Akceptacja

  

   16 listopada obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Tolerancji. Wiedzieliście o Tym? Ja nie. Może dlatego, że tolerancyjny staram się być każdego dnia a takie święta tylko udowadniają jak źle musi z tym być skoro aż „świętować” to trzeba… choć oczywiście jest już lepiej niż bywało jeszcze nie tak dawno.

   Sama tolerancja będzie jednak pustym słowem, i jakże często nim jest w dobie „mody na bycie tolerancyjnym” jeśli nie idzie w parze z akceptacją. Bo bez akceptacji drugiej osoby nie jest możliwy szacunek wobec niej samej i jej odmienności.

   A inni jesteśmy wszyscy czy się to nam podoba czy nie.

   Każda Uległa jest inna ale niestety wielu dominujących postrzegając je w perspektywie „praktyk” zapomina, że jedyną chyba tylko wspólną cechą większości (ale nie wszystkich!) Uległych jest potrzeba przynależności i oddania. A i nawet ta cecha ma wiele odcieni i wymaga zwykłego poznania aby się w tych odcieniach zorientować.

   Zrozumienie potrzeb Uległej jest wiec niby sprawą priorytetową i w sumie dogmatem, który rozumie a przede wszystkim AKCEPTUJE tylko cześć dominujących bo reszcie będzie zależeć tylko i wyłącznie, lub przede wszystkim, na zaspokojeniu własnych pragnień i potrzeb.

   Akceptacja pełna jest zaś nie lada wyzwaniem biorąc pod uwagę fakt, że znajdzie się całkiem spora liczba Uległych nie akceptująca samych siebie. Do tego stopnia, że gotowe będą poświecić własne „ja” aby tylko nie stracić swojego Pana. Albo swojego być może Pana. Naginając lub wręcz rezygnując z własnych potrzeb lub pragnień. Przynajmniej z części z nich. Często nie do końca mówiąc prawdę o swoich preferencjach i oczekiwaniach aby tylko nie stracić „takiej okazji”, gdy przy pierwszych kontaktach wydaje się im, że oto wreszcie trafiły na tego PRAWDZIWEGO Pana. Pełnego ciepła i zrozumienia, itd; itp…

   Waszym zaś prawem/przywilejem jest być inną. Prawdziwy Pan, godny Waszego oddania w pełni tą odmienność ZAAKCEPTUJE. Będzie świadomy również i tego, że macie prawo do zmiany zdania i taką zmianę USZANUJE a nawet i doceni szczerość będącą niekiedy wręcz odwagą. Próbując zaś zasłużyć na obrożę za wszelką cenę zapominacie, że źle dopasowana może po prostu ranić. I równie szybko z Waszej szyi zostać zdjętą. Wchodząc w związek oparty na niedomówieniach i choćby częściowo tylko wbrew sobie z góry skazujecie go na niepowodzenie a przynajmniej na pojawienie się problemów i tarć które same w sobie mogą zniweczyć jego piękno i przyszłość. Pełne oddanie woli Pana możliwe jest bowiem tylko w przypadku gdy nie będzie ono wbrew Wam samym i to choćby w niewielkiej Was części. Coś może po prostu Wam nie odpowiadać i macie do tego prawo.

   Będą sprawy w których już teraz możecie mieć kategorycznie anty nastawienie i z samookreśleniem tychże nie jest jeszcze najgorzej. Nadal jednak pozostanie wiele „być może”, „raczej nie” i najzwyklejsze „nie wiem”. I tu zaczynają się wielkie problemy z określeniem co jest tak właściwie preferencjami a co tylko pragnieniami czy wręcz fantazjami. Pragnienie posiadania Pana nie powinno jednak rzutować na naginanie swoich „być może” do „tak” a „nie” określaniem jako tylko „raczej nie”. Bo chociaż rzeczywiście „być może” okazać się może „tak” to niemniej jednak zadecydować o tym powinien czas.

   I może jest to w tej sprawie najważniejsze? Dajmy sobie czas. Nic na siłę i na wariata. Samookreślenie własnych potrzeb potrzebuje czasu. I tylko rozłożone w czasie może doprowadzić do pełnej akceptacji siebie samej i własnych potrzeb. A to ma bezpośrednie i kolosalne przełożenie na intensywność wrażeń i doznań.

   Bo co z tego, że już jutro zaczniecie np. współżyć ze swoim panem skoro nie będziecie w pełni emocjonalnie do tego przygotowane? Bo tak trzeba i że on tego oczekuje? Bo być może w pierwszym odruchu dałyście mu do zrozumienia , że i Wy tego chcecie? Nic nie trzeba a i w każdym momencie można zmienić zdanie. Robiąc to na siłę może znajdziecie w tym i przyjemność ale z całą pewnością nie pełną. Robiąc to czy cokolwiek innego z „obowiązku” narażacie się, że już zawsze będzie to tylko „obowiązkiem”. I raczej z upływem czasu nie stanie się nieziemskim doznaniem a raczej szybciej zamienić się może w przykry obowiązek. A jeden „obowiązek” jak magnes przyciąga kolejne. Tworzy się zaklęte koło w którym Uległa staje się tylko i wyłącznie przedmiotem do zaspokajania potrzeb i to bynajmniej nie jej własnych. Błędne koło czy też raczej równia pochyła po której Uległa stacza się w samounicestwienie…

