WEDGIE !!! :D

 

   

   Każdy chyba, kto kiedykolwiek nosił majtki, załapał się na ich złośliwość w postaci zawijania się lub wręcz wżynania się w przysłowiowy rowek :D

   Zdecydowanie nie dla wszystkich jednakowo irytujący czy wręcz nieprzyjemny, bo choć kobiety zwłaszcza dla modnego lub/i seksownego wyglądu są skłonne do wielkich poświęceń kosztem wygody, to jednak nie do końca tłumaczy to fakt, aż tak dużej popularności wśród nich stringów czy choćby dżinsów, nomen omen wedgie właśnie oraz całej gamy legginsów i szortów. Z założenia i co do zasady wżynających się wręcz w ten kobiecy rowek. :)

   Kwestia gustu oczywiście choć nie da się ukryć, że tak w stringach jak i w tego typu zwłaszcza legginsach, czy szortach kobiety zyskują w oczach mężczyzn. Może nie tyle wprost zyskując na atrakcyjności co niewątpliwie przyciągając ich wzrok. :)

 

 

  Sprawa zaczyna się „komplikować”, gdy ktoś mniej lub bardziej złośliwie przyłoży ręki do samych z siebie złośliwych majtek.

   Żart, dość popularny w pewnym wieku i w pewnych środowiskach. Nastawiony na „niezły ubaw”, tylko w bardzo nielicznych przypadkach dotyczący obu stron a zdecydowanie dużo częściej nastawiony na zadanie ofierze takiego żartu bólu. Oraz co najważniejsze i najczęstsze na upokorzeniu i ośmieszeniu ofiary.

 

   „Żart” mogący odcisnąć się nie tyle na bardziej wrażliwych częściach ciała ofiary co według wielu psychologów i seksuologów, bardziej nawet na psychice a tym samym i na preferencjach czy upodobaniach czysto seksualnych.

   Bynajmniej i niekoniecznie wyłącznie w negatywny sposób choć przyjemność w stymulowaniu się naciąganymi majtkami jest niewątpliwie domeną kobiet.

   I to niekoniecznie „sama sobie” :D

 

 

    Inaczej już ma się sprawa jeśli chodzi o zadawanie sobie w ten sposób bólu czy przynajmniej dyskomfortu.

   Masochizm jak wiadomo, nie wybiera i jedynie  z przyczyn estetycznych posiłkuje się fotkami kobiecych wdzięków. :)

   Sam proces, co do zasady, jednakowy  jest niby dla obu płci. Bazuje na tych samych doznaniach tak czysto fizycznych jak i psychicznych. Z powodu wiadomych wszystkim różnic anatomicznych, to i na tym polu kobiety są zdecydowanie bardziej uprzywilejowane i mogą doświadczyć dużo szerszego spektrum doznań. Mogą ich też doświadczać zdecydowanie dużo częściej :D

   Zbyt częste miażdżenie jajek nie jest zdecydowanie wskazane… przynajmniej z medycznego punktu widzenia :D

 

   Już samo dobieranie się do majtek i to nie tylko zresztą w ten konkretny sposób, jest a przynajmniej może być gestem niewątpliwie tyleż dominującym co podkreślającym prawo posiadania ich zawartości lub/i posiadanie prawa do mniej lub bardziej bezceremonialnego potraktowania tychże :).

   Poddanie się temu zaś aktem uległości, poddania oraz oddania.

   Aktem często bardzo podniecającym. I to dla obu stron. Wzmacnianym po stronie uległej niewiedzą i niepewnością czym to tym razem jest i czym to się skończy. Zwłaszcza jeśli majtki wżynają się nie tylko w rowek między pośladkami, co już samo w sobie też potrafi wywołać niemałe sensacje cipki. Potraktowanie i jej w ten sam sposób i to w najczulszym miejscu… Odpowiednio dobierając tak prędkość jak i siłę naciągu można to w doskonały sposób wykorzystać jako stymulację podniecenia a nawet wymusić w ten właśnie sposób orgazm.

   Orgazm sam w sobie dla wielu z nich dość poniżający. Jak zresztą i sam proces wymuszania na nich „szczytowania na życzenie”.

   A tym samym bardziej stymulujący.

   Tak samo jak i fakt, że wszelki ich opór czy choćby tylko brak zaangażowania, może zostać błyskawicznie ukarany poprzez mocniejsze naciągnięcie majtek zamieniających „pieszczotę” w ból.

 

   Może być to więc również dyscyplinującym dodatkiem podczas spankingu. Zwłaszcza gdy niegrzeczna „dziewczynka” ma tendencje do wierzgania czy wyrywania się. Będzie jej zdecydowanie trudniej brykać samej musząc lub mogąc wybierać pomiędzy piekącą dupcią a „miażdżonym” języczkiem.

 

    Sprawdza się też zazwyczaj doskonale również jako kara sama w sobie.

   Czy to tylko w ramach nagłej i szybkiej korekty nieakceptowanego przez nas zachowania lub braku wymaganego od niej przez nas zaangażowania. Wystarczy przecież  sięgnąć ręką i w łatwy sposób poskromić ją mniejszą lub większą dawką bólu jak również i upokorzenia.

