to samo one znaczą tak dla nas jak i dla potencjalnego partnera oraz czy są to jego prawa i zasady czy będą to WASZE prawa i zasady :)

 

dar uległości

  Uległość jest darem… wielu powtarza to wręcz jak mantrę… Sam tak wielokrotnie mówiłem i pisałem. Problem tylko w tym, co niestety wielu nie dostrzega, że uległość darem staje się dopiero w momencie gdy obdarowujesz nią drugą osobę. To dla niej staje się ona darem a dla Ciebie „wartością dodaną” i jeśli zostanie złożona w odpowiednie i odpowiedzialne ręce dla obu stron może być drogą prowadzącą do nieziemskich wręcz doznań i to bynajmniej nie tylko seksualnych a może nawet przede wszystkim tych raczej „około łóżkowych”? Bardzo łatwo może się stać jednak przekleństwem. Z powodów tak różnych jak różnych ludzi to może dotknąć choć jednym z najczęstszych bywa po prostu brak tych rąk, które mogłyby lub chciałyby ten dar przyjąć…

   U tylko nielicznych niestety szczęściarzy ich uległość lub dominacja obudzi się u boku kochającego partnera, który nie tylko to zrozumie, zaakceptuje a wręcz zechce to w pełni wykorzystać… Większość czeka mniej lub bardziej wyboista droga… często wręcz droga cierniowa. Tym cięższa do przebrnięcia, że będziemy nią kroczyć zdani tylko na siebie. Mając za towarzystwo tylko naszego najlepszego przyjaciela i zarazem największego wroga czyli nas samych. I to z nimi czeka nas najcięższa przeprawa.

   W takich chwilach najboleśniej uświadamiamy sobie jak samotni jesteśmy wśród tych wszystkich otaczających nas ludzi. Bliższych nam lub dalszym. Mniej lub bardziej aspirujących do narzucania nam swoich poglądów, ocen i sposobów na życie. Oceniających i stawiających diagnozy a nawet rady bazując na kompletnej nieznajomości nas i tego przez co przechodzimy… Tak bardzo od nas innych nawet jeśli są nam podobni.

   W takich chwilach ze szczególną siłą dociera do nas, że dzielenie z kimś życia jest tylko ułudą a dzielenie z kimś ciał jest tylko dodatkiem a najbardziej liczy się móc dzielić z kimś tą naszą samotność. Znalezienie bezpiecznej przystani gdzie możemy bezpiecznie zrzucić żagle. Albo maskę. W naszej cichej i bezpiecznej zatoczce gdzie znajdziemy spokój, zrozumienie i akceptacje. Najlepiej na jakieś bezludnej wysepce gdzie oprócz nas będzie tylko ta druga, równie samotna lódź…

   Jak jednak słusznie zauważył grany przez Harrisona Forda bohater filmu „Sześć dni, siedem nocy” wyspa to takie dziwne miejsce gdzie ciężko znaleźć coś czego się z sobą tam nie przywiozło. Przynajmniej w sferze uczuć. Nawet w najcichszej przystani nie ma co liczyć na spokój jeśli przyniesiemy tam targającą nas wewnątrz burze. Ciężko znaleźć akceptacje nie akceptując samej siebie czy choćby tylko małej części siebie. Tak samo będzie z miłością, szacunkiem a tym bardziej ze szczerością. Bo jak można wymagać szczerości od kogoś wobec kogo nie potrafisz być do końca szczera, nie potrafiąc być szczerą nawet sama z sobą?

   Nigdy zaś nie będziesz mogła być z sobą do końca szczerą jeśli najpierw nie poznasz swojego najlepszego przyjaciela i zarazem największego wroga. Zanim nie poznasz samej siebie. Zanim nie poznasz tego swojego drugiego ja bez względu jak mroczne, destrukcyjne czy choćby tylko nie na czasie to Twoje drugie ja mogło by się Tobie wydawać. Nie musisz go nawet rozumieć bo często będzie to tylko stratą czasu. Nie ważne czy potem będziesz chciała je ujarzmić, walczyć z nim czy się jemu poddać. To właśnie temu swojemu drugiego ja powinnaś w pierwszej kolejności a może nawet przede wszystkim sprezentować swoją właśnie odkrywaną uległość. Niech ma na co zasługuje. :D

   Bo przyjaciół należy trzymać blisko a wrogów jeszcze bliżej. Gdy zaś za przyjaciół będziesz miała samą siebie i swoją uległość to już nie będziesz potrzebowała wrogów. :)

   Tych co prawda nigdy nie pozbędziesz się do końca i zawsze znajdzie się ktoś kto zapragnie Cie zranić „dobrą radą” ale zaprzątnięta walką z samą sobą stajesz się wręcz wymarzonym celem nie potrafiącym się bronić i wręcz proszącym się o zadanie ciosu. Tobie lub Twojemu drugiemu ja zwłaszcza jeśli go nie akceptujesz. Zwłaszcza jeśli w Twoich własnych oczach czyni ono Ciebie kimś gorszym. Mniej lub wręcz nie zasługującym na szczęście, spełnienie, zrozumienie, akceptacje.