   Strach, że rzuci bywa obezwładniający. To prawda ale… Rzuci tak czy siak jeśli nie będzie tej szczerości. Jeden wyczuje, że nie jesteście takie jak im to przedstawiałyście. Poszuka więc gdzie indziej tego co spodziewał się znaleźć u Was. Inni zaś wypalą Was w sprinterskim wręcz zaspokajaniu swoich potrzeb i pragnień a potem po prostu znudzą się Uległą bo w swej „obowiązkowości” stanie się w ich oczach niczym manekin lub raczej dmuchana lala. Sami ją taką stworzą nie dostrzegając objawów nieszczerości albo jeszcze częściej nie mając najmniejszej ochoty i potrzeby ich dostrzegać. Bo i po co skoro jego Uległa jest taka grzeczna i robi wszystko czego on sobie zażyczy? Wypali, zniszczy i wyrzuci.

   Trafiając zaś na Pana w pełnym znaczeniu tego słowa… On Was zaakceptuje takimi jakie jesteście więc w czym problem? Nie stracicie za to czasu nim i tak szydło wyjdzie z worka i będzie trzeba zaczynać wszystko lub prawie wszystko od samego początku. I zajmie to jeszcze więcej czasu bo odkręcanie bywa o wiele bardziej pracochłonne.

   Jesteście inne. I każda na swój sposób cudowna i niepowtarzalna. Nie bójcie się więc swojego prawdziwego ja. Jeśli on tego nie doceni i nie zaakceptuje to świadczyć to będzie tylko o tym, że po prostu na Was nie zasługiwał. :)))

   Skądinąd, może też być to prosty sposób na sprawdzenie na czym tak na prawdę facetowi zależy. Na Uleglej czy tylko na jej ciele i usługach.

 

Odpowiedzialność …

 

   Wielu zapomina lub pamiętać po prostu nie chce, że odpowiedzialność powinna być nierozerwalnym elementem BDSM a co równie ważne rozpatrywać by nią trzeba było już na etapie samookreślenia miejsca i roli jaką chcielibyśmy w BDSM zajmować. Czyli na długo nim podejmiemy pierwsze kroki w poszukiwaniu Uleglej.

   Nie każdy z nas jest gotowy wziąć na siebie pełną odpowiedzialność za Uległą będącą przecież nie lada wyzwaniem z którym tylko nieliczni będą potrafili się zmierzyć i jest to jak najbardziej zrozumiale i podyktowane wieloma czynnikami.

   Nie chcąc się jednak angażować i relacje D/U rozpatrując tylko i wyłącznie w aspekcie po prostu luźnych i niezobowiązywanych spotkań, miejmy odwagę od samego początku tak właśnie sprawę stawiać. Nie wszystkie Uległe pragną przecież stałego związku i jest całkiem sporo i takich którym zależeć będzie bardziej na profesjonalnie przeprowadzonej sesji co jakiś czas niż budowaniu głębszych relacji. Traktując zaś całą sprawę jak swoistego rodzaju przygodę lub po prostu odskocznie od codzienności od początku traktują też dominującego jako coś tymczasowego.

   Problem w tym, że niecierpliwość jest domeną obu stron. Łapiemy więc co popadnie nie zastanawiając się nad konsekwencjami, które i tak, prędzej czy później dadzą o sobie znać w niedopasowanym związku. Nieszczerze określając swoje własne pragnienia i potrzeby, sami od początku skazujemy się na porażkę i kłopoty. I choć oczywiście większość skupi się niestety na Uległej zbyt pochopnie wziętej pod nasze skrzydła wbrew naszym rzeczywistym potrzebom i możliwościom, to również samym sobie zafundujemy zmartwień i problemów. Nieproporcjonalnie małych w stosunku do czyjegoś złamanego serca ale…tylko przyspieszających nieuchronnie złe zakończenie.

   Większości z nas, facetów wystarcza zaś po prostu seks na przez nas określanych warunkach i jest głównym czynnikiem jaki wielu do BDSM przyciąga. Nie ma co ściemniać. I to seks bez bólu głowy czy innych wymówek. Tak jak my chcemy, kiedy my chcemy i tam gdzie MY chcemy. Taki był i nadal jest obiegowy wizerunek BDSM i zmienia się to bardzo powoli.

   Prawda zaś jest oczywiście taka, że poza czystymi relacjami S/M to jednak ten „łatwy” seks rzeczywiście bywa motywacją dla mniej lub bardziej dominujących i to się dla nich najbardziej liczy. Spora ich cześć na tym etapie się zatrzymuje i nie dostrzeże głębszej treści kryjącej się w BDSM. Będą też tacy, choć nieliczni, którzy znajdą w sobie odwagę aby się do tego przyznać i szukać Uleglej wśród kobiet które będzie interesował też tylko „urozmaicony seks” bez żadnych tam głębszych relacji czy perspektyw… a wręcz ich unikających.