   A tym bardziej gdy powieszoną czy choćby tylko podwieszoną na majtkach pozostawimy ją tak „aż skruszeje” :)

  

   Zazwyczaj działa i sprawdza się wręcz rewelacyjnie. I nawet majtki „made in China” bywają bardziej wytrzymałe od ich zawartości :D

   W „przypadkach” zaś bardziej ekstremalnych, tudzież wymagających czy wręcz proszących się jednak o bardziej długofalowe i konkretniejsze potraktowanie, warto jednak wspomóc się jakąś liną oraz zadbać o łatwość w dostępie do tego i owego, przy konieczności lub chęci zastosowania dodatkowych środków perswazji. :)

   Kolejny dowód na to, że wbrew opinii swego czasu wyrażonej w komentarzach, majtki wcale nie muszą być nudne :D

   Jak już to bardziej praktyczne i niebezpieczne niż się niejednej ich właścicielce wydawało? :)

   I choć w tym temacie wiele można by było jeszcze napisać to mnie chyba nie pozostaje nic więcej jak życzyć mniej lub bardziej zainteresowanym (nie)miłego….

naciągania:

 

 

 

 

 

podwieszania:

 

 

 

 

 

 

tudzież dyndania:

 

 

 

 

 

 

 

a nawet zabawy, w niekoniecznie od razu czerwonego ale zdecydowanie w Kapturka :D

 

 

Orgasm Games cz.3

   Nie ważne czy winić będziemy Boga czy ewolucję, nie zmieni to faktu, że kobiece ciało stworzone zostało do rodzenia dzieci… i do ich robienia jak najbardziej też.

   Według wielu zaś nie bez przyczyny a może tylko siłą rzeczy albo też z czystego przypadku, kobiece ciało zostało stworzone także do rozkoszy. Tak jej dawania sobą co przede wszystkim do jej przeżywania. Nawet wbrew jej woli.

 

forced orgasm – „wymuszanie” orgazmu

  

   Życie oczywiście nie po równo obdarza tym darem i choć teoretycznie każda kobieta może przeżywać rozkosz z jej finałem włącznie to jednak NIE KAŻDA BĘDZIE MOGŁA tym się rozkoszować. Czy to z przyczyn emocjonalnych, związanych na przykład z jakimś traumatycznym przeżyciem, czy też z powodu zaburzeń hormonalnych w jej organizmie.

   Co jednak w tym konkretnym przypadku najważniejsze, nie każda kobieta będzie POTRZEBOWAŁA do szczęścia, tak samej rozkoszy jak tym bardziej jej finału i co do tego należało by się najpierw upewnić zanim w ogóle zaczniemy próbować to na niej wymusić.

   Bo co do jej chęci w tej mierze to sprawa jest już jednak, jak się okazuje, dużo bardziej skomplikowana. :D

   Kobiecy orgazm rządzi się swoimi prawami i jak to mawia jedna z moich znajomych: „ta moja zołza i tak wie lepiej i w ogóle się mnie nie słucha”. Te same kobiece hormony bywają odpowiedzialne za różne sprawy i odmienne działanie a ich mieszanka stanowi produkt cokolwiek wybuchowy. Może się więc łatwo zdarzyć również i tak, że do finałowego zapłonu dojdzie całkowicie bez woli kobiety. Zwłaszcza jeśli towarzyszyć będzie temu stymulacja seksualna. Nie powodująca podniecenia jako takiego ale jak najbardziej mogąca doprowadzić do orgazmu. Nie tylko, że bez woli kobiety co wręcz wbrew jej woli. A nawet wręcz jej na złość.

   Udokumentowane są przypadki kobiet, które doświadczyły takiego totalnie niechcianego orgazmu w wyniku gwałtu, co oczywiście tylko powiększyło ich traumę. Jest też całkiem spora grupa kobiet lubująca się w „gwałcie pozorowanym”. Im realistyczniejszym, tym lepiej. I tym chętniej. Nie dla „gwałtu” samego w sobie ani dla całej otoczki z nim związanej z brutalnością i bezwzględnością bycia użytą. Nie dla i nie z powodu bycia obiektem egoistycznego zaspokojenia męskiej chuci jej kosztem a przede wszystkim z bycia sprowadzoną do roli, mniej lub bardziej bezwolnej „maszynki do orgazmów”. I to JEJ i przede wszystkim jej orgazmów. Cała ta towarzysząca temu otoczka jest poniekąd tylko tłem do fizycznego i mniej lub bardziej mechanicznego wymuszania na niej kolejnych orgazmów. Niezależnych od jej woli (przynajmniej w trakcie „gwałcenia”) i pomimo jej często nie udawanego oporu.

   Jest to oczywiście tylko czubek góry lodowej. Ten najbardziej hard-korowy. Własna bezsilność oraz bycie zdaną na czyjąś łaskę jest bardzo podniecające dla wielu kobiet. Oddanie decyzyjności co do własnej rozkoszy oraz dochodzenia, jak najbardziej też. Jej orgazm, z założenia będący jednym z jej najwspanialszych darów, równie dobrze, może okazać się celem samym w sobie, środkiem prowadzącym do celu czy wręcz jej „suczym” obowiązkiem. W mniejszym lub większym stopniu mającym pokazać jej, jaką jest „napaloną dziwką”, rozpustnicą itd.. itp… zależnie od potrzeb i preferencji.

   Może być on też jak najbardziej jednym z wielu albo wręcz tym najważniejszym z dowodów jej oddania i posłuszeństwa. Dawany na rozkaz jej właściciela tyleż grzecznie co możliwie niezwłocznie. A potem kolejne. Bo przecież i one, te orgazmy, nie należą już do niej ale właśnie do Niego. Tak jak i ona sama.

   Na początku bardzo grzecznie a wręcz przymilnie, będzie więc prosić o pozwolenie dojścia, czy wręcz o to błagać. Zwłaszcza jeśli zostało to poprzedzone potrzymaniem jej na krawędzi i mówiąc wprost, choć nieoględnie, „jest napalona na maksa”. W miarę upływu czasu i kolejnych orgazmów zazwyczaj bardzo szybko zmienia śpiewkę, zarzekając się, że więcej już nie da rady i błagając już nie o rozkosz ale o łaskę. Tak ugotowana, że gotowa obiecywać „wszystko”. Świadoma jednocześnie, że jej błagania nie tylko, że mogą nie odnieść skutku a wręcz prowokować do wymuszania na niej kolejnych spazmów. Gdzie jej wola nie ma już najmniejszego znaczenia. Zwłaszcza dla jej własnego ciała. Teraz już automatycznie reagującego na dalszą lub/i nieustającą stymulację.