   Jeśli będziesz czuła się ofiarą to tak będziesz postrzegana i wielce prawdopodobne, że nie będziesz niczym więcej niż tylko ofiarą. i choć z dnia na dzień nie zaczniesz iść przez życie z dumnie uniesionym czołem w świadomości, że masz w sobie jeden z najpiękniejszych darów jakie kobieta może dać mężczyźnie ale może przestaniesz przynajmniej dawać błędne i niejednoznaczne sygnały i przykujesz oko właściwego faceta… albo swojego faceta?

   Faceci to niby wzrokowcy ale jednocześnie bywamy zatrważająco ślepi i umykają nam pewne szczegóły. Możemy nie dostrzec tego Twojego daru skoro skrywasz go przed samą sobą… skoro się go wstydzisz… a zwłaszcza jeśli ubzdurało się w Twojej główce, że nie zasługujesz na to aby obdarować nim swojego mężczyznę. Obecnego lub przyszłego…

   Twoja uległość będzie dla niego najcudowniejszym i najwspanialszym darem… ale tylko jeśli najpierw sama siebie nią obdarujesz…

   nawet jeśli ma to dotyczyć tylko łóżka i to stuprocentowo hedonistycznie :)

 

A jak akceptacja

   Zanim się dojdzie do przysłowiowej kropki nad i wielu czeka bardzo długa i bardzo wyboista droga. Nie każdy po prostu budzi się z pewnością co do swojej uległości a czy dominacji. Zazwyczaj jest to proces cokolwiek bardziej złożony i wielu potrafi się wyłożyć już przy pierwszym A… narażając się na poważne obrażenia (nie)stety natury głównie emocjonalnej. Dużo bardziej dotkliwe i bolesne niż wymarzone być może obicie dupci. Bo to nie ból nas najbardziej przeraża a INNOŚĆ i idące z nią w parze niezrozumienie otoczenia. Rodziny, znajomych ale również i samych siebie. W ekstremalnych zaś sytuacjach, niestety dość częstych, odrzucenie i ostracyzm. Inność w naszym świecie nie jest na topie choć to właśnie ta inność tworzy jego piękno. Prościej, bezpieczniej i bardziej komfortowo jest nie wyróżniać się z otaczającego nas tłumu. Wielu więc polegnie już na samym początku nie znajdując w sobie dość odwagi aby wziąć się za barki z tą swoją innością a tym bardziej aby wziąć ją na barki i jeszcze do tego kroczyć dalej przez życie z dumnie uniesionym czołem.

   Ale nie ubiegajmy faktów. Zacznijmy od A. A jak akceptacja.

   Większość, zwłaszcza kobiety zacznie zapewne od pytania „dlaczego”. „Dlaczego ja?”. „Dlaczego mnie?” a w przypadku osób pozostających w stałym związku, które doświadczają tego w ich mniemaniu „za późno” najboleśniejszym może być pytanie „Dlaczego teraz?”. Poza może ostatnim pytania te są tyleż naturalne co bezcelowe bo czasu nie cofniemy.

   Uległość nawet w swojej najbardziej masochistycznym wydaniu nie jest co prawda chorobą chyba, że do całego naszego życia podchodzić będziemy jak do „śmiertelnej choroby przenoszonej drogą płciową”. Uległość, ta prawdziwa, nie będąca tylko chwilową fanaberią, tak jak śmiertelna choroba jest jednak nieuleczalna co większość czuje już na samym początku jako wręcz pewnik a przynajmniej na tyle silne przeświadczenie, iż będzie to dla nich wręcz fatum, karą za grzechy czy w najlepszym bądź razie sytuacją na tyle stresującą i niekomfortową, iż nasza podświadomość potraktuje to w podobny sposób właśnie jak wieść o nieuleczalnej chorobie. W ten czy inny sposób stawiane pytania a zwłaszcza odpowiedzi na te pytania są ni mniej ni więcej tylko kolejnymi etapami prowadzącymi przez naturalny proces. Poprzez zaprzeczenie, gniew, targowanie się i depresje a do tego jeszcze częste poczucie winy. I to nie tylko wobec obecnego partnera. Procesami niejednokrotnie tym boleśniejszymi im bardziej podchodzi się do tego jak do choroby. I to bardzo wstydliwej choroby.