   Wielu też będzie niestety myliło odpowiedzialność za swoja Uległą z jej tresurą, no bo przecież nie raz może słyszeli albo i czytali ze „Pan” jest odpowiedzialny za rozwój swojej Uległej. Zapominając, lub zgoła nie zdając sobie sprawy, że ten… hmm.. techniczny rozwój bywa sprawą przynajmniej drugorzędną. Wytresować można i małpkę a raczej TYLKO małpkę. Prawdziwa Uległość tworzy się zaś poznaniem, zrozumieniem i ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ.

   Odpowiedzialnością mająca do tego wiele obliczy.

   Nie ma, a raczej nie powinno więc być w BDSM czegoś takiego jak seks gdy JA chce i jak JA chce. Biorąc bowiem sobie Uległą, chcąc czy nie chcąc, bierzemy za nią pełną odpowiedzialność. Również odpowiedzialność za to, że każda sesja, każde spotkanie będzie dla niej budujące i stymulujące. Oczywiście dobrze „ułożona” Uległa i podczas migreny zazwyczaj nie odmówi swojemu Panu na prośbie o zaniechanie poprzestając, ale… Wymuszanie współżycia choć będące jednym z często stosowanych elementów ma prawo następować tylko i wyłącznie w przypadku gdy to Uległej, a nawet głównie Uległej przyniesie i rozkosz i spełnienie. Z bólem głowy zaś… cóż… niewiele będziemy się różnić od zapijaczonego „mężusia” który po powrocie z knajpy ulży sobie w „ślubnej”. No bo przecież i on też ma do tego „prawo”, no nie?

   Odpowiedzialność za Uległą to też odpowiedzialność za jej rozwój w całym znaczeniu tego słowa a nie tylko w odniesieniu do tych czy innych praktyk, do tego jeszcze równie często mylone z „motywowaniem” jej do przekraczania kolejnych granic. Ważniejsze jest budowanie jej własnego wizerunku również w każdym innym aspekcie jej życia. Nawet i najważniejsze. Podniesienie jej samooceny i wygnanie demona kompleksów, jest według mnie głównym zadaniem Pana. A przy okazji i najskuteczniejszą, choć może nie najprostszą metodą na przekraczanie kolejnych granic i to również i takich, które zdawały się nie do przekroczenia. W pełni podbudowana Uległa jest po prostu gotowa na o wiele więcej. I o wiele chętniej a do tego bardziej szczerze i ŚWIADOMIE poddawać się będzie rozwojowi na polu już czysto BDSM-owym.

   Ale i o tym też już sporo pisano jak również i o tym aby nie skrzywdzić jej czysto fizycznie przez niedopatrzenie lub nieznajomość tej czy innej techniki. Co nie znaczy, że nie należy o tym ciągle przypominać.

   Niezmiernie rzadko jednak pojawia się jeszcze jeden, bardzo istotny element odpowiedzialności wobec Uleglej.

   BDSM a zwłaszcza emocje i relacje w nim panujące, to co Uległa doświadczyć może pod okiem swojego Pana jest niczym trawiący ją ogień. Raz rozpalony, zazwyczaj będzie w niej już na zawsze, choć rozstania i inne niepowodzenia mogą go na czas dłuższy nawet przygasić. Od początku i aż do końca, będzie jednak jak to ogień, żywiołem. Pięknym ale i niosącym z sobą niebezpieczeństwo, że można się boleśnie sparzyć gdy źle się ulokuje swoje nadzieje i pragnienia. Może też Uległą aż spopielić jeśli dostanie się w nieodpowiedzialne ręce.

 

   Odpowiedzialnością Pana jest bowiem również i to aby ten płomień raz w niej rozpalony nie rozbuchał się za nadto. To on winien pilnować aby cały proces wprowadzania Uleglej w kolejne tajniki i techniki BDSM nie przebiegał zbyt gwałtownie i współgrał z ogólnym rozwojem jej samooceny i najogólniej pojętego rozwoju, bo zamiast budować, może nieodwracalnie zniszczyć jej psychikę i zamiast wspanialej Uległej, pięknej swym oddaniem otrzymamy osobę zwichniętą emocjonalnie potrzebującą co raz to silniejszych wrażeń aby po prostu coś poczuć. Niczym narkoman co raz potrzebujący większej dawki, niszczącej jeszcze bardziej ją samą.

   Niekiedy więc trzeba przystopować. Nie bać się powiedzieć, i jej i samemu sobie, że jeszcze jest na to nie gotowa. Umiejętnie racjonować doznania. Nauczyć ją rozkoszowania się i jak najpełniejszego przyjmowania każdej nowości. Wprowadzać nowe i cofać się niekiedy o krok a nawet i dwa. Budując przy tym jej samoocenę i samokontrole. Pozwólmy jej dorastać i to na każdym polu. Systematycznie ale i bez zbędnego pospiechu.