   Nie będę na pewno osamotniony w twierdzeniu, że jednym z najbardziej podniecających bodźców, nie tylko dla facetów, jest widok kobiety „wijącej” się z rozkoszy. A tym bardziej szczytującej. Mniej lub bardziej zdeklarowana Uległa bądź wprost niewolnica seksualna, grzecznie a nawet chętnie oddająca się swojemu właścicielowi lub właścicielce, istniejąca (przynajmniej w danym momencie) nie tylko dla ich rozkoszy ma  być przecież z założenia źródłem ich rozkoszy i podniecenia. Czemu więc sobie przede wszystkim, a jej tak przy okazji mamy żałować tej rozkoszy? :)

   Tej „wymuszonej” również. Zwłaszcza, że będzie ona nas kosztowała najpierw bardzo dużo pracy nad zbudowaniem relacji w której kobieta będzie i chciała i mogła obdarowywać nas również i w ten sposób. O ile bowiem teoretycznie każda ma „wrodzone” predyspozycje dzięki którym istnieje możliwość mechanicznego zmuszenia jej ciała do orgazmu, to bez poznania potrzeb oraz ograniczeń tak jej samej jak i jej ciała nie da się zbudować zaufania dzięki któremu będzie zdolna się w pełni oddać i poddać. Wszelkie użyte w tym celu akcesoria i zabawki, stopień zniewolenia i unieruchomienia to tylko technikalia z których można a nawet wręcz trzeba będzie korzystać. Nie ich ilość czy „jakość” będzie jednak stanowić o naszym sukcesie a nasza wiedza o tej, która ma być im poddana. Bez tego bardzo łatwo przedobrzyć i wszystko może się wymknąć spod kontroli a bez względu na to jakby to nie wyglądało z boku, to kobieta poddawana wymuszanym orgazmom ma być nie tyle przedmiotem co podmiotem tego procesu.

   Bez tego to wszystko zbyt łatwo może okazać się niczym więcej jak tylko gwałtem. I to bynajmniej nie pozorowanym.

PS:   Chociaż posiadacze niewolników rodzaju męskiego będą się z tym zapewne kłócić, to śmiem twierdzić, że i w tej kwestii sprawa jest zdecydowanie mniej skomplikowana. Wiadomo…  w przypadku finału w męskim wydaniu nie ma mowy o gwałcie a co najwyżej o seks niespodziance. Faceta po prostu wystarczy podniecić co jak powszechnie wiadomo dla chcącego lub chcącej nie jest wcale trudne… a potem po prostu „wydoić” a efekt tegoż nie jest darem a daniną :D

   Dlatego też ten rodzaj wymuszania orgazmów celowo i z premedytacją pomijam :)

 

Orgasm Games cz.2

edging – na krawędzi

 

   Wielokrotnie można spotkać się z porównaniem orgazmu, do przysłowiowej wisienki na torcie. Napędzani modą urządziliśmy sobie poniekąd wyścig do tej finałowej nagrody zapominając przy okazji o samym torcie. Co jeszcze jest zrozumiałe w przypadku facetów gdzie priorytetem jest po prostu sobie ulżyć. Co raz więcej kobiet poddaje się temu bezwolnie i dopiero po czasie, nie odmawiając sobie „prawa do orgazmu” oczywiście, stwierdza, że nie o to przecież chodzi i nie tego oczekują zwłaszcza w związku. Jednym przychodzi to łatwiej. Innym trudniej. Jeszcze innym bardzo boleśnie bo to i owo trzeba im wybić najpierw z główki poprzez pranie dupci.

   Edging tłumaczone jako balansowanie na krawędzi a niekiedy nazywane również serfowaniem jest niczym innym jak odmawianiem sobie lub partnerowi spełnienia. Natychmiastowego spełnienia oczywiście bo chociaż w relacjach D/U może to się jak najbardziej opierać na zakazie dochodzenia to jednak tu właśnie orgazm i to sam w sobie będzie celem. Aczkolwiek sprowadzonym właśnie do tej „tylko” wisienki na torcie a cały nacisk kładziony będzie na drogę do niego prowadzącą. I to drogę zdecydowanie nie podciągającą się pod sprint a raczej nomen omen wspinanie się na szczyt :D

   Sama metoda jako taka jest oczywiście czymś dużo starszym niż sam język angielski bo  jej podstawy znaleźć można już w Kamasutrze i jest jakby na to nie patrzeć jednym z elementów seksu tantrycznego. W założeniu i u podstaw miało i ma wydłużyć przyjemność z aktu seksualnego jako takiego poprzez odkładanie finału możliwie jak najdłużej przy jednoczesnym utrzymywaniu jak najwyższego poziomu podniecenia czy to swojego czy partnera. Jest więc stosowane przez wiele par i to nie mających nic wspólnego z relacjami BDSM. To balansowanie na krawędzi ma nie tylko bowiem przedłużyć sam akt płciowy budując tym samym intymność pomiędzy partnerami. Ma też i spotęgować sam orgazm jako taki. Finalnie samo współżycie czyniąc dużo atrakcyjniejszym i to pod wieloma względami.

   To co dla innych będzie ekscytującą i namiętną grą erotyczną w relacjach D/U zamienia się poniekąd wręcz w celebrowanie aktu seksualnego. A w każdym bądź razie w celebrowanie i wyzwalanie seksualności strony uległej lub „znęcaniem się” się nad nią. Zależy jak na to patrzeć. :)

   Nie jest to bowiem tylko dłuższa droga na szczyt a raczej ocieranie się o niego. Doprowadzanie podniecenia na sam skraj eksplozji i odmawianie ulgi w postaci orgazmu. Strona dominująca ma tu okazję zaakcentowanie swojej władzy i faktu posiadania a strona uległa oddania i posłuszeństwa. Jest więc aktem posiadania i bycia posiadanym co samo w sobie już jest elementem budowania relacji na podłożu nie tylko czysto fizycznym wbrew pozorom. Zwłaszcza dla kobiet uległych nie bez znaczenia będzie miał fakt długiego koncentrowania się na nich samych i ich ciałach. Wręcz wielogodzinnego. Na ich potrzebach też.