   Uległość choć nie jest chorobą to jednak wielu/wiele próbuje z nią walczyć jak z chorobą. Najczęściej z dość opłakanym skutkiem tak samo jak osoby walczące z „odbiegająca od normy” preferencją seksualną z tą jednak różnicą, że odrzucający swoją prawdziwą orientacje seksualną w myśl zasad czy „spraw ważniejszych” mają większe szanse na sukces biorąc pod uwagę, że uległość obejmuje nie tylko naszą seksualność  z której można na upartego zrezygnować lub którą można w sobie stłumić a zatacza najczęściej dużo szersze kręgi rzutując na sprawy podstawowe relacji męsko-damskich. Budzić to może tym większą frustrację. Tym większy ból niespełnienia i niezrozumienia im mniej dotyczy to tylko spraw łóżkowych. Klimatyczny seks dla wielu może być tylko swoiście rozumianym bonusem do czegoś o wiele ważniejszego i pełniejszego i to właśnie te osoby mogą przechodzić przez to najciężej i najboleśniej. Najczęściej na domiar złego samotnie co tym bardziej komplikuje sprawę.

   Większość w tym momencie nieświadomie przeskoczy od razu do punktu B. Podejmie walkę dziwiąc się z co raz silniejszych nawrotów niekiedy wręcz bolesnego pragnienia czy potrzeby. Rozpoczynają walkę z pozycji zaprzeczenia samej sobie, niejednokrotnie siły napędowej do tej walki szukając w gniewie. W gniewie na fatum… i na samą siebie. Albo godzą się z tym fatum targując się z samą sobą na ile mogą obie pozwolić lub obwiniając siebie za swoją inność popadają w depresję. W obu przypadkach już na starcie ustawiając się na straconej pozycji bo nie da się przejść do punktu B nadal tkwiąc w punkcie A.

   Jak można walczyć z kimś lub czymś nie wiedząc nawet z czym się walczy? Z samą sobą przecież wygrać nie można zwłaszcza waląc na oślep zamieniając walkę z swoim prawdziwym ja na walkę z wiatrakami. I to najczęściej z tymi nie istniejącymi. Aby pokonać wroga trzeba go najpierw poznać jak mówi stare przysłowie. Jeszcze inne mówi aby wrogów trzymać bliżej siebie nawet niż przyjaciół. Równie dobrze może się przecież okazać i tak, że karmienie swojego największego wroga własna piersią może w zupełności zaspokoić Twoją masochistyczna naturę? :)

   Tak wiem. Ludzie się zmieniają. Nie jest jednak możliwe zmienić siebie. Możemy tylko odrzucić część siebie mogąca ranić nas samych lub naszych bliskich. Aby tego jednak dokonać a co najważniejsze aby w tej zmianie wytrwać najpierw musimy sobie uświadomić gdzie leży „problem”. Uświadomić sobie najpierw, że nie jesteśmy doskonali. Że jesteśmy inni. Poznać i zaakceptować nasze słabe i mocne strony. Nie walczyć sami z sobą czy z częścią nas samych a jak już to tylko z efektami jakie mogą one powodować. Bo to w naszej niedoskonałości i inności może tkwić i najczęściej w nich właśnie tkwi nasze piękno. Oraz nasza siła bo to co w jednych okolicznościach może być wadą odpowiednio wykorzystane w innych może okazać się zaletą. I na odwrót.

   Tak wiem. Samo przyznanie się przed sobą do swojej uległej natury… samo zaakceptowanie swojej uległej natury niczego nie zmienia. Samo w sobie niczego zmienić nie może. Pozwala jednak poznać samą siebie. Poznać „chorobę” I walczyć z nią skutecznie albo pozwolić się jej rozłożyć :)

   Bo pomijając już wszystko inne… jak można oczekiwać akceptacji partnera samą siebie nie akceptując. Jak można oczekiwać pełnego odczuwania miłości partnera skoro sama siebie nie będziesz  potrafiła pokochać a co za tym idzie nie będziesz w stanie pokochać go całą sobą?

   I mniejsza już jaką decyzje podejmiesz w punkcie B. Ważne abyś podjęła to całą sobą. W zgodzie z samą z sobą?