   Raz, że wyrośnie nam piękniej a co równie ważne nie będziemy tym samym ryzykować, że kiedyś nam się pomysły skończą :D

 

dla Emily

 

   Kolejny mały WIELKI dramat… kolejnej Uległej życie przewróciło się do góry nogami w jednej chwili choć dzień wcześniej nic na taki koniec nie wskazywało. Po raz kolejny możemy być świadkami jak pełnia szczęścia nagle okazuje się złudzeniem. Upadek jest zaś tym boleśniejszy im bardziej jej uległość i oddanie zostały wcześniej wyniesione na wyżyny i im więcej z siebie dala swojemu Panu…

   Nie pierwszy to raz i niestety nie ostatni… nie raz przy takiej okazji odzywały się głosy, że sama jest sobie winna… że była naiwna… głupia? Jakiekolwiek oceny są jednak takie uprzedmiotowiające a nie zapominajmy, że za tą tragedią stoi kobieta ze złamanym sercem. Kobieta niejednokrotnie ponadprzeciętnie wrażliwa… zbyt często w sobie samej dopatrująca się winy.

   Prawda jest zaś taka zazwyczaj, że to my faceci po prostu nie potrafimy stanąć na wysokości zadania lub po prostu przerasta nas sytuacja. Zapatrzeni w terminy, praktyki i rytuały, uprzedmiotowiając Uległą w czasie sesji, decydując za nią i o niej, przenosimy to później na całokształt związku. Również na jego zakończenie. I oczywiście robimy to wszystko „dla jej dobra”…z rozstaniem włącznie.

   Smutne to ale niestety prawdziwe.

 

Polskie BDSM…

   Zgodzę się, ze stwierdzeniem Su, że polskie BDSM jest w powijakach. Wiele przed nim jeszcze „błędów i wypaczeń” a ogólne zakłamanie, nietolerancja i fałszywa pruderia tylko potęgują problemy w stworzeniu jakiejś typowo naszej jego formy a nawet też i tylko zaczerpnięcia wzorców ze społeczeństw w których BDSM funkcjonuje w miarę normalnie a przede wszystkim nie dało się zepchnąć do wizerunku sekciarstwa czy zboczenia. Ale i tam potrzebowano na to całych pokoleń…

   Zainteresowanie i rozwój BDSM następowało tam wręcz dziesięcioleciami a każde pokolenie wnosiło do BDSM coś nowego a także zwiększającego jego atrakcyjność. Również poprzez propagowanie wartości niesionych z sobą przez BDSM i odżegnywania się od łatki zboczenia jakie mimo wszystko nadal często jest nam przypinane.

   W Polsce zaś wybuchła po prostu moda na BDSM. Za szybko i za gwałtownie. Bez przygotowania merytorycznego. Dominowała i nadal zresztą dominuje afirmacja doznań tak cudownych i tak odmiennych dla wielu będącą motywacją do poszukiwań w tym kierunku tylko czegoś innego i bardziej emocjonującego czy wręcz podniecającego. Zabrakło zaś, zwłaszcza na początku rzeczowości i podmiotowości.

   Moda na BDSM spowodowała, że plakietkę BDSM zaczęło przypinać sobie zbyt wiele osób. Bardzo często nieodpowiednich. Egocentryków, oszołomów czy najzwyklejszych popaprańców szukających tu łatwego seksu lub odreagowania własnych fobii i kompleksów. Od nich stanowczo powinniśmy się odcinać i piętnować takie zachowanie.

   Najlepszą wobec nich bronią jest oczywiście budowanie świadomości BDSM oraz jego praw i zasad nim rządzących tak aby każdy, zwłaszcza świeżo tym tematem zainteresowany miał jak najbardziej klarowny obraz i łatwo mógł rozpoznać kto jest kto. Budowanie tej świadomości, zwłaszcza wśród Uległych doprowadzi w końcu do tego, że większość oszołomów chcących żerować na ich uległości a również i niekiedy na naiwności, sama się w dużej mierze wykruszy zniechęcona brakiem łatwej zwierzyny. Zaś co do bardziej zatwardziałych będzie trzeba, prędzej czy później, wytoczyć cięższe działo i nie cofać się nawet przed upublicznianiem ich wizerunków.. Dla osób wykorzystujących Uległe w sposób niedopuszczalny, wręcz niszczący, nie ma po prostu miejsca nie tylko w BDSM zresztą. PRZEDE WSZYSTKIM W BDSM !!!

   Zwłaszcza, że ofiar nigdy im tak do końca nie zabraknie choćbyśmy się nie wiem jak starali unormalniać i edukować. BDSM niesie z sobą zbyt wiele doznań i wartości bardzo atrakcyjnych dla kobiet i to niekoniecznie o uleglej naturze. Świadomie czy też nie ale kusicie je zresztą same na swoich blogach opisując niekiedy wręcz nieziemskie doznania. I bynajmniej nie te czysto seksualne mam teraz na myśli choć oczywiście i one będą dla niektórych lepem. Tak piętnowani przez „ogół” to jednak my propagujemy przecież pełny szacunek dla kobiety i co równie ważne dla jej potrzeb, zrozumienie, zaufanie i jeszcze wiele innych których na próżno szukać w „normalnych” związkach. Dajemy też kobiecie zainteresowanie i świadomość bycia ważną nie tylko podczas „15 min małżeńskiego seksu” ale tak i przed jak i po.