   W sposób tyleż może przewrotny co przy okazji zdradziecki. O ile bowiem w momencie zaprzestania stymulacji tuż przed szczytowaniem, samo podniecenie oczywiście opada to jednak w stopniu dość niewielkim a już buzujące w ciele hormony robią swoje. Ponowienie stymulacji powoduje więc automatycznie dalszy wzrost podniecenia i to ponad poprzednio osiągniętą granicę. Przesuwając ją za każdym razem i potęgując doznania do tego stopnia, że ból może być równie podniecający. Zamiast studzić, też będzie dodatkowo stymulował podniecenie. Doprowadzając „ofiarę” do stanu, jak to mawia moja znajoma, „gotowości do zgwałcenia nawet kaktusa”. A na pewno do słodkiego i szczerego błagania o pozwolenie dania Panu orgazmu. Lub obiecywaniu wszystkiego. Byleby w końcu dojść. I to w zazwyczaj powalający sposób bo w ten sposób nagromadzone podniecenie zazwyczaj musi wręcz eksplodować.

   Od doświadczenie ale również i od zaangażowania strony dominującej zależeć będzie czy w ogóle to nastąpi. Łatwo przegapić pewne zachwianie powodujące, że podniecenie może bardzo łatwo zamienić się w frustrację czy wręcz złość. O ile nie musi to być aż tak wielkim problemem przy wielogodzinnym czy nawet wielodniowym trzymaniu strony uległej w permanentnym podnieceniu a wręcz daje okazję do „korekty” jej zachowania o tyle w samym prowadzeniu ją na szczyt może wszystko zrujnować. A sam orgazm, jeśli nastąpi będzie rozczarowaniem dla obu stron.

   Dużo zależy od utrzymania odpowiedniej atmosfery w trakcie i uwadze poświęcanej zwłaszcza uległej kobiecie. Nawet te z natury namiętne czy wyuzdane mają swoje opory, kompleksy i zahamowania. Najpierw trzeba je poznać. Odkryć i jedno po drugim eliminować tak aby jej błagania i prośby były co raz bardziej odważne i szczere. Często okazuje się, że najpierw trzeba nauczyć ją bycia podnieconą dla samego podniecenia oraz radości z tak oczywistego, nieskrępowanego i akceptowalnego podniecenia.

   Dla Pana. Przy Panu. Z Panem…

   Świadomość, że musi sobie najpierw zasłużyć na orgazm…. to znaczy musi sobie najpierw zasłużyć na danie swojemu Panu orgazmu bywa tu wielce pomocna :)

   A im bardziej musi sobie na to zasłużyć tym odważniej i szczerzej zacznie o to błagać. O inne rzeczy zresztą też :)

   I bardzo często to właśnie będzie w tym wszystkim najważniejsze? :D

sposób na zimno :D

Ponoć im kobieta bardziej namiętna tym większy z niej zmarźlak :D

 

   W dobie kryzysu energetycznego i rosnących cen opału i energii każdy oszczędza jak może. Co raz trudniej liczyć w łóżku a tym bardziej poza nim, na seksowne koronki a raczej na „full body armor” ograniczający do minimum kontakt z zimnem…. i z nami tak przy okazji również. No bo jak się do takiej dobrać bez narażania się na oskarżenia o sadyzm najwyższych lotów? :D

 

 

   I na to jest jednak jak się okazuje sposób.

   I to sposób znany od stuleci a tylko co nieco zapomniany w „lepszych czasach”.

 

 

 

 

   

  

   Modeli, wzorów i kolorów co nie miara więc łatwo coś dopasować tak dla  „małej dziewczynki” bo samo w sobie takie wdzianko ma w sobie coś z infantylności…

   jak i dla dla przedstawicielek o nieco bardziej „zwierzęcej” naturze. :D

   Sporo też i wdzianek typowo świątecznych. Czasu co prawda zostało niewiele ale jest szansa, ze zdążą jeszcze pod choinkę :)

   I nawet jeśli nie do końca to jest/będzie „klimatyczne” to jednym ciuszkiem możemy ogrzać nie tylko naszą kobietę ale i atmosferę…. i to nie tylko w łóżku :D

 

 

 

Orgasm Games cz1

   BDSM to nie seks. Nie seks sam w sobie ale cielesność i seksualność już jak najbardziej. Strona uległa oddając się swojemu Panu, przede wszystkim oddaje mu swoje ciało. Swoją cielesność i seksualność. Oddaje mu swój ból ale także i swoje podniecenie i co w tej kwestii najważniejsze, oddaje mu również swoją rozkosz. Sam orgazm jest tylko oczywiście przysłowiową wisienką na torcie ale posiadanie nad tym władzy w wielu przypadkach jest kluczem nie tylko do posiadania samej Uległej co równie często kluczem do samej jej tresury. Pod którą ustawia się nie tylko samą Uległą co wręcz całą z nią relację. A nawet i filozofię. Starając się przy tym jakoś to usystematyzować i oczywiście odpowiednio ponazywać.

 

CZ.1 Orgasm Denial / zakaz dochodzenia

  

   Zakaz dochodzenia wchodzący w skład szerzej pojętej kontroli orgazmu (Orgasm Control) co raz częsciej zwanej Orgasm Games, jest kwintesencją władzy właściciela nad seksualnością uległej.  Całościowo,  zaś z pewnością nad jej podnieceniem. Przynajmniej w jego finalnym aspekcie. To Pan/Pani decyduje bowiem, kiedy strona uległa będzie mogła przeżyć rozkosz. I czy w ogóle będzie miała do niej „prawo”, co tylko na pierwszy rzut oka wydaje się sadyzmem najwyższej wody.