   To jednak już bajka na inny post może…

   Wiele więc kobiet, niekiedy o znikomym stopniu uległości może się odnaleźć i spełniać w BDSM. I każda z nich ma prawo nie tylko do bezpieczeństwa ale również do czerpania z BDSM tych praktyk które jej i jej partnerowi będą niosły możliwie najpełniejsze spełnienie.

   Daleki byłbym więc od piętnowania czy choćby naśmiewania się z „Uległych Księżniczek” dla których BDSM będzie tylko obrożą, kilkoma klapsami i jakimiś tam sznurkami. Nie ma w tym nic złego nawet jeśli na tym etapie miałyby się zatrzymać i żadnej innej granicy nie przekraczać. Być może to właśnie im w zupełności wystarcza. Być może ciężej im niż innych te kolejne granice przełamywać. Być może nie trafiły na partnera potrafiącego w pełni je zgłębić, odkryć ich ukryte ja i poprowadzić dalej drogą do pełniejszej uległości?

   Na własny użytek określam to jako „bedroom bondage” i choć jestem zwolennikiem bardziej wyszukanych praktyk to jednak i od tych soft nie uciekam. Niekiedy po prostu trzeba od czegoś zacząć. Niekiedy zaś nawet bardzo uległej taki soft tego dnia akurat większe przynieść może spełnienie niż hardcorowa chłosta czy inne tortury. Tego dnia może właśnie potrzebować tylko kilku klapsów i noszenia na rękach. A jeśli u innych nie jest to tylko potrzebą chwili a stan permanentny w którym oboje się najlepiej odnajdują? Oby żyli długo i szczęśliwie w tym stanie. :)

   Choć ponad dwa lata minęły jak się na necie w klimatach nie udzielałem to jednak nadal mam dość dobre rozeznanie  co się w polskim światku dzieje. 10 lat poza granicami kraju daje też mi dużo lepszą być może perspektywę na to co w polskim BDSM kuleje i co jest na pewno większym problemem niż to czy jest jeszcze w powijakach.

   Bo czym tak naprawdę jest to polskie BDSM ?

   Z jednej strony nadal mamy żerowanie na uległości i naiwności. Z drugiej jednak… cóż…”dialog” oparty na złośliwościach a nie konstruktywnej krytyce, plotki i wieczne „kto z kim śpi”, obgadywania i wręcz wredne złośliwości, moralizatorstwo często w obłudę aż popadające, kluby wzajemnej adoracji, mniej lub bardziej prywatne przepychanki, kaptowanie stronników i stronniczek do własnych wojen, nieszczerość i kłamstwa, podbieranie partnerów, nietolerancja dla rzeczy wręcz nieistotnych a co bardziej przykre do czyjejś odmienności a nawet szyderstwa i kpiny, brak poszanowania zwykłej godności osobistej… itd. itp…

JAKIEŻ TO POLSKIE WŁAŚNIE !!!

 
   I bynajmniej nie chodziło mi w tej wyliczance o ogół ale właśnie o polskie BDSM. Niestety…
 

Sprostowanie :)

 

   Droga Kajira ma oczywiście racje pisząc w komentarzu pod poprzednim postem o różnicach pomiędzy Suką a Niewolnicą z jakimi ona się spotkała i jakich została nauczona. Bardzo poprawnie zresztą… :)

   Najwyraźniej nadgodziny i grypka zdecydowanie osłabiły moją czujność. Ponad godzinę męcząc się nad jednym akapitem poprzedniego postu, miałem w końcu kilka jego wersji a gdy przyszło do publikowania po prostu nie zauważyłem, że zabrakło odniesienia wprost do Suk. Będących niejako trzecim elementem składowym tej układanki :)))

   Zostało więc tylko opisanie różnicy pomiędzy suczkami i niewolnicami a suki to przecież całkiem inna historia. Slut pisze, że nie uznaje określenia suczka i ma do tego oczywiście prawo zwłaszcza jeśli ma to się odnosić do niej samej i jej potrzeb oraz preferencji. :)

   Osobiście daleki jestem do stosowania jakichś konkretnych podziałów wobec Uległych , zwłaszcza w słownictwie choć oczywiście je stosuje i to również na sesjach bo przynosi to bardzo ciekawe efekty :)))

   Są jednak osoby bardziej zainteresowane systematyką i to jak je nazywać będziemy, ma dla nich dużo większe znaczenie. Często nawet podstawowe. Nie nazywałbym więc tego bzdurami. Choć dla mnie może nie mieć to wielkiego znaczenia a dla innych samo wyodrębnienie suczek będzie czymś jeszcze bardziej sztucznym i nie do przyjęcia to jednak nie zmienia to w niczym faktu, że takie podziały istnieją i są ludzie dla których będą one miały znaczenie poprzez ich własne postrzeganie BDSM.