   W naszej rzeczywistości przesiąkniętej seksualnością i wręcz pogonią za orgazmem, dla większości jest zgoła niezrozumiałym czy wręcz niepojętym, że spora część Uległych, zwłaszcza uległych kobiet może świadomie rezygnować z „prawa do orgazmu” jako takiego a z samego orgazmu w szczególności.

   Dla nich bowiem to właśnie może być największym darem dla swojego Pana, czy największym poświęceniem na jego rzecz. Nastawione na dawanie siebie i dawanie rozkoszy sobą, swoje spełnienie będą spychały na plan dalszy lub zgoła nie będzie ono miało dla nich większego znaczenia. „Niedogodności” z tym związane pójdą na karb ich masochizmu oraz chęci i potrzeby służenia Panu i JEGO potrzebom. Chyba, że to Pan zechce nagrodzić/zadowolić SIEBIE „jej” orgazmem.

   I to przecież należy do niego więc to nie tyle strona uległa przeżywa rozkosz co rozkosz już nie należącą do niej, daje swojemu Panu. Albo Pani. Nie rzadko wręcz jako daninę. Lub obowiązek. Niekiedy wręcz w ramach kary. Są bowiem wśród uległych osoby i to płci obojga, które z różnych przyczyn mogą uważać, że na rozkosz i idące za tym spełnienie po prostu nie zasługują. I niekoniecznie musi to być podyktowane od razu ich niską samooceną co takim a nie innym właśnie rozumieniem swojej roli w relacji D/U gdzie chcą i potrzebują być pozbawione wszelkich praw z prawem do rozkoszy włącznie. Sam orgazm, może też być przeżyciem na tyle intymnym, że zarezerwowanym dla stałego partnera lub być zbyt poniżający tak dla zasady jak w w szczególnych przypadkach sposobu jego wywołania.

   Permanentny zakaz dochodzenia nie jest więc rzadkością choć oczywiście najczęściej można się spotkać z tymczasowym odmawianiem stronie uległej spełnienia. W ramach treningu, tresury czy szeroko rozumianej kontroli ze strony właściciela i posłuszeństwa ze strony uległej. Będzie więc często narzuceniem dyscypliny nie tylko pomiędzy spotkaniami co niekiedy wręcz właśnie na spotkaniach/sesjach. Stosowany zarówno w przypadkach gdy właściciel chce mieć wyłączność na doświadczanie rozkoszy swojej własności jak i w przypadku gdy ma zamiar doprowadzić ją do wrzenia na samym spotkaniu.

   W odróżnieniu więc od permanentnego zakazu będzie to nie celem samym w sobie a tylko środkiem prowadzącym do celu, którym najczęściej będzie budowanie w stronie uległej nie tylko posłuszeństwa i oddania samych w sobie co także samoświadomości swojej seksualności. I to często tyleż w bolesny co dokuczliwy sposób, bo oczywiście sam zakaz dochodzenia nie musi i najczęściej nie idzie z zakazem podniecenia. A wręcz przeciwnie. Tym bardziej celowo jest ono pobudzane u strony uległej a umiejętnie podtrzymywane sprawia, że każde kolejne spotkanie będzie tym bardziej wyczekiwane z wręcz  bolesnym podnieceniem. Zwłaszcza w przypadku uległych mężczyzn, którym ich właściciel bądź właścicielka „zamkną klejnoty w klatce”. U kobiet niestety pas cnoty nie zapobiegnie niesubordynacji.

   Zakaz dochodzenia najczęściej kojarzony jest oczywiście i traktowany jako kara. I jak najbardziej może tym właśnie być. Jego długość zależeć będzie wówczas od rangi przewinienia za które zostanie nałożony. Intensywność stosowanych w międzyczasie podniet w mniejszym lub większym stopniu będzie a przynajmniej powinna być adekwatna do przewinienia. Tak aby kara odniosła jak najlepszy skutek. I najczęściej odnosi choć z drugiej strony rodzi to pokusę do popchnięcia karanej za jedno przewinienie do złamania zakazu dojścia aby móc ją ukarać tym ponownie tyle, że już na dłuższy okres czasu.

   Zakaz dochodzenia czy to w wersji permanentnej, czy tymczasowej jest niewątpliwie potężnym narzędziem a w doświadczonych rękach jest narzędziem tyleż skutecznym co uzależniającym. I to uzależniającym obie strony. Zwłaszcza jeśli nie będzie celem samym w sobie a tylko dodatkiem do całego asortymentu doznań jakie można zafundować stronie uległej

   Tym bardziej, jeśli to jej podniecenie samo w sobie a orgazm w szczególności okaże się jej słabym punktem. :)

 

Kontrakt niewolnicy/niewolnika

   Nie trzeba chyba nikomu przypominać, że niewolnictwo jako takie w każdej formie jest zakazane. Nie licząc oczywiście tego fiskalnego i podatkowego oraz systemowego choć to ostatnie podciąga się już niby pod teorie spiskowe. Samo zaś niewolnictwo seksualne jest tym bardziej napiętnowane i ścigane prawnie. Chyba, że chodzi o małżeństwo i związane z nim „obowiązki”.

   Chętnych na takie zabawy jednak nie brakuje a wśród nich spora część pragnie wręcz relacji czy nawet związku w mniejszym lub większym stopniu opartych na posiadaniu. Lub bycia posiadaną w formie nawet przypominającej tą z czasów antycznych czy „przynajmniej” w formie amerykańskiej sprzed wojny secesyjnej. I tu przeważa jednak tendencja do „spontanu” i jak już dochodzi do wcześniejszych ustaleń to mają one formę ustnych negocjacji w formie zasadniczo dość ogólnej bo przecież i tak wszystko potem „wyjdzie w praniu”. Dupci również.