   Post w którym poruszyłem temat różnic pomiędzy suczką a niewolnicą dedykowany był Emily i odnosił się do jej zapytania. Raczej więc nie odczuwam tego osobiście jako brak dystansu z mojej strony a raczej pisanie do konkretnej w danej chwili osoby nie poruszając przy tym tematu mojego własnego zapatrywania się na ten czy inny podział. :)))

   Wywołanie filozofii Gor nie było żadną miarą jakimś popisywaniem się a prostą i jak widać częściowo przynajmniej skuteczną prowokacją zachęcenia Ciebie, droga Kajiro do odniesienia się do tej filozofii :)))

   Zawsze też staram się polemizować a nie wyzłośliwiać. Nie znając zaś Ciebie ani tym bardziej Twojego poczucia humoru zaakcentowałem brak jakichkolwiek złośliwości w „PS” i w Twoim komentarzu też nie będę się ich doszukiwał :)))

 

Suczka… Niewolnica… Kajira… ?

 
   Mniejsza jak zwał byle by przyjemność dał… :)))

   Lub dała. I tym w sumie mógłbym temat nazewnictwa zakończyć ale chyba bym nie był sobą tracąc taką okazje do wymądrzania się :)))

   Zacznijmy może od tego, że „suczki” są chyba domeną polskiego BDSM choć przyznam się, że słabiej się orientuje w podejściu innych słowiańskich nacji do BDSM. Może więc jest to bardziej ogólna słowiańska skłonność lecz bazuje na wiedzy czerpanej z zachodniego podejścia do BDSM.

   A w tymże nasze kochane „suczki” będą się mieściły gdzieś pomiędzy „Slavery” a „Domestic Dominance” zwanej tez „Domestic Discipline”(DD). Na zachodzie nie ma więc problemu w mniej czy bardziej sztucznym rozgraniczaniu Uległych. Choć każda będzie inna i rożnie może być traktowana przez swojego Pana to wszystkie są w sumie niewolnicami. Pomijając kilka niszowych filozofii jak choćby filozofia Gor z której to swoje imię zaczerpnęłaś droga Kajiro. :)))

   Jak zresztą w poprzednim poście pisałem i tak wszystko zaczyna się od zbudowania odpowiednich relacji D/U a reszta to już tylko techniczne tricki.

   To samo też dotyczy samego słownictwa. O ile będzie ono jeszcze wykładnią a nawet i niekiedy dogmatem jeśli chodzi o określanie konkretnych praktyk wchodzących w skład BDSM to w innych sprawach a zwłaszcza w odniesieniu do naszej roli w jakiej w BDSM się odnajdujemy, panuje dość duża dowolność interpretacji i w większości przypadków zależeć ona będzie więc od wyboru jaki sami dokonamy.

   Podział na niewolnice i suczki jest więc poniekąd podziałem sztucznym mającym raczej ułatwić prostsze samookreślenie się niż stanowić jakaś wykładnie takiego czy innego zachowania choć oczywiście może być taką właśnie wykładnią o ile tego właśnie chcieć i potrzebować będą obie strony.

   Przyjęło się jednak (czy słusznie to już każdy sam ocenić musi), ze „suczki” to te Uległe, które pozostają ze swoimi Panami w związku bardziej emocjonalnym, gdzie takie choćby przytulenie „po” odgrywa ważną rolę, zaś kobiety nie szukające w BDSM takich „doznań” nazywamy niewolnicami choć i to jest zbyt wielkim uproszczeniem bo w grę wchodzić może wiele innych aspektów wynikających z relacji przyjętych w układzie D/U. Co oczywiście nie znaczy, że i kobieta najlepiej czująca się w roli niewolnicy a nawet i szmaty nie potrzebuje czy nie oczekuje tejże czułości. Może po prostu nie potrzebować jej od swojego Pana bo ma ją u swojego partnera czy męża a w BDSM poszukuje zaspokojenia tych swoich potrzeb lub preferencji, które jej partner nie chce lub nie może spełnić.

   Nie wpadajmy więc pod żadnym pozorem w jakiekolwiek uogólnienia. Od tego staram się trzymać jak najdalej. Schematy są dobre ale w matematyce :)))

PS.    Nie chcąc wzbudzać choćby najmniejszych podejrzeń o złośliwość wobec Kajiry, powstrzymałem się przed rozwinięciem tematu filozofii Gor :)))

Kiedyś może do niej szerzej powrócę a dziś zainteresowanych odsyłam do :

http://kivi.blox.pl/2006/02/Filozofia-Gor.html 

gdzie możecie znaleźć trochę więcej informacji na ten temat.

 

Pan czy nie Pan… ciąg dalszy…

 

   BDSM zawsze było jak wielki worek z którego każdy mógł czerpać nie tylko do woli ale również dowolnie wybierać z niego elementy i klecić z nich swój własny mały świat dopasowany do potrzeb własnych. Niestety bardzo często odbywało się to kosztem strony uleglej.

   Nie należy też zapominać, że BDSM jako takie ma bardzo długą tradycje sięgającą jeszcze czasów gdy nikomu do głowy nawet nie przyszło tak to tego nazywać a tym bardziej nikt nie robił z tego jakiejś tam życiowej filozofii :)))

   Jak wszystko inne, co związane z człowiekiem tak i BDSM musiało się poddać naturalnej ewolucji. Jednak nie do końca i nadal będą ludzie utożsamiający się z wizerunkiem BDSM sprzed ponad wieku. Nie tak dawno przecież dopiero zaczęto w ogóle dzielić BDSM na Hard, Soft a Fetysz będący tylko ubogim krewnym stał się pełnoprawnym elementem składowym. Głównym zaś nurtem było Hard rządzące się dość rygorystycznymi prawami i zasadami. Podziały te odnosiły się nie tyle jednak do stosowanych praktyk jako takich a właśnie do relacji zachodzących pomiędzy osobą dominującą a uległą.

   Soft-BDSM przyniósł nam swoistą rewolucje stawiającą na doznania „duchowe” płynące z relacji D/U a nie na czysto cielesne zaspokajanie potrzeb w oderwaniu od tworzenia ogólnie dziś pojmowanego klimatu opartego na szacunku, zaufaniu a nawet i na miłości.

   Dzisiaj zaś co raz częściej zauważalna jest tendencja do jeszcze większego podziału. Dawny Hard-BDSM choć nadal bardzo popularny choćby w relacjach kobiecej dominacji nad mężczyzną, coraz częściej nazywany jest po prostu S/M zaś dawny Soft staje się BDSM jakie dziś większość uważa za jedyne właściwe :)))

   Nadal jest to jednak pojęcie na tyle szerokie, że każdy z nas może czerpać z niego do woli wybierając to co najpiękniejsze i najwłaściwsze. Tak jednak BDSM jak i S/M relacje D/U widzą jako związek PARTNERSKI mający na celu zaspokojenie OBU stron i odżegnują się od wszelkich praktyk krzywdzących stronę uległą !

   I tu dochodzimy do sedna całego zamieszania… Kwintesencją tak BDSM jak i S/M ma być poszanowanie potrzeb, preferencji i fantazji drugiej strony a zwłaszcza strony uleglej i takie budowanie związku aby obu stronom przynosił on zaspokojenie tak potrzeb cielesnych jak i duchowych.

   Nie ważne jest więc w postrzeganiu Pana to czy po sesji tuli swoja Uległą czy też każę jej sp… a to czy jego zachowanie, takie czy inne jest tym właśnie co jego Uległa potrzebuje i czego po nim oczekuje. Jedyna bowiem ocena wystawiana na świadectwie Pana jest ta wystawiana przez jego Uległą. Najważniejsze bowiem jest zadowolenie  lub szczęście Uleglej a wszystko inne jest tylko technicznymi trickami mającymi do tego prowadzić :)))

   Emily… uwielbiasz jak piszesz być po sesji przytulana i chwała Twojemu Panu za to, że dostarcza Tobie tego szczęścia. Czy za mało jeszcze przeżyłaś aby zrozumieć to co pisała Su tego nie wiem i osobiście daleki jestem od wyciągania takich wniosków.

   Prawdą jest zaś to, że „suczki” pragną takiego okazywania szacunku po sesji poprzez przytulenie a nawet i więcej. To właśnie ponoć czyni je „suczkami” w odróżnieniu od niewolnic. Czasami jednak granice pomiędzy byciem „suczką” a niewolnicą są tak płynne, że Uległa na co dzień będąca „suczką” rozpływającą się ze szczęścia w objęciach Pana, czasami pragnie a nawet wręcz potrzebuje aby potraktowano ją jak niewolnice a nawet jak „szmatę”.

    I nie ma w tym nic złego pod warunkiem, że będzie to jej własny i świadomy wybór.

 

Pan czy nie Pan…

 

   W kolejce na dziś miałem inny temat po prawdzie ale nie mogę sobie odmówić odniesienia się do komentarza Emily a raczej do zawartego w nim pytania…

   Szacunek przede wszystkim… to niby takie oczywiste ale… szacunek dla kogo? Do/dla Uleglej? A może dla jej potrzeb i pragnień? Nie zawsze jest to takie proste i jednoznaczne … :)

   Każda z Was jest przecież inna i inną kroczy drogą a co za tym idzie inne mieć będzie potrzeby, pragnienia i fantazje… Piękne to wyzwanie oczywiście choć też bywa, że łatwo można się w tym pogubić…:)

   Nie rzadkie są przecież kobiety do uległości swojej podchodzące jak do procesu „zeszmacenia”. Nie tylko, że nie będące zainteresowane innymi praktykami ponad te to na dodatek nie mające najmniejszej nawet potrzeby nawiązywania jakichś głębszych relacji z osobą dominującą. Nie pragną takiego zbliżenia lub do niego dopuścić nie chcą bo są np. w związku… Interesować je będzie tylko i wyłącznie sesja i to na bardzo określonych warunkach a później „do widzenia” czy tez raczej „sp…suko”.

   Takie a nie inne mają potrzeby, i potrzebują nie szacunku a sesji i to nie mającej nic wspólnego z szacunkiem… I to sesji nie mających mieć żadnych powiązań z ich codziennym życiem . Pomiędzy zaś sesjami po prostu czekają na telefon wzywający je na kolejne „zeszmacenie” lub też same dzwonią aby się na taką sesje umówić. Jak na wizytę u kosmetyczki…

     Nie jest wiec to takie proste choć w jednym Emily ma oczywiście racje.