   Pomimo całego postępu technologicznego, w słowie pisanym a do tego podpisanym, tkwi potęga z którą nie ma się co spierać ani jej wypierać. I nie ważne już czy dla danej osoby będzie to wręcz fetyszem i podnietą, że oto „formalnie” i oficjalnie degraduje się do roli zgoła przedmiotu rezygnując z części przynajmniej swojego człowieczeństwa a w każdym bądź razie ze swojej wolności, czy „tylko” przysłowiowym postawieniem kropki nad i mającym rozwiać resztę wątpliwości, no bo przecież umów, zwłaszcza tych własnoręcznie podpisanych trzeba przestrzegać i dotrzymywać. Nie braknie więc i takich dla których podpisanie kontraktu jest nieodłączną częścią takiej relacji i to nie podlegającą dyskusji. I to po obu stronach przysłowiowego bata.

   Podchodząc do tego chociażby jak do umowy tworzonej w trakcie negocjowania warunków relacji mających już na starcie zminimalizować możliwe niedomówienia lub nadinterpretacje. Dające i to obu stronom możliwość na sformułowanie swoich pragnień, potrzeb, zapatrywań na rolę w takiej relacji ale również i na sformułowanie stanowczych granic. Będąc tym samym niejako wentylem bezpieczeństwa, tak w trakcie  negocjacji przed,  jak i w trakcie służby bo chociaż sam kontrakt, żadnej ze stron tak formalnie jak i tym bardziej prawnie do niczego nie obliguje i można się z niego wycofać w każdym momencie o tyle łamanie lub naginanie zapisanych w nim ustaleń czy nawet narzucanie czegoś wbrew woli już na etapie spisywania kontraktu, będzie dla drugiej strony jasnym i jednoznacznym sygnałem do natychmiastowego odwrotu. Ma to więc w sumie spory sens nawet jeśli nas to „nie kręci”, choć oczywiście nie każdemu takie rozwiązanie przypada do gustu. Pomijając fakt, że chyba w większości przypadków jesteśmy na to za leniwi.

   Zwłaszcza, że sam kontrakt powinien być częścią większej całości obejmująca również oświadczenia obu stron z określeniem swojej roli w takiej relacji a w przypadku strony oddającej się w niewolę również określającym na jakiej zasadzie i na jakie praktyki się zgadza. Będące zabezpieczeniem w przypadku pojawienia się rzeczywistych problemów natury prawnej. Mówiąc wprost. Dominujący ma podkładkę, że uległa zgadzała się na „gwałcenie” i lanie więc pozew o gwałt już nie przejdzie a i uległa też może zaoszczędzić sobie dzięki temu wielu nieprzyjemności i kłopotów choć trzeba mieć świadomość, że nie we wszystkich krajach takie coś przejdzie.

   Nieodłącznym dodatkiem do kontraktu powinna być też lista praktyk, na które przyszła niewolnica się zgadza i tych, które kategorycznie odrzuca. Zwana też niekiedy Listą Upodobań choć to trochę mylące bo o ile rzeczywiście wypełniając taka listę kandydatka na niewolnice może zostać zobligowana/poproszona do ustosunkowania się konkretnego co lubi, co tylko akceptuje a czego nie zna i chciałaby lub nie chciałaby spróbować to w przypadku osoby niedoświadczonej będą to domniemania a nie upodobania. Niemniej jednak i w jej przypadku a nawet tym bardziej w jej przypadku warto nad taka listą popracować i to ze szczególną uwagą. Zwłaszcza, że większość dominujących, stety lub niestety, wychodzi z założenia, że jak czegoś wprost i zdecydowanie nie odrzucicie to się na to mniej lub bardziej wprost zgadzacie. I można się obudzić z ręką w nocniku. Albo z dildo w dupci :)

   Sam zaś kontrakt powinien zawierać możliwie konkretnie i wyraźnie wyszczególnione obowiązki przyszłej niewolnicy oraz prawa i przywileje jej przyszłego właściciela. Powinien też zawierać prawa i przywileje niewolnicy nawet jeśli miało by to być tylko prawo do zrzeczenia się wszelkich praw i przywilejów. A jako, że jest to z założenia umowa dwustronna i sama relacja nie ma być prawa grą do jednej bramki, powinny w nim być zawarte również i obowiązki przyszłego właściciela. Sorry, ale nawet podpisując umowę kupna nowego auta jednocześnie obligujemy się do dbania o nie i systematyczne serwisowanie bo inaczej przepadnie nam gwarancja :)

   Kontrakt Niewolnicy/Niewolnika może a przynajmniej powinien wprost określać miejsce odbywania się takiej służby bo nie każda musi się odbywać tylko i wyłącznie w domu jej właściciela a zasady panujące pod jego dachem nie muszą być takie same jak poza nim choćby tylko z powodu bezpieczeństwa i zachowania tego w tajemnicy przed całym światem a przynajmniej przed nie zorientowaną rodziną.

   Zasadniczo rzecz ujmując im więcej spraw zostanie na samym wstępie dogadane, zapisane i podpisane tym sama relacja bywa i bezpieczniejsza a także jednoznaczna i klarowna a o to przecież głównie niby w tym chodzi. I tego właśnie, jasnego i sprecyzowanego postawienia sprawy będzie oczekiwać przynajmniej jedna ze stron dążąca do podpisania takiego kontraktu.

   Natura ludzka ogólnie a kobieca w szczególności bywa zmienna i z tego też powodu większość kontraktów w założeniu jest terminowa choć i zdarzają się takie bezterminowe. Głównie gdy strona oddająca się w niewolę robi wszystko aby nie mieć możliwości odwrotu. Nawet jednak i w takim przypadku przyjmuje się, że w ustalonym na wstępie terminie, po pół roku na przykład następuje „przerwa operacyjna” na przeanalizowanie dotychczasowego kontraktu i w razie jakichkolwiek problemów czy zmian, tych zależnych od nas jak i tych niezależnych, jest możliwość wprowadzenia odpowiednich korekt. W przypadku zaś kontraktów terminowych, po wygaśnięciu takowego, obie strony mogą rozejść się w swoje strony bezstresowo i bez zobowiązań albo ponownie siąść do stołu negocjacyjnego.