   Nie ma prawdziwego BDSM bez szacunku. Jeśli już nie samej Uleglej to przynajmniej jej potrzeb, pragnień i oczekiwań… Okazywanie go przez osobę dominującą jest dla mnie jednym z głównych kryteriów czy osoba ta zasługuje na miano Pana, Domina…Mastera, czy też jest tylko panem, dominem lub o zgrozo masterem :)))

   Kryterium ważnym ale nie jedynym choć to z szacunku właśnie rodzi się coś może o wiele ważniejszego…

   Czyż nie ważniejszym będzie bowiem to, czy będziemy tylko wykorzystywać uległość partnerki dla własnej przyjemności czy też nauczymy ją dostrzegać w tej uległości piękno? Czy zechcemy odkryć, nauczyć się sami i naszą Uległą piękna jakie w niej tkwi aby już nigdy nie była suczką dlatego, że na nic więcej według siebie samej nie zasługuje ale aby była Suczką z dumy, że dostąpiła czegoś tak pięknego?

„… and this is a right Questions…”  :)))
 

Ci inni…

 

   Żyjąc w świecie tak zróżnicowanym a jednocześnie tak nadal nie tolerancyjnym, skazani jesteśmy na życie w ukryciu a wręcz w getcie niezrozumienia. Wśród tych innych. Zabrzmi to poniekąd patetycznie ale nawet jeśli nie mamy wpływu na nasze życie to zawsze pozostaje nam wpływ na to JAK je przeżyjemy. Ja na pewno nie dam się zamknąć w żadnym getcie a nawet i zaszufladkować… :)

   Oczywiście nigdy nie zabraknie zwykłych „chamów” pragnących dowartościować się wyżywając się na kim popadnie… Pomijam też fakt istnienia osób pragnących stłamsić każdą inność, zwłaszcza tą choćby trącającą samodzielnym myśleniem i odwagą dokonywania wyborów innych niż te jedynie „właściwe”. Są też ludzie zawsze będący postrzegać otaczającą ich rzeczywistość przez pryzmat swoich własnych wartości lub „wartości” i atakujący wszystkich innych choćby tylko ze strachu, że gdy te ich wartości upadną to znajda się po prostu w próżni.

   Będą też tacy, którzy zechcą sobie zadać trud poznania a nawet i zrozumienia. Chwała im za to oczywiście…

   Tylko co będą mogli poznać? W jakim świetle ujrzą te „nasze” BDSM ? Samo mówienie czy pisanie o seksie jest nadal wielkim tabu. Nadal nie umiemy o tym pisać i rozmawiać. A już tym bardziej gdy chodzi o tak niekonwencjonalny seks…

   BDSM to nie seks powiecie? I tak i nie. Najwłaściwszym może wyjaśnieniem byłoby stwierdzenie, że BDSM to sfera emocjonalna będąca swoistym sposobem na życie, nierozerwalnie związanym z seksualnością a nie seksem samym w sobie…

   Tylko, że o tym, iż BDSM to nie seks sam w sobie a przynajmniej nie sam seks jest tu najważniejszy zapominają nie tylko Ci „Inni” ale tez i niestety wielu „panów” zwłaszcza. Przyklejając sobie plakietkę BDSM podszywają się pod nas wykorzystując tak ludzką niewiedze jak i naiwność ludzi a zwłaszcza kobiet, dopiero wkraczających w ten nasz mały ale jakże piękny świat?

   Oni też są inni. I nawet o wiele groźniejsi niż ci niezorientowani lub zwykli dyletanci. Niezorientowanych można przekonać wyjaśnieniami i przykładem. Owi zaś pseudobdsmowcy robią nam nie tylko krecią robotę wypaczając wręcz chorobliwie wizerunek BDSM to na domiar złego żerują na naiwności Uległych jakże często raniąc tak ciało jak i dusze Uległej. Często bezpowrotnie niszcząc to piękno uległości jakie w niej tkwiło.

   Tak. Mówię tu o wszelkiej maści sadystach dla których nie ma miejsca w BDSM bo choć NIBY sadyzm jest jedną ze składowych BDSM to jednak nie w chorobliwej i patologicznej wersji. Bywa dodatkiem a nie kwintesencją relacji w BDSM mających prawdziwe znaczenie, czyż nie?

   Warto by się było oczywiście zastanowić gdzie leży granica pomiędzy patologią i chorobą a… no właśnie czym? Dominacją? Wam zostawię nazwanie tego po imieniu.

   Według mnie tam gdzie kończy się szacunek do Uległej jako kobiety a zwłaszcza poszanowanie jej godności, pragnień i potrzeb a górę bierze zaspokajanie własnych potrzeb jej kosztem, wypadało by się zacząć zastanawiać nad samym sobą. A nawet zacząć się leczyć :)

   Niestety z chorobami, zwłaszcza takimi jest tak, że najbardziej pomocy potrzebujący są przekonani o tym, że kto jak kto, ale Oni są cacy, nic im nie dolega i niech wszyscy idą w diabły…

   Nie pozostaje chyba nic innego jak nie chować głowy w piasek i nazywać rzeczy po imieniu. Tych „innych” dostrzegać i na nich uważać.

   I co najważniejsze, uważać na samego siebie. :)))