   W każdym innym przypadku próba wprowadzenia zmian w kontrakcie lub nieprzestrzeganie zawartych w nim zasad jednoznacznie traktowana jest jako jego zerwanie.

   I chociaż nieformalny a nawet bezprawny to jednak kontrakt taki jest jednak dokumentem i jako taki rządzi się własnymi prawami. I w jego przypadku warto więc przeczytać go z uwagą przed podpisaniem. Również i tego małym druczkiem. Profilaktycznie też wychodząc z założenia, że zawsze może być w nim jakiś haczyk czy nieprawny kruczek :D

 

PS.

Post ten jak i wiele innych moich tekstów ma swoje „matki i ojców”, którzy przyczynili się do jego powstania choć ten jest pod pewnymi względami wyjątkowy. Pragnę więc złożyć szczególne podziękowania Docile, która dawno temu wrobiła mnie w napisanie dla niej kontraktu a także tym wszystkim, najczęściej schowanych za zapomnianymi już dzisiaj nickami, którzy pomogli mi nie tylko w zbieraniu informacji na ten temat ale również a może przede wszystkim pomogli mi wyrobić sobie zdanie na ten temat.

 

Helloween-owo…. BDSM-owo

 

 

   Nic osobiście nie mając do samego Helloween jako takiego a nawet do wszystkich jego „reprezentantów” w postaci wampirów, wilkołaków, czarownic, duchów i upiorów wszelkiego rodzaju…

   faunów zwłaszcza płci przeciwnej :D …

   czy wszechobecnych od pewnego czasu elfów, skrzatów i krasnoludów… to jednak za każdym razem nieodmiennie ciśnie się na usta „cudze chwalicie/kopiujecie a swego nie znacie” A przecież Polacy (czy szerzej rzecz ujmując Słowianie) nie gęsi i swoje potwory też mają.

 

     I to nawet dużo „ciekawsze” :D

 

  

   Wszystkie te nasze zmory, topielice, latawice, nocnice i południce. Rusałki i Chcice (!!!) oraz boginki wszelkiego asortymentu, że już tylko te zasadniczo „kobiece” wymienię.

   Nie kierując się bynajmniej męskim szowinizmem a raczej męskim zdecydowanie zainteresowaniem :D

   Zwłaszcza, że słowiańska uroda nie ma sobie równych… wśród demonic również…

 

 

   O ile jednak wszelkiego rodzaju zmory mają się nadal całkiem dobrze i nietrudno na taką trafić a i wszelkiego „latawice” i „chcice” też się doskonale odnalazły w czasach dzisiejszych i stanowią zasadniczo łatwy łup o tyle z całą resztą trzeba się już jednak zdrowo napocić aby takową złapać.

   Lub złowić :)

  

 

    Nie zapominając oczywiście, że wszystko co dzikie przed spożyciem/użyciem musi najpierw odpowiednio skruszeć :D

 

   Zbyt leniwym zaś a przede wszystkim tym wszystkim, którzy swoją boginkę już posiadają pozostaje tylko ją odpowiednio na Helloween przebrać/ubrać. A, że niemożliwością jest w sumie znalezienie odpowiedniego przebrania to i problem z głowy oraz wymówka gotowa… aby mieć ją taką jaką ją Natura stworzyła. Czyli nagą :D

   No chyba, że nadal jest trochę dzika więc co najwyżej w sznurkach lub w łańcuchach :D

 

 

 

 

 

 

 

akcesoria BDSM cz.1

 

   Od tego siedzenia w domu, bo i tak wszystko pozamykane przez cowidowe obostrzenia, fotel tak się wypłaszczył w wiadomym miejscu, że choć z pewnym żalem to trzeba było wymienić go na nowszy model aby zapobiec bólowi dupy :)

   A taki był fajny. I zmyślny. Z unoszonymi w razie potrzeby podłokietnikami z myślą o suni uwielbiającej siadać na kolanach :D

  Tym razem w wyborze kierowałem się egoistycznym zadbaniem o własną wygodę bo jakby na to nie patrzeć dla suni mam w razie potrzeby inny mebelek…

nawet bardziej „poręczny” przy odrobinie wyobraźni…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

i choć niekoniecznie tak wygodny jak moje kolana…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

to mogący jej dostarczyć dużo ciekawszych doznań :D

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ogłoszenia nie zawsze takie drobne… (anonse BDSM nr. 3)

…………………………………………………………………………………………………………….  

   Nie zamierzając się wyśmiewać z autorów/autorek a jedynie traktując ich ogłoszenia jako wyjściową do rozważań na tematy związane z uległością, dominacją, BDSM i szeroko pojętym „klimatem, które mi swoimi ogłoszeniami podsunęli, z góry i na wszelki wypadek przepraszam za urażenie kogoś w ten czy inny sposób. Choćby tylko nie zapytaniem o zgodę na wykorzystanie ich anonsu ale po kilku próbach bez odpowiedzi uznałem to za zwykłą stratę czasu.

……………………………………………………………………………………………………………  

 

Z Anonsów BDSM: „Posprzątam Ci chatę, urodzę ci potomka, pójdę na strajk kobiet i obciągnę jak szalona. Niekoniecznie w tej kolejności”

 

   Czas jakiś już temu oglądałem jednego z polskich redaktorów wytykających zakłamanie i hipokryzje „Unii Europejskiej” czepiającej się łamania praw kobiet w Polsce podczas gdy to u nas właśnie jest dużo większy procent kobiet na wysokich stanowiskach w biznesie i w polityce… i w ogóle… Hipokryzji i zakłamania jak najbardziej nie neguje. U pana redaktora również. Pominięcie przez niego pewnych faktów przypisując manipulowaniu statystykami a nie niedoinformowaniu lub zgoła głupocie.

 

    Czy się to nam podoba czy nie ale pod wieloma względami Polska nadal jest o wiele lat do tyłu względem krajów Europy Zachodniej, również w kwestii przemian społecznych. Niekoniecznie zawsze pozytywnych i wartych naśladowania ale podczas gdy Polki dopiero lub nadal walczą o część swoich praw a innymi cieszą się w pełni w sumie dopiero od niedawna, „spóźnione” o dobre trzydzieści lat a w niektórych kwestiach może nawet i bardziej, ciesząc się tym co, najdelikatniej mówiąc kobietom „zza Odry” a tym bardziej „zza oceanu” najwyraźniej już się przejadło. A przynajmniej po pierwszym bumie i zachwycie tymi swobodami i przywilejami wróciło do normy. Do głosu doszło pokolenie „wychowywane” przez kobiety sukcesu walczące o swoje prawa, przywileje, biznesy i kariery. I nie zamierzające popełniać tych samych błędów.

 

   Komercjalizm nadal ma się w najlepsze więc dobra praca nadal jest w cenie ale już nie za wszelką cenę a już na pewno nie za cenę czasu kradzionego rodzinie i zdecydowanie bez przynoszenia roboty do domu. Kobiety co raz częściej obierają kurs prorodzinny i to niekoniecznie dopiero w momencie pojawienia się dzieci a faceci w naturalny sposób wybierają te kobiety z którymi nie muszą konkurować a które zapewnią im ciepło domowego ogniska a ich dzieciom miłość i opiekę. Z chęcią i z wyboru wracając do dawnego wzorca rodziny i ról przypisanym kobiecie i mężczyźnie. Co raz częściej negując walory związku partnerskiego i woląc prosty i co najważniejsze ściśle sprecyzowany podział ról bardziej zgodny z ich naturą i potrzebami. Zmęczeni walką stawiają na życie i współżycie. Seksualne również :)

 

   Większa swoboda seksualna wynikająca w dużej mierze z większej świadomości seksualnej w co raz większym stopniu sprawia, że partnerstwo w dotychczasowej przynajmniej wersji zaczęło uwierać. Co raz więcej kobiet wprost albo pośrednio otwarcie przyznaje się do tego, że nie chce być dla mężczyzny partnerką a kobietą. Zwłaszcza dla swojego mężczyzny. A w łóżku być dla niego nawet kimś „jeszcze gorszym”. Chce być zdobywana, brana i używana. Chce i potrzebuje czuć się jego i z nim najpełniej jak to jest tylko możliwe zrzucając tym samym z siebie nie tylko wszelkie konwenanse ale również a niekiedy przede wszystkim wszelką decyzyjność i odpowiedzialność.

   Przynajmniej „w łóżku” choć co raz więcej kobiet skłonnych jest do rozszerzenia tej opcji na całokształt związku. Jedni będą to tłumaczyć zmęczeniem ciągłą walką i bycia silną zawsze i wszędzie. Zmęczeniem udowadnianiem wszystkim i sobie samej swojej siły i wyjątkowości. Zmęczeniem władzą i odpowiedzialnością… Drudzy będą to tłumaczyć strachem przed tą walką i bycia silną i niezależną nawet wobec swojego partnera.

   Jedni i drudzy mogą mieć oczywiście racje bo najczęściej dotyczy to młodych dziewcząt w sumie dopiero wkraczających w dorosłe życie lub kobiet dojrzałych po jednym albo i więcej nieudanych związkach. Jedni i drudzy mogą się tez mylić bo choć takie kobiety przeważają to wcale nie muszą kierować się strachem czy zmęczeniem a wręcz świadomie szukają siebie w zgodzie ze swoją naturą. Nie chcąc dłużej powielać własnych błędów lub nie chcąc powielać błędów innych. Czuć lub wiedzieć, że obecne trendy i propagowane wzorce nie są zgodne z ich naturą i są drogą donikąd. A już na pewno nie są drogą do szczęścia. Ich szczęścia.

 

  Co raz więcej z nich szuka więc własnej drogi i własnego spełnienia w relacjach D/U z naciskiem wręcz na związki oparte na klarownym podziale ról. Świadomie i z chęcią zrzekając się nie tylko bycia silnymi i odpowiedzialnymi ale również wielu swoich praw i przywilejów. I to najczęściej nie tylko stricte łóżkowych. Z roku na rok przybywa kobiet otwarcie i świadomie wybierających opcje totalnego oddania siebie i swojej decyzyjności swojemu panu/właścicielowi. I dopiero w tym mniejszym lub większym zniewoleniu odnajdując wolność a także swoją kobiecość.

   Kobiecość skrępowaną jak już to tylko łańcuchami bądź sznurem a co najważniejsze wolą tego któremu oddają się nie tylko jako niewolnica czy uległa ale przede wszystkim jako kobieta. I to w każdym aspekcie swojej kobiecości (z rodzeniem dzieci włącznie) a praktyki BDSM temu towarzyszące są już tylko i wyłącznie wypadkową ich indywidualnej uległości i „poziomu” masochizmu.

   Koło się zatacza choć na powrót „starych, dobrych (?) czasów” na pewno nie ma co liczyć. Na Policje tym bardziej :D

 

zimowe atrakcje… BDSM – owe of course

 

Jako, że zima nie wszystkim jednakowo straszna… w tym i zimowe atrakcje również… :)

 

Całej reszcie nie pozostaje zaś nic innego jak wypatrywanie wiosny… z kubkiem gorącej herbaty z cytryną… :)

Na pewno nie zaszkodzi… na pozbycie się gęsiej skórki na takie widoki też :D